Kiedy Diablę było jeszcze bardzo młode i siarkę do kaszki trzeba mu było rozcieńczać wodą z cukrem...
E, no nie, nie, tak dawno to jednak nie.
Jeszcze raz.
No więc młode Diablę za czasów szkoły podstawowej wysyłane było kilka razy na letnie kolonie. Jako zdeklarowany lecz w miarę spokojny mizantrop (bawiłam się tylko z dziećmi, z którymi razem wyrosłam, do obcych nie podchodziłam nawet na długość kija), posłusznie wsiadało z pomarańczową walizeczką w autobus, po dotarciu do celu zajmowało przydzieloną leżankę i jakoś tam spędzało te 3 tygodnie nie zamieniając z nikim ani słowa. Pewnie nie to dokładnie mieli w planach rodzice, wysyłając małego dzika na kolonie, no ale co zrobić, niektórych dziur nie przeskoczysz :D
Jako że z powodzeniem unikałam kontaktów - tako też i konfliktów, ale jeden utkwił mi w pamięci, bo do dziś przychodzi mi na myśl często, jak pokazują w telewizorze różne takie jednostki "u koryta", z obszaru zarówno świeckiego jak i sakralnego.
To tak:
Siedzimy w tym naszym pokoju-sypialni, jakieś 12 dziewczynek, pora podwieczorku. Rozmowa toczy się wartko, ale nie że bzdurki jakieś i dyrdymały, fiu-bździu i głupoty, jakby to można pomyśleć w przypadku dwunasto- czy trzynastolatek w latach osiemdziesiątych, nie, nie! Tu poruszana jest kwestia niezwykle ważka, a mianowicie:Czy Modern Talking [wym.: modertokink] śpiewa "szeri szeri lejdi" czy też "szełi szełi łejdi".
No.
Dwojakość interpretacji tego tak znaczącego dla naszego dziedzictwa kulturowego utworu, w zrozumiały sposób dla niektórych okazała się być kwestią życia i śmierci.
W mig utworzyły się dwa obozy, niezwykle wrogie i zacięte, gotowe przeciwniczkom wydrapywać oczy, wyrywać języki, szarpać trzewia i tępym nożem ze stołówki bezlitośnie pruć w drzazgi cenne artefakty plemienne, znajdujące się na wrażych stopach - atrakcyjne sandałko-czółenka gumiane "plastiki", oraz praktycznie bezcenne tenisówki "czeszki".
I trzeba było opowiedzieć się po którejś stronie, nie było siedzenia okrakiem na palisadzie i przyglądania się z góry, łupiąc słonia w paski* (jak to Diablę miało w zwyczaju w takich chwilach).
Siły wodzące konfliktu wprowadziły bowiem na sali powszechny obowiązek głosowania.
I teraz mamy taką sytuację: w miarę padania kolejnych trupów odpowiedzi, obóz Szeri-Szeri zyskuje sporą przewagę.
W obozie Szełi-Szełi jest właściwie tylko inicjatorka konfliktu, która wadliwy miała albo słuch, albo dźwięk w Rubinie, i jej jedna wierna poddana.
Zaczyna się więc walka o dusze. Argumenty obozu Szełi-Szełi są, trzeba przyznać, mocne: pożyczenie długopisu wielokolorowego do napisania listu do domu, lub chińskiej gumki do ścierania o upojnym zapachu owocowego plastiku, obietnice leżenia razem na ręczniku na basenie, "bycia z nami przyjacółką" i chodzenia razem jutro pod rękę po boisku RAZEM Z PANIOM EWELINOM BO MI POZWOLIŁA (na Reksia i Kulfona, wierzyć mi się dzisiaj w to nie chce)
I nic! Siła mega-hitu zza zachodniej granicy jest nie do odparcia. Walka wydaje się przegrana, nie ma nawet cienia szansy na laury. Koniec, klapa.
ZDAWAŁOBY SIĘ.
Albowiem drogi widzu, nie sklapuj jeszcze krzesełka i nie wychodź z teatru, gdyż czeka cię nieoczekiwany zwrot akcji.
Oto tu
Olifanta zagłady.
Masakratora świadomości.
Tak, tak, znalazła Łejdi argument nie do odparcia, przeważający szalę.
Argument ten chwyta oponenta za sam pierwotny korzeń mózgu, generuje impuls wprawiający w ruch ciąg zdarzeń neuronalno-hormonalnych, jak przewracające się jedna za drugą kostki domina ustawione w rządek, który prowadzi ofiary do celu jak po sznureczku.
A tam czeka spokojnie Łejdi i łapie bezwolne już ciała w stalowe sidła obrządku i obyczaju. Przykuwa żelaznym łańcuchem schematów plemiennych i atawistycznej uległości w obliczu Niewyjaśnionego.
Rzecze bowiem tak:
- Kto powie, że szełi szełi łejdi, ten może modlić się dziś w nocy do mojego świecącego jezuska.
Ha. !!!!!!! I pozamiatane.
Gdyż w dzień poprzedni, na wycieczce do miasta, weszła w posiadanie takowego w sklepie z dewocjonaliami, kiedy reszta młodzieży trwoniła mamonę na lody, "orężady", gofry z bitą śmietaną oraz inne grzechy lekkie i próchnicznogenne.
Jezusek Łejdi ze składu precozjów sakralnych wisiał, jak to Jezuski od wieków czynią, na krzyżu, ale ten akurat miał opanowany taki sprytny fortel, że w ciemności fosforyzował sobie radośnie na zielono - może i nie licując z powagą symbolu, ale za to przyciągając wiernych skuteczniej od niejasnych obietnic raju, sugestywnych opisów mąk piekielnych, a już napewno bardziej od "czytania z listu świętego Gorliwiusza do Cnotliwian".
Obóz Łejdi Szełi momentalnie zapełnił się po brzegi (duża większość grupy).
W zapomnienie poszły własne słowa i przysięgi sprzed minuty, otarto pianę z ust, jednym mrugnięciem powiek zmyto pogardę ze spojrzeń. Szybciutko i sprawnie załatano dziury w plastikach i w wątpiach. Łejdi z tryjumfującym uśmieszkiem przyjmowała od każdej nawróconej deklarację wiary: "Modertokink śpiewa szełi szełi łejdi" po której pozwalała usiąść jej na swoim łóżku pod Jezuskiem.
Diablę, wychowane na szczęście bez kultu bezrefleksyjnego bałwochwalstwa**, prychnąwszy w duchu pogardliwie, jak zwykle nie powiedziało nic, ale swoje wiedziało. Nie ma co ufać ludziom. Chorągiewki na wietrze. Puch marny.
Nie mówiąc już nawet o tym, że "jezuskowi" też raczej nie o takich wiernych chodziło. I pewnie za życia nie przyszło mu nawet do głowy, że kiedyś inkarnuje w postać plasticzanego, śnieżnobiałego i larwopodobnego zjawiska, objawiającego się nocą pod sufitem (pani pozwoliła powiesić ten olśniewający egzotyk na ścianie) niczym lewitująca poczwarka-albinos emitująca trupiozieloną poświatę prosto z chińskiej fabryczki uranu, a moc zawarta w tej makabresce okaże się silniejsza nawet od potężnej Magii Zachodu i słodkiej melodii słów wypływających z nabłyszczykowanych ust Thomasa Andersa*** (może gdyby Thomas był fluorescencyjny, miałby szansę?)
Czyli niby sukces - ale na bazie przekrętu i hipokryzji... Ludzkość naprawdę ma to wrodzone, czy "tylko" skorupki za młodu nasiąkły? Pewnie jedno i drugie...
A kilka dni później Łejdi Szełi dostała 40 stopni gorączki i przyjechała po nią karetka, aaaa-ha-ha!
Oliwa sprawiedliwa.
..........................................................
* Ciekawe co zrozumiałby współczesny niepolski nastolatek pod pojęciem "łupać słonia" albo "uprażyć słonia w paski" albo "łupać prażonego słonia". Albo "jakiego masz słonia, w paski czy czarnego?" Ach, tyle wspaniałych możliwości.
**Ja wiem, że wy umiecie czytać ze zrozumieniem, ale jakby jednak ktoś do końca nie skumał: nie należy mylić tego z wiarą w cokolwiek.
*** Wiecie że on dalej jest wielką gwiazdą? W Rosji. I Sandra też! :) Ponoć całe stadiony wykupują do ostatniego miejsca, żeby zobaczyć Thomasa lub Sandrę - która wygląda teraz jak spracowana barmanka Gisela z największej mordowni Düsseldorfu na zasłużonej emeryturze, i w niczym nie przypomina tej szupłej trzciny o bujnej grzywie, no ale czas nie stoi w miejscu dla nikogo, co nie. Za to Thomas ze szupłej dziewczynki wyrósł na całkiem wyglądnego faceta.
..........................................................