środa, 8 marca 2017

Nie wiem jaki tytuł, nie mam na to siły, czy zawsze musi być tytuł?!

Spadek Mocy wyczuwam ja, moi młodzi padawani! (padawanowie?)... Cóż robić w takich przypadkach? Ano podłączyć się pod kogoś, kto Mocy ma dużo, i podessać trochę. Taka Małgosia Południak na przykład, oooohoho, to jest taki człowiek, co zawsze ma Moc! Moc tworzenia obrazów za pomocą kilku słów. Te obrazy malują się człowiekowi w głowie jak czyta, wyskakują z niczego, niespodzianie i czasem z taką siłą, że człowiek (czyli w tym przypadku ja) musi od razu narysować skromną tego obrazu namiastkę chociaż, musi bo się udusi!






 

 

 

 

 

 

 

 

Z wiersza "Chwilę zatrzymane w porę" (Chciałam dać link do całego wiersza na blogu, Margo, ale nie mogłam znaleźć! Dlatego tak tylko niereprezentacyjnie ołówkiem wypisany Fragment)

Edit:  Link do wiersza  >>TUTAJ<<


 
I tak sobie człowiek (czyli ja) maluje i się upaja. Dobrze mieć taką Małgosię w zanadrzu! ;)
 

Tutaj wiosna i srebrni ptacy niby się pokazali na chwilę, nawet był jeden taki dzień, w którym było mi za ciepło w moim zimowym outficie (2 podkoszulki, 2 bluzki, sweter z poczwórnej warstwy sierści yaka, kurtka pozwalającą na zdobycie Antarktydy). Ale teraz świat znowu spleśniał i zszarzał, mózg też od tego pleśnieje. Chlupie mi w czaszce. Miasto jest brzydkie i śmierdzące.


Padam na ryj, ledwo jarzę o co kaman, gdyż oprócz tej nastrajającej do samobójstwa przez nieobudzenie się aury, to komunikacja miejska zorganizowała nam taką miejską grę - codzienną zabawę w "gorące krzesełka" czyli: zrobili mi na trasie praca-dom 2 remonty, i muszę się 6 razy po drodze przesiadać, czyli jadę SIEDMIOMA środkami transportu w każdą stronę (z krzesełka na krzesełko, hop hop).
I jeszcze kawał z buta muszę - rano wypada to na samym końcu tej podróży, co jest istnym strzałem w kolano od losu, mam ochotę położyć się gdzieś w krzakach i już nie wstać, ale za zimno jest. Trwa owa podróż 2 bite godziny. Jak docieram wreszcie do biurka, to siadam i na nic nie mam siły, a tu pracować trzeba, myszką machać, magiczne zaklęcia na klawiaturze wystukiwać.

A dziś rano w pewnym momencie tej Odyseji to stanęłam na środku jakiegoś placyku przed stacją i się zacukałam wielce, bo nagle kompletnie nie wiedziałam, gdzie ja właściwie jestem, na którym etapie, na co ja się mam teraz przesiąść i w którym to coś ma jechać kierunku. (Czy te syreny już były dziś? Czy mam linę żeby przywiązać się do masztu krzesełka ? Beczkę wina do upojenia złego cyklopa?)

Kalina twierdzi, że taka wyprawa w ramach pracy to właściwie delegacja, i ja myślę, że ma rację.

Jeden objazd ma trwać (planowo) do 19.03. a drugi do 26.03. A jak znam tutejszych Mistrzów Planowania, to będzie obsuwa.

Ostatnia rozbudowa jednej stacji na mojej trasie trwała 3 lata. Rozbudowa polegała na tym, żeby połączyć 2 perony, na które przedtem z jednego na drugi trzeba było latać schodami i na około. Żeby je połączyć, trzeba było przebić się przez jedną ścianę, która bezczelnie stała między nimi. A jak wiadomo, jest to wielce skomplikowane przedsięwzięcie, zburzenie takiej ściany, co nie. 3 lata to pewnie pestka, powinniśmy się cieszyć.

Więc nie robię sobie wielkich nadzieji na te terminy teraz. Byleby obsuwa nie była taka, jak przy berlińskim lotnisku albo hamburskiej filharmonii...



 

.......... a tu wypunktujemy 8 godzin pracy, polegającej na niezapadnięciu w katatonię .............




Po robocie, wraz z wkurw... radosnym tłumem znowu uczestniczę w partyjce "gorących krzesełek", potem szybkie zakupy, obiad, i jest godzina 19 i nareszcie mogę.... no? Odpocząć? (Przypominam że wstaję o 4.55) ??? Aaaahaha, gdzie tam, wtedy zaczynam ćwiczenia racicy, których mam już zadane dosyć dużo - bo jest lepiej, więc mam robić dużo ćwiczeń żeby było jeszcze lepiej, a kiedyś w końcu może i w miarę dobrze nawet.

To są takie różne ciekawe czynności, że np. zakłada się na stopy worki na śmieci (tyle że lepiej wziąć takie bez śmieci) i tymi ofoliowanymi kończynami wykonuje się po dywanie dalekosiężne ruchy ślizgowo-posuwiste. Coś jak te wczesne tańce disco, co to tyle śmiesznych filmików w internetach jest.

Albo rzucam się na ścianę z wyskoku, i to całymi seriami! Ale hamuję rękami i się odbijam, spokojnie, nie walę jej z barana, chodzi o ten wyskok. Ciekawe czy któryś z sąsiadów znaprzeciwka już to widział przez okno wieczorem.

No i jeszcze są figury baletowe na drewnianej skrzynce po winie, obciążonej po jednej stronie Borsukiem. Takie Jezioro Łabędzie, gdzie ja jestem OCZYWIŚCIE zaklętą Odettą w pląsach, skrzynka jest malowniczym kamerdolcem na brzegu, a Borsuk statystą, anonimowym mieszkańcem przybrzeżnych szuwarów.
Niby mógłby być księciem Zygfrydem, ale jakoś nijak nie jest mną tak oczarowany, jak oryginalny Zygfryd oryginalną Odettą. Może dlatego, że Zygfryd nie miał laptopa, a Borsuk ma, i są w nim takie różne gry o czołgach, i bojowych robotach z laserami, i zombich, a wiadomo że chłopcy bardziej lubią strzelać robotami niż patrzeć na pląsające łabądki.
W sumie ta Odetta to szczęście miała, że nie było wtedy laptopów i inych plejstejszynów, i znudzeni kawalerowie wałęsali się po lasach i ugorach chlastając mieczem krzaczory, bo inaczej to do końca życia znosiłaby jajka w kupie patyków, żarła wodorosty oraz iskała małżonka dziobem.

Romantyzm tego naszego domowego baletu też trochę psuje fakt, że skrzynka robiąca za malowniczy głaz ma wielki napis "Chateau Siaurac", i ja nie jestem pewna jak to czytać, ale wychodzi mi że "Szato Siurak".

No także ten...

Są też jaskółki z ciężarkiem w rękach - to znaczy nie jako kolejni statyści nad jeziorem, takie ćwiczenie - rozwiązałam więc niejako przy okazji problem, czy jaskółka potrafi unieść orzech kokosowy. (Jak myślicie, napisać do Monty Pythonów?)

I jest czatowanie na smażącego się na patelni kotleta jak bocian na żabę - na jednej nodze. Tutaj można łączyć dwa w jednym i płynnie przechodzić z bociana w jaskółke. Boli jeszcze bardziej, z czego wnoszę, że działa.


No to z grubsza tyle ze składowych mojego planu dnia.

(Hmmm... gry miejskie, balet, disco, ornitologia - wychodzi na to, że nic tylko się dobrze bawię cały dzień. To i nie dziwne, żem potem wykończona, co nie)

96 komentarzy:

  1. Złóż strudzoną głowę na piersi mej mizernej i wklęsłej pogłaszczę Cię. Po racicy też. Ćwiczyć musisz, ja też muszę. W końcu ten wspólny neuron zobowiązuje.Ja też budzę się, bo mi tu szklanki fruwają nad głową i światło świeci w oczy, ale potem mogę jeszcze dospać do 7. Dasz radę, kobiety są silne. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Damy radę, pewnie. Tulę też, i głaskam! :*

      Usuń
  2. Zacznij planować, co zrobisz z czasem, gdy Ci już te objazdy pousuwają i nie będziesz musiała kopytem machać... O około 5 godzin doba Ci się wydłuży! Góry przeniesiesz albo inne co zrobisz jak nic!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojojoj! Wtedy to przebuduje cały kosmos!
      Poprzestawiam trochę, żeby było ładniej :)

      Usuń
    2. Co chcesz, mów, widok na jakąś kolorową mgławicė? Dodatkowy księżyc?

      Usuń
    3. Podobno nic w przyrodzie nie ginie.
      Skoro Ty tracisz dziennie te 4 godziny, to gdzie one teraz są?!

      Usuń
    4. Zagubione wsród "goracych krzeselek" kraza gdzies po miescie... Moga byc wszedzie!

      Usuń
    5. Ehkhem. To, pardą, ale gdzie są te zagubione godziny Bożeny, która co prawda skróciła sobie dojazd do Kopalni, wybierając ostatnio drogę nie rowerową, ale na przełaj, gdzie rower mdleje, Bożena mdleje, ale dojazd jest skandalicznie krótki, TYLKO tych godzin brak! Niedoczas to już pojęcie passe, teraz jest potrzebne silniejsze pojęcie, co ogarnie Bożenowy bajzel. Jakieś opcje?
      P.S. Pozdrowienia dla Małgosi, co to cudnej jest urody.
      P.S. 2. Pozdrowienia dla powiadamiacza mailowego o nowych sadzonkach na buraczanym polu, co to ma opóźnienia niczym polinische PKP. ;)

      Usuń
    6. Uściski Bożeny Sektretarko :*

      Usuń
    7. Tłok w tych internetach, Bożeno, zbyt dużo kilobajtów na centymetr kabla, korki, opóźnienia, XXI wiek!

      Usuń
  3. Zanim przeczytam podpowiem tytul
    20 stopien zasilania... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ulzylo mi, ze nie walisz w sciane baranem bo przeciez ten baran moglby tego nie wytrzymac nerwowo i dac noge, a biorac pod uwage, ze czesto tym mianem okreslam rozne pozornie ludzkie jednostki to tym bardziej...

      A Szato Siurak zrobilo mi dzien... ;)

      Usuń
    2. O wlaśnie, bardzo dobry tytuł :)))
      A Szato Siurak też wprawia mnie w dobry nastrój, inaczej nie da sie przejść koło tej nazwy.
      Ćwiczę balet w zamku Siurak! Ja, księżniczka Odetta von Burak!
      :D

      Usuń
    3. A to, Margarithes moze, ale nie musi kojarzyc, przypomniala mi sie restauracja o malowniczej nazwie Chalet, na wyspie Achill, na ktora polowalysmy z Wiedzminka odkad rzucil sie na nas szyld z reklama, jeszcze na "stalym ladzie", bo nas rajcowala mysl, ze zjemy obiad w Szalecie i ktora znalazlysmy, a jakze, po dlugim jezdzeniu trasa widokowa, ale byla godzina moze 15ta moze blizej 14tej, a Chalet otwierali od 18tej, co nas tak zdegustowalo, ze zjadlysmy prawdopodobnie najpozniejszy lunch jaki serwowano w jakims podrzednie wygladajacym mlecznym barze w bliskim sasiedztwie. Z perspektywy czasu oceniam, ze to nawet lepiej ze Szalet byl niedysponowany, bo Wiedzminka jak Wiedzminka - ona lubi morskie robale i ryby wszelakie, ale ja nie dosc, ze ryb nie cierpie, a z innych potraw wodnych to wylacznie kawior jadam ;), to na dodatek bylam wtedy totalnie wege ;).

      Usuń
    4. Chalet nazywaja sie czesto takie drewnine domki na campingach :-)
      Wiec w szalecie to mozesz nawet nocować i spedzić piekny urlop! Szalet z widokiem na morze na przykład, no czy nie brzmi zachęcająco?

      Usuń
    5. Dla mnie szalet w pierwszym uderzeniu kojazy sie wylacznei z tzw wygódka aka wychodkiem publicznego uzytku, wiec zruzumialy chyba ubaw na mysl o posilku z szalecie ;) dopiero pozniej mam swiadomosc, ze to taka chatka :)

      Usuń
    6. Skojarzenie jako i u mnie, szalet miejski! I tez mnie te szalety na campingach dlatego wzruszaja :) Wakacje w szalecie, ah, az sie lezka w oku kreci!

      Usuń
    7. MR, to było na Achill? Dziwna nazwa jak na Irlandię, serio. Ale na Achill nie ma takiego miejsca, albo już nie ma

      http://www.loveachill.com/en/achill-island/coming-to-achill/pubs-and-bars

      Może wioseczka Cashel pomerdała Ci się z Chalet :) to maleńka wyspa, nic tam więcej nie ma, oprócz domu pracy twórczej niemieckiego noblisty :P

      Bary zazwyczaj otwierane są od rana i działają do północy. Jedzenie można zamówić napóźniej do 18:30. ALe byłam tam zaledwie kilka razy, mogę się mylić.

      Będę tam w maju, to się przyjrzę uważniej, hehe.

      Usuń
    8. Jest! Jest!

      http://www.loveachill.com/en/achill-island/coming-to-achill/eating/287-chalet-seafood-restaurant

      pójdę tam :) ależ mnie to rozweseliło od rana, a tak mi już źle było :) kiss MR i sorry :)

      Usuń
    9. Kolektyw blogowy zyczy niezapomnianych wrazen :D

      Usuń
    10. No ba :) charakter lokalu juz doprecyzowany :) Sama bylam ciekawa, czy jeszcze jest.

      W dzikim Szale zdemolowac miejski Szalet, to by dopiero bylo...

      Usuń
    11. A w okolicy wioski Cashel, zlapal mnei jak wiesz straszliwy Kaszel ;)
      W miedzy czasie bylam tam jeszcze ze 3 razy, ale na Rock of Cashel jeszcze nie dotarlam kurcze.

      Usuń
    12. a wiesz, że ja tam też jeszcze nie weszłam? Zawsze gdzies obok, jakoś tak.

      skonsultowałam się ze znajomymi, co do restauracji - nie idź tą drogą. Hehehe

      Usuń
    13. az tak? ;) no to nie bede :)

      Usuń
    14. lepiej nie, bo moze bys potem z chaletu prosto do szaletu...

      Usuń
    15. :) a tutaj na nieżyt żołądka dostaniesz do picia rozgazowany sprite :P

      Usuń
    16. O, to jak w Norwegii, tez tak robia!

      Usuń
    17. ja jestem 'oldskulowa' i nosze ze soba rapacholin z przemytu ;)

      Usuń
    18. O_O !!! Farmako-mafia!!!
      (co masz fajnego jeszcze? moge prosic na priv liste bestsellerów?)

      Usuń
    19. Wszystko na R... "Rapacholin, Ranigast, Rutinoscorbin, wszysto na R oprocz Relanium..." I teraz uwazaj - prosilam Fadera o zrobienie mi zapasu, bo bede krotko i moge nie zdazyc do apteki, i wlasnie tymi slowami wyrailam zapotrzebawnie
      "Rapacholin, Ranigast, Rutinoscorbin, wszysto na R oprocz Relanium..."
      Na drugi dzien Fader dzwoni poptwierdzic ze ma pelna liste i zaczyan czytac:
      Relanium...
      posmarkalam sie ze smiechu, bo akurat to jest jedyne znane mi na R ktorego nie potrzebuje hahaha :D
      A na priv zaraz napisze bo lista jest dluuuuga, a na niektore nazwy pewnie sie zdziwisz ze musze przemycac :D

      Usuń
    20. Nie zapominaj w jakich nerwowych czasach żyjemy, może się przydać! :)

      Usuń
    21. o raju, ja przemycam ranigast i acc :)

      Usuń
    22. To ja jestem z całkiem innego obozu, bo przewoże głównie ruskie pierogi :-)

      Usuń
    23. O pardom unizenie... ja przemycam wszelkie bezmiesne pierogi jakie mi w rece wpadna tuz przed powrotem z Planety Ojhczystej ;). Ostatnio nawet brokulowo szpinakowe ...uszka?? chyba tak, sadzac bo nikczemnym rozmiarze ;)

      Usuń
    24. Uszka / Tortellini u nas dobre, tylko ze ja nie lubie za bardzo. Pierogi to u mnie w Jedynym Slusznym Rodzaju - czyli ruskie wlasnie! Z cebulka smazona! Kocham! (a robic sie nie chce, gdyz jestem zbyt leniwa)

      Usuń
  4. Dobrze Cię mieć blisko, podnoszę wzrok i mam, na szczęście, bo mogę sobie podładować bateryjkę, a teraz jeszcze jabłonka. Co ty mi pięknoto robisz w głowie, to moje :)

    a tu masz linkę i dobrze się przyjrzyj, bo tak już zostanie

    https://wcieniuskrzydel.blogspot.ie/2017/01/chwile-zatrzymane-w-pore.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ładujemy sobie nawzajem, pięknie! Świadczymy sobie korzyści energetyczne z ekologicznych źródeł odnawialnych :)))

      Usuń
    2. I tak nic nie przebije skrzynki, aż poleciałam obejrzeć nasze, bo kiedyś wytargaliśmy z Lidla, trzymam w nich teraz orzechy, a to jednak nie to samo, chociaż te nasze, to ewidentnie były siurki :P

      Usuń
    3. To fakt, trafilo sie nam z ta skrzynka jak szóstka w totka, leprzej sobie nie wyobrazam :D Szato Siurak rządzi!

      Usuń
    4. dziękuję Diable za ten dzień, kisses

      Usuń
    5. Klaniam sie w plynnym przejsciu z bociana do jaskólki! (ufffff. dzisiaj bez ciezarka, nie mam sily.)

      Usuń
    6. i tak Cię podziwiam :*

      Usuń
    7. Przemyślałam tytuł i zmieniłam, wybacz :) ale ja tak już mam, wciąż dłubię...

      Usuń
    8. A zmieniaj, toz to Twój wiersz :)))
      Podoba mi sie tak skrócone, jest bardziej "margowate"!

      Usuń
  5. Śliczny malunek! Widać na nim zachwyt nad światem i więź z naturą, taki optymistyczny "odbiór" wiersza Małgosi.
    Dobrze, że mimo przygód komunikacyjnych masz takie pastelowe wizje.
    Jeśli chodzi o rehabilitację kopytka, to za kilka tygodni ja będę musiała na takiej skrzynce jako przeciwwaga występować i tu mogą być problemy. Skąd wziąć skrzynkę po Szato Siurku? Czy może być skrzynka po zwykłym sikaczu? - jakoś tak podobnie się kojarzy...
    No i męska rola baletowa, coś odpowiedniego dla primabalerona?
    Ratuj, pomysłowy Diabłomirze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak, pamiętam pisałaś gdzieś o troszkę popsutym małżonku, chyba u Kanionka.
      Skrzynke po Siuraku znaleźliśmy porzuconą koło śmietnika :-) więc niewiele tu mogę doradzić, ale w sumie możnaby zapytac w jakims sklepie takim z dobrymi alkoholami, może by mieli coś na zbyciu? Zakładając oczywiscie, ze pracownicy posiadają ludzką stronę osobowości i będą chętni do pomocy...

      Natomist rola, hmmm, moze cos ze snu nocy letniej? Skoczny, wesoly Faun? ;)

      Usuń
    2. Faun przejdzie na pewno, wesoły raczej też. Ale skoczny? Jak osiągnąć skoczność u męża z wieloletnim stażem?

      Usuń
    3. Moze za pomoca wina! Kupcie pelna skrzynke, wypijcie, a skrzynka zostanie jako pomoc fizjoterapeutyczna.

      Usuń
    4. Taka ilość to na ostry melanż(kojarzysz?):D
      Zastanawiam się też nad seksowną bielizną i szpilkami ;)

      Usuń
    5. Tez opcja! Ale ta bielizna i szpilki to dla malzonka? :))

      Usuń
    6. W założeniu tak.
      A myślisz, że byłby bardziej skoczny, gdyby dla kogoś innego? Ale chyba mniej wesoły:P

      Usuń
    7. ekhhem... na temat niemoich malzonków w tak skocznych sytuacjach to akurat wolalabym nie spekulowac ;)

      Usuń
    8. Ja chyba także zrezygnuję z tych dywagacji, bo poczucie humoru w pewnych sprawach panowie mają bardzo ograniczone.
      Może chociaż szpilki na tę skoczność zostawię. Takie dziabnięcie znienacka może zadziałać :)

      Usuń
    9. A to fakt. Nawet moze sie zdarzyc, ze podskoczy wyzej, niz ja na widok pajonka! A to juz jest cos, wielki skok na drodze terapii!

      Usuń
  6. Troszkę Cię odpompowało... choć siła do trzymania narzędzia rysującego jest, więc pacjent żyć będzie! Przyjdzie wiosna, zrzucisz swetry, mysz stanie się lżejsza, a po ćwiczeniach będziesz wyczyniać balety na siuraku jak Barysznikow. Ściskam w pół.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wola zycia jest :) Tli sie jeszcze! Tylko sil malo. Ale bedzie lepiej, bedzie. Czego i Tobie Lisie drogi zycze, odsciskujac w lisie futrzaste pól :*

      Usuń
    2. A kto wie, kto wie, moze i do Balszoja zaaplikuje, jak najbardziej.

      Usuń
  7. bym umarła...natentychmiast w mgnieniu oka, w takim rytmie dnia ...
    normalnie nie żartuję serio serio
    a wiosna w Twoim wydaniu pienkna )))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to tez jest jakies wyjscie z sytuacji! Ale takie troche ostateczne, bez powrotu :)))

      Dziewcze pod jablonka pojawilo mi sie w glowie OD RAZU jak czytalam te slowa w wierszu Margo. Po prostu momentalnie "klik" i byla. Takie, pani droga, cuda wianki.

      Usuń
  8. Piękne dziewcze pod jabłonką:)
    Podziwiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Diable:-))) a jakby tak u Ciebie zamówić monidlo nad łóżko? Tak mi się zamarzyło. ...na wiosnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. takie monidlo z bohaterami umiejscowionymi pod jablonka - sielskie i blogie! Fajne :D

      Usuń
  10. Ja tylko jęknę: Ależ ten tekst MP piękny. I ilustracja. Przymknięte oczy.
    I chce się przytulić caly swiat. Moze to cos zmieni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W najblizszym otoczeniu przytulajacego - na pewno!

      (Klaniam sie w imieniu swoim i MP :)

      Usuń
    2. Uśmiechy posyłam i dziękuję za Waszą uwagę, bardzo. Kisses

      Usuń
  11. Diabel niech nie grzeszy, bo przynajmniej z pogoda to Diabel mnie nie przebije. Wczoraj i dzis (sroda, czwarte) 16-18 stopni C a od jutra snieg i znow zima az do nastepnego piatku, czyli caly tydzien. A tu krzewy kwitna, drzewa co niektore juz listki wypuscily i dupa... nawrot zimy:((
    Tak ze bardzo Diabla prosze niech sobie Diabel uraga ile moze, bo mu sie to prawnie nalezy na te krzeselka, bo one musza byc wielce wkurwiajace:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, ale skoki! Termometry wam popekaja!
      A krzeselka - ooooj, tak, nawet nie wiesz jak WIELCE. Pomijajac ilosc przesiadek - ja jestem czlowiekiem bez cienia orientacji w terenie, i sie po prostu gubie. Szczescie, ze przewaznie starczy zwyczajnie isc za stadem, jak baran :D

      Usuń
  12. 1. Od samego czytania o diabelskiej podróży na szychtę i nazad zmęczyłam się okrutnie! Czy Diabeł przypadkiem nie jest spokrewniony (może być daleko) z rodziną Stachanowów?
    2. Włażę też tu sobie co i rusz pogapić się na diabelską wiosnę. U nas nic nie wskazuje... Tzn. wskazuje na konieczność zorganizowania sobie przytulnej arki, a chociażby czółna, bo fale potopu walą mi o okna i parapety :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Nic mi o tym nie wiadomo, ale bohaterem jestem napewno :P
      2. Mimo wszystko wierze, ze KIEDYS musi przyjsc! Ta prawdziwa, nie tylko na obrazku...

      Usuń
  13. A samochdem byłoby duzo szybciej? Po za tym, że kosztowniej ale oszczędniej oczywiscie.
    Życzę Ci by oba remonty skończyli przed czasem.
    Tulę remotely.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byloby tak z godzine (czyli o polowe) szybciej. Tylko trzeba miec takie dwa drobiazgi jak samochód i prawo jazdy :D

      Usuń
    2. No tak, takich drobnych przeszkód nie da się przeskoczyć ot tak. Niestety. Skutrek? Ja akurat sie boję, ale jak sobie przypomnę moje dojezdzanie z zaledwie 3 przesiadkami w tłoku + spacer, to nie wiem jak ty to wytrzymujesz.

      Usuń
    3. No te objazdo-remonty sie skoncza, w tym moja nadzieja!
      A na skuterku o 5.30 rano jechac godzine, to tez niezla przeprawa by byla. Nie wiem czy by mnie potem jeszcze mozna bylo odmrozić...

      Usuń
  14. bo ech te tytuły, purpury, zaszczyty... :D
    siurak siurakiem ,ale i tak nie ma, jak dobre nieprzewiewne szato!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pogardziłabym... Skromne szato z kucharką, personalem sprzątającym i masażystą! A ja oddawałabym się moim hobby i innym przyjemnościom...

      Usuń
  15. A wiesz, że jak pierwszy raz zobaczyłam ten obrazek, to myślałam, że jest to uczłowieczone drzewo? Dopiero jak na laptopie obejrzałam, a nie w telefonie, to się przekonałam, że jednak dziewczynka stoi pod drzewem;) Ale ta wizja była równie fajna, a obrazek jest po prostu cudny! Mógłby mi taki wisieć nad łóżkiem, czemu nie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo! No, tez fajnie z takim uczlowieczonym drzewem :D

      Usuń
  16. chwilowo dużo nie powiem, bo zajęta jestem czytaniem tego bloga właśnie ... może tylko tyle, ze taki dwugodzinny dojazd to miałam zez centrum Frankfurta na lotnisko, z trzema przesiadkami i bez placów boju w postaci budowy, kilka ładnych lat tak miałam i był to okres, w którym przeczytałam najwięcej książek ;) o dziwo wstawałam o tej samej godzinie, o której teraz wstaje czyli o 04:10, we wsi robotniczo-przemysłowej, skąd mam Smartkiem osiem minut do roboty, widać na starość czas przeżyty sie skraca, a doroboczy wydłuża ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marga na buraczanym zagonie, jeeee! :)))
      Ja tez mialam przed przeprowadzka 2 godziny - teraz mam 1,5. No a z tymi objazdami znowu 2.
      I tez czytam, inaczej bym kwikla z nudów w tych pociagach!

      Usuń
    2. a se tak czytam tu z przyjemnością :)

      Usuń
    3. Zapraszam, zapraszam, wszystkie buraczki swieze i jedrne, pelne witamin! Sie prosze czestowac!

      Usuń
  17. Twój post uświadomił mi, jak wielkie mam braki w wykształceniu. Jedyny Zygfryd, jakiego znam, to Zygfryd, co miał Linię Zygfryda. Odety nie znam żadnej. Jedynie Kozetę, ale to z powieści o nędznikach, autora, który miał dwa imiona, za to żadnego nazwiska. Będę musiał przeczytać jakiś bryk dla gimnazjalistów.

    Współczuję dojazdów. 19 marca już bardzo niedaleko. Nie będzie obsuwy o długości trzech lat. A jeśli... to proponuję rozważyć przeprowadzkę moją okolicę. Jadę do pracy 12 minut.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z koleji nie znam tego Zygfryda z linia. Mógl byc konduktorem! Albo matematykiem. Choc przypuszczam oczywiscie, ze chodzi o polityke i Linie na mapie.
      Wiec mozemy sie tak tutaj wymienic Zygfrydami :)

      A te 12 minut to podejrzewam, no istny Sherlock ze mnie, jest do TWOJEJ pracy. Do mojej bylo by o te kilka dluzej chyba, ale jakby co, to rozwaze ta opcje!

      Usuń
    2. Zygfryda, to mam wujka, a i znam Ode oraz Odette ... znaczy wykształconam dobrze jest ;)))))))

      Usuń
    3. Ode to ja znam do radosci - liczy sie?

      Usuń
    4. A Zygfryd de Löwe z "Krzyżaków"?

      Usuń
    5. Z Krzyzaków to ja pmietm tylko Jagienke i Juranda. NO I oczywiscie Ulricha!

      Usuń
    6. Zygfryd to ten komtur, który okaleczył Juranda. Negatywna postać.

      Usuń
    7. No to mamy jednego zlego, jednego dobrego, a ten od Linii Zygfryda to nie wiem jaki. Moze neutralny, do kompletu, jak neutron przy protonie i elektronie.

      Usuń
    8. Te linie to jakaś wojenna infrastruktura. Pamiętam z historii - mgliście, ale jednak. I coś tam jeszcze o Mażinocie była mowa. Google na pewno zna szczegóły.

      Usuń
    9. To na pewno nie neutralny - skoro polityk.

      Usuń

Dawaj.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...