wtorek, 23 lutego 2016

Czy kukułki zawierają alkohol?








Jedni amatorzy kukułczani mówią, że nie, drudzy uparcie twierdzą, że tak. Jeszcze inni, że tylko niektóre. Żeby więc raz na zawsze rozwikłać tą alko-zagadkę, poprosiliśmy o wypowiedź ekspertów. Tak to się wszak dzisiaj robi w każdej szanującej się audycji.







Oto Celina i Przemysław,
zadaliśmy im tytułowe pytanie.











 


- .... Sssso tahiego? Alkohol? Alkohol to zło! Kare... heee... kahe... kahhegorysznie protestuję pszeciwko takim pomówieniom. Jestem absssolutnie tsześwy, jak ten, no, krokus! Rześśśki jahhh... jah ranny ptaszek.





- Przemek! Znowu... Eh. W internecie cię pokazują, pacanie, a ty... Przepraszam za męża. To może ja się wypowiem, dzień dobry. Więc otóż, w zasadzie, to nie, kukułki nie zawierają alkoholu. I tak całe te podchody z podrzucaniem jajek są wystarczająco uciążliwe, a w stanie wskazującym to już w ogóle w gniazdo można nie trafić, no i potem mamy spadek wskaźnika narodzin, starzenie się społeczeństwa, przejmowanie nieobsadzonych terytoriów przez inne gatunki ptaków i takie tam problemy społeczno-gospodarcze...
Ale czasami jak jesień wyjątkowo wilgotna jest, to jagódki na krzakach pleśnieją, no i tego, wie pan, można się potem niekiepsko zdziwić, jak się przywali łbem w sosnę wracając z obiadu...
No czyli odpowiedź jest taka, że w sumie to nie, ale jesienią czasami tak. Tak, czasami zdecydowanie tak, z tym że to nie nasza wina tak do końca. Przemek uważaj, bo się przewrócisz.



 - Mam ślissskie buty! Jestem tsześśwy! Chrząrzszszcz Karol kupił króla z powy... poływoma... powyłamowymi nogami i zjadł korale... młłłeeee...
- Tak, tak. Leć naskubać wierzbowej kory lepiej, zrobię ci wywar. Wieczorem jesteśmy zaproszeni do Gilów, jak ja się tak z tobą pokażę?! Tylko uważaj na ten wielki jesion na zakrę.....ajjjj !!!!!! ... no i za późno, leży. No więc sam pan widzi jak to jest. To ja lecę go pozbierać z tej ścieżki, zanim go jaki lis dorwie. Do widzenia.








(głosy z offu)
- Bennndę leszał, gsssie chcę! Szyjemy w wolnym kraju! I jestem tsześśwy! Tylko mięęęnciutki, jak kaczuszka.
- No już, wstawaj, jesteś nawalony jak stary Szpak, idziemy.
- Czujęsięfąntastycznie!
- W to nie wątpię.
- Hej, hej, heeej sokooooły! ... Tyyyy! Celina! Ale ty masz tu takie pięęękne piórka tu na skrzydłach! Takie kruczobiałe! Piękne! Piękna z ciebie kobieta Celinko, kocham cię, wyjdź za mnie!
- Przemek, jesteśmy 12 lat po ślubie.
- A! A to cudofffnie, bajecznie, jesteś moją ksssięszniszką, klórewną... Rany, Celina uważaj, orły! Białe orły! Pełno ich tu, kryj się!
- Uspokój się, Przemek, jakie orły.
- I tam, jahhhby cień zaskrońca... On szarżuje, Celina, szarżuje! Ja cie obronię! Szybko, do tej dziupli, do dziupli!
- To nie zaskroniec tylko dętka rowerowa. I nie dziupla, a królicza nora.
- Tak wysoko???
- O matko, zmiłuj się... No już, pomalutku, wskocz na tą pierwszą, najniższą gałązkę, i potem dalej.
- Ale tu jest barssso dużo gałązek. I wszystkie uciekają.
- Dasz radę, popatrz, przytrzymam ci ją skrzydłem.
- A skąd ty masz tyle skrzydeł?! Ale wiatrak! Zawsze miałaś tylkhhho dwa... O! Patrz, ja też mam tahhh dużo! Rany, ale jaja, hy hy hy, jak nas Gile zobaczą, to z gniazda wypadną! Ooooooj... ooooj, ale buja na tej gałązce, straszny wicher! Jak wiruje!
- Jesteś dopiero na wysokości osiąganej przez niezbyt skoczną, starą ropuchę powykręcaną artretyzmem. Właściwie trudno tu w ogóle mówić o wysokości.
- Buee, młłłe młłłe... guułe...
- Co?
- Celinaaa... mi niedobrze jest...
........................

Wywiad przeprowadził (na tyle, na ile się dało) korespondent Jiři Pochlánko.

środa, 10 lutego 2016

Jamy intymne King Konga.


Wyobraź sobie, że jesteś farmaceutą, sprzedajesz w aptece. Ludzie mówią ci o swoich zdrowotnych problemach, liczą na pomoc. Musisz byc zatem osobą kompetentną, poważną, wzbudzajacą zaufanie.
Że nawet nie wspomnę o odszyfrowywaniu recept pisanych przez zezowatego chomika z niedowładem kończyn, wstępnie tylko zapoznanego z klingońskimi hieroglifami, którego niektórzy lekarze dla krotochwili ukrywają w rękawie z przywiązanym do łapki długopisem. Albo o całej tej nieskończonej liście leków, paraleków i zylionach ich zamienników krajowych i zagranicznych. Plus oczywiście sposób ich działania oraz "Te takie małe żółte z reklamy poproszę". No łeb jak sklep trzeba mieć.

Ale farmaceuta musi posiadać jeszcze jeden, bardzo ważny moim zdaniem, talent: zdolność zachowania absolutnej i niezmąconej powagi.

I teraz taka sytuacja. Jesteś tym zdolnym, wyuczonym, kompetentnym farmaceutą za aptekarską ladą, przyzwyczajonym do tego, że pacjenci zjadają czopki albo wsadzają je sobie do ucha, masz wykrochmalony, śnieżnobiały fartuch, poważny lecz zarazem uprzejmy wyraz twarzy, podręczny deszyfrator klingońskich hieroglifów i wszystkie reklamy z tv wykute na blachę - no krótko mówiąc jesteś perfekcyjnie przygotowany, nie do zagięcia.


Aż tu podchodzi do cię klient mówiąc:
- Poproszę striptiz intensywny.
[I co? Kierując się ideą niesienia pomocy pacjentowi, przygasić światła i wyprosić resztę petentów? Czy raczej powiedzieć mu, że pomylił lokal?]


A co, gdy podejdzie do lady sporych rozmiarów pan bez szyji w gustownym dresie i wycharka:
- Halopierdol!
[Umykać chyżo i rączo, porzucając apteczne mienie?!]


Albo zaskoczy cię ów pan jeszcze bardziej i z ciemności czającej się pod kapturem dresowej bluzy doleci cię ponure:
- Ave Maria.
[Przezornie paść na klęczki i wykrzyknąć "Zawsze dziewica, na wieki wieków"? Wszak nikt nie spodziewał się Hiszpanskiej Inkwizycji...]


Otóż nie. Wszystkie te rozwiązania, choć pomysłowe i świadczące o kreatywności, sa błędne. Farmaceuta musi bowiem w takich przypadkach w ciagu milisekundy przeczesać wszystkie zwoje mózgowe zawierające te zyliardy nazw leków i dopasować właściwy do żądań "pomylonego" klienta - bo właśnie to kryje się za złowieszczym "Ave Maria" i cichutką prośbą o striptiz. I nie może farmaceuta wpaść przy tym w panikę ani stracić przytomności ze śmiechu. Podejrzewam, że to wcale nie jest łatwe. I takich przypadków jest podobno sporo. Zbiera je u siebie młody farmaceuta, a ja wybrałam tylko najpiękniejsze z tego bukietu kwiatki:

 
Proszę Halopierdol. (Haloperidol)
Ave maria. (Aviomarin)
Poproszę płyn do płukania jamy intymnej. (Dobrze, że nie smoczej!)
Poproszę Striptiz intensywny. (Strepsils Intensive)
Plajstry na holokausty.
 
Poproszę sól filozoloficzną. (Bo mi nudno)
 
 
Poproszę 3 kompresory 10x10 cm.
Maść na świąd osobisty. (Bo sąsiad to sam sobie przyjdzie kupić)
Poproszę Supermen. (Supremin)
Poproszę coś na pocenie się mózgu. (Czapkę?)
Mąż przyjmuje akumulator, bo ma wszczepiony rozrzutnik. (Przydaje się w gospodarstwie rolnym taki mąż)
Poproszę Sex. (Zyx)
 
Proszę krople do lewego ucha.
 
 
Balsam Szorstkowłosego.
 
 
Proszę czopki nitroglicerynowe dla dorosłych. (Powiało nudą w sypialni?)
Poproszę paczkę Styropianu. (Stoperanu)
Poproszę coś dla męża na trawienie bo robi żółto-zieloną kupę zakończoną wybuchem.
Tabletki Śródmieście. (Centrum)
Pani magister, poproszę wodę inicjacyjną.
Gaza wyłowiona.
Neopancernikum. (neopankreatyna).
 

No, i jak tam wasz kamienny wyraz twarzy? Zaznaczam raz jeszcze, że są to przypadki prawdziwe. To teraz część druga, dotycząca skarbnicy medycyny naturalnej:
 
Poproszę olejek z osiołka.
 
Maść z sadła świetlika.
 
 
Dostanę maść z wiewiórką?
 
Syrop jednośladowy. (Dla rowerzystów)
 
Poproszę wapno z muszli rekina.
 
 
Aleoz z miążem.
Krople z KING KONGA. (nalewka z Gingko Biloba)
Poproszę nasienie koziorożca. (kozieradki)
Poproszę KAZIRODKĘ. (j.w.)
Maść z zęba diabła. (z czarciego pazura)
Wczoraj zamawiałam nasienie plemnika. (płesznika)
Proszę szampon ze skrzata polnego. (Przebóg, ty okrutniku!)
 
 
Tabletki z porostu islamskiego. (islandzkiego)
Sok z jeża brunatnego. (z jeżówki purpurowej)
Melisana Nosferatu. (Melisana Klosterfrau)
 
 

 
Ufff.... Kto z was potrafił nie prychnąć ni razu, komu nawet brewka nie pykła ani nie zakrztusił się herbatą - ten jest zaprawdę chyba posągiem marmurowym. Ja osobiście spłakałam się przy szamponie ze skrzata i przy Nosferatu.
Bądźcie zdrowi jak Supermen,
Wasz Diabeł.
 

poniedziałek, 1 lutego 2016

A co, gdy sensu brak? A znajdźże sobie jakiś (problem) w końcu!


Jak świat światem, ludzie robią rzeczy całkowicie pozbawione sensu. Na przykład ogłaszają konkursy, i wybierają zwycięzcę w sposób stawiający pod wielkim znakiem-whatafuckiem cały sens i ideę wydarzenia. Żeby daleko nie szukać: park wodny w Koszalinie. Ogłoszono wśród ludności zawody na nazwę dla tego szacownego obiektu. Zgłoszone zostało 180 propozycji. Wygrała nazwa "Park Wodny Koszalin" :)

Tak więc Koszalin posiada park wodny "Park Wodny Koszalin".

 
 
No ale, ale. Diabeł też coś posiada. Także wykonał bowiem krok prawdopodobnie zupełnie pozbawiony sensu. Nasamjpierw w przytulnym kątku buraczanego pola zniósł był jajo (czytaj: narodziła się idea). Zniósłszy, począł wysiadywać. Wysiadywanie trwało dosyć długo i opornie, gdyż z ziemi wyrastało naokoło pełno przeszkód natury urzędowo-prawno-internetowej. A Diabeł + formularze + przepisy prawne = biała gorączka i szewska pasja, więc i nie dziwota, że z takiego piekielnego jaja wykluło się wcale nie słodkie puchate kurczątko, nie żółciutka kaczuszka, ale... szorstkowłosy i zębaty szop. Tak, szop. Diabeł co prawda nie wróży mu wielkiej przyszłości, ale niech tam - zamyka oczy i wrzuca go na głęboką wodę (w parku wodnym "Park Wodny Koszalin" w Koszalinie ;). Może jednak nauczy się pływać. Z resztą, czy naprawdę wszystko musi mieć sens?
 
Proszę państwa, oto piekielny wyklutek, diabelskie dziecię znalezione w burakach. Le Szop.
:)
 
Tu po angielsko-polsku:  KLIK
 
A tu po niemiecko-polsku:  KLIK
 
 
 
Przynajmniej tak to powinno działać, ale pewna być nie mogę, albowiem we wszelkich sprawach technicznych jestem na poziomie średnio kumatego kartofla, a więc niewysoko.
A mRufie dziekuję za silne wsparcie techniczno-psychologiczne :*  :)

 
 

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...