poniedziałek, 17 lipca 2017

Czym wybrukowane jest niebo? (Oprócz tego, że dziurami, bo ciągle cieknie)


Cała niedzielę padał deszcz. Od samego rana. Siedzieliśmy w domu i ja osobiście byłam na krok przed obłędem, chwilę wytchnienia przynosiło tylko obejrzenie kolejnego odcinka serialu - no lepsze to niż nic. Telewizor został potraktowany parytetowo, trochę Borsuk oglądał swoje programy dla chłopców (autka, maszyny, remonty) a trochę ja Sense8, w sumie chyba cztery odcinki.
Cztery kroki dalej od otchłani szaleństwa.

(Ktoś odpowiedzialny za dialogi troszeczkę odjechał i opakował Nietschego w czarnoskórego dwunastolatka z gangu w Chicago: "When you look into the ghetto, the ghetto also looks into you" Ale poza tym serial w pyteczkę)

O godzinie 21 chmury się rozstąpiły jak zaczarowane i niebo stało się złośliwie i bezczelnie błękitne - po co komu słońce w niedzielę o 21?! No i dziś ma być ładnie, ale rano było okropnie zimno ze względu na ten wczorajszy zimny deszcz - więc do pracy szłam w swetrze i jesiennej kurtce, i w czapce nawet. A po południu będę to wszystko tachać pod pachą jak Cygan co zaspał przy ognisku i tabor mu odjechał sprzed nosa.
I kupię parę rzeczy w spożywczaku i już mam dwie siaty plus torebka, i weź się tu człowieku wbij w autobus przez te drzwiczki o szerokości 40 cm i jeszcze jakąś trzecią ręką okaż bilet.
Ehhh...
 


 
 
Ale przejdźmy do milszych tematów. Mam tu jeden taki drewniany rękoczyn, nie jest nowy, ale go tu jeszcze nie wstawiałam.
 
 
 
 
 

 
 

Dziubałam i dłubałam przy tym aniele niezwykle wytrwale, i tak raczej dosyć bardzo okropecznie długo, bo nie umiałam się zdecydować na kształt skrzydeł i układ kafelkowego gruzu...







Nad każdą plamką farby medytowałam trzy dni, nad miejscem przyklejenia każdego elementu to nawet ze cztery, o mało sobie jęzora nie odgryzłam w tym szale koncentracji i skupienia.
Ale jest! Jest. (Tylko za dużo tych kwiatków naćkałam chyba jednak?)
  
 
 
 
 

 
 

 
 

 
 

 
 

Piekło jest ponoć wybrukowane dobrymi chęciami. A czym, drogie dzieci, jest wybrukowane niebo?

Ano, niebieskimi kafelkami. Teraz już wiecie, nie będziecie zaskoczeni jakby co. Ale pamiętajcie żeby zabrać kapcie, bo na boso i tylko w tej białej koszuli nocnej, to na kafelkach może wam być zimno. A nie gardźcie też wełnianymi majtami, wasz pęcherz będzie wam wdzięczny, bo jak tam sytuacja sanitariatów w przestworzach niebieskich, to już nie wiem. Może trzeba w przeciągach w kolejce stać, jak na kempingu.
 

 
 
 
 
 

Te kafelkowe szczątki to jest część łupów przywiezionych z Korsyki, deska zresztą też. W drodze na naszą plażę był taki fragment wysypany gruzem, a wśród tego gruzu leżały potłuczone kawałeczki starych kafli i zachęcająco się niebieściły. No tom zbierała, jeszczem nie wiedziała wtedy po co, alem zbierała, bo jak tu się oprzeć?

 
No i śnięty aniołek porośnięty kwieciem, tak jak >> ten tutaj<< ... otóż... mam niezrozumiały pociąg do śniętych aniołków i matekboskich o złych, zmrużonych oczach w ciemnych twarzach, które ledwo widać zza obfitych fałdów szat ciężkich od złotych haftów i klejnotów.

Nie wiem czemu, nie umiem dostrzec korzeni tej admiracji, ale gdzieś tam w mojej głowie jest obraz wszystkichświętych-bogów-i-aniołów, trwających cierpliwie od prawieków z zamkniętymi oczami gdzieś na granicy snu i niebytu, w onirycznym zawieszeniu, dopóki ten świat się jeszcze jakoś kręci, dopóki jeszcze jest jakaś nadzieja kulawa, że nie zeżremy się tu wszyscy nawzajem w imię abstrakcyjnych idei, które przyszłe pokolenie (jak nie to, to następne) i tak wywali do góry nogami, stratuje i zrobi wszystko po swojemu.

I kto wie, kto wie, może nawet starają się ci anieli w swoich snach pokazać nam jakąś lepszą rzeczywistość, utkać i wpleść w nasze własne sny plany alternatywnych, bezkonfliktowych rozwiązań.

Bo skoro już ich wymyśliliśmy, to starają się pomóc.

Ale my padamy wieczorami w łóżko, umęczeni walką z wiatrakami, i śpimy szarym, kolczastym, płożącym się w kurzu ziemi snem bez marzeń, więc nie ma szans na splecenie się światów naszych jaźni. Anielskie wizje i boskie plany dryfują niewykorzystane w sennej rzeczywistości, bez celu i sensu, póki nie rozwieją się w garstki kurzu, zmiatane przez słoneczny wiatr w kąty kosmosu. Gromadzą się tam w bure, pyliste chmury i coraz bardziej drapią anielskie krtanie, kłują pod świętymi powiekami, drażnią boskie nozdrza.

I jak nadejdzie taki moment, że ostatnia iskierka ich nadzieji jednak zgaśnie, to ci wszyscyświęci-bogowie-i-anioły otworzą swoje oczy złote, straszne, pełne płynnego ognia, i ich wzrok zaleje nasz świat, bez śladu litości i zmiłowania.

Bo ileż mogą się starać, i starać, a my nic.


No czyli lepiej, jak te oczy są zamknięte jednak.
Dopóki śpią, musimy się zmagać "tylko" sami ze sobą.
Odpuśćmy sobie kilka wiatraków. Śnijmy więcej dobrych snów.





poniedziałek, 10 lipca 2017

Widok ze wzgórza.


Pewnego razu lis Stefan, mając już dość błądzenia wsród kolczastych chaszczy, postanowił wejść na pobliskie wzgórze by ujrzeć szerszy horyzont. Wznieść się ponad plątaninę dzikich krzaczorów zasłaniających perspektywę i wszelkie widoki.


Jest bowiem mądrym lisem i wie, że takie spojrzenie z góry na całokształt zmienia postrzeganie detali. Nadaje jeden wspólny środek ciężkości, na którym równomiernie opiera się cała reszta.
Można wtedy nabrać dystansu potrzebnego do oceny sytuacji. Tu zaordynować wyrównanie szyków, tam załatanie ubytków.


Patrząc z góry nie potykasz się o złośliwie ukryte w listowiu, podstawione ci przez los kończyny.
Nie wpadasz w sidła płożących się po ziemi problemów, ani w wilcze doły porównań, dziwnym trafem zawsze niekorzystnych dla ciebie.
Zawiły labirynt wyborów, widziany z perspektywy obłoczka, ujawnia ukryte w gąszczu ścieżki. Jak dobrze popatrzeć, to i furtka się znajdzie.


Słońce świeci jaśniej na takiej górce, bliżej jest do gwiazd wskazujących prawidłowy kurs, do słodkiego zapomnienia, niebieskich migdałów, różowych marzeń. Do złotego milczenia przeplatanego tylko srebrnym trelem ptaszęcia.

A nawet jak zacznie padać deszcz, to spłynie w dół i zaraz wyschniesz - nie utkniesz po pas w błotnistym dołku pełnym brudnej wody i przegniłej koniczyny.


Stefan mówi, że dobrze czasem jest wejść na takie wzgórze, i życzy wszystkim znalezienia odpowiednich górek we właściwym momencie :*



 

 



.........................................



A tutaj to nawet jeszcze wyżej wlazł:


 
 

 
 

 
 

 
 

 
 



 
.........................................



A ja czuję zew puszczy. Znaczy, do drewna mnie ciągnie znowu.

W piątek po pracy wywlokłam więc mój skład materiałów drewnianych poupychany po kątach, i poczęłam ryć jak dzik w żołędziach.

Ludzie, ile to się trzeba naszukać, żeby znaleźć w stercie drewna dwa pasujące patyki, mając do dyspozycji ledwie półtora metra kwadratowego kuchennej podłogi!!!

Szukałam więc w piątek, szukałam w sobotę, przykładałam, przymierzałam, oko mrużyłam, pod wąsem mamrotałam, a w niedzielę pokazałam Borsukowi drewienka z narysowanymi ołówkiem liniami, poczym głosem pełnym ufności (i znającym sprzeciwu) spytałam "Pokroiłbyś mi deski?"

No i poświęcił Borsuk pół niedzieli na cięcie i piłowanie.
To znaczy, tak właściwie, samego cięcia to było może ze 15 minut, ale najpierw - ha! Najpierw pół dnia zajęło skonstruowanie warsztatowego stoliczka do piłowania, zakupionego w Lidlu po cenie niezwykle atrakcyjnej, a więc zwiastującej większe lub mniejsze problemy.
Raczej większe.
W sumie im mniejsza cena, tym większe problemy chyba w takich przypadkach.

I oczywiście - stoliczek okazał się typowym dziełem szatana, który gdzieś tam, w trzewiach Lidla, pracuje nad wynajdywaniem takich ofert i pewnie ma ubaw po pachy. I nawet nam, którzyśmy zęby zjedli na meblach do składania, za nic na świecie nie chciał się złożyć w funkcjonalną całość. Ale w końcu, w końcu, poskromiliśmy bestię. Buachachaaaa! Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, piekielny lidlowy subiekcie.

Tak, wiem, jakby się kupiło stoliczek np. Bosha, to pewnie byłoby łatwiej, ale i milion razy drożej, a to z koleji skutecznie uniemożliwia Świnia Skarbonka, która w okresie letnim broni swoich wnętrzności z wściekłością Berserka pogryzionego przez szerszenie. No i w sumie ma rację, bo za to później na wyjeździe mniejszym czy większym szczodrze sypie dukatami na gałkę loda czy arbuzowego szejka. Coś za coś.

Ale wracając do szatańskiego mebla: były momenty, że myślałam, że stoliczek zaraz wyląduje na trawniku razem z szyba okienną, pchnięty borsuczą wściekłością.

Tak że ten, mam nadzieję że coś mi wyjdzie z tego drewna fajnego, żeby cały trud na marne nie poszedł, ale na razie niestety jest tak, że sama nie wiem, czy mi się podoba, czy nie...
Mam obawy.
Czas pokaże. A potem ja wam pokażę rezultaty.

Stay tuned.


.........................................
 

P.S. Jeśli ktoś kilka tygodni temu na północnych ziemiach germańskich, na dosyć gęsto zaludnionej ulicy, widział kobietę wyszarpującą stare dechy z kontenera z gruzem i śmieciami - to byłam ja. Proszę zbyt surowo nie osądzać. A tego jednego pana robotnika co to widział, to chciałam bardzo przeprosić, bo biedakowi o mało co oczy z głowy nie wypadły. Chyba pierwszy raz był świadkiem, że ktoś mu śmieci kradnie, zamiast podrzucać.

piątek, 7 lipca 2017

W imie czego?


Aktualnie niektóre ulice w naszej dzielnicy wygladaja >>tak<<
I wina za to spadnie oczywiscie na tych pokojowych demonstrantów, którzy naprawde chca cos powiedziec, a nie po prostu sie wyzyc i poczuc jak w filmie.

BRAK SLÓW. To naprawde byl swietny pomysl zorganizowac G20 w centrum wielkiego miasta. Gratulacje i dla organizatorów, i dla tych piromanów-idiotów.

Ciekawe ile czasu zajmie mi dzis powrót do domu. Dobrze, ze chociaz Dziecko Zpieklarodem akurat na wycieczce klasowej.

Jestem tak zla, jak juz dawno nie bylam.  

...................................

22:15
Dobra, przestalam sie zloscic bo przestali palic prywatne mienie. Teraz jest normalnie w miare, jak cos sie pali to tylko smiecie czy specjalnie po to przywleczone stare meble. 
Dobrze ze sa tak wielkie demonstracje, bardzo dobrze, bo to jest totalne przegiecie organizowac taka polityczna impreze w sercu duzego miasta, polowe go zamknac i odgrodzic uniemozliwiajac mieszkancom normalne funkcjonowanie - ale niszczenia mienia "cywili" po prostu nie umiem zaakceptowac. Nie i juz.
  ...................................

Sobota. Po "uroczej" nocy, gdzie znowu kwitla anarchia i wandalizm, zniszczono cala dzielnice, jedno wiadomo napewno: to nie ma juz NIC wspólnego z demonstrowaniem swoich pogladów politycznych. 
Smutne.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...