… mawiał Michael Corleone i miał
cholerną rację.
Ja swojego wroga 40 lat ignorowałam,
albo chowałam na dnie szafy i udawałam że nie istnieje. Owszem,
często z tej szafy wychodził i toczyliśmy małe lub większe
bitwy, ale jak już wylizałam rany to znowu zamykałam go na trzy
spusty i kuśtykałam przez ten labirynt życia, po każdej bitwie
trochę mniejsza, trochę słabsza, trochę bardziej przeźroczysta i
z połatanymi na szybko ranami, zmagając się z wyzwaniami każdego
dnia.
Powiem wam szczerze, że blog i wy to
bardzo ważna część tego leczenia ran.
A wróg w tej szafie sobie spokojnie
siedział, w ciepełku rósł i nabierał sił.
Aż w końcu, korzystając ze
sprzyjających (jemu, nie mi) okoliczności, wyskoczył i dał mi
takiego kopa pod żebro, że padłam od razu, jak podcięta kosą
trawa.
Poczym dostałam najdłuższego ataku
paniki w moim życiu – trwał właściwie bez przerw trzy tygodnie,
tylko czasem zasypiałam ze zmęczenia na 2-3 godziny.
Czaicie taki moment, kiedy śmierć
zagląda w oczy? Jak zauważacie tuż przed sobą maskę jadącego
samochodu, albo wasze dziecko balansujące na wysokim krześle przed
otwartym oknem na czwartym piętrze, albo w górach noga się wam
nagle ześlizguje z urwiska. Ta sekunda bezgranicznego strachu, że
to koniec, otchłań piekielna.
No to rozciągnijcie tą sekundę na
trzy tygodnie, dzień i noc, nie ma zmiłuj - i będziecie mniej
więcej wiedzieć jak się czułam. Średnio, co nie. Zestarzałam
się chyba z dziesięć lat w tym czasie.
Po trzech miesiącach na zwolnieniu
lekarskim nieco się uspokoiłam (nie bez pomocy przemysłu
farmaceutycznego) i jestem gotowa pierwszy raz w życiu nie chować
wroga do szafy, tylko wywlec go za fraki na ring i walić w mordę.
Idę do kliniki, moi drodzy. Na 6-8
tygodni. Będę walczyć sama ze sobą, z moją ciemną stroną.
................................
Silne zaburzenia osobowości i fobia
społeczna, wynikające z kompletnego braku poczucia własnej
wartości. Takie jest imię wroga. Pierwszy raz w życiu zaczynam
troszeczkę wierzyć, że może jednak da się to zmienić. Że
zyskam w swoich własnych oczach chociaż odrobinę. Że przestanę
być mniej niż zero.
................................
Trzymajcie przyjaciół blisko, a
wrogów jeszcze bliżej. Nie ignorujcie ich, nie pozwalajcie strachom
rosnąć i potężnieć w cieplutkiej szafie. Na ring i w ryj. Szkoda
że dopiero teraz widzę, że to jedyna słuszna opcja. Ale z drugiej
strony, jeśli mi się uda, to przede mną trochę lat w miarę
normalnego życia. Fajnie by było.
Zobaczymy, kto kogo zje.