(Czyli znowu na początku będzie trochu straszno)
Mrok patrzy na mnie zza okna
srebrnym wzrokiem,
gwiezdnym okiem,
kusi-mami-obiecuje
nieodkryte,
niezdobyte.
Ciemna toń z ławicą oczu,
w nich zobaczysz
to, co chcesz.
Ziszczą wszystkie się marzenia -
- słodko gra
muzyka sfer,
czarny kot o złotych ślepiach,
mrucząc, w oknie
kładzie się.
...........................
Lecz w samym środku ciemności,
ukryte za światłem gwiazd
jest to, co kpi z wieczności,
pierwotny lęk budząc w nas.
Co żywi się snem i strachem,
duszom ukręca głowy,
życiu skrzydła podcina
sierpem obsydianowym.
Z najgęstszej utkane ciemności,
trawione przez wieczny głód,
żarłoczne serce mroku
wciągnie cię w pustki chłód.
Krzyk w gardle zdławi ciszą,
zamrozi ręce i myśli,
ty zgaśniesz - a o zmierzchu
zimna gwiazda rozbłyśnie.
Jeśli czegoś mnie te ostatnie tygodnie na zakładzie nauczyły, to tego, żeby NIGDY nie mówić "Gorzej już być nie może!" Albowiem ponieważ może. I z całą pewnością natychmiast będzie.
Niby człowiek wie takie rzeczy, ale jednak ciągle się daje podejść...
No więc ja już się więcej nie dam.
Koniec, Dorotko, definitywnie nie jesteśmy już w Kansas. Trza się mieć na baczności. Bo nie każdy Żelazny Drwal dysponuje sercem, ale za to zakutym łbem - każdy.
...........................
Tymczasem sezon grypowy, ludność w środkach publicznego transportu raz po raz smaruje ręce żelami do dezynfekcji - ah, te zapachy, uuuh, wkręcają się z rana w mózg, przez nozdrza, jak zaostrzone śrubki. Ciekawe jak długo w ogóle działa taki żel.
I czy działa lepiej niż szczur.
W "Czarnej Żmiji" albowiem była taka interesująca recepta średniowiecznego, prostego ludu pracującego (kata i jego żony bodajże) która brzmiała:
"Szczura zjedz gdy coś cię swędzi, to zarazę wnet odpędzi."
Podobno wyśmienity był na wszelkie choroby, taki szczur.
Co mi przypomina jak Boldrick (w okopach, o głodzie i chłodzie) częstował Czarną Żmiję potrawką z duszonego szczura. "A jak go udusiłeś?" spytał Czarna Żmija. "Sznurkiem" odpowiedział niezawodny Boldrick wyjmując zza pazuchy sztywny, potargany i trochę pognieciony kadawerek.
A do autobusu wczoraj po południu wsiadł facet z wiklinowym koszykiem na głowie, takim w kształcie wiaderka / doniczki. I tak siedział całą drogę w tym koszyku.
Zaprawdę, powiadam wam, w dużym mieście cudów moc napotkacie, a waryatów jeszcze więcej, i dziwować się będziecie, a kopary do ziemi opadną wam jako te liście jesienne.