A dlaczego? A dlatego, że Renata. To jest doprawdy w najwyższym stopniu nie-po-praw-ny ptak jeśli chodzi o używki alkaloidowe. Że chleje kawę tak, jak to niejaki Smok W. wychlał był pół Wisły, to wiadomo nie od dziś. Tyle że Smok cieniarz wystawił ten - wielce zapewne efektowny - show tylko raz, wymawiając się potem rozerwaniem na strzępy (amator), Renata zaś okazuje się artystą-konsumentem najwyższej klasy, nader rozciągliwym a pojemnym i nawet jej do łba nie przyjdzie co by się rozpękać.
No więc, jak już wiemy, ta kawa. Ale wygląda na to, że nie można też szklanki herbaty na chwilę spuścić z oczu. Bo zaraz się ten zakurzony kłębek skołtunionego pirza cicho podkradnie na podkulonych pazurach, poczym bezzwłocznie, bezwstydnie, bezceremonialnie i bezczelnie wysiorbie wszystko, do dna. A potem siedzi w kącie, pohukuje, mruczy i grucha zadowolona. I dziób się jej gópio cieszy. A człowiekowi, zamiast chluśnięcia w gardło ożywczym naparem, zostaje chluśnięcie żywą inwektywą w ptaka, rzut w krzywy dziób epitetem parszywem oraz innem słowem wywleczonem prosto z rynsztoka ohydnego plugawych czeluści.
Para ujdzie, ale pić się dalej chce.
Pilnować więc przy Renacie swej herbaty trzeba.
Ale skoro już jesteśmy przy herbacie.
Jak podczas malowania zachce mi się owej, to właściwie są dwie opcje, jak już ją zrobię:
Opcja 1: Natychmiast o niej zapominam i stoi tak, aż za pół godziny albo i dłużej podniosę na chwilę głowę i ją zauważę. No i wylewam, bo nie lubię zimnej.
Opcja 2: Jako że nagminne powtarzanie się opcji 1 straszliwie mnie denerwuje (i wtedy warczę, i minę zborsuczoną przybieram, a to nietwarzowe jest), co jakiś czas staram się z całej siły pilnować i powtarzam w myślach ciągle "herbata, herbata". I rzeczywiście sięgam za chwilę po kubek i piję... wodę z farbek. No bo ten kubek stoi zawsze bliżej. Następnie biorę ten prawidłowy kubek z herbatą, upijam łyk, odstawiam i... patrz opcja 1.
Pętla beznadzieji. Mrówka na wstędze Möbiusa, trzmiel uwiązany na nitce, wąż krztusi się ogonem (i minę zborsuczoną przybiera pewnie też, w końcu nieciekawie być skazanym przez los na wieczne wpychanie se do gardła własnego ogona).
I zawsze myślałam, że to tylko ja taki baran durnowaty jestem, z tymi kubkami, a tu proszę co mi się ostatnio objawiło w internetach:
To absolutnie nie stanowi rozwiązania problemu, bo moje 2 kubki zamieniłabym tylko na 2 inne kubki*, ale jest dowodem na to, że JEST NAS WIĘCEJ, HEJ! A wiadomo, w kupie raźniej.
* Bo wygląd kubka nie ma tu znaczenia, ten na wodę do farbek jest brudny jak nieszczęście (od pozasychanych farbek) i to nie powstrzymuje mnie przed próbami picia z niego.
Można, teoretycznie, postawić ten z herbatą bliżej, a ten z wodą dalej. Można. Tylko wtedy w herbacie ląduje brudny pędzelek - i znowu fizys ma zborsuczeniu ulega straszliwemu...
To ten, no, strzeżcie się złego kubka.
Oraz Idów Marcowych, przeterminowanej mortadeli i wilkołaków - ale wy rozgarnięte ludzie som, no to wiedzom takie rzeczy.
A, i zrobiłam sobie takiego inicjała, tylko jeszcze nie wiem po co. W każdym razie do dzisiejszej notki pasuje idealnie, hyhy: