piątek, 20 listopada 2015

Gdy za oknem chlapie, pada, grzmi i wieje - dźgnij neurona szpilą, niechaj nie gnuśnieje!

Oto przedstawiam państwu temporalny translokator strumienia świadomości, z funkcją dynamizacji aktywności gnostycznej, kognitywnej i emocyjnej układu neuronalnego:
 
 
 
Urządzenie należy ustawić 40-50 cm od oka (w przypadku półślepych kretów - od oka uzbrojonego w okular lub soczewkę) i otworzyć przednia klapę, odsłaniającą pierwszą tablicę z kodem transmisyjnym. W celu zainicjowania procesu translokacji, nakierować oko na górny lewy róg tablicy, i przesuwać je od lewej do prawej, oraz od góry ku dołowi (może wymagać wstępnego treningu koordynacyjnego). Metodą alternatywną jest przesuwanie urządzenia od prawej do lewej i z góry na dół, przy oku nieruchomym, jest to jednak sposób bardziej skomplikowany, z niezbadanych jeszcze przyczyn powodujący bóle ramion.
 
 
 
Po dotarciu okiem do prawego dolnego rogu pierwszej tablicy, powtarzamy procedurę na drugiej i kolejnych. Po dojściu do końca ostatniej tablicy kodu zamknąć tylną klapę. Proces translokacji powinien w tym momencie zakończyć się samoczynnie, może jednak (a nawet powinien) zostawić trwały ślad w strukturze neuronalnej, cechującej się dużą plastycznością i wysoką zdolnością adaptacji, oraz wynikający ze stymulacji wyżej wymienionych funkcji układu.
 


No czyli po ludzku - fajnie se poczytać trochu.

A skoro już inicjuję szczerą rozmowę o lekturze, to powiem coś, za co pewnie niejeden klub miłośników Świata Dysku by mnie z ochotą zlinczował, ale co jest po prostu może tylko zwykłą głupotą durnego Diabła obcującego na codzień z bytami tak ekstraordynaryjnie wysublimowanymi mentalnie, i o światowym szlifie, jak polny burak zwyczajny (Beta vulgaris). Czasem też cukrowy - ale jednak wciąż burak... (Ha! Czuję w tym zdaniu pewną głębię uniwersalnej prawdy) A więc, uwaga, mówię: nie po drodze mi z Pratchettem... Tak, możecie zacząć na mnie krzyczeć. No po prostu mnie nie wciąga i nudzi. A wychwalany pod niebiosa "Mały Książę" A.d.S.E. to wywołuje u mnie od pierwszej strony czerwony alarm (krew mi oczy zalewa), porównywalny z lekturą np. Paula Coehlo. Więc odkładam, bo grozi drgawkami, krostami na mózgu i wstrząsem anafilaktycznym. A próbowałam, nie raz, żeby nie było, że nie wiem o czym gadam. No. To się wyoutowałam.

A ostatnio siedzę u Tove Jansson. Muminki (znowu. love forever.), "dorosłe" opowiadania i biografia (po raz pierwszy). Bardzo fajnie tak znajdować nici łączące miejsca, postaci i wydarzenia z książek/obrazów z tymi z prawdziwego życia lubianego pisarza/malarza nie? Lubie. A ile ta kobieta potrafi zawrzeć w jednym opowiadaniu, ba, nawet w jednym zdaniu! Tak sobie czytam, i czytam, i czasem nagle robi mi w mózgu tak "klik" i czuję jak mi się coś prostuje (oby nie fałd mózgowy, przebóg!) i rozjaśnia, jak jakiś element, który plątał się zagubiony bez przydziału, wskakuje na swoje miejsce. Tak jakby literki na kartce układały się w kształt foremki do pierniczków, której lekki odcisk dawno już nosi się w środku, tylko nie do końca zdaje się z tego sprawę, no i ta foremka nagle wskakuje w ten ślad i pasuje, i gra, buczy i wycina. No. To tak se czytam i w(y)cinam te pierniczki.

(A do pierniczków piję smołę, czyli "kakauko" w moim wydaniu: 3 czubate łyżeczki najczarniejszego kakao na kubek + skromna łyżeczka cukru. Zawsze tak mam, jak się robi zimno.)

Spytna była, ta Tove. Wiedziała jak ograniczyć ilość słów na papierze, żeby wzbudzić ich strumien w wyobraźni.
I jak ograniczyć w życiu dobra materialne, żeby mieć wszystko. Szacun, panno Jansson, Wielka Kondensatorko. Ja bym nie dała rady bez łazienki z ciepłą wodą, albo bez internetu. Aj, co tam internet, bez chusteczek papierowych bym pewnie po tygodniu wróciła z płaczem.
A jej "wszystko", przypomnijmy, wyglądało tak:


 

 

 





A teraz mały wywiad środowiskowy:
 
 


No cóż, samo życie... A wy? Czym ostatnio dźgaliście neorona? Lub czym dźgacie go obecnie? Czy znajdujecie dość czasu na dźganie?

 

 
 
 

51 komentarzy:

  1. Pratchetta nigdy nie kosztowałem, Małego księcia zdaje się napocząłem, ale nie pamiętam nawet zdania. Odniosłem, zdaje się, wrażenie, że ni cholery nie jest to książka dla dzieci. Dla mnie też nie. Może jestem dzieckiem, gdyż właśnie czytam o Indianach. O Komanczach (S.C. Gwynne, Imperium księżyca w pełni.) Nie jest to jednak dźganie neurona, raczej smyranie :) Jest taka książka Murakamiego Na południe od granicy na zachód od słońca. Ona wprowadza mój neuron w wibrację. A jak się chcę poczuć szczęśliwy, to czytam po raz enty podróże Ijona Tichego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dźganie, smyranie, łaskotanie - wszystko jedno, byle nie gnusnial!
      Z Ksiecia pamietam tez niewiele, bo przez oczy zalane krwia niewiele dalo sie przeczytac.
      Lema i Dicka czytalam ostatnio chyba w czasach wczesno-nastoletnich, to byly pierwsze ksiazki sf, które czytalam. Wiec mam sentyment ogromny, chociaz z Dicka to akurat rozumialam niewiele, a czasami jeszcze mniej :)

      Usuń
  2. Kocham.
    Opis procesu kocham.
    Pratchetta nie tyle (bo nie bylam nigdy gerantofilem, a i obecno nekrofilem tez nie) kocham co traktuje jako odskocznie od codziennosci w sensie sanity retreat bo on opisywal co widzi tylko przedstawial to w swiecie dysku.
    Znam przypadki takich co Sir Yerry'ego nie teges - dElvix tak, ze tego, luz blues obwisl...e skarpety ;) nadal Cie lubie, tak? ;) No.
    Obecnie zaczelam metro 2035. Dicka lubie. Moj ulubiony produkt to Ubik.
    Lem. Lem jest trudny. Kongres dalam rade. Oraz bajki robotow. Dalej wymiekam.
    Kocham proces czytania w Diabelskim wydaniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to mam takie fale, ze lubie czasem kilka ksiazek tego samego autora po kolei czytac. No i teraz jest chyba fala Jansson.
      A w ogóle to sorry ze nie na temat, ale kurcze, nalesniki bym zjadla... Tak mnie jakos napadlo. Tylko póznawo juz na takie ekscesy.
      A zpowrotem do ksiazek - Pies w Swetrze powiedzial, ze wznowili "Dozywocie" Marty Kisel, czytalas? Ja od razu zakupilam i polknelam w 2 dni, faaaajne, tak na polaskotanie neurona pod paszkami, zeby troche sobie pochichotal.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. hahaha, nie dala tylko dostala szalu. Pisalam komcia na fonie, z moja nemzis - dotykowa klawiatura i ta cholera opublikowala mi go w polowie pisania. No to g owykopiowalam i skasowalam niedorbke celem dokonczenia, ale nie zdzylam bo mi sie czas na pisanie skonczyl albowiem Fader zniecierpliwiony ryknal nade mna glosem zrnionego tura "Koncz juz to skrobanie bo nam swiat zamkna" Dodam jeszcze ze skrobac zaczelam bo czekalam az on laskawie skonczy ablucje i udostepni laznie albowiem akurat przybywalam na wystepach goscinnych w jego apartamentach ;)
      Oryginalny komentarz szedl o tak:
      "Wiesz co, wmowie sobie, ze t ochyba komplement, ze czytajc moj koment zapragnelas nalesnikow, bo inaczej musialabym wpasc w jesienna depreche, ze moje wywody wymagaja comfort foods ;) hehe
      Musze wyznac, ze polskiej literatury nie czytuje zbyt czesto, glownie ze slabego dostepu. No chyba ze Grzedowicz albo Sapkowski albo inni nasi piszacy post-apo. Czytalam takze Miloszewskiego trylogie o panu prokuratorze. Ostatnimy czasy..."
      i na tym konczy sie to co napisalam w skasowancu.
      A teraz ni cholery nie pameitam co mialo byc ostatnimi czasy... ;)
      Jedyne Dozywocie ktore czytalam to to takie lekturowe...
      Tez tak miewam z tymi autorami pod rzad, ale czasem chlopaki i dizewczyny pisarskiej inklinacji nie nadazaja za mna z pisaniem wiec musze sobie czekanie urozmaicac innymi produkcjami...
      O!! przypomnialam sobie - ostatnimi czasy S Kinga zaczytuje - tzn na biezaco a w przerwac hsiegam bo rozne starocie ktore czytalam wieki temu.

      Usuń
    4. pisanie na telefonie / tablecie jest straszne. Nie lubie.
      Natomiast co do nalesników, to w kuchni unosil sie zapach migdalów, które sobie wlasnie uprazylam celem rozpasanej konsumpji - i to pewnei dlatego, bo nalesniki zawsze nimi posypuje (krojonymi i prazonymi). A mRufcze komentarze absolutnie nie wymagaja terapii, spokojnie :)
      Kinga nie moge, bo sie potem boje isc siku sama. I patrzec za ciemne okno.
      A Dozywocie to nie to, to inne :) Takie akurat na szary jesienny wieczór.

      Usuń
    5. ach! zapach prazonych migdalow :) to wszystko jasne.
      Tez lubie. a juz najbardziej lubie jak sa prazone w soli, produkcji mojej przyjaciolki Wiedzminki, ktora nota bene nie cierpi soli. A migdalki po uprazeniu w soli ociera z tej soli. Niezbadane so upodobania Wiedzminskie :D
      Kinga Bardzo lubie, ale! Ale nie wszystkie jego ksiazki dalam rade przeczytac do konca. Kilka jest takich za mocno w sferze "Boje sie isc sama siku" i nie jestem w stanie ich przeczytac... Uwielbiam jego percepcje spoleczenstwa amerykanskiego, w szczegolnosci "Mainiaków" i wiekszosci ksiazek poziom grozy nie przekracza mojej tolerancji.
      Takie na przyklad pijane fajerwerki (przeklad tytulu woooolny moj) nic nie maja horroru tylko normalne takie ludzkie sprawy :) bardzo sie posmiac mozna tez.
      Dozywocie wyszukam tedy i dam na nie baczenie :)

      Usuń
    6. aaa, to on nie wszystko tak na straszno, ten King? A ja go juz wsadzilam do szufladki opisanej "Nie otwierac" jak sie przejechalam na dwóch ksiazkach (juz nawet nie pamietam tytulów, ale stanowczo byly z kategorii "Boje sie sama isc siku")

      Z migdalami robie ta ksamo :)))) praze w soli, bo sól na patelni wyciaga wilgoc z tych migdalów, i one sa potem suchutkie i chrupiace - ot i cala wiedzminska tajemnica ;)

      Usuń
  3. Tove jest the best! Pratchetta lubię i nigdy się z tym nie kryłam. Coehlo też jakoś mnie nie kręci. Mnie tak Pilipiuk po neuronach głaszcze i Jasper Fforde (Skok w dobrą książkę i Porwanie Jane E.), a ostatnio wzięłam się za opowiadania Iwaszkiewicza i jeszcze nie podjęłam decyzji, czy mi się podobają. Następny na poprawę humoru pójdzie James Herriot - powtórka wszystkich ośmiu tomów (pamiętacie perypetie wiejskiego weterynarza we Wszystkie stworzenia duże i małe?), a Sienkiewicza to mogę tylko w ramach pokuty czytać i to dopiero po zabójstwie wielodzietnej rodziny ze szczególnym okrucieństwem.
    Aaa... i dobrze mi się czyta Diabła w buraczkach, ale to pewnie wiecie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekowac, dziekowac. Ale nie porównuj buraczanych bredni do literatury, bo to raczej inna para kaloszy ;)
      Pilipiuk u mnie czeka, wiesz, nie? Zobaczymy.
      Jamesa Herriota wpisuje do notesika.

      A do wielkich autorów, do których nie moge sie przekonac, to nalezy np. Orhan Pammuk. Przeczytalam 3 ksiazki i mnie nie przekonal. Chociaz w tej noblowskiej ksiazce (po polsku chyba "Imie jego jest Czerwien"?) to napisal jedno takie zdanie, za które bym mu i drugiego Nobla dala. Chociaz to nie za to go dostal zapewne. Zdanie mówilo o chwili niezrecznej ciszy, jaka czasem zapada w rozmowie, i brzmialo: "Cisza rozkwitla miedzy nimi jak wielki, czarny kwiat." Koniec cytatu. Tak plastycznie nikt jeszcze ciszy nie opisal. Co nie zmienia faktu, ze cala ta ksiazka jednak nie dla mnie :)

      Usuń
    2. Polski tytuł to "Nazywam się Czerwień". Połknęłam tę książkę. Zwaliła mnie z nóg. Wyryła mi bruzdę na umyśle. A "Śnieg" pozostawił mi zaspy w podświadomości. Zgadzam się, że to pisarz-malarz. Pisarze, umiejący tworzyć na skrzyżowaniu różnych kultur, mają zadziwiające spojrzenie... Rozumiem, że nie każdy lubi Pamuka, co mnie cieszy, bo gdy mam na niego ochotę, zawsze znajduję jego książki w bibliotece ;-)

      Usuń
    3. A wiecie, co jest najbardziej wkur....?
      Że jest tyle cudownych książek, a czasu brak! No!

      Usuń
    4. No! Z tym czasem niestety-nie-z-gumy to mam takie same odczucia...

      Usuń
  4. Teraz poczytuję po cichu Manna, na głos dziecięciu czytam "Bellę i Sebastiana", w samochodzie słucham "Pana Samochodzika", a w kolejce czeka na mnie "Dżuma". Nawet ja widzę, że to wszystko razem źle świadczy o stanie moich synaps... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kalina! Znowu wspinasz sie na Czarodziejska Góre?

      Usuń
    2. Ostatnio miałam długą przerwę... Aż okładka skrzypi z nieużywania ;-)

      Usuń
    3. A ja ściągnąłem Górę w wersji audio. To podejście może zaowocować zdobyciem szczytu.

      Usuń
    4. Tez sie zastanawialam nad audiobookiem, bo wersja pisana doprowadzala mnie momentami do spiaczki (ale wspielam sie na szczyt)... Tyle ze ja nie potrafie chodzic ze sluchawkami - wpadam w panike, jak nie slysze co sie dookola mnie dzieje.

      Usuń
    5. Relax, Devil. Nie używa się słuchawek z muszlami, tylko takie douszne, luźne, i jest dobrze. Słychać otoczenie i słychać lektora.

      Usuń
    6. za malo slychac, to otoczenie - ja i tak wpadam w panike.... jest na to lekarstwo?

      Usuń
  5. Bardzo lubię cytaty z Pratchetta, i tyle. Podchodziłam wielokrotnie do jego książek, i niestety nie potrafię się zachwycić. Małego Księcia nie lubię.
    Neurona smyram sobie teraz Malarstwem Białego Człowieka Łysiaka, (tom 1 - mniam mniam mniam) i Warszawskimi Kawiarniami Literackimi (cymesik), do spania czytuję Adriana Mola i Broń Masowego Rażenia. Jeśli mam zamiar rżeć ze śmiechu to wyciągam z półki Toma Sharpe, cokolwiek. Jego seria o Wilcie to książki nieustannie powodujące u mnie paraliż przepony ze śmiechu, głośnego śmiechu :-) Dzienniki Gwiazdowe są super, moja ulubiona podróż - 22:-) Wiem, wiem, nieładnie:-) A tu nawet podrzucę, dla tych co nie znają, a lubią taki trochę złośliwy humor:
    http://krool.blox.pl/2008/06/Stanislaw-Lem-Dzienniki-Gwiazdowe.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja najczęściej czytam podróż jedenastą, o planecie rządzonej przez Jego Induktywność Kalkulatora. Język cudowny :) Mam też sentyment do podróży z sepulkami. Ech...

      Usuń
    2. Robicie mi apetyt. Moze pora odgrzac kilka kotletów.

      Usuń
    3. A polowanie na Kurdle? No przecież to poezja :)

      Usuń
    4. Mmm...i pomysł z wyszalnią. Powinien zostać wprowadzony w zycie dla nas...ohydków szalejów:-)

      Usuń
    5. Mmm...i pomysł z wyszalnią. Powinien zostać wprowadzony w zycie dla nas...ohydków szalejów:-)

      Usuń
  6. Kiedyś poznałam pannę, która nie czyta w ogóle. W ogóle, to znaczy w ogóle. Przeczytała w życiu jedną książkę: jakieś tam pseudoporno o Emanueli. Żadnych lektur do tego. I żyje.
    Nie to, że się jej czepiam, tylko, że nie mogę załapać, jak można tego uniknąć. Czytania, znaczy się.


    PS. Pratchetta książki uwielbiam :)

    PPS. Zdjęcie pani Jansson pływającej w kwiatach - przepiękne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No latwo jej nie bylo, mysle. Uniknac znaczy. Szczególnie wlasnie w latach wczesnoszkolnych. Zdolna panna! Teoretycznie mozna to uwazac za rodzaj talentu...

      Usuń
  7. Bożena to jest zdania, że bardzo dobrze, jak Ci Pratchett nie podchodzi, bo więcej zostaje dla Bożeny. O. Ciekawe, co być powiedziała na Toma Holta, Douglasa Adamsa albo Neila Gaimana? Bo z doświadczeń własnych Bożena dostrzega, że na razie niewiele jest osób, które te wszystkie nazwiska tolerują, chociaż Bożena akurat to wszystkie. Ale fani Gaimana nie lubia Pratchetta, a ci od Adamsa to Gaimana wrzucają do kosza i tak o. A Bożena za to nie znosi Monty Pytona, chociażby nie wiedzieć co, a przy tym bardzo lubi w ogóle brytyjski humor, żeby nie było. Już z mRufą Bożena o tym dyskutowała, ale nie pamięta gdzie i czy w ogóle publicznie. ;)
    I nie lubi Bożena Małego Księcia, który jej robi tik nerwowy w płacie czołowym oraz nie znosi Muminków. Oj, jak nie znosi. Oj tak bardzo, że tylko to jej na myśl przychodzi: http://demotywatory.pl//uploads/201205/1337791762_by_wxsa25_600.jpg . Może ją skrzywiła adaptacja animowana, ale pewności nie ma.
    Bożena neurona teraz dziabie na zmianę tym, co następuje: Ameryka po Kawałku (Wałkuskiego), Zdarza się. Kurt Vonnegut: życie (Shields), Długi Mars (Pratchett i Baxter), oraz lokalnie komiksy dowolne, a na ucho leci jej Lem Stanisław (Kongres Futurologiczny), dopiero co skończyła słuchać Żulczyka - Zmorojewo (błee, gniotek dla nastolatek) i Chłopców 3 Ćwieka, a w kolejce czeka Dębski i jego Zoroaster oraz w ramach przypominajki Panowie i Damy by T.P-t. W planach dalszejszych będzie na pewno Metro 2035, bo to się nie godzi, żeby było wydane już tak dawno temu i pozostało nieodkryte.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muminki animowane nie sa zbyt udane, to fakt :) I znam faktycznie wiele osób, które ta bajka skrzywila - to znaczy w sensie, ze znienawidzily Muminy, a nawet sie ich baly. Ale za to ksiazki i w nicht te ilustracje tuszem - cudne! Kilka czarnych kresek, jakichs plamek - a taki klimat, ze tylko patrzec i podziwiac. Nie mówiac nawet juz o wersji z piosenkami z dziecinstwa, na kasetach (Lato i Dolina) - do dzis umiem calosc na pamiec.
      Naila Gaimana lubie, pozostalych dwóch panów nie znam - zapisuje w notesiku. Zobaczymy, czy sie pogryza.
      Z tym tikiem nerwowym to tylko mi Bozenie przyklasnac pozostaje - najsampierw tik, potem krew zalewa oczy. Bardzo niebezpieczna lektura.

      Usuń
    2. Prawde mowi Bozena. Dyskusja byla, ale chyba w kuluarach, tak mnie sie zdaje. Holta czytalam jedna produkcje - o sniezce i 7 samurajach - nie pamietam dokladnego tytulu, ubawilam sie bo i koncepcja i tematyka mi bliska, ale uznalam ze wymaga on rozcienczania bo kumulacja absurdu mnie torche przerasta w jednorazowej dawce ;)
      Muminki czytalam jedna ksiazke bo byla w domu i gdzie wystepowaly ako audycja. Bajki nie lubilam oj nie. Gaimana nie znam. zapisuje na liscie :)
      A Monty Pythona traktuje podobnie jak Hotla - trzeba rozcienczac, chociaz po latach na wyspie moja tolerancja sie zwiekszyla bo widac przywyklam ;)
      Metro 2035 mam wlasnie na warsztacie :)

      Usuń
    3. Monty Pythona lubie, ale fakt, ze za duzo na raz sie nie da - za duza kondensacja, to trzeba po kawalku, trzeba patrzec na gesty, miny - no ja lubie bardzo. I odcinki i filmy. A najbardziej to juz piosenke o lamie:
      https://www.youtube.com/watch?v=FbwkkXGmFrI

      Usuń
    4. No i po ca tam wlazlam?? Po co?? Od razu mi sie ten Jamniczek nieszczesny przypomnial... A nastepny w kolejce byl kawalem o Mr Hilter... Juz wylaczam jutjuba.

      Usuń
    5. No wlasnie, wlasnie, jamniczek, ta lama, u-w-i-e-l-b-i-a-m takie absurdy :)

      Usuń
  8. Ja ostatnio dźgam neurona Tołstojem. Neuron czuje się dźgnięty po każdej sesji dźgania. Nie wiem jak można żyć bez dźgania i skąd te statystyki, że tak mało Polaków dźga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Statystyki - jak to statystyki, mówia niewiele :) Ja tez bym nie mogla zyc bez czytania, ale rozumiem, ze sa ludzie po prostu za bardzo zmeczeni codzienna harówka, zeby czytac. Bo od razu zasypiaja nad ksiazka. A sa tez tacy, co zmeczeni nie sa, ale mimo to spedzaja czas na robieniu siódmych tipsów w miesiacu albo ogladaniu w tv wszystkich meczy, jakie sie napatocza - bo to jest dla nich wlasnie najlepsza rozrywka (chociaz za cholere tego nie rozumiem - ale trzeba to przyjac jako fakt) No i potem takie statystyki wychodza...
      Zastanawia mnie natomiast bardzo to, ze tylu ludzi nie umie czytac ZE ZROZUMIENIEM. To jest dopiero dziwne. I nie chodzi mi o jakies traktaty filozoficzne antycznej Grecji, tylko o proste, krótkie teksty. W sklepie w kasie ostatnio tak bylo - wywiesili kartke, ze w jednej kasie niestety nie da sie placic karta, tylko gotówka. I co ludzie robili? Czekali spokojnie az kasjerka wszystko skasuje, i chcieli placic karta - nie dlatego, ze nie widzieli kartki, tylko dlatego, ze "Ale ja myslalem ze jednak mozna". wft??

      Usuń
    2. Wiesz co? z tym czytanie mzezrozumienie to jest chyba wiekszy problem bo i sluchac czesto ze zrozumieniem nie umieja. Ilez ja sie nameczylam odwiedzajac krewnych bo mimo uprzedzenia ze jestem wegetarianka (wtedy, obecnie recovering vegetarian, ale czuje, ze zbliza sie wielki 'kambek') i na dzien dobry slyszalam pytanie "No ale kurczaczka to przeciez zjesz nie?" I wielkie zdziwienie ze nie tylko kurczaczka ale i tego rosolku co go poprzedzal nie chcialam. Musialam przestac sie udzielac rodzinnie, bo mi nerwy siadaly... co mi zreszta latwo przyszlo... ;)

      Usuń
    3. Tzn pardon ja oznajmialam przed wizyta prostymi wojskowymi slowy, ze nie jem miesa, zeby nie bylo ze ktos nie wiedzial co to wegetarianin i dlatego sie dziwil.

      Usuń
    4. mRufo, ten temat to ja akurat tez znam bardzo dobrze, wkraczajac ponad 20 lat temu na bezmiesna droge, slyszalo sie takie pytania, ze glowa mala. Klasyk to "No to co ty jesz?". Dla osób uprzejmych, po prostu zainteresowanych, byla odpowiedz "Cala reszte, naprawde sporo tego jest" a dla chamów "Ide na trawnik przed blok i sie pase".
      A ze kurczak to nie mieso, i ryba tez nie, to jeszcze i dzis tutaj, w Rzeszy sie zdarza. A owoce moza to juz w ogóle sa czesto w kartach dan na stronie z wegetarianskimi daniami :)

      Usuń
    5. O to, to!! W Hiszpanii bedac raz jeden jak dotad po wybraniu wersji vegetarian obiadu podczas uroczystego posilku dostalam talez zwiorkowanych i osmazonych na chrupko warzyw, przyjelam to bez oporow nastepnie prawie dostalam ataku serca jak kelenr usilowal mi posadzic na tym talerzy takie cos z duza iloscia nog i oczami na slupkach. Niektorzy wzieli, ale ja i jedna taka z Rzeszy wlasnie mie i tylko patrzylysmy na nich podejrzliwie, a ja to glownie na te z oczami na slukach czy aby nie przebiegnie od nich na moj talerz ;)

      Usuń
    6. :) w Hiszpanii patrza jak na wariata, jak chcesz dania bezmiesne. Do wyboru jest wlasciwie tylko rozgotowana i przesolona paella warzywna. "Skusilismy" sie kilka razy - i zawsze byla rozgotowana i przesolona. Pozostaje poszukac pizzerii albo zyc o krakersach. No albo gotowac samemu.

      Usuń
  9. Jakaś epidemia z tym Metrem, ja też parę dni temu zacząłem, wielkie literacko to nie jest, ale mam pewną radość, bo moja stacja pojawia się już na pierwszej stronie! I pewnie się już do końca nie przewinie, bo działają w innej części sieci póki co.

    Diable, Pratchett, że nie zachwyca to jedno, ale wyobraź sobie, że mnie Tolkien nie powalił na kolana. Miałem parę bardzo ciężkich lat, gdy wypuszczano kolejne dzieła filmowe oparte o wiadome książki. Ludzie myśleli, że sobie jaja robię, gdy mówiłem, że przesadnie mnie to nie grzeje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja mam tak z tymi wszystkimi odgrzewanymi po raz kolejny Gwiezdnymi Wojnami. Zupelnie nie wiem, co ludzie w tym widza. Ani akcji porzadnej, ani ciekawej intrygi, ani napiecia. Drewniane charaktery, wciskanie na sile jakichs "atrakcyjnych wizualnie" ufoludków (ten idiota z dlugimi uszami i reszta jego przerazajacego plemienia, omatkoprzenajswietsza).
      A tych calkiem nowych teraz to nawet nie mam zamiaru ogladac. To znaczy do kina bym nie poszla tak czy siak, bo uwierz mi, malo jest na tym swiecie straszniejszych rzeczy niz C3PO gadajacy po niemiecku... (wyjatkowo nieudany dubbing, naprawde wyjatkowo) Ale nawet w domu nie obejrze, w normalnym jeszyku. Szkoda czasu.

      Usuń
  10. Doland niezbyt zna się na wywodach typowo ścisłych, ale czytać lubi jak najbardziej. Ma również podobne przemyślenia odnośnie Prachetta, który nigdy jakoś specjalnie Dolanda nie poruszył. W mniejszym jednak stopniu niż np. taki "Buszujący w zbożu" - tak bardzo poniekąd ukochany przez tłuszczę, to dla Dolanda zwyczajna relacja z życia niewdzięcznego smarkacza ze względnie dużą ilością przekleństw (których on sam zapewne nie rozumie).
    Tove Jansson. Jak bardzo Doland zgadza się z Diabłem - słowa nie wyrażą. I jak bardzo Doland chciał raz jeszcze zagłębić się we wspaniały, przepiękny świat Muminków. Ale po trosze się bał. "Tatuś Muminka i morze" oraz "Dolina Muminków w listopadzie" to dokładne odzwierciedlenie tego strachu. Czas, w którym Pani Jansson przeszła przez wiele złego i w pewnym momencie po prostu nie mogła odnaleźć już tej "szczęśliwej" Doliny Muminków... Oczywiście, jest jeszcze seria telewizyjna "Muminki" - do złych zdaniem Dolanda nie należy, ale i jej twórcy zapewne otrzymali wówczas instrukcje, żeby nie zgłębiać melancholijnej wręcz tematyki ostatnich książek. Albo książek w ogóle, może z wyjątkami...
    Ale ale, Doland znowu zrobił monolog.
    Przede wszystkim, Doland dziękuje za przywrócenie nostalgicznych wspomnień i gorąco wspiera opinię Diabła odnośnie czytania. Niektórzy mówią, że ta sztuka zanika totalnie, ale są w zupełnym błędzie. Małe ekraniki telefoników i komputerków nigdy nie zastąpią dobrej książki. Tyle w temacie.
    U Dolanda nadchodzi za to czas na zagłębienie się w twórczość Jerzego Kosińskiego. Doland słyszał wiele dobrego, miejmy nadzieję, że wszystko pójdzie tak, jak Doland oczekuje.
    Tymczasem, have a nice restless dreams, Good Devil.
    Ściski, Doland.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Tatuś Muminka i morze" wlasnie przeczytalam ! To jest taka ksiega przemian, i szukania daleko (jak Koziolek Matolek) czegos, co jest bardzo blisko. I bardzo, bardzo mi sie podoba.
      Co do serii tv - oni mieli tam takie wielki, kolorowe, plaskie oczy, i pamietam ze to wlasnie niektórych przerazalo. Z tego sie potem wzielo to haslo "Muminki sie widza, Muminki cie sledza, Muminki cie znajda, zabija i zjedza" :)
      Ale ja sie nie balam - bylam tak pozytywnie nakrecona kasetami Doliny i Lata sluchanymi tysiac razy na magnetofonie marki Grundig, ze NIC nie moglo mnie zrazic. Buki tez sie nigdy nie balam jakos. A najbardziej lubilam - i dalej lubie - Mala Mi i Wlóczykija. I fascynujace sa rysunki Tove, szczególnie te tuszem (musze to jeszcze raz napisac). Prze-piek-ne.
      Lesne Dzieci o pokudlanej siersci, Hatifnatowie o swiecacych oczach, te wszystkie guziczki na sukienkach i male buciki, wzburzone zywioly powstale z kilku zmyslnych kresek. Cudne!

      A o monologi niech sie Doland nie martwi, a nawet wrecz przeciwnie. Ja naprawde bardzo chetnie przeczytam i fajnie sie dowiadywac, co wam w duszy gra, jak buszujecie w buraczanym polu.
      Zycze duzo satysfakcji z Kosinskiego.
      A o takim jednym snie to wlasnie bedzie nastepnym razem (chociaz byl raczej restful).
      Doland pozdrowi siostrzenców. Sciskam nawzajem, Diabel.

      Usuń
  11. Wdepnęłam w tę literacką rzekę i patrząc na kupę książek do przeczytania, która kipi mi na biurku, płynę ku brzegowi.
    Dożywocie Kisiel czytałam! Będę kontrowersyjna i się wypowiem, że Dożywocie nauczyło mnie bardzo ważnej rzeczy - nie należy szpikować książki aż tak gęsto humorem, bo nie robi to na końcu wrażenia. Człowiek ponoć łatwo przyzwyczaja się do luksusu. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Co za duzo to niezdrowo" pasuje chyba do wszystkiego. Ale bylo kilka fajnych momentów do pochichrania, oj bylo, no i postaci, trzeba przyznac, udane. (ale nia na rysunkach, rysunki byly okrutnie niepasujace).
      A do luksusu to czlowiek przyzwyczaja sie nie tylko latwo, ale nawet blyskawicznie...

      Usuń
    2. Ja się zaśmiałam w głos raptem TRZY razy. Pamiętam tylko jeden teraz, gdy zastukano do drzwi i zażądano pokazania kopytka :)
      Ale dobry nastrój towarzyszył całej książce. Na końcu miałam wrażenie, że autorka, a nawet ałtorka, jak sama się nazywa, spieszy się, by szybko skończyć książkę. Jakoś tak na wariata na końcu wszystko leci.

      Usuń
    3. no, to ja tez cos kolo tego - a to wlasnie nie zdarzylo sie juz dawno. (bo taka Chmielewska na ten przyklad, to teraz mnie wcale nie smieszy. Kiedys, w nastoletnich czasach, to tak - ale teraz wcale)
      A utopce, zaskoczone w wannie i wyzywajace od zboczenców? urocze byly!

      Usuń

Dawaj.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...