wtorek, 25 października 2016

People Of The Soap. Czy karp może śpiewać, a mydło przejąć władze nad światem?


Jesień uparła się występować jako gęsty, mokry koncentrat. Roślinna pulpa i spleśniałe pajęczyny zalane szarą chmurą. Niby są jakieś tam kolory na drzewach, ale ledwo je widać przez brudnobiałe opary mgły. Wszystko jest jakby opakowane w watę, łącznie z moim mózgiem. Leży on sobie tak w zaciszu wacianego kokonu i dobrze mu chyba, bo się za nic nie chce obudzić. A przekupiam ciepłą kawką, wabię pachnącym, ciemnoczekoladowym ciastem, kuszę mieszankami egzotycznych herbat. Nic. Ani drgnie. (Może się w tym kokonie przepoczwarza) (Przebóg, ale w co?!)


Do tego co uchylę na chwilę okno w pracy, to akurat słychać odlatujące żurawie, jak wesoło klangorzą "Glllrrr, glllrrr, odlatujemy sobie w cieplejsze miejsce właśnie, glllllrrrr, glllrrr, a wy tu se siedźcie w tej czarnej dooooopie, gllllrrr, glllrrrr, glllrrrr". No nie pomaga to, nie pomaga. Też mi się marzy jakiś taki fajny odlot. ("Zjedz grzybka, grzybka zjedz" podszeptuje głosik z wnętrzna wacianego kokonu, chichocząc złośliwie)



Tęskniło mi się za jakimś żywym kolorem, to deskę sobie zmalowałam. Za rybami też mi się już tęskniło - no więc zlały się te dwie tęsknoty w niebiesko-granatowy ocean pod gwiaździstym niebem. Przy czym chyba mi się wydaje, że jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa, może być tak, że jeszcze będą poprawki, bo jakoś mi tak... za jasno jednak ;) 
 

 
 
 

 
 
 
Król Ryb Polikarp IV. Uwielbia wyć przepraszam, śpiewać do księżyca, szczególnie przy pełni. Czy księżyc też to uwielbia? Chyba jeszcze się zastanawia.
Ambiwalentne silnie uczucia targają nim...
Szamotanina, rozterki, chybotanie.
Oscylacja, fluktuacja, emocjonalna huśtawka!
Raz w tę, raz we w tę.
Waha się, a wraz z nim przypływy i odpływy.
 
 

 
 
 
 
Są i dawno niewidziani Bracia Plakton. Im się podoba, zafascynowane chłopaki jak widać, być może dlatego, iż nie mają uszu. Podziwiają z okiem wybałuszonym i mackami gotowymi do owacji na plywająco. Ekscytacja, euforia, ekstaza!
Dworzanie jak widać zbiegli, względnie spłynęli. Można z tego wywnioskować, że mają uszy.
 
 
A to ma być w założeniu gif kroczący, znaczy ukazujący proces twórczy krok po kroku, ale nie wiem czy wam działa, czy tylko mi... Działa?
 
 

 
 
 
 
..................................................................................

 
 

A czasem to jest tak, że człowiek jak co dzień przychodzi po pracy do domu, do swojego przecież mieszkania, a tu nowi lokatorzy na kwadracie siedzą! I się patrzą.
 


Zaczątek nowej cywilizacji, która pod moją nieobecność wzięła i sobie rozkwitła. Wyłoniła kilku pierwszych osadników, wypączkowała przedstawicieli, nestorów wielkiego być może kiedyś w przyszłości rodu. Wyprztyknęła z niczego i znienacka. To znaczy z niczego to w sumie chyba nie, bo ze zmieszanych poprzedniego wieczoru dwóch mydeł w pojemniku z pompką, ale napewno znienacka. Ot, rano nie było - po południu już są.

Co oczywiście natychmiast uruchomiło w mojej głowie pewne nieuniknione procesy...


 

 
 
Szczególnie że Halloween za pasem.
 
 

 
 
Na razie nie wyszli poza pojemnik z mydłem, lecz kto wie, kto wie, w końcu my też kiedyś nie schodziliśmy z drzew. Potem może być że "Lud Mydła pozdrawia cię, człowieku. Oddaj po dobroci władzę nad planetą, a nikomu nic się nie stanie!"
A może jednak będziemy żyć gładko i bez poślizgów, i nie wyjdziemy jak Zablocki na mydle? Wszak rączka rączkę myć może...
 
 

 
 
 

czwartek, 13 października 2016

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Co to będzie, co to będzie?

Zamknijcie drzwi od chałupy
I wejdźcie w krąg pieca łuny;
Zapalcie lampy, zapalcie świece,
W oknach zawieście całuny.
Niech ta szarość trupioblada
Szczelinami tu nie wpada.
Tylko żwawo, tylko śmiało,
Żeby wino nie zwietrzało!

 
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Co to będzie, co to będzie?

 
Ano jesień będzie, duszyczki nieszczęsne, jesień, jako wieszcz wieszczy wierszem. A potem zima będzie.
I noce długie i ciemne nastaną, a dni jeno ciutkę mniej ciemne.
I podusia wasza lodowata będzie wieczorem, gdy na niej skroń umęczoną po trudach dnia złożyć będziecie chcieli. I aby kołderka was swym zimnem barbarzyńskim nie zmroziła na sztywno, w barłóg z kocyków dziesięciu się najpierw zakopiecie a nogi wasze w skarpety mechate odziane będą. Ze Snoopym, niebieskie.

I nastanie czas Wielkiego Zimna w łazience, gdzie najsampierw z rana rozebrać się jest nakazane, ażeby się potem ubrać, gdyż tak trzeba i drogi innej ku temu celowi nie ma. A ci, którzy ten nakaz ominąć zechcą, pod kołdrą się ubierając, kocykiem w krasnoludki wystającym z tyłu ze spodni ukarani zostaną.

I pojawia się Źli Ludzie, którzy rano w pociągach okna otwierać będą, niepomni na cierpienia wasze. A po tym ich poznacie, iż zamiast w kaftanie ciepłym i czapie z bobra, w przyodziewku lichym i cienkim jedynie do pociągu wchodzić będą - gorunco im jest bowiem wielce, gdyż bydlaki są to parchate, co dusze diabłowi zaprzedały, nogą jedną w czeluściach piekielnych już stoją i żar piekielny cięgiem w ciele czują. Przeto oczy otwarte miejcie, i ucieczką do innego wagonu w porę się salwujcie.

Stopy wasze strudzone alibo ślizgać się będą, sromotnym grożąc upadkiem, alibo w gnoju gościńca zatapiać aż po nogawice, a onuce wam przemokną i dzień cały w pracy zimno w kości sączyć będą.

I Bestia piekielna na świat spadnie, a imię jej Wicher Styczniowy. I parasulowi waszemu ona kiszki wyszarpie, uszy wam pokąsa zębiskami smoczymi ostrymi, kubrak porwie i między żebrami waszemi hulać i w brzuszek miękki dźgać będzie, przeto żupan pasem mocnym spinajcie i szalem ciepłym owijajcie się, albowiem tylko człowiek-naleśnik od Bestii bezpiecznym jest.

A kiedy wieczorem do domu wreszcie traficie, wyziębieni do kości szpiku ale jednocześnie jak szczur kanałowy spoceni, bo w autobusie było +30 stopni a żupanu zdjąć nie było jak miarą żadną, to padniecie niczym śledź martwy na sofę i zaprawdę powiadam wam, że tylko kakauko gorące was poratuje, i może parę ciasteczek, i może czekolada, albo wafle, albo ciepły budyń, albo wszystko naraz, albo po kolei, i znowu o umiarkowaniu w jadle i napitku przyrzeczenia wszelkie w diabły pójdą.



Ale nie lękajcie się, bo to nie są winy, które nie zostaną wam wybaczone. Oczywiście że zostanie wam odpuszczone, jeżeli marzniecie i jesteście smutni, albowiem jak nie wolno już więcej kalorii, ale bardzo się chce, to można. Jeno pludry o cal szersze obstalować będziecie musieli i żupan luźniejszy zakładać.

Więc nie obawiajcie się, i drogocenne ziarno endorfin na tą ziemię jałową, suchą, burą i zmarzniętą śmiało rzućcie! Potem sosikiem czekoladowym podlejcie je, a wykiełkuje.

A w niedziele i święta w spożywczaku o czekoladowego Baileysa proście, a będzie wam dany. I nad ciepłą, aromatyczną rzekę Latte z kieliszeczkiem siądźcie i o troskach doczesnych zapomnijcie, i misia sobie przytulcie.

I cieszcie się i radujcie, bo jak oznajmia pismo w biuletynie z Lidla, w tym tygodniu jest nutella w promocji, a broń to jest wszak potężna przeciw zwątpieniu i złu wszelkiemu.


Czekoladowych snów!
 
]:-*
 
 
 

wtorek, 4 października 2016

Don't forget the cziken!

Pssst, ej! Le Szop ma świeży towar! Kosmiczny Odlot, Morska Bryza, Spadająca Gwiazda - same rarytasy!

Pukać trzy razy w okienko od zaplecza i prosić Krystynę.
 




......................................................................
 
 
Teraz już nie zapomnisz, że masz kupić czikena i cebulę:
 
 
 
 
 

 
 

 
 


 
 
 
 
 
 
 
A jak zabraknie prundu, to poświecisz sobie własną latarnią kosmiczną:
 
 






Możesz też mieszkać w wysokiej wieży (aczkolwiek nie otoczonej fosą) i rozłożyć parasol, który chroni cię przed nocą, czy jak to tam szło. I liczyć do snu, zamiast owiec, spadające gwiazdy:
 
 
 
 
 

 
 

 
 

 
 
 
 
 
 
 
Jest nawet cały kompleks budynków nadmorskich, wzorowanych na jednej z pierwszych willi oferowanych przez Burak Real Estate, jak może spostrzeże jakieś bystre oko i umysł z pamięcią lotną i śmigłą niczym jaskółka.
 
 
 
 

 


 
 
 
 
BEZ DAWANDY TEŻ SIĘ DA, JAK ZWYKLE - JAKBY CO, TO PISAĆ!
 
 
.................................................................................
 
 
 
A na deser korsykański kotek, co mi tak ładnie pozował. Przechodziłam koło niego jak szłam na górkę na zachód słońca, cyknęłam mu w pośpiechu ze 2 foty i poszłam, bo już późno było. A potem wracam - i co ja pacze? Kotek siedzi w tym samym miejscu i w tej samej pozycji, no to trzasnęłam mu jeszcze parę zdjęć. Jak to miło, że koty takie leniwe są. I mądre: leżysz w miejscu, w którym ci dobrze - leż jak najdłużej.
 
 
 










Psów widać właściwie nie było aż tak jak kotów. Poza jedną białą i bardzo wytworną pudlicą-turystką o imieniu Arielle, która przychodziła na plażę. Pan starał się Arielle na różne sposoby namówić do kąpieli, używał łagodnej namowy, lekkiej siły - ciągnąc smyczą, nawet fortelu - że niby tu sobie biegniemy razem plażą, powiewając uszami, oh jak wspaniale, dolce vita, smak gorącego lata, i nagle wbiegamy do wody tak niechcąco. Bez skutku. Arielle była całkowicie hydrofobowa i umiała, rozpędzona do setki, zahamować w miejscu.

Psy miejscowe było za to słychać. Dzwoni dzwoń kościelny - zbiorowe darcie japy. Pieje kogut - zbiorowe darcie japy. Jedzie coś na sygnale - zbiorowe darcie japy. Trzeba przecież dać wyraźnie do zrozumienia, kto tu ma prawo głosu, co nie.


W ogóle to jeśli nie jesteśmy w stanie od razu na oko oszacować wielkości miejscowości, w której się znajdujemy (bo na przykład spuchły nam oczy od ukąszeń roju wściekłych pszczół, albo trafiliśmy tam w nocy błądząc po pustkowiu, albo obudziliśmy się nagle z nieznanych przyczyn w nieznynym hotelu) (związani) (i słyszymy jak za zamkniętymi drzwiami łazienki ktoś pogwizdując wesoło, ostrzy nóż) to wystarczy posłuchać psów. Im więcej szczekaniny, tym mniejsze miasteczko.

A jak psy nie szczekają wcale, tylko spacerują sztywne i wyfiokowane i pozdrawiają się dyskretnym „Bonjour Monsieur" to znaczy że Paryż, Mediolan, Nowy Jork, blichtr i diamentowe krawaty, i nie wychodź z domu bez szanela albo diora bo cię rozniosą blahnikami.

 
 
 

 
 
 
 

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...