(kto nie zna pierwszej, to jak chce, to TU)
Czyli kapitan Śledź i szeregowy Mintaj wyruszają ponownie. Z nimi - bezcenne doświadczenia wyniesione z pierwszej misji oraz zestaw praktycznych haczyków na okazy, próbki i zdobycze. Oraz żeby móc się gdzieś ewentualnie zahaczyć - skoro teraz całkiem oficjalnie na Marsie jest woda...
O, proszę, jak se okiem zblazowanym łypią, doświadzeni astronauci:
A skoro już jesteśmy w kosmosie: znacie taką czeską grę "Samorost"?
Jak w gry ogólnie wcale nie gram, powtarzanie ciągle tej samej czynności przy przechodzeniu plansz nudzi mnie POTWORNIE, rzeczy jak strzelanie, latanie samolotami czy jeżdżenie samochodami to już w ogóle jest nudniejsze niż niekończące się msze roratowe we wczesnej podstawówce*, od biegania po wnętrzach o pokrętnej i skomplikowanej architekturze kręci mi się w głowie i dostaję mdłości, a poza tym od razu się gubię i nie potrafię trafić tam, gdzie chcę. No czyli czapa. Ale "Samorost" mnie tak urzekł grafiką, że przepadłam. I tym, że się nie biega bezładnie z karabinem/mieczem/laserem tylko trzeba troche pokminić (ale tak na luzie) i po prostu cieszyć oko (i ucho, ucho też się cieszy). Bardziej jak interaktywny film, niż gra.
A z resztą se sami zobaczcie, jak ktoś nie zna Amanita Design to tu może sobie wsiąknąć, akurat trochę zajęcia na długie zimne wieczory:
Szczególnie polecam w "Samoroście" planszę z borsuczą norą :} Ale nic więcej nie powiem.
* Czyli bite 2 godziny w twardej ławce (jak się przyszło 15 minut przed czasem i miało szczęście) albo na stojąco (wewnątrz jak sardynki, alibo na zewnątrz, na śniegu i mrozie), 2 godziny słuchania listów od jakichś nieznajomych panów do jeszcze bardziej nieznajomych Koryntian (kojarzyli mi sie z kosmitami - Marsjanie, Koryntianie, zielone macki) i innych opowieści dziwnych treści, których kompletnie nie dało się zakumać, ale które trzeba było przetrwać po to, żeby na końcu dostać kwadratowy kawałek białego papierka z kilkoma zagadkowymi, czarnymi kreskami. I nie dało się chytrze przyjść pod koniec mszy, na samo rozdawanie papierków, bo na kościelnej wieży siedziała smoczyca o stu głowach. Głowy były na długich szyjach i zwieszając się w dół do samej ziemi, pilnowaly wrót oraz dziedzińca. Każda głowa dla niepoznaki wyglądała jak siostra zakonna, a ich oczy ciskały płomienie, gotowe spalić grzesznych cwaniaczków na-popiół i na-tychmiast. Przy rozdawaniu papierków smoczyca poddawała każdego skanowaniu twarzy, i jeśli orzekła "A ciebie to ja na mszy nie widziałam" to można było zapomnieć o obrazku. Nic nie pomagały kity że "ale ja stałem na dworze", nie nie, nie z nią takie numery. Ona NAPRAWDĘ każdego pamiętała.
Nigdy nie udało mi się poskładać z tych kwadracików kompletnego Serca Jezusowego Z Koroną Cierniową, Tronu Niebieskiego czy tam innej szopki. Nigdy. Ba, nawet z fundamentami było krucho. Matka, na moje szczęście, nie naciskali ;) i chwała wielka jej za to. A kończący mszę zaśpiew "Idźcie, ofiara skończooonaaa" to do dziś dla mnie symbol końca mąk piekielnych i pojawia mi się w głowie za każdym razem, kiedy kończy się coś nieprzyjemnego. Zaprawdę, dołóżmy do tego jeszcze lekcje religii z mściwymi, złośliwymi katechetkami i siejącymi terror księżami, niekończące się kucie na pamięć tekstów, których nikt z nas nie rozumiał i których nikt nam nigdy nie tłumaczył, odpytywanie o czym była wczorajsza msza szkolna, karty spowiedzi na podpisy kwitujące dostarczenie grzechów i pobranie modlitw pokutnych - no czy oni tak serio myśleli, że takimi praktykami utrzymają dzieci "na łonie"? I, o dziwie nad dziwy, dlaczego dalej tak myślą mimo upływu tylu lat? Ja nie twierdzę absolutnie, że nie ma normalnych księży, podobno są, czasem się słyszy takie legendy. Ale ja trafiłam na samych potłuczonych. Później, w liceum, religia była w szkole i poszłam na nią z braku laku (czyli z braku etyki) ale długo tam nie zabawiłam. Konkretnie do, zdaje się, czwartej lekcji, kiedy to ośmieliłam się wyrazić swoje zdanie o piosenkach puszczanych od tyłu i o rogatym, ogoniastym i kopytnym alter ego Paula McCartneya, tego dobrotliwego spaniela o zapłakanych oczach, żywiącego się jedynie brukwią i to taką, która sama wyskoczyła z ziemi bez brutalnego wyrywania, no i niby ten Paul McCartney ma być odźwiernym Wrót Piekielnych. Dowiedziałam się że jestem bezczelna i mam wyjść. Ja na to że w sumie to bardzo chętnie bo rzeczywiście się zasiedziałam, i tak oto opuściłam bramy raju, obrzucona banem i z kiełkującym zapewne już ogonem. I nawet mi jabłka na tą moją drogę do piekła nie dali.
A rogaty McCartney to i tak dzisiaj małe bubu - teraz posłańcy Piekieł zaczynają tak jak trzeba, od najmłodszych, Hello Kitty dla dziewczynek, Gormity dla chłopaków (czy co to tam było, te ekskomunikowane figurki). Idziemy z duchem czasu i wyprzedzamy konkurencję! ;)
Pozdrawiam rogato,
Diabeł.
Czy w sprawie śledzia wypowiadał się już jakiś ortodonta? Śledziowi grozi katastrofa logopedyczna, co u śledzi może skutkować całkowitym zamilknięciem... ;-)
OdpowiedzUsuńcalkowitym zamilknieciem?! to bylo by rzeczywiscie straszne dla kogos takiego jak sledz...
Usuńczas poszukac ichtio-ortodonty!
Przystojne chłopaki. Zęby nieco zawadiackie. I dobrze. Co tam Kalina opowiada!
OdpowiedzUsuńUżywasz ich, czy są jeszcze, że tak powiem, prawiczkami?
Piękny opis mąk piekielnych na mszach. Miałem podobnie, z tym że na mszach niedzielnych, bo na coś takiego jak roraty to nie chodziłem i nawet nie znałem tego słowa. Raz wracałem z religii i jakaś starowinka zapytała mnie, czy dzwonili już na nieszpory. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, bo tego słowa też nie znałem. Przygodę z religią zakończyłem po uzyskaniu dyplomu komunisty. Współczuję, że męczyłaś się aż do liceum. Na szczęście zostałaś zbawiona ;)
Nieszpory.... co prawda slowo znam, ale co oznacza dokladnie - tego nie wiem. Tak samo jak nie wiem, co wlasciwie oznaczaja roraty, tyle tylko, ze trzeba bylo chodzic bardzo czesto na bardzo dlugie msze.
UsuńAno jakos tak z rozpedu sie chodzilo na ta religie (bo na msze to juz niekoniecznie). Bardziej ciekawa od samej lekcji byla droga na nia i czas po niej - bo mozna bylo isc na starorzecze i powlóczyc sie po lesie. Albo spotkac sie u kolezanki i farbowac biale sznurówki rivanolem ;)
A chlopaki sa uzywane, owszem, ale nie przeze mnie. Poszli w swiat!
UsuńDo Diabła! Ależ ten Samorost jest fajny :) Zassało mnie. Jestem w starej maszynowni i muszę już przerwać. Czy to się da jakoś zapisać?
OdpowiedzUsuńGra "Machinarium" tez jest super. Nawet pewnie cos bardziej dla chlopców.
UsuńDemo Machinarium już za mną. Diable, przez Ciebie pół dnia diabli wzięli! :)
Usuńhy hy hy :)
UsuńPrzeszedłem Samorosta 1. Część druga jest dłuższa? Bo za szybko się skończyło...
OdpowiedzUsuńtak, czesc 2 jest dluzsza - darmowa jest tylko demówka, ale calosc kosztuje 5 dolarów, wiec to nic za tyle zabawy!
UsuńNo i już po Samoroście 2. Fajne było, ale krótkie. Jama borsucza urocza :) W ostatniej planszy musiałem poszukać podpowiedzi. Jak dla mnie za trudne. Zrobiłaś sama?
UsuńGrafika bardzo w Twoim stylu, to drewno rozmaite i korzenie znaczy. Pięknie tam jest. Machinarium na razie odkładam, bo zdaje się, że trzeba też pracować.
Tak, zdaje sie, ze czasem trzeba...
UsuńZ powodu borsuka gralam w to chyba z 10 razy :) A podpowiedzi to szukalam nawet czesciej niz raz, bo jak juz pisalam, ja niecierpliwa jestem, jesli chodzi o powtarzanie bez konca tego samego.
Taki śledź na rozgwieżdżonym niebie! Diable, czy ja Ci muszę pisać, że jak zwykle wyłam z zachwytu?! Wyłam!!!
OdpowiedzUsuńKatechetki... bywają... zaskakujące....
Tofik przyszedł z obecnej szkoły zachwycony lekcją religii i sposobem jej prowadzenia i CHCIAŁ chodzić na religię. Tydzień później zmieniono im katechetkę. No i mieliśmy powrót do czasów gimu. Tamtejsza katechetka słyszała głosy i dzieciom też polecała się w nie wsłuchać (choć ja sugerowałam terapię), obecna na kieł wzięła Andrzeja Pilipiuka - ponoć pierwszego mohera RP, jak sam o sobie pisze - sklasyfikowała nieboraka jako antychrysta, a jego literaturę jako satanistyczną.
W obliczu braku możliwości przywrócenia na stanowisko poprzedniej katechetki, wypisałam Tofika z religii.
Bardzo zaluje, ze nie kupilam wtedy wiecej tych sledzi :( Mialam chyba jakies zacmienie umyslowe. I teraz Misji Trzeciej niestety nie bedzie, chlopaki musza sie wiec postarac!
UsuńCo do religii - no wlasnie ja tez nie mam nic przeciwko podyskutowaniu na tematy wiary i niewiary, etyki i filozofii NIE TYLKO chrzescijanskiej. To wlasnie moglo by byc bardzo ciekawe. Ale jak mi ktos bredzi bez sensu z ogniem w oczach i nie dopuszcza zadnego innego zdania na temat, (ba! nawet pytania byly zabronione!) tylko wyrzuca z klasy - no to cóz czlowiekowi pozostaje innego, niz wyjsc?
O rrrany, mialam te same odczucie wzgledem "Idzze ofiaro skonczona" tfu... "Idzcie ofiara skonczona". Ale "Bogu niech beda dzieki" mnie zawsze intrygowalo - ze czy my dziekujemy ze byla ofiara czy ze to ulga wielka ze juz koniec...
OdpowiedzUsuńZ racja bycia powolana na chrzestna odbylam szereg sesji w Wyspowym kosciele katolickim, tak polskiej jak i lokalnej denominacji, bo uwielbiam byc chrzestna i jestem sklonna sie poswiecic dla tego celu (nautral born a(u)nt nieprawdaz) i o ile polska denomiacja na Wyspie niczym sie od wersji ojczystej nie rozni to Wyspowa niesie kompletnie inne emocje (NIE gloom&doom &WiecznePotepienie) i nie konczy sie wyzywaniem nas od ofiar, tylko po prostu konczy sie slowy "Go in peace the mass has ended".
I ciagnac jeszcze watek wspomnien lekcji religii... Chadzalam za czasow szkoly na taka przy kosciele i jakos tak bylo, ze chadalam z grupa z sasiedztwa ale nie mojej klasy i potencjalnie nawet nie mojej szkoly, bo zawsze chodzilam do szkoly w innym rejonie, co bylo katorga sama w sobie bo jako rasowy jez mRufa nigdy nie czula sie dobrze wsrod obcych. Traf chcial, ze byl to slawny wsrod parafialnej mlodziezy ksiadz "J" ktory sial terror wsrod gawiedzi. Pamietam do dzis jak rzucal w jednego z "naszych" chlopakow dlugopisem itp, ale ani ja ani nikt z grupy nie wyniosl z tego traumy, bo... chlopak byl pelnokrwistym lobuzem i nic innego do niego nie przemawialo, a ja przy mojej wiecznej tuszy i twarzy sploszonego dziecka powinnam byc perfkcyjnym materialem na ofiare takiego, ale jakos nie bylam.
Za to umialam obserwowac.
Nie mowie, ze nie ma patologii wsrod duchownych, bo sa wszedzie, ale musze przyznac, ze do dzis sie nie dziwie ze ksiadz "J" usilowal siac terror - co osiagnal to, to ze cala nasza grupa chodzila uczciwie na lekcje i jakos nikt nie czul sie z tego powodu pokrzywdzony.
A ja odkrylam, ze trudna mlodziez to nadal mlodziez tyle ze z trudniejszym zyciem.
Ale zeby nie bylo, w LO mielismy juz lekcje w szkole i podobnie jak u Ciebie bie bylo drugiej opcji wiec niektorzy z nas mieli okienko, ale ja akurat chodzilam i mielismy lekcja z siostra "B", poczciwa kobieta, nie tak znowu duzo starsza niz ja teraz, rzadnych terrorow, ale... w klasie bylo 4 chlopa, na blisko 30 osob i siotra usilujac nas wyksztalcic w technice zwanej popularnie "Watykanska Ruletka" (moze ktos jeszcze to pamieta) zalecila jednemu z naszych chlopcow wyjasnienie na czym to polega.
Fizjologicznie na czym to polega. Wspolczulismy koledze z calej sily ale taka smiechu jaki nas ogarnal byla tak wielki ze chyba udalo nam sie przerwac lekcje... I jego meczarnie.
Szacun dla siostry "B".
Sledzie rulez i tylko potwierdzaja moja teorie ze sledzei nie sa do jedzenia. bo kto slyszal zeby jesc astronautow.kosmonatow??
mRufa, co innego nauczyc dzieciaki normalnego, uczciwego chodzenia na lekcje - tu nie mam nic do zanegowania, ale co innego walic 5-cio kilowa wielka biblia po glowie za przestawienie dwóch slów w jakiejs definicji... takze wiesz, sorry ale dlugopis to przy tym sie raczej chowa :) A jeden na przyklad lubil calkiem bez sensu urywac chlopakom z ubrania guzuiki, co uwazam za wyraz czystej zlosliwosci.
UsuńNasza katechetka natomiast promieniowala zimna nienawiscia jak królowa sniegu, wolalam wcale nie patrzec jej w oczy.
Dziwni byli, jednym slowem.
A koledze serdecznie wspólczuje, mam nadzieje ze nie zostawilo to trwalych sladów w jego psychice ;)
A wiesz co, jak juz jestesmy przy miotaniu przedmiotami w uczniów - "pan" z muzyki rzucal w nas brelokiem od klucza do klasy, brelok byl w ksztalcie sporej gruszki, z twardego, ciezkiego drewna. Wyobraz sobie dostac tym w leb z 10 metrów. Ten to dopiero byl zryty.
W nas geograf rzucał minerałami, które miał na stoliku przy biurku. Nie takimi malutkimi, jakie można kupić w kioskach przylepione po 20 sztuk na karteczce pocztowej z podpisami, tylko takimi kamurami wielkości co najmniej pięści...
UsuńJakoś wtedy nie było praw ucznia i praw dziecka w szkole. Przynajmniej w mojej szkole.
tez "ciekawie". Udalo mu sie komus zostawic wieczna pamiatke? U nas na szczescie nie. A na pewno mamy wycwiczony refleks.
UsuńNo to przesz mowie, ze patologie sa wszedzie.
UsuńNie, dlugopis nie zrobil mu krzywdy ani fizycznie ani psychicznie...
A na religie chodzil do konca. Mimo ze nie bylo to obowiazkowe ani tez nie bylo jeszcze w szkolach, tak, ze tego, mialam raczej na mysli humorystycznosci zestawienia postrachu parafialnej gawiedzi vs okazjonalny latajacy przyrzad do pisana (ktory zreszta sie polamal i ten chlopak na koniec tej pamietnej lekcji przyniosl kiedzu sprezynke od niego "bo sie zgubila").
A z osobistych doswiadczen to pamietam pare wrzeszczacych kobiet nauczycieli, z czego jedna od plastyki i jak bonie dydy musiala chyba odreagowywac frustracje zyciowe na nas bo jak i po co, na litosc wszelaka mozna probowac wprowadzac terror na lekcji rysunku to ja kompletnie nie rozumiem.
Naplula mi w oko.
Raczej nie specjalnie.
Miala po bardzo soczysta wymowe i akurat stala nade mna wrzeszczec cos, a ja nie noszac jeszcze wtedy okularow akurat spojrzalan w gore i ta cholera naplula mi do oka.
hy hy jak ta plujaca jadem na 3 metry kobra :)
UsuńA o lekcji rysunku to ostatnio kolezanka córki opowiadala. Mieli zaprojektowac butelke do wody mineralnej. Narysowac w sensie. No to rysowali takie, owakie, w ksztalcie butelek, w ksztalcie inspirowanym róznymi przedmiotami - NIE, wszystko bylo zle. Az ta kolezanka wlasnie tak ni z gruszki ni z pietruszki narysowala butelke w ksztalcie samochodu - i to bylo dobrze a nawet wspaniale... Ze nikt nie zrozumial o co chodzi, to chyba nie musze pisac :)
Bożeny fizyk rzucał w uczniów kredą jak gadali. Cela miał nie od parady, takoż i zamach.
UsuńAle ruch jednostajnie przyspieszony wszyscy umieli w nocy o północy wyklepać razem ze wzorem na obliczanie ;)
Z zakresu Samorosta to Bożena kojarzy jedynie Machinarium, które to osobiście przeszła dwa razy, a jej osobiste dziecięta z dwieście razy, czyli normalnie. Taki ten robocik tam był super, że aż się nie dało go zostawić, nie wybawiając uprzednio z kłopotów ;)
Śledzie zaś, to zawodowcy bez dwóch zdań! Te wyrazy pysków mówią same za siebie, kto tu zna się na podróżach, a kto w d*pie był i ** widział. Super pomysł z wieszaczkiem :D Bożena tam widzi korale i łańcuszki pozawieszane tak, żeby absolutnie nie przysłonić Śledzi. ;)
Nasz geograf też nikomu krzywdy trwałej nie zrobił, bo zawsze celował w ramię - i trafiał!
UsuńAle to tak, jak z fizykiem Bożeny - co to są lapille, powstawanie wydm, typy chmur, podział i nazwy wulkanów tarczowych na Hawajach (Mauna Loa i Kilauea) pamiętamy wszyscy 22 lata po maturze!
Mieliśmy taką nauczycielkę od ZPT w LO, starą pannę, o wdzięcznej ksywce Turbina (bo ciągle się u niej rysowało rzuty i przekroje turbin). I owa Turbina miała przykry zwyczaj przeszukiwania uczniom kieszeni w ramach walki z nałogiem tytoniowym. No i raz kolega z równoległej klasy, barwna postać szkoły, znana z różnych akcji, nałogowy spadochron i palacz, ubrał dopasowane jeansy, w których z kieszeni wyciął to płótno i nie ubrał bielizny pod spód :)
Mina Turbiny, która z impetem włożyła mu rękę do kieszeni spodni i tym sposobem przeżyła swój pierwszy kontakt fizyczny z męskimi genitaliami - BEZCENNA! Po tym zajściu Turbina już nikomu nie wkładała rąk do kieszeni, tylko kazała je wywracać na lewą stronę :)))
Bozeno, Machinarium tez, oczywiscie, a jakze! Robocik jest przeuroczy. I w ogóle wszystkie te wynalazki sluzace do przemieszczania sie.
UsuńPiesu, przygoda z Turbina jest po prostu nie do przebicia :) Przeciez wy wszyscy musieliscie umierac ze smiechu jeszcze ze 2 lata na sam jej widok! W sumie to jej nie zazdroszcze, no ale chciala to miala.
Ale widzicie, miotanie waszego geografa i fizyka przynajmniej mialo cos wam wbic do glowy - ale dlaczego miotal nasz muzyk, to nie wiem do dzisiaj... Tak o, po prostu. Muza mu podszeptywala.
Wieszak śledziowy jak zwykle śliczny, no i to vangoghowskie tło... mmmm :)
OdpowiedzUsuńSamorost! :))
A co do rorat, to bogu (?) dzięki mam starszego brata, który od chodzenia na roraty popadł w jakieś skomplikowane zapalenie czegoś w płucach (bo zimno w tym kościele było jak w rzeźniczym magazynie)... Dzięki temu nikt mnie nie pędził o szóstej rano na jakieś bezsensowne odprawianie rytuałów. Sama poszłam raz z ciekawości, żeby zobaczyć, co mnie ominęło i zaprawdę, niech będzie mój brat za onegdaj słabe zdrowie błogosławiony :)
O 6 rano?!! O rany... To mysmy mieli wieczorem, mozliwe ze specjalnie dla dzieci, zeby frekwecja byla wieksza.
Usuń(wiedzialam ze Tobie sie Samorost na pewno spodoba ;)
Dokształciłam się na szybko wikipedią: "Współcześnie z uwagi na udział dzieci i młodzieży roraty odprawia się często wieczorem", ale normalnie, to "... msza o wschodzie słońca"...
UsuńU nas jak widać dopiero średniowiecze się kończyło. A czasami mam wrażenie, że nawet jeszcze nie ;)
A alchemię już przerabiałaś?
http://www.alchemiagame.com/
:))
o wschodzie slonca, litosci, w takim zimnym kosciele... To mi w biurze o tej porze, przy kaloryferze, zimno jak nie wiem co!
UsuńNie, nie przerabialam, ale to w takim razie wiem co bede robic dzis po pracy. :}
Twoje śledzie i najrozmaitsze stwory głębinowe lub nizinne świetnie wpasowałyby się w klimat Samorostu (nie, nigdy nawet nie widziałam tej gry, ani choćby grafiki! Rzeczywiście, da się przepaść :-))
OdpowiedzUsuńW dzieciństwie, na szczęście, miałam za daleko do kościoła, więc nikomu nie przyszłoby do głowy wymagać od nas uczestnictwa w roratach, tudzież towarzyszyć w celu zapewnienia opieki nieletnim.
Mieszkalas w bardzo dobrej lokalizacji w takim razie :) Mnie tez na szczescie na sile nie ganiali na msze, odbebnialam jakies tam potrzebne na religii Minimum i to wszystko. Ale nie brakowalo w klasie dzieci, które na koniec rorat przynosily posklejane razem kwadraciki, na kartce z duzego bloku, pieknie pokolorowane i (to juz w miare mozliwosci) udekorowane dodatkowo naklejkami z paczek z Niemiec... Naprawde wspólczuje tym dzieciom.
UsuńMój synek w piątej klasie przechodził kryzys wiary, którym się jakoś nie przejęłam, tylko poprosiłam go, by codziennie czytał jedną z przypowieści Anthonego de Mello. No i czytało sobie dziecię. Na lekcji religii katechetka kazała dzieciom napisać, ,,Co by było, gdyby Pana Boga nie było". I młody zacytował De Mello: ,,Trzeba by go było wymyśleć". Cóż to się działo!!! hihihi...
OdpowiedzUsuńbila, ty wywrotowcu! :) Zostalas wezwana na dywanik?
UsuńChłopaki C U D O!!! Zachwycają:-)))))) zazdraszczam posiadaczowi. Przeczytałam o grze i ciężko mi szło doczytanie tekstu do końca. Wstydliwie przyznaję, że jestem kopniętym graczem.
OdpowiedzUsuńKryzys wiary nastąpił u mnie w wieku lat 9 ciu. Co ciekawe, jasna myśl - ja przecież w to wszystko nie wierzę naszła mnie w kościele w czasie mszy. Wyszłam i więcej nie wróciłam.
No mi tez jakos nigdy nie przyszlo do glowy tak na prawde wierzyc w te aniolki i pana z broda na chmurce. Religia byla po prostu przedmiotem, jak matematyka. Chodzilo sie, bo byla. W domu nikt nie naciskal, bardziej "opinia spoleczna" .
UsuńA ze naszlo Cie w czasie mszy, to akurat chyba calkiem w porzadku - kazda akcja wywoluje reakcje, niezlamana zasada rzadzaca wszechswiatem ;)