poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Uniwersalne czyszczenie wiewiórek

Taką niecodzienną usługę zaoferował mi ostatnio internet. A dokładnie, to było po niemiecku i było napisane tak: "Putzen Sie Eichhörnchen universal". Zastygłam w zachwycie :D

Jakkolwiek wiewiórki nie mam, brudnej ani czystej, to nie powiem, zaintrygowało mnie to gdyż kocham absurd całym mym czarnym, zgniłym serduszkiem.
(abstrakcyjny absurd, bo ten w wykonaniu urzędników i polityków to nie, oni nadają słowu "absurd" całkowicie nowy, nieprzyjemny wymiar, od którego czasem człowiek ma ochotę zerwać sobie twarz)


I jak ktokolwiek z was też teraz pomyślał - jak ja -  że zaraz będziemy tu polerować wiewióry brylantyną do połysku, albo poprzez namaczanie w pianie i suszenie suszarką produkować puchate kule z ogonami, no więc jak ktoś już na ta myśl poczuł dreszczyk emocji i pokrył się skórą gęsi,  to już się może oddreszczyc i odgęsić, bo okazało się że:  w internecie wcześniej chciałam, żeby mi pokazał rosyjskie hieroglify w jakimś znośniejszym narzeczu, więc przestawiłam na tłumaczenie, i potem zapomniałam odstawić. Następnie weszłam na inną stronę, która też od razu została automatycznie przetłumaczona, i wcale nie chodziło (niestety) o czyszczenie wiewiórek tylko o Brush Squirell Universal czyli pędzel do akwareli z sierści z ogona wiewióry. 


A tak było pięknie już, nie? No wiem, wiem. Świat to nie pudełko ulubionych czekoladek jednak.

To jak internet wyciął mi takiego hołubca, (nie wspominając nawet o politykach) to pójde jego śladem i też tu państwu wytnę szczupaka, wyskok z przysiadu, chwacko kozacki, efektowny i z przytupem:
(proszę zwrócic też uwagę na publiczność)






1.
- No i co Stefan, dobry pokaz, co? Warto było dać te parę orzechów za bilet, nie?
- Nie.


.......................................................................................



2.
- Liście nieświeże dają w tym cyrku. Mdłe. Może by tak skargę i zwrócą za bilet? Ale czy zwrócą, jak zjem wszystkie? (czyli odwieczny dylemat Oszczędnego Janusza)


.......................................................................................


 3.
- No i co to ma być, Kazimierz? Powiedziałeś "wielki show", "kwintesencja romantyzmu wyrażona tańcem", "wspaniały występ" -  a tu dupę widać! I to ma być ten piękny wieczór na naszą rocznicę?! Ja godzinę skrzydła polerowałam w salonie, Jolka z Ewką to prawie pękły z zazdrości, i co ja im teraz powiem, no? Co ja im powiem?





.......................................................................................

4.
- Ty, Waldek, pa! Ale wyskoczył, jaaa cię! Ile byś mu punktów dał, co? Ile?
- 10. Bym mu zabrał 10.





.......................................................................................

5.
- To ci występ!!! Krystyna, mówiłem, będzie warto tu przyjść! Niezapomniane wrażenia, emocje, mówiłem! Upadniesz na kolana z podziwu, widzisz, mówiłem!!!
- Jakie kolana, Marian, my nie mamy kolan. Dziecko byś lepiej wziął na ręce, nic nie widzi. Rany boskie, kiedy ten facet dorośnie...





.......................................................................................



 6.
- Spodziewałem się stanowczo czegoś lepszego. Rąbka tajemnicy, scenicznej magii. Serc porywu. A nie majteczki w, kurna, kropeczki. Świat stacza się, zaiste. Tak.





.......................................................................................
7.
- Falbanki-sranki, szampan, piórka w zadku, budyń z brylantów, fanaberie! I tak wszyscy umrzemy.





.......................................................................................


8.
- Aaaaa!!! Moje oczy, moje oczy!!! Jak tak można bez ostrzeżenia bez bielizny!!!





.......................................................................................




9.
- Fanem baletu nie jestem, ale jak darmowy bufet, to nie odmówię. I fotkę na fejsa się strzeli, żeby podkolorować kartoflane pochodzenie.






.......................................................................................



10.
- Ale zarąbiście chłopaki, co? W końcu jakiś festyn w gminie zorganizowali.
- No, super! Stefan, no weź popatrz! Fajnie że przyszliśmy, nie?
- Nie.

 
.......................................................................................


A szanownej publiczności po drugiej stronie ekranu występy przypadły do gustu? Czy raczej podzielacie zdanie Stefana albo Waldka? No i pytanie za 100 punktów: co myśli Kazimierz?
Redakcja zaprasza do podzielenia się uwagami, wyrażenia opinii - może być nawet na temat. Albo kto lubi jakie pierogi, czy tam jakie ma zdanie o wyrażaniu emocji poprzez muzykę w przestrzeni publicznej typu autobus. Obojętnie. W każdym razie redakcja serdecznie zaprasza do.





.......................................................................................


A teraz część tak bardziej oficjalna i z łezką w oku: otóż chciałam podziękować wam za te wszystkie dobre myśli i strumienie pozytywnej energii, nie za bardzo w sumie potrafię uwierzyć w ogóle, że o mnie nie zapomnieliście skoro na tak długo znikłam z internetów. Ogromnie mnie to zdumiewa, pozytywnie zdumiewa.

Serio, każdy komentarz czy mail wzrusza mnie na maksa, ja jestem raczej przyzwyczajona do bycia niewidoczną, przeźroczystą. Istotą doskonale nieistotną. A tu takie rzeczy! Jesteście najlepsi, naprawdę.


Natomiast na pytanie jak się czuję i jak tam w klinice to nie mam jednoznacznej odpowiedzi. Niby z jednej strony widzę ile osiągnęłam od lutego - ale z drugiej strony czasem reaguję na nieprzychylności losu tak kolosalnie przegięciową utratą równowagi emocjonalnej, że myślę że NIC nie osiągnęłam. No i bądź tu mądry. 


A czasu mam jeszcze tylko niecałe trzy tygodnie. Potem idę do urzędu pracy i zgłaszam się jako zdrowy osobnik, gotowy do podjęcia pracy. Choć ani nie czuję się zdrowa, ani gotowa do podjęcia pracy. Ale muszę, bo kasa chorych świńskim numerem pozbawiła mnie zasiłku chorobowego i od maja nie mam żadnych pieniędzy. A Borsuk też nie śpi na kasie, bo odkąd w kwietniu złamał nogę - tak niezwykle efektownie że od razu musiał być operowany i poskładany przy pomocy śrubek, blaszek i drucików na kościach - to do dziś ledwo łazi i dostaje tylko zasiłek chorobowy. Ale helikopterem się przeleciał! (z miejsca upadku do szpitala ;)


No i tak to. A z dobrych rzeczy to dalej robię na szydle, mam zapisane milion filmików i instrukcji na torby, szaliki i czapki, tylko nie mam za co kupić włóczki :) Tęsknym okiem rzucam w internety na te cudowne, wielobarwne kłębki, te co tak płynnie przechodzą z jednego koloru w drugi, i w trzeci, i w kosmos w ogóle. Rany jakie one piękne są!
I maluję dużo, naprawdę dużo, bo to działa na mnie uspokajająco. Kto mnie odwiedza na Instagramie ten widział (link na górze po prawej). Tu na blogu też pokażę, tylko powoli, nie wszystko na raz :)  A na ergoterapii nawet z gliny lepię  garnki, znaczy kubki na kredki/pędzle itd. Cudowne uczucie, glina jest super przyjemna. Niestety klinika nie dysponuje piecem, ale dostanę adresy pracowni, gdzie ewentualnie jest szansa na wypalenie. A jak nie, to nie, pomaluję sobie farbami akrylowymi.



I to tyle na dzisiaj, niedziela, godzina 24.49 czyli w sumie to poniedziałek, zachmurzenie małe, 19 celcjuszów na balkonie i w cholerę ciem (w sensie motyl nocny kosmaty) w domu. Idę spać.
 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...