piątek, 21 listopada 2014

O krasnoludkach, czyli tajemnica brukwi.


Ale najpierw nawiążę krótko do tej opierzonej katarynki za moim oknem. Otóż, dziś w nocy było 0-2°C! Przymroziło zadek do gałęzi tak jak mówiłam, ani nie pisnął normalnie! Wykrakałam, że tak powiem ;)

A teraz do tematu dzisiejszych rozważań. Bajkę o Królewnie Śnieżce i siedmiu brodatych przykurczach każdy zna. To może ktoś mi pomoże w analizie, bo strasznie mnie jedna kwestia gryzła wczoraj po robocie, w zimnej i pustej kuchni (i nadal gryzie):
Krasnoludki wyskakiwały bladym świtem ze swoich małych łóżeczek, zarzucały na małe ramionka swoje małe kilofki, i śpiewając mało sensowną piosenkę, w równym rządku małymi kroczkami udawały się do kopalni rąbać na przodku. Rąbały tak do wieczora i wracały do domu. Jadły kolację i szły spać. Właśnie. JADŁY KOLACJĘ. Nie, nie chodzi o to, że jedząc kolację jako pierwszy i jedyny posiłek dnia, dość ciężko jest tak codziennie po 12 godzin machać kilofem. Niech tam, w końcu bajki nie podawały, jak długo żyły krasnoludki, więc można założyć, że niedługo. (A z siwymi brodami już się rodziły. A może lęgły z błota i kamieni, pomińmy.)
Mnie bardziej interesuje, skąd się brały te kolacje, a konkretnie, niezbędne do wyprodukowania kolacji produkty spożywcze? Krasnoludki nie uprawiały ogródka, nie polowały, nie hodowały żywego inwentarza. Zresztą halo, przy ich wzroście, to taki na ten przykład indyk by im głowy pourywał i wybrukował nimi podwórko. A bródkami wyścielił sobie gniazdo na zimę.

No to skąd te kolacje. Coś tam z tego przodka niby zawsze urąbały, ale źródła nie podają, co dalej. Chodziły co sobotę 10 mil do najbliższego miasteczka na targ i wymieniały rubiny na tygodniowy zapas brukwi? Nie bardzo, obrabowaliby takich małych pokurczów od razu na wejście.

A może brały, co znalazły na drodze dom-kopalnia? "Oh, Gapciu biedny, znowu gałąź spadła ci na głowę... A nie, to zdechła wiewiórka zleciała ze świerczka, co za miła niespodzianka! Gburku, pakuj do worka, będzie wyśmienita upieczona na chrupko." I tak potem zakąszają szychtę tą wiewiórą. Jedną na siedmiu? Hmm. Musieliby znaleźć więcej. Ale jakby na mojej drodze codziennie masowo spadały ze świerczków martwe wiewiórki, to ja bym to nazwała epidemią, a nie miłą niespodzianką. I zdecydowanie wolałabym ich nie jeść.

Właściwie, to możnaby jeszcze wyjść z taką - śmiałą nieco - hipotezą, że krasnoludki żarły glebę. Takie malutkie glebogryzarki w czerwonych czapeczkach. To z jednej strony tłumaczyłoby ich zamiłowanie do branży kopalnianej, z drugiej jednak strony, nie pasuje absolutnie do posiadania w chatce kuchni, garnka z zupą, stoliczków i miseczek - a jak wiemy, w kwestii "ktoś jadł z mojej miseczki" wszystkie źródła są zgodne. No i jakoś nie chce mi się wierzyć, że Śnieżka zeżarła michę czarnoziemu i zagryzła torfem.


No i nie wiem. Ale bardzo chętnie rozwikłałabym zagadkę zawartości krasnoludziej miseczki, no i fajnie też by było posiąść sekret pełnego garnka każdego wieczora po robocie, no nie?

Any ideas?

22 komentarze:

  1. Ej, a o "stoliczku nakryj się", to waćpanna nie słyszała?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to nie ta bajka! Poza tym próbowalam, nie dziala. Ani prosba, ani grozba.

      Usuń
    2. Oj tam, oj tam, nie ta bajka. Krasnoludki miały siłę przekonywania, one nawet z pieńka bez czterech nóżek wycisnęłyby coś do żarcia. Przecież im udało się przekonać nawet królewnę, żeby z nimi zamieszkała (każdy, kto miał okazję spać w jednym ciasnym pomieszczeniu z większą niż trzy ilością samców, z których przynajmniej jeden nie umył nóg wieczorową porą*, wie, o czym mówię.. do tego dochodzą bonusy w postaci np. chrapania... tja).
      Krasnoludki mają, mówiąc krótko, siłę przebicia, nie tylko pod ziemią ;)
      ______________________
      *- niech Was dziwne skojarzenia nie nachodzą. Mam na myśli pokój dwunastoosobowy w schronisku górskim, na przykład ;) Tam nie masz wpływu na to, kto się myje, a kto nie ;)
      Czy te schroniska jeszcze istnieją... ?

      Usuń
    3. Tak, jeszcze istnieją gdzieniegdzie niedobitki takich schronisk!
      A co racja, to racja, dzielic sypialnię z 7 górnikami, co nawet onucy na zmianę nie posiadają - no, oszałamiająco intensywne doświadczenie to musi byc...

      Usuń
  2. Prawdę mówiąc jak w życiu. Też nie widać kto żarcie zrobił. Ech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojacie, no! Rzeczywiscie racja swieta. Do tego jeszcze po góra 10 minutach nawet nie widac, ze w ogóle bylo zrobione. I ze zakupy przytargane. I ze obrane, pokrojone, posmazone, poczarowane, cuda wianki. Tyle roboty, a potem 5 minut i po sprawie.

      Usuń
    2. Dokładnie. To mój bajkowy ból codzienności. :) Doprawdy, życie jak w bajce!

      Usuń
    3. no pacz pani, jakie z nas ksiezniczki!

      Usuń
  3. Moim zdaniem, to był bajkowy catering. Obstawiam matkę Czerwonego Kapturka. W końcu szykowała też koszyczek dla babci. Nie jest powiedziane, że to była matka matki Kapturka, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No szykowala, a Kapturek nosil. I sama wiesz, co z tego wyniklo. Teraz pewnie wszystkie trzy chodza na terapie. (Ja bym potrzebowala terapii po wyciaganiu babci z brzucha wilka. Albo po przebywaniu tamze do momentu wyciagniecia. Bardzo bym potrzebowala. I duzo wina potem jeszcze.)
      I juz nigdy nie zaloza nic w czerwonym kolorze, zeby nie zapeszyc. A wieczorami siedza cichutko w kaciku i sie kiwaja na boki...

      Usuń
    2. Kiwają sie na boki, za to na wilczej skórze!!! I mamroczą. Mamrotanie jest cool...

      Usuń
    3. Na wilczej skórze? Mysliz, ze to takie morderczynie-fetyszystki? Kurna chata, ten bajkowy las coraz mniej bajkowy sie staje!

      Usuń
  4. Me gustaría ayudar, pero no entiendo nada...¡saludos!
    (I would like to help but I don't understand anything... I say Hi!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hi Rocío, nice to "see" you :)
      We're just wondering here where the 7 dwarfs (from the "Snow White") got their food... Because there was a pot of soup on the stove every evening when they came back home from the mine. But they had never cooked, and they had never hunted or collected food in the forest, or breed animals, and they had never did gardening... And the pot of food was allways there! So I'd really like to know their secret...

      Usuń
    2. Magic pot.
      Ot i co. :)

      Usuń
    3. Maybe they kidnapped another White Snow... we should let her know about it...

      Usuń
  5. Fotosynteza być może...
    O, albo pizza na telefon. I płacili kupcząc własnymi ciałami. Akurat siedmiu, więc każdy poświęcał się raz w tygodniu, żeby wszyscy mieli co jeść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hyhy :]
      Myslisz, ze tamtejszy dostawca pizzy byl AZ TAK zdesperowany?!! I to premanentnie?! Matkobosko i córko, sodomia i gomoria w bajkowym lesie!

      Usuń
  6. Mądrość internetów oferuje pewną podpowiedz:
    http://anongallery.org/img/6/7/snow-white-brazzers.jpg

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,a co z gajowym złej macochy? Może za kruszce i kamyki robił za hausfrau? A jak już uciulal słuszną sumkę to podstawił kurduplom królewne i udał się na antypody nie zostawiając adresu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gajowy i siedmiu krasnoludków, tak, coraz bardziej perwersyjny ten bajkowy las...
      ;)

      Usuń
  8. Ten magiczny posiłek, czekający na krasnoludki nosi mało poetyczną nazwę: kasza. Wielki wór kaszy stojący w spiżarni i garniec słoniny/smalcu/oleju słonecznikowego/makowego/gęsiego sadła do okraszenia. Któryś z domowników wstawał wcześniej, rozpalał ogień, wrzucał do gara miarkę kaszy. Połowę tego zjadali na sniadanie, reszta w ciepłym piecu lub zawinięta w szmaty czekała do wieczora. Plus dodatek łowiecko- zbieracki: grzyby, jagody, utłuczona kamieniem sroka, wiewiórka lub królik, wrzucane do tej kaszy.

    Jeszcze w czasach braci Grimm posiadanie hausfrau było oznaką statusu, odróżniało biedotę od warstw średnich. W najuboższych rodzinach dorosłe kobiety i starsze dzieci wykonywały w polu, warsztacie, kopalni tę samą pracę co mężczyźni. Gotowaniem, sprzątaniem w domu, opieką nad niemowlętami zajmowały się młodsze dzieci albo niedołężni starcy. Kiedy dzieciak kończył 10-12 lat i zaczynał jeść tyle co dorosły, a w rodzinnym przedsiębiorstwie nie było już miejsca dla kolejnego pracownika, wtedy trzeba było iść "na służbę". A miejscem, które zdolne było przyjąć nieograniczoną wprost ilość młodocianych pracowników były kopalnie. W ich pobliżu powstawały osiedla prowizorycznych szałasów i lepianek, w których dzieciaki bez rodziny mieszkały po kilkoro. Krasnoludki z bajki o Śnieżce to w prawdziwym życiu nie brodaci faceci, którzy po powrocie z pracy wyciągają śmierdzące kulasy przed kominkiem, tylko grupka obszarpanych, wynędzniałych nastolatków płci obojga, spiących w jednym barłogu i jedzących cokolwiek zdołali do gara wrzucić.

    OdpowiedzUsuń

Dawaj.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...