Tak więc wchodziłam do gabinetu. Regularnie co wtorek. Leżanki nie było, ale były fotele. Zamiast młodej lekarki - psycholog. Po jego fryzurze i biurku to tak na oko przetaczała się też regularnie (być może co wtorek) horda dzikich borsuków i sam szatan, więc od razu wydał mi się godny zaufania. I już po pierwszej wizycie wiedziałam, dlaczego współpacjenci uważają go zgodnie za najlepszego na oddziale - w porównaniu ze wszystkimi innymi psychologami, z którymi rozmawiałam przez ostatnie 5 miesięcy, ten pokazał nowy wymiar terapii, całkiem inny świat, inna taktykę, choć bardzo skromną w środkach.
Malutkie, króciutkie, z pozoru niewinne pytanka, wycelowane jak krople wybielacza prosto w środek moich czarnych plam na mózgu, jak mikroskopijne skalpele precyzyjnie przecinające korzenie myśli, wrośniętych od czterdziestu lat w neurony. Nie myślałam, że coś takiego jest możliwe.
Zastygłam w zdumieniu:
Była to terapia bolesna, bez znieczulenia i na żywej tkance, ale skuteczna - jeżeli nie stawiało się oporu i akceptowało, że będzie boleć. Oczywiście to jeszcze nie koniec, właściwie dopiero początek, bo wyrywanie czterdziestoletnich chwastów potrwa jeszcze długo - ale koniec z pobytem stacjonarnym.
Z gabinetu wypełzałam resztką sił i do wieczora zalegałam na trawniku albo przy wspólnym stole z innymi osadzonymi. Złoci ludzie to byli. Inteligenti, mądrzy, utalentowani, wrażliwi, empatyczni, nie osądzali, nie myśleli stereotypami, gotowi w każdej chwili pocieszyć, upiec ciasto, i powiedzieć gorzkie, ale potrzebne słowo prawdy. Bardzo mi było z nimi dobrze. (I to druga rzecz, jaka nigdy nie przyszłaby mi do głowy przed pobytem tam)
Do głowy też nigdy by mi nie przyszło, że nauczę się robić na szydełku! Zawsze chciałam, ale wydawało mi się to rzeczą z pogranicza czarnej magii - a tu proszę. W grupie wariatów, którzy mają dużo czasu, nie ma rzeczy niemożliwych! Nauczyli mnie. Zrobiłam sobie podrózną torbę na kredki i mazaki, etui na telefon i pokrowiec na poduszkę.
(Czy komuś też "pokrowiec" kojarzy się z pomorem krów?)
A teraz uwaga uwaga: będzie i czwarta rzecz, która nie przyszłaby mi w życiu do głowy, ale tak na serio nigdy, never-ever, bez cienia szansy. Otóż biegam. BIEGAM. No, serio, ja, JA biegam. Ja, osoba, która na widok ludzi biegających zawsze nadziwić się nie mogła, po cholerę oni się tak męczą i w ogóle co to za przyjemność tak biegać bez sensu, wariaci.
Ale jakiś czas temu, w nagłych przypływach stresu, zaczęła pojawiać się we mnie chęć puszczenia się cwałem prosto przed siebie, żeby uciec myślom, uciszyć burzę w głowie, zmęczyć się tak, żeby nie było siły myśleć. No i razu pewnego w klinice, podczas porannego, grupowego i obowiązkowego spaceru po lesie (jakieś 2 km), poszłam w galop i zniknęłam współosadzonym z oczu. Oczywiście dogonili mnie spacerkiem od razu za pierwszym zakrętem i podnieśli z przydrożnych łopianów, w których cieniu i wilgoci usiłowałam przejść ze stanu agonalnego w jakiś bardziej odpowiedni do kontynuowania przechadzki.
Następnym razem nie było lepiej.
Za trzecim razem bliska byłam rozpaczy.
Za czwartym stwierdziłam że to chyba nie dla mnie.
Za piątym zauważyłam, że pierwszą przerwę na oddech zrobiłam o jakieś 10 metrów dalej niż zwykle wcześniej, tylko nie wiedziałam, czy to powód do radości czy zwątpienia.
Za szóstym myślałam, że oto wybiła moja ostatnia godzina, pochowajcie mnie tu w tych łopianach, i resztę drogi przeszłam piechotą.
Za siódmym razem niespodziewanie potrzebowałam już tylko dwóch przerw zamiast trzech.
Za ósmym razem potrzebowałam już tylko jednej przerwy i nowych butów, bo stare adidaski wyciągnięte z szafki po dekadzie nieużywania wyzionęły ducha na szlaku.
I za każdym razem tornado w głowie ustawało na jakiś czas, dawało mi chwilę odpoczynku, mały reset przed następną walką w psycho-gabinecie.
Teraz mam nowe buty, słuchawki na blootooth, i ostatnio przebiegłam 8,3 kilometra i czułam się po tym ZRELAKSOWANA, a nie wykończona jak Lessie, co to w końcu wrócił.
Tak więc trwam w obliczu tych wszystkich cudów, próbuję się odnaleźć - czy raczej wynaleźć, powoli stworzyć jakąś prawdziwą siebie, odporną na świat. Na oddziale pomocna była też yoga - rozciągała spięte od stresu terapii mięśnie, a "Om" i "Shanti" w sali z pięknym echem naprawdę pozbawiało człowieka na chwilę poczucia posiadania ciała. No fajnie było.
Był warsztat kreatwywny, na którym nawet dwa razy załapałam się na lepienie z gliny! Mam teraz kilka fajnych, małych talerzyków.
No i samo przebywanie ze współosadzonymi, rozmowy na tematy poważne jak i całkiem powalone.
Przy wspólnym stole, czy to przy szydełku, czy malowaniu paznokci (jeden kolega miał całą torbę lakierów!) czy rysowaniu, szyciu, sudoku, pleceniu makramek, pleceniu profesjonalnych fryzur pacjentom o długiej sierści,
- bo każdy miał tam jakieś swoje hobby - czułam się jak dziecko w przedszkolu. To była terapia 24/7. Była wymiana słów, myśli, doświadczeń, wytworów artystycznych, wieczorne pieczenie ciast i ich radosna konsumpcja o północy. Leżenie popołudniami na trawie pod drzewami i patrzenie od spodu w słonecznie zielone liście.
Ale były i historie z życia, których nie życzyłabym nikomu, i na które bierze się kubeczki po brzegi wypełnione koktajlem z kolorowych tabletek do śniadania. Były nadgarstki z wielkimi, starymi bliznami i takie świeżo obandażowane. Fobie, manie, natręctwa, traumy, strachy, i ludzie targani wewnętrznymi wichrami tak mocno, że ledwo stali. Były oczy patrzące w przepaść bez dna, ludzie zbudowani nie z ciała, a z cienia. Każdy jeden gotowy i zdolny do pomocy wszystkim wokół - tylko nie sobie samemu. Życzę im z całego serca, żeby im się jednak udało.
Dużo diabłów narysowałam przy wspólnym stole :) Było ich więcej, ale rozdałam albo wymieniłam za inne fanty.
A w ogóle to ciepło jest, nie? Niby dobrze, ale trochę mąci we łbie. Ostatnio się dziwiłam co mi tak niewygodnie i uwierająco pod koszulką - zajrzałam więc sobie w biust i się okazało, że udało mi się założyć biustonosz na lewą stronę. Taki z poduszkami :)
To tyle na razie. Czołem, rogiem i kopytem moi mili!
Ojakjasięcieszę, że wróciłaś :)
OdpowiedzUsuńI tyle dobrych wiadomości. I Diabły-gołodupce całe w uśmiechach.
To była przygrywka, ale dobry start daje fory już na początku.
Nieustannie trzymam kciuki:)
Wspólpacjenci też zawsze sie szeroko uśmiechali na ich widok, to rysowalam ku ogólnemu dobru dwudziestu trzech osób :)
UsuńI tak, to był zdecydowanie dobry start. Zobaczymy co będzie dalej..
Super, super, suuuuper!
OdpowiedzUsuńSuper to jeszcze nie jest, ale nie tracę nadziei :)))
UsuńProsze,proszę jakie dobre wieści!Diabelki usmiechniete,szydelkowe cuda własnoręcznie wykonane,a bieganie i opis to juz mistrzostwo świata!Tak trzymaj!Byłam bardzo ciekawa jak tam będziesz się czuła i dziękuje za opisanie swoich przeżyć.Pozdrawiam cieplutko z Norwich.Marta z UK
OdpowiedzUsuńNo, oczywiście pierwszych kilka dni siedziałam jak dzik w kącie, ale szybko mnie oswoili. Tak, że na końcu ciężko było odejść :)
UsuńOch, Diable!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jesteś!
A i wzajemnie droga koleżanko ;)
Usuń:*
I jeszcze w kwestii pięknych i niezmiernie tanich włóczek: należy w tym celu nawiedzać lumpeksy i analizować wieszaki nie pod względem mody i urody, tylko włóczki, z której wydziergane są niektóre swetry. :-)
UsuńDo swetra to mi jeszcze brakuje spoooooro kilometrów przeszydelkowanej wlóczki, to na razie etap szalików :)
UsuńWlasnie od wczoraj mam ochote COS zrobic - cos malego i w miare prostego - ale za cholere nie wiem co :/ Gdzie sie szuka takich inspiracji, drogi pamietniczku?!
Podpisano: Zdesperowana.
chustę sobie wydziergaj :) inspiracje (na szale czy szaliki również) można znaleźć tu: https://www.facebook.com/groups/kokonki.motki/
UsuńTylko ostrzegam, to wciąga niezgorzej niż chodzenie po bagnach...
Kochana Ty moja, tyle dobra :) uśmiechy posyłam i kręcę łzę, ze szczęścia of course :*
OdpowiedzUsuńOj, łez to ja tam ukręciłam całe wiadra, ale to nie ze szczęścia niestety ;) Ale wyszło na dobre, więc jest dobrze!
Usuń♥!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń...............
(A w naszej ojczyżnie też takie cuda robią? Wontpiem).
Nie wiem jak w naszej ojczyźnie to wygląda, ale też trochę wątpię... A wyobraź sobie, to był tylko zakład pośledniej jakości, bo na takie lepsze to się czeka najmarniej pół roku - ale wtedy to już i masaż, i kąpiele w borowinach, i żarełko jak w hotelu (u nas było jak w zakładowej kantynie :) No ale ja nie mogłam czekać pół roku, potrzebowałam już natychmiast. Ale nie narzekam, było dobrze!
UsuńCieszę się, że wróciłaś- odmieniona :)
OdpowiedzUsuńTo samo mi w domu powiedzieli po powrocie - żem inna! Mam nadzieję że w pozytywnym sensie ;)
UsuńJestem najdzielniejszym diabłem po tej stronie wszechświata! Jestem z Ciebie bardzo dumna. Normalnie zaraz się popłaczę we włóczkę (szydełkuję od lat). Dużo, dużo zdrowia, Kochana!
OdpowiedzUsuńDzięki Lisie! Wyniosłam wiele dobra z tego pobytu: wiedzę o zwyczajach wroga, schematy jego działań partyzanckich, jak go wcześnie rozpoznać i przyszpilić obcasem do podłogi, i całą masę ćwiczeń na odpieranie ataków. Teraz muszę się "tylko" nauczyć tego wszystkiego...
UsuńA szydelkowanie okazało się dosyć kosztownym hobby jak doszło do pokrowca na poduszkę... Teraz już wiem dlaczego ręcznie robione swetry czy szale tyle kosztują! Ale i tak dumna jestem z tej poduszki, choć wzór oczywiście prosty, jeśli nie powiedzieć wręcz prostacki :D
O Diabełku, wróciłaś z tarczą... Diabły podziwiałam na insta.
OdpowiedzUsuńCóż mogę napisać ponadto, że znam te oczy i cienie, te nadgarstki i historie. Bardzo się ciesze, że trafiłaś na świetnego terapeutę - mam nadzieję, że wyjaśnił Ci iż przydałoby się to kontynuować na własną rękę pod okiem kogoś odpowiedniego. Bo mnie nie dość jasno jak wychodziłam z osadzenia, wyjaśniono i wiele złych rzeczy się podziało nim poszłam na kontynuację już prywatnie, jeden na jeden we własnym zakresie.
A i zapomniałabym, czytając twoje wynurzenia a bieganiu, miałam wrażenie że czytam siebie. Z tym, że ja poprzestałam na czwartym razie. Zatem ogromne gratulacje. A szydełkować się nauczyłam kiedyś z nudów zimą.
UsuńBędzie kontynuacja, będzie. W środę zaczynam pobyt dzienny, jeszcze nie wiem na jak długo. A potem to jeszcze nie wiem, zobaczymy...
UsuńDiable jak dobrze Cię znowu widzieć! :))))))))))))))
OdpowiedzUsuńI takiego wybieganego i dziergającego! Och! i Ach!
Ja sama jeszcze w szoku!!!
UsuńBiegaj Diable! Biegaj i dziergaj na zdrowie!
UsuńTylko cholera drogie to dzierganie! Etui na telefon i torba na kredki to tam pikuś, drobiazgi, ale przy poduszce wymieklam, mam teraz bardzo drogą powłoczkę, choć wcale na taką nie wygląda :) Ale fajne zajęcie.
UsuńHa! I tu będzie dalszy etap terapii, polegający na rozwijaniu kreatywności w zdobywaniu pożądanej materii udziergowej! Naprzód sprute zostaną wszystkie zalegające czapki, szaliki i sweterki, potem pocięte na włóczkę sznurkową (genialna do produkcji koszyków i pojemników) wszelkie T-shirty. Najsampierw te, z których rodzina wyrosła, potem te mniej lubiane, a na koniec będziesz pożądliwie patrzyła na przyodziewek Borsuka, nawet jeśli będzie go miał akuratnie na grzbiecie. Dział swetrów w lumpeksach, gdzie wprawne Twe oko wypatrzy takie ręcznie robione, które łatwo się pruje, stanie się Twoim ulubionym działem. Może uda Ci się opanować pokusę skoku na placówkę Czerwonego Krzyża z magazynem odzieży (jak dziergałam nałogowo, takie plany wcale nie były mi obce ;)). A potem to już tylko czekać kiedy blog zaludnią udziergolone diabły, lisy i ryby :D
UsuńCzekam niecierpliwie! :))))))))))
Oj, tylko się za bardzo nie nastawiaj na takie spektakularne efekty, moja dusza jednak mocno obstaje przy farbkach i kredkach :)
Usuńło ho ho ... taka klinika to chyba prywatna ;) normalnie jak taka Leśna Góra. A może to kraj inny dlatego takie fajne terapie zajęciowe i mile spędzony czas choć to rekonwalescencja. Ja bywam sporadycznie w takim przybytku służbowo i niestety w państwowym. I niczego takiego jak opisałaś tam nie ma a ludzie opuszczają to miejsce czasem w gorszym stanie niż się w nim pojawili. Straszne to. Cieszy mnie zatem, że tak miło i produktywnie spędziłaś czas.
OdpowiedzUsuńNo a to bieganie ! BRAWO ! prawdziwe bieganie rozpoczyna się od slow joggingu albo marszobiegów. Nie powinno się od razu ciągłego biegu przerabiać bo to zniechęca i naciąga mięśnie. Ciało musi przywyknąć powoli do nowej formy aktywności. Oczywiście mądrzę się dlatego, że biegam od ponad roku regularnie ale to moje drugie podejście. Za pierwszym 4 lata temu źle się do tego wzięłam i się zniechęciłam. Jeśli w tak krótkim czasie doszłaś do 8,5 km to jest to doprawdy szokująco godne podziwu :DDDD ale nie zwiększaj kilometrażu za szybko. Bo potem się zaczynają problemy z ścięgnami i mięśniami. Trzeba powolutku dorzucać 1 km na kilka tygodni. I życzę powodzenia :)
Czy pół kilometra można nazwać biegiem ciągłym? Bo tak wyglądały te pierwsze podejścia właśnie :) Natura (moja natura) sama rozwiązała ten problem, a te 8 km to było dopiero ostatnio. I jakoś nie zapowiada się na więcej na razie, co prawda raz było też 9, ale wróciłam zmachana totalnie. Ale jak piszesz że 1km na kilka tygodni, to mam czas. Powoli, to ma być relaks a nie wyścigi. Maratonu i tak nie przebiegnę raczej nigdy, więc luz ;)
UsuńA klinika państwowa, świadczenia standardowe, więc ryzyk-fizyk - jak trafisz na dobrych terapeutów to masz dobrze, ale są i inne przypadki.
jeżeli 500 m biegłaś bez zatrzymania to tak, jest to bieg ciągły :) nieźle jeśli w tak krótkim czasie doszłaś do 8km. No chyba, że kiedyś już biegałaś i masz tzw. pamięć mięśniową to nie dziwne ale jeśli nie biegałaś to jesteś mega. Mnie zajęło ponad 6 miesięcy dojście do 10 km. Minn dlatego, że za szybko dokładałam kilometry i zaczęły stawy nie wydalać. Głównie bolały mnie biodra. Myslałam, że po prostu więcej nie dam rady i dycha to moja norma ale nie. Okazało się, że za mało wytrenowałam krótsze dystanse. No i niestety bliżej 10 km to już nie wystarczy samo bieganie bo to jest za duże obciążenie i wysiłek dla mięśni. Trzeba do tego dołożyć albo ćwiczenia na siłowni albo fitness albo rolowanie mięśni w domu samodzielnie. Inaczej zacznie się pasmo kontuzji które Cię zniechęci. Kontuzje w sensie naciągnięcia ścięgien lub mięśni które trzeba potem "naprawiać" u fizjoterapeuty. Ale nie będę Ci tu przynudzać ani straszyć. Poczytaj sobie w necie o prawidłowym bieganiu. Bo jest to mega frajda i odprężenie ale potrafi też bardzo zniechęcić jak się podstawowych zasad nie zachowa ;) a ja póki co biegam najdłużej półmaratony :) a też się zarzekałam że powyżej 10 km to już się nie da :DDD
UsuńUh, to wychodzi na to, ze nie wiedzialam ze sie nie da i po prostu to zrobilam :) Bo nigdy nie biegalam, chyba ze truchtem na autobus 20 metrów.
UsuńNo i naprawde pomalu sobie biegne, 1 km w 7-8 minut. Ale fakt, musze poczytac bo chce lepiej zrozumiec o co chodzi, zeby sobie nogi znowu nie zepsuc na przyklad. W koncu dopiero co ja odzyskalam po trzech latach walki!
Pólmaratony, ho hooo! O_O No to niezle!
odpowiedziałam Ci mailowo ;)
UsuńDiable, jak milo widziec Cie z powrotem i zadowolona!! Pieknie sobie radzilas, a przeciez latwo nie bylo, bo poczatki sa zawsze ciezkie. Na szczescie masz juz to za soba, wiem, pewnie jeszcze jest pierdyliard roboty, ale masz juz narzedzia i cel teraz bedzie latwiej.
OdpowiedzUsuń♥ ♥ ♥
Star, powiem Ci szczerze że jeszcze chyba nigdy w życiu nie okazałam tyle silnej woli co teraz. Wykończyło mnie to co prawda z jednej strony, ale z drugiej - są efekty!
UsuńPieknie, badz z siebie dumna. Masz do tego absolutne prawo!!!
UsuńJestem, bylem tylko nie osiadla na tych laurach i ciagnela to dalej - bo inaczej bedzie regresja i doopa...
Usuńpiec tygodni w klinice wspominam bardzo dobrze albowiem, juz dawno nie bylam tyle czasu sama ze soba, poza tym tam mi wyjasniono, dlaczego i skad oraz z jakiej okazji moja glowa wew srodku jest chora, normalnie slychac bylo w promieniu kilku kilometrów jak mi kamien zrozumienia samej siebie z duszy spadl, do grupowych zajec podchodzilam jak pies do jeza i nadal tak mam, nie biegam, ani nie chodze z kijkami, nikt mnie nie przekonam ze to nie jest naturalne zajecie dla czlowieka :D ale myslalam, ze zaczne cwiczyc w domu na dmuchanej pilce i macie, bo bardzo mnie sie to tam podobalo i ... na mysleniu sie skonczylo ... za to zalozylam kanal na jojtubach :D
OdpowiedzUsuńbardzo mnie cieszy, ale to bardzo, bardzo, ze Tobie pomogli, bo niestety bywa, iz nie pomoga (tu mówie o sobie walczaca o pomoc ponad cwierc wieku), teraz rogi do góry, ogon w bok i truchcikiem po zdrowie ... buziam i sciskam bardzo, bardzo mocno :********
Tak, dokladnie, to byl czas na przebywanie z sama soba. Poznanie spodniej warstwy. I super ze tym razem tez dobrze trafilas i Ci wyjasnili jak glowa funkcjonuje. Tez tak mialam z tym kamieniem spadajacym, wlasnie tak. Jakby nagle jakas lurtyne odslonili, która mi cale zycie widok zaslaniala. Niesamowite to jest w sumie.
UsuńA ze bieganie to nie jest zajecie dla ludzi, to tez myslalam przedtem. Ale nastala wewnetrzna potrzeba no i sama widzisz :) To chyba znaczy, ze WSZYSTKO jest mozliwe?!
oczywiście, ze tak! człowiek to nieodgadniona istota :) jakby mi powiedzieli jeszcze trzy lata temu, ze przestane palic papierosy, to ... buziam siarczyście :***
UsuńAż ciekawe, co nam jeszcze do głowy strzeli :D
UsuńTa fryzura to jakbym o sobie czytała! Zwykle staram się to zebrać gumką, ale i tak pysk borsuka wystaje. Czy to znaczy, że TEŻ jestem godna zaufania?
OdpowiedzUsuńSzydełko jest moim dobrym kompanem w stresie, więc całkowicie popieram, ale BIEGANIE?
Co to się narobiło, następna biega! Znikąd pomocy! Czyżbym została już ostatnim kanapowym kartoflem we Wszechświecie?...
Ludzie mający na głowie i na biurku doskonały ład to Reptilianie albo seryjni mordercy. Albo androidy. Normalni ludzie tak nie mają :)
UsuńA to co Ty wyczyniasz na szydełku to są takie cuda, do których ja raczej nigdy nie dojdę, to jest Master Level, dyplom byś mogła z tego zrobić.
Natomiast bieganie... Ja sama jeszcze w szoku, Ci mówię! Jakby mi ktoś powiedział parę miesięcy temu, że będę biegać, to bym go własnoręcznie zamknęła u wariatów...
Ale że na bieganie Cię namówili, i to skutecznie, to większy jeszcze szok, niż że mnie namówili. Znaczy ja się sama namówiłam, ale W TYM WIEKU to tak samo, jakby brali w tym udział jacyś ONI.
UsuńStuk końcówką sznurowadła w takim razie i dobrze Cię widzieć tutaj. (p.s. nigdy nie pamiętam, jak te końcówki się nazywają. skuwki? chyba nie.)(p.s.dwa. a jakie masz buty? teraz przepadłaś, wszyscy będą pytali :P).
No w sumie ja też się sama namówilam, bo nikt mnie nie zapraszał, cała reszta grupy po prostu szła spacerkiem. Tylko mnie tak napadlo i poszłam w cwał. Wewnętrzna potrzeba. W zwątpieniu i mizerii ludzie są zdolni do niesamowitych rzeczy...
UsuńTo skuwką stuk (też nie wiem). A mam Skechersy, bardzo mi w nich wygodnie.
napisałam wczoraj - ja tam chce i ...nie ma?
OdpowiedzUsuństęskniłam się Diable. cudownie, że jesteś odmieniona. pewniejsza.
Znikło? :( Blogspot ma swoje humory niestety. Bo ja nic nie kasuję, słowo!
UsuńWidzisz, a ja tam wcale nie chciałam, przekonało mnie dopiero trzech terapeutów, moi domownicy i fryzjerka. I nie żałuję :)
... i co tak cicho, Diable myślę o Tobie.
UsuńU mnie w głowie niestety wcale nie cicho... Ale pracuję nad tym!
UsuńBardzo, bardzo się cieszę, Diabełku, ze znów dajesz znaki i oznaki życia! Brawo, dobra robota! Dbasz o siebie, jak trza i to bardzo cieszy. Nie wątpię, że Twoje rysunki niosą dalej w świat różne życiowe prawdy. Przesyłam uściski!!!!!
OdpowiedzUsuńNigdy bym nie pomyślała, że 5 tygodni spędzonych wśród "wariatów" będzie jedną z najlepszych decyzji w moim życiu - a tu proszę, jednak ciągnie swój do swojego i znajduje zrozumienie! Człowiek to się jednak uczy przez całe życie.
UsuńHehe, mówią ,,Nie ma normalnych, są tylko niezdiagnozowani" ;)
UsuńTeż i takie jest moje zdanie :D
UsuńGratuluję serdecznie! :-)) pierwszego podejścia powrotu diabelstwa do swego jestestwa ;-).
OdpowiedzUsuńUdało Ci się uwierzyć :-).
Tak się cieszę!
Przytulam
Pierwsze podejście uważam za udane! Oby mi tylko sił starczyło na kontynuację...
UsuńDiabolu nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że już Ci lepiej i wracasz do dobrej formy.
OdpowiedzUsuńJestem na dobrej drodze (chyba). Tylko na razie w chronionych warunkach laboratoryjnych, a co to bedzie jak wróce do prawdziwego swiata kariery i piniondza - to jeszcze nie wiadomo...
UsuńSzydełkowanie...tajemna sztuka...Raz udało mi się wydziergać asymetryczny szaliczek dla pluszowego Prosiaczka mojej córki. Tym bardziej Cię podziwiam! Pozdrawiam ciepło, Twoja fanka z instagrama (athenenoctua305)
OdpowiedzUsuńHey! :D
UsuńA czy szaliczek byl asymetryczny specjalnie czy to efekt uboczny? ;) Bo mi jakos na razie wszystko wychodzi asymetrycznie... Fala Dunaju po obu bokach...
No tak jakby niechcący był asymetryczny, tak go "ściągało" na na jedną stronę, ale Prosiaczek nie narzekał. Miał kolor butelkowej zieleni i ładnie się odznaczał na różowym Prosiaczku.
UsuńNo właśnie. A najśmieszniejsze jest to, że nauczyłam pózniej jedną dziewczynę tego szydelkowania - i jej wychodziło prosto! W ogóle tego nie rozumiem...
UsuńI jak od razu te Twoje diabły kolorów dostały!
OdpowiedzUsuńSzczególnie na gatkach :D
UsuńMoze wypuszcze linie sportowych legginsów made in hell? Ognisty róz, plomienna zólc, jadowita zielen...
Jak Diabeł sam napisał to początek drogi. Jestem dumna z każdego poczynionego na niej przez Diabła kroku. Najważniejsze, że został obrany właściwy kierunek. A im więcej zostanie strząśniętych z pleców przygniataczy tym każdy krok będzie coraz łatwiejszy a droga mniej wyboista.
OdpowiedzUsuńProponuje nowy cytat z jednej z najważniejszych piosenek w moim życiu (Marillion -Childhood's End?): "I can do anything", chociaż i " Don't Give up" wciąż aktualne jest :-))))
Yes!Yes!Yes! Piekielne legginsy to super pomysł! Kupiłabym!!!
Koszty wełny można trochę obniżyć zakupami w internecie- chociaż oczywiście, że ze względu na ew. koszty przesyłki raczej 1-2 motków nie opłaca się zamawiać (no chyba,że są to 250 g w jednym). No i trochę na początku trzeba się porozglądać po sklepach,żeby zdobyć orientację w cenach, promocjach, kosztach i sposobach dostawy oraz czy można kupować jako gość( bez zakładania konta)- oczywiście mówię tu o krajowych realiach, choć pewnie u Diabla podobnie jest.
May the force be with You !
sąsiadka z kl.c
Dziekuje szanownej sasiadce! I racja, to wazne ze dobry kierunek obrany. Teraz tylko zmobilizowac sily, zeby podazac dalej ku teczy na horyzoncie.
UsuńA jesli chodzi o welne, to juz sie troche porozgladalam wlasnie, zostala mi polecona m. in. marka Nako, znasz?
The force wezme chetnie, dziekuje!
Wiele osób tu Diabłu kibicuję, więc stężenie w powietrzu dobrych fluidów wspierających jest chyba dość wysokie ;-)
OdpowiedzUsuńa zaprzestaniemy przesyłania dopiero jak Diabeł powie, że jest już dobrze.
Nako znam tylko w wersji mini(po 10g), którą kupowałam, gdy potrzebowałam małe ilości różnych kolorów do "ubranek" dla styropianowych pisanek.Fajnie mi się nią robiło.
Ja odkąd jakieś trzy lata temu wróciłam do robótek (druty i szydełko) to kupuję wełnę Drops - to norweska firma,ale mają stronę w kilku wersjach językowych. Trafiłam na ich stronę Drops Design i tam już zostałam. Mają tam bezpłatne wzory pod konkretne włóczki i cykliczne(co roku w danym miesiącu ten sam rodzaj jest taniej nawet do 40%) promocje,różne rodzaje wełen i listę sklepów, gdzie można zamawiać. Nie wszystkie z dotychczas kupionych ostatecznie mi przypasowały bo np.jedna strasznie puszcza włoski, ale mam też kilka ulubionych. Na moje potrzeby to wystarcza.
Całe "zło" tego hobby tkwi w tym,że na necie jest tyle różnych wzorów i projektów, że chcąc zrobić to wszystko co wpadło mi w oko musiałabym non stop siedzieć i dziergać/szydełkować. Nie da się tak, więc od jakiegoś czasu wchodzę na tego typu strony(poza Dropsem) tylko, gdy szukam czegoś konkretnie, bo i tak poza bieżącą produkcją (na prezenty) mam już trzy projekty czekające na zrobienie.
sąsiadka z kl.c
Ojeee, ale fajna strona z tymi dropsami! Wsiąkłam. Tylko tych hieroglifów nie rozumiem na razie ani w ząb...
UsuńNo właśnie, dlatego tu zostałam. Mnóstwo wzorów i kilkanaście rodzajów włóczek, fajnie zrobiona strona.
UsuńMogę jeszcze poradzić, żeby wbrew temu co piszą raczej wzory robić włóczką, która jest w opisie, bo każda włóczka daje jednak trochę inny efekt. I nie zawsze też wyjdzie idealnie tak jak zdjęciu (czasem coś tam po swojemu zrobię, bo "na żywo " coś mi nie odpowiada). I każdy też troszeczkę inaczej robi na szydełku, jeden luźniej, drugi bardziej ściśle.
Na spokojnie z czasem Diabeł sobie ogarnie -jak nie z instrukcjami na stronie, to na you tubie. Z czasem też znajdzie swoje ulubione rodzaje włóczek, grubość szydełka, ulubione wzory, itd.
Sąsiadka z kl.c
No, będę się doksztalcic. Najbardziej to bym sobie zrobiła takiego małego diabła z cienkiej włóczki, wypchanego watą :) Ciekawe cz są w internetach wzory na diabła? Muszę sprawdzić!!
UsuńHurra! Wchodzę i widzę, że Diabeł wrócił i to w wielu odsłonach ale i w lepszej kondycji. Cieszę się razem z Tobą. Cieszę się, że tak optymistycznie wszystko opisałaś. Mam nadzieję, że teraz wszystko będzie jaśniejsze.
OdpowiedzUsuńTeraz to patrzę na to i widzę pozytywne doświadczenie, ale w trakcie to było wcale nie różowo. No ale pamiętać trzeba to, co dobre, co nie. Samemu sobie ten świat jakoś rozjaśniać :)
UsuńTaka to prawda, że wszystko trzeba samemu. Ale w Twoich słowach jest dużo siły i mam nadzieję, że nie pozorowanej tylko takiej, która pozwoli Ci śmielej patrzeć na świat.
UsuńJestem myślami z Tobą i chyba nie tylko ja, sądząc po komentarzach.
Ehhh, co do tej siły, to tak pół na pół powiedziałabym.
UsuńA wasze dobre słowa pomagają, nawet nie wiesz jak :)
:*
Och! Pochmurno dziś i zimnawo ale nagle - słońce! Bo oto wróciłeś diabelku wspaniały! Bardzo było bez twojej twórczości ponuro
OdpowiedzUsuńPodziwiam osiągnięcia i wierzę że dalej pójdzie jeszcze lepiej ❤️
Ja może jeszcze nie tyle wierzę, co mam nadzieję :) Dziękuję bardzo!
UsuńFajnie to wszystko opowiedziałaś. Twoje rysunki są wesołe. Będzie lepiej, będzie dobrze, zobaczysz. Cieszę się, że się odezwałaś. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuń:) Dziękuję. Znowu ostatnio mniej w to wierzę, ale może mi przejdzie.
UsuńJako juz gdzies tam w eterach sie radowal tako i tu sie poraduje - viva le diabel, ze wrocil i ze jest i ze dzierga.
OdpowiedzUsuńAle ze biega?? oh bogowie piekielni, to ja nie wiem. Et tu Diable?? i co ja teraz mam zaczac biegac? No raczej nie. Ale moze rower kupie? stacjonarny? ;)
Z pameitnika Mlodej lekarki sluchalysmy z RO z wielka radoscia wiec mnie blast from the past zrobilas :)
Szydelkowanie u mnie problem stawia taki ,ze kazda próba serwetki konczy sie mniejszym lub wiekszym berecikiem, wiec zaprzestalam, bo ile mozna miec do cholery berecików na jajka, butelki, chomika (którego sie nie ma), a krasnoludki jakos nie chca nosic tych niedoszlych serwetek.
asymetrycznosc za to wychodzi mi swietnie na drutach lol.
Usciskuje mocarnie gdzie popadnie, acz NIE w stope (dlugawa historia, ale dostepna publicznie ;) )
MRufko kochana, ja to i już wiszę maila, whats apa i sam szatan wie co jeszcze, odezwę się konkretniej niebawem, obiecuję!
UsuńBereciki powiadasz? No to na polskie targowisko z tym, toż pójdą jak świeże bułeczki!
A z bieganiem to sama siebie zaskoczyła, no serio. W życiu bym się tego po sobie nie spodziewała O_O
ładnie to napisałaś. barzo. pięknie.
OdpowiedzUsuńPs: pokrowiec mi zawsze przywodzi na mysl krowi placek, nawet mam dzieś stary wierszyk, spróbuję go odszukac
Próbuję zapamiętać z tamtąd to ładne. To gorsze i bardzo złe spycham w przepaść niepamięci.
UsuńWierszyk własnego autorstwa? :)
tak własnego. Uważam, ze Twój tekst mógłby być wykorzystywany do tego, żeby przekonac ludzi potrzebujących pomocy, że to nie jest coś wstydliwego ani nie ma kłów (w takim sensie, jak sobie to wyobrazamy instytucjonalnie) Myslę, że wiele mógłby zrobić dobrego dla takich ludzi, dla wszystkich zreszta
UsuńWiele osób w tej klinice wyobrażało sobie (przed pobytem), że to będzie jak w Locie nad kukulczym gniazdem mniej więcej, i byli miło zdziwieni, że tak nie jest. Ja aż takich złych obrazów w głowie nie miałam, ale i tak też byłam pozytywnie zaskoczona.
UsuńZa to klinika dzienna już niestety taka dobra nie jest, no ale chodzę, staram się wyciągnąć z tej terapii ile się da.
tak, czy siak, dobrze jest widzieć i czytać o dobrych stronach tegoż, że warto szukać pomocy, po prostu :**
Usuńmogiem się z Toba jakoś inacy skontakcić niż przez blo?
Usuńmój emaliowany to: dziewunia@gmail.com
diabelwburaczkach@gmail.com
Usuń:)
Dojrzewasz i pięknie wkraczasz w sezon na buraczki. Cieszę się, że trafiłaś do dobrego ogródka i fajnego i profesjonalnego ogrodnika. I sąsiedztwo uprawowe sprzyjało prawidłowemu rozwojowi.
OdpowiedzUsuńA piszę tak dlatego, że nieustannie zadziwia mnie siła, upór i determinacja roślin i ich chęć dążenia do życia i bycia pięknym nawet wtedy, gdy warunki mało sprzyjające.
I Ty taka silna bądź, masz potencjał i możliwości. Dasz radę i dasz radość sobie i innym. Już dajesz. Bardzo Cię lubię. Pozdrawiam.
Dziękuję Ci Bo, ale to był chyba lekki falstart. Teraz w tej dziennej klinice jakoś mi nie idzie. Obym się tylko nie zaczęła cofać, bo to by było niedobrze. Rzeczywistość i urzędy do tego strzelają mi w plecy, to też nie pomaga.
UsuńDziwnie jest, jakby mnie ktoś wsadził do złego filmu.
"Daj czasowi czas", ale jeśli czujesz, że jest taka potrzeba - spróbuj się skontaktować z tym grzywiastym terapeutą. Wiesz już, co Ci pomaga, a to naprawdę dużo.
UsuńDiabeł, noż kurde. Ucieszyłam się najpierw, ale mówię - poczekam. Bo sama miałam swoje okresy euforii, gdy myślałam, że już doskonale wiem co gryzie Kanionka-Krapionka i jak to coś ustrzelić z procy i mocy intelektu. Pfff. Guano!
OdpowiedzUsuńTo chyba trochę tak, jak z rzucaniem palenia i znanym cytatem: "Rzucić palenie jest niezwykle łatwo. Wiem, bo rzucałem wiele razy".
No więc... Deprechy, nerwice, i inne kurwice, też chyba trzeba rzucić kilka razy (rzucić na matę i podeptać), żeby za tym ostatnim udało się na dobre. Tak myślę. Co prawda sama tkwię w nerwicy i lękach po szyję, ale to dlatego, że ja jeszcze z tym nie poszłam do specjalisty, a Ty już zrobiłaś pierwszy krok i ani się waż zawracać! (Milion wykrzykników!)
Trzymam kciuki, łapy, rogi i kopytka za Ciebie. Jesteś najwspanialszym Diabłem na świecie!
Oj nie, zawracać nie chcę, to życie i urzędy zwracają mi tą drogę podstępem, jak tylko pomyślę "oho! Teraz to już droga prosta i szeroka" i odwrócę wzrok, to oni myk myk i zakręt stawiają. Doprawdy, tym się chyba zajmują drogowcy i dlatego zima ich zawsze zaskakuje. Po prostu są przy innej robocie!
UsuńHaloooooo ciotka z Ameryki wróciła do domu po 3 tygodniach a tu co ??? nic się nie dzieje. No ciekawi jesteśmy jak Ci tam na tym dziennym :) na pewno masz się czym pochwalić coś nowego znów się naumiałaś szydełkować ??? mów no zaraz :)
OdpowiedzUsuńOj żebyś wiedziała Polly ile się dzieje... (łącznie z dwiema nowymi zmarszczkami od tego dziania). A szydłem macham dalej, tak. Już nawet chyba mniej więcej wiem o co w tym chodzi :) Oraz lepię z gliny. I to lepienie jest aktualnie wielkim światłem w tym tunelu bez końca.
UsuńDiabeł ku kochany! Tęsknie za Twoimi postami, a tu...nic. Będę zaglądać w nadziei, że jednak, tymczasem przesyłając ciepłe myśli na Twój temat. Dwa razy w tygodniu spoglądam na Wielką Rybę na ścianie i razem za nią powtarzam OMMMM... tworząc kolejny nowy, dobry świat gdzieś tam...Zawsze możesz się tam wybrać na relaks! Ściskam mocno
OdpowiedzUsuńCiągle mam problemy z koncentracją jeszcze. A we łbie tyle informacji do przetworzenia że mi się zwoje przegrzewają. Krok na przód i dwa w tył. Dwa na przód i jeden w tył. I kółeczko, i powtórka z ostatniej analizy w psychogabinecie. To jak opróżnianie jeziora łyżeczką do herbaty...
UsuńI ja zaglądam i czekam. To wszystko potrwa. To nie jest do załatwienia szybko.
OdpowiedzUsuńU mnie trwało prawie trzy lata i nadal trwa, ale już sporo lżej. Więc wyluzuj, masz czas, nie musisz nic na szybko. Bardzo polecam warsztaty pracy z ciałem wg A. Lowena, są świetne. Układają w głowie i ciele.
Narysuj coś, please :)