Macie takie słowa albo wyrażenia, które śmieszą was niezależnie od kontekstu i sytuacji? Albo wywołują jakieś inne uczucia? Takie słowa-zapalniki wywołujące nieprzerwany strumień emocji, obrazów, i to nawet animowanych i w 5D? Bo ja na przykład mam ochotę zabić natychmiast każdego, kto mówi "pieniążki" (jeśli jest w wieku powyżejprzedszkolnym, bo maluchom niech będzie, nie znają jeszcze tego świata)
Ale najlepiej jak ktoś mówi na samochód "wóz". Że szuka kluczyków do wozu, siedzi w wozie, jedzie wozem. To chyba ma z założenia brzmieć nonszalancko i efektownie, tak od niechcenia, że "Ah, taki tam wózek, za sto milionów jedynie był, to wziąłem, bo mój tresowany opos wirginijski jakieś tam drobne wyszperał ze szpar w podłodze ostatnio i w sumie nie było na co wydać."
Albo odnosi się do golfa 3, stuninowanego bez cienia litości dla sensu i estetyki - deska do prasowania pyszni się na wspornikach z tyłu, z przodu 5 mm nad asfaltem dumnie zwisa metalowy karnisz z lat 80-tych. Lakier świeżo przetarty skórką od słoninki i wyfroterowany na błysk puszystym kurczakiem co akurat na podwórku pod nogami sie plątał. Na lusterku obowiązkowo 45 drzewek zapachowych Wunderbaum albo wielkie pluszowe kostki do gry.
Tak czy siak, u mnie nie ma rady: ktoś mówi "wóz" a ja od razu widzę drewniany wóz zaprzęgnięty w osiołka, może być drabiniasty, załadowany sianem czy inną brukwią, i nasz kierowca o wyglądzie Piasta Kołodzieja, w lnianej koszuli i onucach - ale w słonecznych okularach, ze złotym łańcuchem oplatającym szyję, dostojny, z włosem przystrzyżonym od garnka i utwardzonym wodą po wygotowanych kartoflach. Król szos i gościńców.
Ale to dopiero początek filmu w mojej głowie, bo oto teraz jedzie, jedzie ten nasz pan żywiołów, szalonym pędem, galopem, a wyprzedza go dziki ryk oślego napędu, już czuć swąd palonych metalowych obręczy na koła, trących o asfalt. Wypada zza zakrętu na pełnym gazie, brukiew jak grad leci na przechodniów. Osiołek oczywiście bez migaczy, bo po co Królowi migacze, na uprzęży złote breloczki od Dolce Gabbana wysadzane sztucznymi brylantami swym blaskiem koszą tych przechodniów, których nie położyła brukiew...
No i (UWAGA, przechodzimy znów na moment do reala) kierowca opowiada na przykład, że jechał tym wozem odebrać z dworca w Koluszkach swoją ciocię, rumianą dobrotliwą staruszkę o błękitnych oczach, z walizką wypchaną słojami swojskich konfitur - a mi wyobraźnia szaleje i ach... proszę państwa... ! Te mrożące krew w żyłach drifty osiołkiem na zakrętach, że aż iskry spod kopyt, a siano z wozu, złoty łańcuch na szyji trzepocze, spocona ośla sierść! W przydrożnym rowie żul Mieciu dogorywa sobie spokojnie po nocnych dożynkach w barze, nagle wpada mu w ręce słój konfitur cioci, błyszczy w słońcu jak gwiazda zwiastująca wybawienie, Mieciu już okiem fachowca ocenia, czy nastawić je lepiej z wódką czy ze spirytusem...
I teraz na stację benzynową nasz wozak zajeżdża, pod same drzwi, tankuje osiołka wysokobiałkowym owsem, siebie red bullem, ciocię melisą. Na rozżarzone koła leje wodę z wiaderka. Para bucha, osiołek pomrukuje cicho, gotowy do ponownego rozpędzenia się w trzy sekundy do setki. Piękne panny wodzą rozmarzonym wzrokiem za naszym bohaterem, za tym ujeżdżającym dzikie wichry samotnym wojownikiem, co to przeciwności losu jak te zapałki: traaach! A on odrzuca wiaderko, pada na kolana dzierżąc w dłoni kluczyki, którymi niczym z bicza trzaska, i miotając wkoło okiem dzikim, krzyczy: „This! Is! Spaaaarta!!!“ a pas saszetki Kalvin Klein skosem jego muskularną pierś przecina...
No. Tak to z grubsza zawsze się dzieje właśnie. I dlatego później nie pamiętam, jak ciocia miała na imię, albo czy przypadkiem nie była wujkiem. Nigdy nie umiałam się skupić na dwóch rzeczach na raz.
A jakbym miała taki talent do biznesów jak do wymyślania bzdur, to miałabym już swoją prywatną, egzotyczną wyspę z flamingami tańczącymi tylko dla mnie na tle epickich zachodów słońca, i rafą koralową jedzacą mi z ręki, i gościnne pawiloniki dla was.
--------------------------------------------------------------------
A teraz was zaskoczę - to znaczy tych z was, co nie śledzą mnie na Instagramie - i pokażę moją nową, modelimawą pasję:
KRÓWKO, STRAŻNIK LASU
Popatrzcie jak pięknie zmienia kolory w zależności od kąta padania światła. Farba taka magiczna ~(*♥*)~
Uff. Żyje Diabeł. To dobrze.
OdpowiedzUsuńŁadnie opisujesz swe skojarzenia, ja tam w podobnych sytuacjach raczej wyobrażam sobie, jak duszę osobnika używającego podobnych słówek. I zastanawiam się, jak się zdrabnia słowo śmierć, pedofil, ofiara czy morderca i kiedy takie słówko po raz pierwszy usłyszę.
Farba cud. Pomalowałabym nią swój wóz. :-DDD
:D a osiołka kopytka też pomaluj, co?
UsuńJa mam ogromnie silne skłonności do podążania myślową ścieżką absurdu&nonsensu, co paradoksalnie pomaga zachować zdrowe zmysły i równowagę :) Może dlatego udało mi się jeszcze nikogo nie uszkodzić. Jeszcze.
Tak, ja też na "rzeczowniczki" reaguję słabością w kolanach i widzę pana ministra z Dyzmy, który mówi"główeczkę to on ma nie od paradki". Ale dla mnie takim słowem jest szefuniu lub szefowo. Od razu widzę siebie jako PRL-owską kierowniczkę z kawą papierosem i pod dużym tapirem (tak fryzura jakby młodzież czytała). Oko maźnięte błękitnym błyszczącym cieniem i obowiązkowo sztuczne rzęsy. Czerwona pomadka i czerwony lakier na paznokciach, nie na tipsach, wtedy nie było takich wynalazków. Siedzę za biureczkiem w dzianinowej sukience w kolorze brązowo-sraczkowatym i odpędzam ludzi jednym spojrzeniem utrefionego oka.
OdpowiedzUsuńA i jeszcze proszę aby osioł od tego wozu z Twojej galopady myśli, miał kopyta polewane wodą a nie koła. Osioł na kołach, też coś!
No koła to od wozu, obręcze metalowe rozżarzone! Osiołek oczywiście że na oryginalnych kopytach! (aczkolwiek też należałoby je polać, racja, bo pewnie też aż dymią)
UsuńA po twoim opisie kierowniczki mam ochotę znowu obejrzeć Alternatywy 4. Kocham.
A ja kocham słowo czapeczka! Jakieś takie frymusne jest, a zwykła czapka trąca zimną zimą, a znów czapa kojarzy mi się z szubara, taką serbską z futra w kształcie stozka. A czapeczkę to ja chętnie założę, no dzidzia piernik, wiem:))
OdpowiedzUsuńJa też używam zdrobnień, chociaż raczej w tonie żartobliwym, ale używam. Ale przecież, na bogów, nie w rozmowie z klientem, petentem, urzędnikiem, itp... A już jak w TV ktoś udziela poważnego wywiadu i opowiada o pieniążkach, to jakbym tak wzięła ten słoik konfitur od cioci i mu tak na buty "srrrrru!" żeby otrzeźwiał...
UsuńSłoik konfiturek i na buciki!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTy się nas pytasz czy fajne te farbki ??? poważnie ??? rillyyyy ??? przecież te leśne arcydzieła sztuki nawet inną farbką byłyby przecudowne. I teraz zabiłaś mi klina bo nie wiem czy ładniej malujesz czy ładniej pomalowywujesz :D
OdpowiedzUsuńAleś zdolna bestia no ! diabelsko.
A te Twoje opowiastki jakbyś publikować zaczęła gronu szerszemu gdzieś tam to by może na tę wyspę albo i dom w Toskanii styknęło :D
A wiesz, w sumie o wiele bardziej lubię lepić te stwory niż je potem malować. Fajnie się robi te ryjki, dzióbki, ogonki i grzybki :)
UsuńCo do publikowanie gronu: problemem jest gdzie znajduje się owo "gdzieś tam". Reszta to pesteczka :P
Też kocham akryle metaliczne, metale akryliczne w odmianach wszystkich. Czary Mary ze światłem robią, a kto powiedział że się nam troszkę czarów nie należy. Ale od razu mam w głowie wyobrażenia tych lasów, co je stworki pilnują, a wszystkie egzotyką podlane. Coś tam w nich powinno świecić, żeby strażnikom się praca podobała: świetliki, grzyby, opary bagienne lub może jakieś kolczaste latające stwory puszczające w mrok snopy światła z oczu. Taka zoologiczna wersja lotniczego patrolu. Co do Ben Hura, dres to pikuś proszę Diabła. Mógłby wszak wystąpić w odblaskowym stroju do biegania. Co do Piasta, to nie mam zdania, prawdopodobna koszulka z Lidla, ale kto go tam wie. Jak miło, jak Diabeł troszkę poczaruje. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOk, wygrałaś - różowe legginsy, jestem za :D
UsuńŚwietliki, grzyby i mgły. I paprocie. Uwielbiam!
Bo świetliki, grzyby, mgły i paprocie zasługują na wiele, nawet na uwielbienie.
UsuńAle o innym wątku piszę. Co do tego wozu. Diable, czy Diabeł pomyślał jakim dziwnym słowem jest słowo "samochód"? Czy to co ono oznacza chodzi? Samo? Chyba słusznie Czesi się z niego śmieją, z tegoż słówka. "Wóz" wozi, czyż nie? A czy ma drabiny na kołach, czy też karoserię to już tylko drobny szczegół. Ważne chyba, żeby snopek za kierownicą nie siedział. A za "pieniążki" jako pensję bardzo się wściekam, wolałabym pieniądze, bo nie "pracusiam", tylko pracuję, a nawet tyram. Słóweńko "pieniążki" powoduje u mnie chęciunię złapania za młoteczek i przywalenia gdzie popadnie, a najchętniej w główeczkę i to nie byle kogo a mojego pracodawcy co to mi pieniążki zamiast pieniędzy wciska... Ech. To już lepiej w te mgły, grzyby i paprocie świecące.
Młoteczek, tak :) Odpowiednie narzędzionko.
Usuń"samochód" mnie nie zastanawiał jakoś nigdy, może dlatego że mojej babci też "chodziła" pralka na przykład, czy tam inna maszyneria.
Witaj Diabelku.Widzę ze pracowity czas mialas.Pełne zaskoczenie i zauroczenie .Potworki przeurocze a ten grubasek z ryjkiem i rogami może o imieniu Renio od reniferka jest w moim ulubionym kolorze.Usmialam się bo wyraz wóz to mam przed oczami obraz z wakacji -wóz drabiniasty załadowany snopkamiJak ja nie cierpie tych buraków z ryczacymi silnikami w BMW.,Czekam z ciekawością co jeszcze wena podpowie do ulepienia.Pozdrawiam Marta uk
OdpowiedzUsuńNo właśnie mam tak samo z tym wozem :) I mi wyobraźnia szaleje. Tego buraczanego blacharstwoa też nie cierpię, szczególnie jak jeden z drugim przejeżdża mi pod oknem w środku nocy OCZYWIŚCIE z muzyką na full. Grrrrr! Aż czuję jak mi wtedy rosną ostre zęby i pazury.
UsuńDiable dobrze, że piszesz i tworzysz swoje modelinowe stworki...farba pasuje do nich jak ulał. Zdrobnionka he. zdrobnioneczka. uwielbiam niektóre.
OdpowiedzUsuńNiektóre ja też. Np.na kanapie mam kocyk, nie koc. To z miłości chyba, bo taki cieplutki i mięciutki, jakże tak na niego mówić "koc" Ratuje życie zimnymi wieczorami ;P Albo "czapeczka z daszkiem", chyba wszyscy tak mówią, weszło do słownika. Ale pieniążków NIE ZNIESĘ!!!
UsuńNp. tak:"Poszłam do banczku, ale zamknęli z okazyjki koronawirusiczka, więc musiałam podejść do bankomaciku na zewnątrz ( się nie chce zdrobnić!)by wypłacić pieniążki. Bankomacik wciągnął mi kartunię i nie oddał. Kurwinka jedynusia , ale się zdenerwowałam."
UsuńWielką ulgą jest, że czasowniki się nie zdrabniają.
o majngocik w hurcie nie zniesę ))))mnie się podoba piniondz a to jakby odwrotność pieniążka ))) i kotecek mnie się podoba i piesio, jednak generalnie bez wygłupów są oznaką infantylnej persony albo nauczycielkikredki ;-P
Usuńdorośli ludzie zwłaszcza w biznesowej rozmowie zasadniczo nie powinni.
Piniondz, yesss! Też używam piniondzów :P
UsuńWitam!
OdpowiedzUsuńMnie wkurza jak słyszę "akwen wodny". Ręce, nogi i wszystko mi opada.
I "okres czasu" Takie masło maślane. Pseudoelokwencja :P
UsuńAch ten kobalt, żywcem przeniesiony z obrazów diablęcych. Cudowności!!!
OdpowiedzUsuńFajny, nie? :D
UsuńKrówko genialny, ciekawa ta farba Uwielbiam Twoje wytwory stwory.
OdpowiedzUsuńKrówko mój ulubiony jest :)
UsuńLove Crocorhino. Elegancki, tajemniczy i dziki- wszystko w odpowiednich dawkach.
OdpowiedzUsuńW ogóle, zwierzaczki cudne.
A moja dorosła córka zarabia ,,piniąchy" albo ,,piniądzory". I jestem za, bo zarabia nieźle.
I oby jej tak zostało ;)
Usuńśledzę Cię na instagramie, ale tutaj też się pozachwycam :) piękne! co do zdrobnień, unikam ludzi zdrabniająych, mój problem, moje unikanie :) a zachwycam się niezmiennie - chamowem, chamowo u mnie wygrywa, piękne słowo.
OdpowiedzUsuńBrzmi jak nazwa wioski :D
UsuńAno, śledzimy się nawzajem. Lubię twoje pixele :P
Wizja znakomita! W osiołka jeżdżę ja swoim Zygfrydem, który nie dość, że nie mój tak naprawdę, bo dostałam go na używanie od siostrzenicy (rower to jest), to jeszcze podczas jezdowania skrzypi jak wózek zaprzężony w aż dwa osły. Mnie robi dziwnie(nie nieprzyjemnie ale totalnie dziwnie) słowo rajstopy. A łón am baaarz znakomitość. acz ja nie powinnam być brana pod uwagie, gdyż jestę wielbicielką Twą : ]
OdpowiedzUsuńhowgh
Diable, gdy jest mi źle, myślę o naszym spacerze plażą, gdy zbieramy deseczki, kamienie i inne skarby...
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoją twórczość. Cały dom zawieszony Twoimi grafikami.
Czy istnieje możliwość nabycia drogą kupna któregoś ze strażników? Są szanse na opakowanie kurieroodporne?
Diable weź nam pożycz dobrego roku żebyśmy się mogli zrewanżować :D do dzieła !!!
OdpowiedzUsuńCzasami tak myślę, że wszyscy umarli...
OdpowiedzUsuńCo tam w Nowym Roku, Diabełku? Tęsknię za Twoimi opowieściami i dziełami rąk. Wczoraj opowiadałam pacjentowi o nadmorskich domkach Twojego autorstwa, które wiszą na ścianie... Spodobały mu się. A szczególnie drewienko wyłowione z morza.. Co dało mi okazję, by wprowadzić go w trans nt.zmian. Causki ślę!
OdpowiedzUsuńDiabelku hop,hop co to wiatr hula po piekle i go śniegiem zawialo?A może piekiełko zamarzło? Z tesknota czekamy na odwilż.I jakieś fajne Potworki -stworki z Twojej bogatej wyobraźni.Proszę zaskocz nas jakąś niespodzianka.Tesknimy.Marta uk
OdpowiedzUsuńżądam podzielenia się aktualnymi wytworami i [racami. Nie jestem na insta srinsta i innych tam pierdach i nie wiem co teraz robisz ... 6 miesięcy ciszy to już nie przesada ale obraza czytelników. Proszę się objawić na ten tychmiast !
OdpowiedzUsuńI co tam? Dawno nie odzywałaś się. Napisz chociaż: nic nie piszę, ale żyję...
OdpowiedzUsuńDiabeł tworzy i żyje na Insta ;)
OdpowiedzUsuń