poniedziałek, 4 maja 2015

O akrylowych źródłach, czyli skąd się biorą złote rybki.

A kuku, poniedziałek!
Dziś będzie o kolorach, a raczej o ich braku (jak to w poniedziałek, jak oczy jeszcze nie do końca otwarte). Bo czasem tak se patrzę na te moje łobrazki i myślę "kobieto, toż to wygląda, jakby ci z kranu w kuchni złota i czarna farbka leciała, i próbujesz coś z nimi zrobić, coby się nie zmarnowały. Takie śliczne kolorowe ludzie malują, a ty tylko czarne i czarne. I w kółko ryby i ryby, a one złote i złote, i życzeń nawet lebiegi nie spełniają, popsute wszystkie są! Co ty tak? Dlaczego?"

No właśnie. A że ja lubię dociekać dlaczego, to se siadłam, ciekłam, ciekłam, (miskę podstawiłam, szkoda kanapy) i dociekłam. Dociekłam głęboko do dna mego rogatego, czarnego serduszka ♥, gdzie wiecznym ogniem płonie spiritus movens tej ciemnej obsesji. Przymknęłam oko jedno, do drugiego przyłożyłam pryzmat - i mam. Analiza widmowa płomienia wykazała następujące jego części składowe: włóczenie się nocami po lasach i polach, jak wilkołak jaki, jarmarczne pierścionki oraz Jan Krystian syn Andrzeja.
A dokładniej, to tak:

1. Włóczenie.
Zawsze lubiłam patrzeć w nocne niebo, bo im dłużej się patrzy, tym więcej gwiazd się widzi. Przesiadywało się swego czasu nocami w lesie, na takiej jednej polance. Najpierw było ognisko, a potem jak już w końcu samo gasło, to leżałam owinięta w koc i patrzyłam na dogasający żar i na gwiazdy właśnie. A jak się potem wracało do domu, to wzdłuż ścieżki w gąszczu było mnóstwo świetlików, jakby gwiazdy powpadały w krzaki i nie umiały się wyplątać. Niektóre egzemplarze miały wyższe ambicje i latały na wysokości nawet 2-3 metrów. Więc sobie państwo przedstawią: czarna noc, nic nie widać, tylko dookoła te świecące maleństwa. Wielka Galaktyka Świetlicza.

Albo siedzieliśmy na nieużywanym zbytnio moście nad rzeką, daleko od spółdzielczych osiedli mieszkaniowych, i czekaliśmy na wschód księżyca, i on wyłaził spod ziemi taki wielki i złoty na czarnym niebie.

Może dlatego czarna farba mnie tak uspokaja, w lekko hipnotyczny trans wprowadza. Siedzi Diabeł wtedy cicho, grzecznie (ogień piekielny, szalejący w porożu, blednie i przygasa), skrobie pędzelkiem, poziom agresji maleje do zera... Coś jak ten wioskowy głupek, z wyrazem bezbrzeżnego szczęścia na twarzy głaszczący kawałek aksamitu.

Ta lśniąca, głęboko-czarna, jednolita powierzchnia, w pierwszych sekundach, zanim wyschnie, jest jak bezdenne, miękkie jezioro, aż chciałoby się wskoczyć, jak w kosmiczną czarną dziurę, i zobaczyć co jest po drugiej stronie. Kiedyś miałam taki filmik, jak japoński mistrz rękodzieła pokrywa pudełko czarną laką. Mogłam oglądać w kółko i 10 razy. (Kiwając się w przód i w tył i tęsknie popiskując). Często gapię się na linię, którą zostawia pędzel, zamiast na to gdzie ten pędzel wędruje, i potem na przykład jakaś ryba nieplanowo zmienia profil, skała ulega akrylowej erozji, albo mała wysepka znika w akrylowym oceanie. Ale co tam, grunt że fajnie jest, no nie.

 
 
Wielkie Ryby i Meduza Jolanta.
 

 
2. Jarmarczny kicz.
Jednym z moich najwyraźniejszych wspomnień z dzieciństwa są przykościelne stragany odpustowe. Były one wtedy jak kolorowy, bajkowy Sezam nie z tego świata, jakby wyskakiwały nagle z jakiegoś magicznego portalu prosto w tą naszą szaroburą codzienność.

Sezam lądował zawsze rano, na przykurzonym placyku koło kościoła, klekocząc metalowymi rurkami straganów, rzężąc zardzewiałymi sprężynami polowych łóżek i łopocząc zasłonami z kraciastej ceraty. Gdy opadał kurz, rozwierały się czarodziejskie wrota z plandek i cynfolii skleconych nylonowym sznurkiem, a małoletniemu pospólstwu z grzywkami odświętnie przyczesanymi na mokro ukazywał się jarmarczny raj z polietylenu i celuloidu, zjawiskowy skarbiec pełen trocin owiniętych w pazłotko, gumowych mieczy, cembletek z dreszczykiem, diabełków z językiem, pierścieni złotszych od złota, naszyjników z plastikowymi rubinami, i cały kalejdoskop innych cudownych substytutów mieniących się fałszywym blaskiem zasilanym sprytnie spod straganu płaską bateryjką R12. Oczywiście jak się już udało dopchać do krawędzi straganu, bo najpierw to z poziomu swojego metr dziesięć czy tam dwajścia widziało się tylko las tyłków, obleczonych w nylon i krepinę.

W kazdym razie od tego mi chyba została ta zajawka na złotą farbkę.
Jak umrę, owińcie mnie w pazłotko.



3. Jan Krystian syn Andrzeja i duńskie pół ryby-pół baby.
Czyli H. Ch. Andersen i Mała Syrenka. Pal licho wielką miłość, księcia i rytualne poświęcenie części ciała w imię uczuć (wątki miłosne nawet za dziecka mnie nudziły), ale to zakończenie! Zakończenie proszę państwa, jak syrenka skacze, zamienia się w morską pianę, a następnie wraz z "tysiącami pięknych, przezroczystych istot" w pierwszych promieniach słońca wznosi się w niebo, też oczywiście jako ten cały tam duszek - noooo, pozamiatane. Fontanny łez. Strumienie, kaskady. Rzeki. Wodospady, wodogrzmoty. Do tego stopnia, że chciało mi się płakać na sam widok książki :) (zbiór bajek w zwykłej, burej oprawie)
I na zawsze została mi wypalona w mózgu wizja morskich głębin spójnie połączonych z kosmosem.




Wielkie Ryby i nadchodząca noc.






No i tak to. Dziwna ta natura ludzka, co? Wszystko pokroi, pomiesza, zagniecie w jedno ciasto, i nigdy nie wiadomo, co się z tego upiecze. U mnie wyszła, między innymi, ryba w kosmicznym sosie. Oprócz tego, to jeszcze na przyklad:
 
- niekompatybilność zwojów mózgowych z ciągami liczbowymi, nawet tymi czterocyfrowymi (zmieniałam już wszelkie karty bankowe i kredytowe, bo zapomniałam PINu. Nie mówiąc o PINie w telefonie.)

- aspołeczność (jak widzę ludzi, to - jak się da - uciekam)

- awersja do telefonu (jak słyszę telefon, to - jak się da - uciekam)

- używanie niewłaściwych słów bez sensu (w sensie, ze zamiast "Muszę pokroić cukinię do ryżu" mówię "Muszę pokroić dachówkę do ryżu" i pojęcia nie mam dlaczego)

- myślenie dwutorowe, czyli wbijanie sobie samej gwoździa (na przykład wiem, że na drugi dzień jest wolne, święto, i wszystkie sklepy zamknięte, ale jednocześnie planuje, ze pojadę jutro w końcu po mój Jedyny Słuszny Płyn do Kąpieli. Albo zaklepywanie dwóch terminów w tym samym dniu i o tej samej godzinie.)

- i mnóstwo innych, równie przydatnych w życiu, rzeczy.




P.S. A pamiętacie te stare breloczki, taką metalową rybkę, bardzo giętką i z "prawdziwymi" łuskami? Ah, to bylo COŚ. Niestety, zaginęła mi w pomroce dziejów :( Srebrna była. Większość była srebrna, ale niektórzy mieli złote, i zaprawdę powiadam wam, nie istniało wtedy nic piękniejszego.

55 komentarzy:

  1. Czemu chcesz kroić dachówkę do ryżu, to wiem. Podziwiam Twoją cierpliwość w rysowaniu dachówek na rybach. Potem dachówki utrwalają się w mózgu, rozumiesz.
    Lubisz gwiazdy i nie lubisz telefonów. Bądź mi siostrą, Diable, chociażem anioł! :)
    Ja pamiętam te breloczki-ryby, ale one żyły bardzo dawno temu. Ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie zakrztusiles sie aby przypadkiem przy slowie "aniol"? ;)

      Co jest ciekawe - ze pamietasz te breloczki? Ja tez pamietam, dobra mamy zatem pamiec!

      Usuń
    2. Nieee, nie krztuszę się :) Ciekawe, że pamiętasz te breloczki, bo to było daaawno, ja już prawie zapomniałem. Gdybyś ich nie wspomniała, sam bym sobie ich nie przypomniał. Jakoś tak myślałem, że malują tylko bardzo młode diabły. W każdym razie takie, co tych breloczków nie pamiętają.
      A tak przy okazji: co robisz z tymi pracami?

      Usuń
    3. Pfff! Oczywiscie ze jestem mloda! No, moze nie BARDZO, ale mloda! Podpowiedz: w roku mego urodzenia wyemitowany zostal pierwszy odcinek "Czterdziestolatka" oraz "Karino", wyszedl banknot 50 zl z Karolem Swierczewskim, powstalo nowe 49 województw, Charlie Chaplin otrzymal tytul szlachecki od Elzbiety II, byla premiera filmu "Monty Python i Święty Graal" (no i jak ja mam go nie lubic? no kocham.) , Bill Gates zalozyl Microsoft, Ryszard Szurkowski po raz czwarty zwyciezyl w Wyscigu Pokoju, i ustanowiono flage Kamerunu ;)

      Usuń
    4. aha, a co robie z tym wszystkim? Ano nic. Chowam do segregatora... Wiesz, ryby plaskie, suszone, to fajnie pasuja.

      Usuń
    5. A wiecie, że te breloczki wciąż robią? Z 5 lat temu zobaczyłam takowe w kiosku pod szkołą mej latorośli i podniecona odpustowo, jarmarcznie i wspomnieniowo nabyłam da takie śledzie - szczerozłotego i srebrnego! Wręczyłam dumna spadkobiercy i... on nie wiedział z czego matka ma taki zaciesz. Biedne dziecko. Muszę zahaczyć znowu o ten kiosk. Wiele tam było rzeczy jak z lat minionych. Może znów sie uda rybę złowić ;)
      Diable, ja Twe rybska uwielbiam w każdej kolorystyce (aczkolwiek cieszę się, że w Twych wspomnieniach nie wyryła się wata cukrowa w majtkowym różu) :D ale mimika planktonu i tak jest zwieńczeniem dzieła. Dzisiaj - o ile dobrze widzę - słodka Meduza Zuzanna :)

      Usuń
    6. Jolanta. Meduza Jolanta! Co do majtkowego rózu - a moze jednak? Patrzac na Jolante i Planktonów - skads sie wzial ten róz :)
      Ale ze co? Nabylas RYBE? I to nawet ZLOTA??? Macie kiosk z wehikulem czasu w srodku? A dlaczego takiego u nas nie ma??? Moze i macie diabelki z jezykiem? Czy mozesz Pania Halinke z kiosku wyslac do mnie? A jak nie, to sam towar?

      Usuń
    7. To był niezły rok. Kilka dobrych filmów zrobiono i oddano do użytku przędzalnię "Przyjaźń". Ja to już mogłem wówczas taki breloczek mieć, ale nie miałem. Miałem za to szarotkę w plexi. Żałuj, że nie widziałaś. Bill Gates trochę psuje obraz owego roku, ale trudno.

      Usuń
    8. Przepraszam Jolantę. Dziś mam myśli rozbiegane lub mocno wielotorowe ;)

      Usuń
    9. Ove - jasne, ja jestem pierwszorzedny rocznik! Z klasa i z charakterem ;)
      PwS - Jolanta rozumie, ona sama, choc wiele macek posiada, rzeczywistosci zbytnio nie ogrnia. Po prostu leci z pradem.

      Usuń
    10. Buuu... Jaki nietakt, Diable! Jaka niestosowna informacja, że urodziłaś się w tym samym roku, co Karino! Nie mogłaś się urodzić wcześniej???

      Usuń
    11. A dlaczego wczesniej? Moglam tez pózniej, bylabym teraz mlodsza...

      Usuń
    12. A chociażby z grzeczności - mogłabyś być starsza niż... na przykład weźmy pierwszą z brzegu... niż ja!! ;-)

      Usuń
    13. Rocznik Karino i Czterdziestolatka, to dobry rocznik, a Potopu, Janosika i reaktora Maria jeszcze lepszy ;)

      A koleżanka z podstawówki to miała na biurku pod szybką fotosy z Psa Cywila i Czterech pancernych...
      Rybki, kalejdoskopy, segmentowe węże a nawet myszki w pudełku to można znaleźć (inne, ale zawsze coś) ale diabła z językiem to widziałam ostatnio jakieś 30 lat temu na staraganie przed warszawskim ZOO.

      Usuń
    14. Karino byl rączym konikiem, Janosik byl rączym konikiem, wszyscy bylismy niegdys rączym konikiem ;)
      A diably z jezykiem byly male i duze, pamietacie? Ale male byly ladniejsze, to znaczy brzydsze, to znaczy, no, bardziej diablowate.

      Usuń
    15. Nagle się zainteresowałam w którym roku Elka nadała Chaplinowi tytuł ;)
      Chociaż ja bym się bardziej cieszyła z tych rybich breloków.
      Pies w swetrze ma rację - jeszcze kilka lat temu, w kiosku obaczyłyśmy je z inną sentymentalistką i hajdaże kupować jakby to by cukier w promocji ;) Ryby były średniej jakości i szybko się poposuły, a teraz w kioskach o nich nie słyszano. Smutek.

      Usuń
    16. koniec Ery Ryb???? (*)

      Usuń
  2. Czyli jednak diabły wychodzą w poniedziałki...to może diabeł w poniedziałkowych buraczkach- chociaż w poniedziałki to raczej pomidorowa niż barszcz ^^

    Co do cech osobowych- większość pokrywa się z tymi stricte kobiecymi- poza tym telefonem- bo przecież (PODOBNO) plotkowanie przez telefon z psiapsiółką to kobieca rzecz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzis to nawet pomidorowej nie bedzie - przez mój wrodzony brak organizacji, kazdy indywidualnie sobie rzepke skrobie dzis na obiad. Ale tak to jest, jak kazdy czlonek rodziny wychodzi i przychodzi o innej porze niz pozostali. Za trudno spamietac.

      Usuń
    2. Bożena ma pomidorową, jakbgdyby ktoś cierpiał na pilne pragnienie tomatologiczne. W zasadzie to nic poza pomidorową nie ma, ale zupy są całe gary, bo jej dzieci właśnie weszły synchronicznie na monodietę. Braki potasu?
      P.S. Przyczes na mokro!! Bożena pamięta buzię wykremowaną kremem nivea jako bonus do przeczeski i piłeczki na gumce z trocinami w środku i pazłotkiem na wierzchu. Och!

      Usuń
    3. Tak! Pileczki to wlasnie jeden z tych skarbów niedosieznych (nie za bardzo rodzice chcieli kupowac za kazdym razem zelazny zestaw z pileczki, diabelka z jezykiem i "segmentowego" węża), ah... wzdech... lezka w oku...
      A dzieci niech doją pomidorówke, a co. Lepiej to niz "Mamo, jestem bardzo glodna. Na ciastka." :)

      Usuń
  3. Diable, to myślenie dwutorowe, to po prostu przebicia z rzeczywistości równoległej. Może dachówki do ryżu też?
    Ale spoko, ja zawsze jak chcę powiedzieć szlafrok, to mówię ten, no szalik... eee... ręcznik.
    A odpustowe cudeńka to jedne z piękniejszych wspomnień dzieciństwa. I rybkę pamiętam (ale chyba nie z odpustów)! I diabły z językiem, i pierścionki, i pistolety na kapiszony, i wiatraczki, i kalejdoskopy..... I teraz, jak przechodzę obok straganu z badziewiem to muszę się pogapić (chyba, że tłumy są bo wtedy włos mi rzednie, twarz mi blednie, rośnie poziom agresji i nawet delfinki pływające w szklanej kuli z brokatem nie są atrakcyjne).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszechswiat podobno nie ma granic, wiec moze i gdzies jest jakies plemię, co je dachówki do ryzu. Niewykluczone!
      "ten, no szalik... eee... ręcznik" hyhy :) No wlasnie. Czesto tez utkne przy "Taki ten, no" i dalej ani rusz.
      A rybki nie byly ze straganów - ale SKAD byly wlasciwie, to nie wiem...
      Z kosmosu zapewne!!! :}

      Usuń
    2. Z wiekiem myśli się wielotorowo. Nieuchronnie zmierzam w kierunku:
      - Idź tam i przynieś mi to, no wiesz co. Leży na tym wiesz.

      Usuń
    3. Nie, nie, czekajcie, rozgraniczmy:
      "ten taki, no, na tym wiesz" to jednak chyba stetryczale neurony, nie maja nic wspólnego z wielotorowym mysleniem i robieniem kilku terminów w tym samym terminie, co?

      W ogóle, to wielotorowe myslenie to cecha geniuszy - tyle ze geniusz potrafi te tory jednak swiadomie ogarniac i tak kierowac, zeby uniknac kolizji. Nad tym detalem wlasnie jeszcze musze popracowac...

      Usuń
    4. Załamałaś mię kompletnie... nie dość, że stetryczałe neurony to jeszcze tory na supeł. Ech!

      Usuń
    5. oj no mówie przeciez: jeszcze ten detal malutki z opracowaniem torów bezkolizyjnych - i jestesmy w elicie intelektualnej!!!

      Usuń
    6. Ja sobie wypraszam stetryczałe neurony!
      Może nie jest to wielotorowość ale przedmyślność, albo zamyślność? Tzn. "myśl z duszy leci szybko" ale język zostaje w tyle i ja już myślę na 10 kroków do przodu a mówię dopiero o "tym takim" co zajmowało mi głowę chwilę wcześniej ;P
      A nad tą drugą połową geniuszu też pracuję bezskutecznie od lat

      Usuń
    7. Aha, czyli przyczyna jest czysto fizyczna? Ewolucja nie zdazyla nam odpowiednio mocno wyksztalcic miesni jezyka? Podoba mi sie ten tok rozumowania! Bardzo!

      Usuń
    8. O, co to, to nie! Ewolucja wykształciła nam nadmiernie szybko komunikację między neuronami. Mięśnie języka rozwijały się natomiast w normalnym tempie. Nie ma mowy o żadnym niezdążeniu ewolucji! Wszystko jest dobrze, a miejscami nawet jeszcze lepiej!

      Usuń
    9. No, no, coraz lepsza ta teoria!

      Usuń
    10. No to jedyny wniosek jest taki, że jesteśmy super zdolne i inteligentne, tylko urodziłyśmy się za wcześnie, zanim ewolucja wykształciła telepatię ;)
      Albo żyjąc wśród mniej zdolnych nie mamy możliwości ujawnienia naszego talentu ;)

      Usuń
    11. Ostatni wpis - wężykiem! wężykiem!

      Usuń
    12. jupiii !!!! :) Wyprzedzamy epoke, jak na geniuszy przystalo!

      Usuń
  4. A z kim się włóczyłaś, Diable? I kiedy? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W gronie waskim, acz odpowiednio dobranym (tacy, co sie w lesie w nocy potrafia zachowac). W latach mlodienczych jak i tez we wczesnomacierzynskich - dziecie spalo smakowicie na swiezym powietrzu, a ja sie gapilam w ogien, gwiazdy i swietliki :)

      Usuń
  5. Giętkie rybki też pamiętam- oczywiście. Oraz cud latarnie morskie w których obracało się kolorowe światełko. I piłeczki z trocinami na gumce owinięte w cynfolię. I myszki w pudełkach od zapałek, i wdrapujących się po trapie marynarzyków. I dwa kolebiące się drewniane miśki z piłą i bardzo straszne gumowe diaboły wystawiające obleśnie czerwony język. I kalejdoskopy z cudownie nasyconymi witrażowymi szkiełkami.

    Jak tylko mogę- jadę na odpust. Im mniejsza i bardziej zapyziała miejscowość tym wykwit paranoicznego badziewia bujniejszy. I różowe plastikowe kałasznikowy z diodami i pluszowe jednorożce na biegunach i cud lusterka Bardzo Rokokokoko. A to co mnie kręci najbardziej to grupki chustkowych siedemdziesięciolatek, które chodzą watahą, popychają się, chichoczą, kupują cukierki w przezroczystych tutkach i kłócą się zażarcie czy grylażowe są lepsze niż cytrynkowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooooo, to takich latarni morskich u nas nie dawali! Z "morskich" rzeczy to byly te dlugopisy z zatopionym obrazkiem i wedrujaca mewa albo plynacym statkiem.
      Kalejdoskop to oczywiscie byl wypas (ba, nawet teraz jest ;) , ale u nas sie je kupowalo w sklepie, nie na straganach. Widocznie nalezaly do innej kategorii, nie do jarmarcznego kiczu. Za to trocinowe pileczki - ah.... jakie cudowne kolory miala ta folia na górze, ten amarant wsciekly, i lazur dziki!

      Dawno nie widzialam takich odpustowych straganów, daaawno.
      A chichoczace siedemdziesieciolatki z cytrynkowymi cukierkami - cud, miód :)

      Usuń
    2. MUsimy się spiknąć na jakimś odpuście, bo wszystkie, jak widzę, tęsknimy.
      Oraz jest mi poczebny pierścionek ze szkiełkiem, moja gusta biżuteryjne znowu ewoluowały w kierunku poczucia humoru ;)

      Usuń
    3. Ja bym bardzo chciala, na taki odpust. Tylko czy aby towar nadal tej samej, mizernie podlej jakosci?

      Usuń
  6. Uwielbiam. I ogniska, i nocne niebo i włóczęgi po lesie.
    Jarmarkami nasiąknęłam w dzieciństwie tak, że jeszcze czuję zapach landrynek i okrągłych lodów na patyku:)
    A Twoje ryby bardzo są kosmiczne. Nieziemsko ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ryby dziekuja za komplement :)
      O tak, noc za miastem jest piekna. I noc z ogniskiem, a z tego ogniska ziemniaki!
      A à propos lodów na patyku - pamietasz jak pojawily sie Pandy? Byly wielkim przebojem. A Sniezynki to jeszcze niedawno kupowalismy, calkiem smaczne nawet byly.
      Z zapachów to mi najbardziej wata cukrowa i gofry - gofry uwielbiam do dzisiaj. Ale tylko polskie, wszedzie indziej sa miekkie, potwornie slodkie i niedobre. A wiem, bo próbuje zawsze.

      Usuń
  7. Coś mi też mówi, że w wannie rodzina hodowała karpie w okolicach pewnego święta grudniowego, nie wiem czy to nie powinna być inspiracja na podium.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamietam, ze plywal taki osobnik raz. Wiecej matka do domu nie wpuscili i ubitego kupowac nakazali.

      Usuń
  8. Poczułam się jakbyś mi przepisała kilka wersów z pamiętniczka, meh meh :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Włóczenie po nocach, kolorowe jarmarki, Hans Christian... też wszystko przeszłam, mniej lub bardziej namiętnie, ale mnie jakoś nie wyewoluowało do stopnia artysty ;)) Najwyraźniej podobna przeszłość nie wystarcza, ach...

    Diabełek z językiem przegryzionym osobiście na końcówce, marynarzyk na nitce, rybka (srebrna) już bez kółka na klucze, kalejdoskop w częściach (bo MUSIAŁAM wiedzieć, jak to działa) oraz nigdy nie wykorzystane do końca pudełko cętek (cętków?) - to wszystko leży z milionem innych skarbów w takiej jednej szufladzie, która w tej chwili jest oddalona o paręset kilometrów. A szkoda, bo teraz chętnie bym sprawdziła, co tam jeszcze siedzi :)

    Bardzo mi się podoba, Diable Twój włąsnoręcznie nakreślony portret psychologiczny. Barrrrdzo :))

    A co do świetlików - mam to szczęście, że mieszkają one wokół naszej chałupy. Ciepłe czerwcowe wieczory i noce - bezcenne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szuflada pelna emocji! :)
      A te cętki, to te do "strzelania"? To u nas cembletki sie mówilo.

      Ja bym chciala teraz zobaczyc pewnego malego, zielonego jamnika, z urwanym nosem i szwami zszywanymi od nowa po 5 razy... Najpierw ja go latami tulilam, szarpalam, memlalam, potem mój brat tulil, szarpal, memlal. Niewiele z biedaczka na koncu zostalo!

      Usuń
    2. Taaa, do strzelania. Były korki i cętki. Korki dla większych chłopców (do których zaliczał się mój brat) oraz cętki dla mniejszych chłopców oraz dziewczynek.
      Na pistolet nikt nie zasłużył, więc strzelało się tym metodą "między młotem a kowadłem".

      Mały zielony jamnik, tjaaaaa... gdzie one wszystkie są?

      Usuń
  10. Pamiętam takie breloczki! Miałam jeden nawet :)

    To leżenie na leśnej polance i wpatrywanie się w niebo poruszyło mnie do głębi. Chciałabym kiedyś czegoś takie zaznać. Choć raz.

    Pamiętam za to, jak kiedyś podczas wakacji nad morzem rodzice zabrali mnie, dziesięciolatkę, nocą na plażę. Ta szumiąca, hucząca ciemność i niemożność odróżnienia nieba od ziemi... Do tej pory tkwi we mnie to wspomnienie. To było mistyczne wręcz przeżycie.

    A w ogóle to ja sobie nie wyobrażam Twoich ryb w jakichś innych kolorach. Takie są właśnie najlepsze! I te złocenia mają w sobie coś bizantyńskiego i średniowiecznego. A ja średniowieczną sztukę uwielbiam pasjami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wlasnie ja tez sobie nie wyobrazam, chociaz próbowalam. Siedzi we mnie zloty dorsz, i koniec. Jego ości zrosly sie juz z moimi żebrami na stale :)

      A noc - noc ma w sobie cos z teatru. Dookola ciemnosc, niewiele widac, i cokolwiek sie na tej ciemnej scenie pojawi, robi od razu wrazenie. Czy to ksiezyc na niebie, czy jego blask na rzece, w której chlupia jakies nocne stworzenia, czy kot siedzacy w swietle ulicznej latarni. Lubie noc.

      Usuń
  11. Nie trzeba się tłumaczyć z ryb w ogóle, a z ryb nocnych i złoconych w szczególe. One swą milczącą, złotą rybiością tłumaczą się same. Choć etiologia ryb ciekawa jest bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ryby mówia same za siebie, prawda? Nawet, jesli nic nie mówia.

      Usuń
  12. Zatem i diabeł (w buraczkach czy bez) naturę ma ludzką - musi się jakoś odstresować. Kolorystyka wytłumaczona, wytłumaczenie przyjęte, obrazki zaakceptowane :-)
    Breloczek z rybką miał mój brat, fajny był. A określenia "pazłotko" nie znałam, ale rzeczywiście błyszczało bardziej od złota.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie czasy, pani droga. Wszedzie stres, w kazdym zawodzie. Nawet przy sadzeniu buraków!
      A pazlotko to bylo wlasciwie w czekoladzie to. Zlotko, sreberko, pozlotko, pazlotko.

      Usuń

Dawaj.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...