"W jurcie Mongoła zaobserwowałem bardzo ciekawą scenę urodzin dziecka i pierwsze chwile jego istnienia na tym padole łez i smutków. Natychmiast po urodzeniu wymyto je po raz pierwszy i… ostatni w życiu kwaśnym mlekiem jaka, po czym oddano je matce, która trzymając dziecko przy piersi, wyniosła je z namiotu w step zupełnie nagie, pomimo dość silnego i mroźnego wiatru. Po godzinie dopiero powróciła do jurty, na progu której kobiety ofiarowały jej kołyskę — małe korytko modrzewiowe, do połowy napełnione suchym nawozem owczym.
Matka, nakrywszy nawóz cienką skórką koźlą, położyła niemowlę, owinęła je wraz z kołyską w dwie skóry baranie i obwiązała mocnymi rzemieniami. Ojciec zaś zawiesił kołyskę na pułapie jurty na długim rzemieniu i pchnął silnie. Krążąc po jurcie, niemowlę pływało w powietrzu pełnym dymu, skazane na taki tryb życia w ciągu dwóch lat. Zwykle matki-Mongołki przy karmieniu nie wyjmują dziecka, lecz razem z kołyską przytulają do piersi i tylko raz na dwa tygodnie zmieniają mu w kołysce nawóz owczy, który doskonale wchłania wszystkie wydzieliny i dezynfekuje. Matka karmi dziecko do pięciu lat, o ile może piersią lub mlekiem białego jaka, po czym już ojciec uczy je jeździć konno. I wkrótce staje się ono uprawnionym członkiem rodziny, co znaczy, że je z apetytem mięso baranie, pije herbatę z solą, pasie owce, strzeże tabunów koni i pali fajkę bez względu na płeć.
Taki obywatel do pięciu lat życia jednego tylko przywileju nie posiada, a mianowicie noszenia ubrania i obuwia, przeto około koczowisk mongolskich można zawsze widzieć kupy dzieciaków baraszkujących w lecie i w zimie w „stroju Adama".
Ferdynand Ossendowski "Zwierzeta, ludzie, bogowie" wydane w Warszawie, rok 1923.
Wszystkiego najlepszego dzieciom małym, większym i nam, tym całkiem dużym ;)
Cóż za praktyczne podejście do macierzyństwa... U nas by to nie przeszło - sufity za niskie i byśmy się w głowy o kołyskę uderzali ;-)
OdpowiedzUsuńMyslisz ze te jurty to takie wysokie byly? Chyba nie... Ale moze Mongolowie sa mniejsi. Przeciez jezdza na takich smiesznych malych konikach.
UsuńMałych, ale jurnych! ;-)
UsuńA, to nie wiem, o tym Ferdynynd nic nie pisal. Ale wierze Ci a slowo.
UsuńMali są zawsze jurni, bez tego to co to za życie ;)
UsuńA wiesz Inwentaryzacjo, ze przypomnialo mi to wlasnie takiego jednego znajomego z dawnych czasów, co to bardzo maly byl ale wlasnie niezwykle jurny :) Nie zebym osobiscie, prawda, tego, bo akurat zylismy na dosc wrazej stopie (byl strasznie zadufany i zapatrzony w siebie, a ja mam uczulenie na takich ludzi) - ale panny za nim jak osy za miodem lataly.
UsuńWiec cos w tym jest chyba.
Robić kupę na kupę to bardzo rozsądne. Szkoda, że nie znałem patentu z owczym nawozem, kiedy mieliśmy świnkę morską. Musiałem zmieniać trociny co najmniej raz na trzy dni.
OdpowiedzUsuńJak prosto być małym Mongolątkiem.
Ale musialbys tez miec owce, a to juz nie takie proste (jesli mieszkasz w bloku. Bo jesli w domu wsród zieleniny - to da sie zrobic!)
UsuńU nas też drzewiej nie lepiej bywało. Teraz taka histeria - hipoalergiczne pokoje, ryż bez ryżu i mleko bez mleka.
OdpowiedzUsuńA daj pani spokój, wymyslajo tera cuda-niewidy! Wegetariany, rowerzysci, chia, macha i insze quinoje... Kuniec swiata.
UsuńMleko białego jaka piłabym, gluten bym popijała nawet ;)
UsuńCóz za mega-hipsterski eksces! :)
Usuńno jakaż to pouczająca opowieść )))) i jaka ekhmmmm praktyczna ...
OdpowiedzUsuńMacierzynstwo wersja dla oszczednych. Zero drogich pampersów i ubranek, z których po miesiacu wyrastaja.
UsuńA pomysl jeszcze, jakie odporne te dziecka na wszelkie mdlosci musialy byc!
Zaintrygowały mnie te właściwości owczego nawozu. Jakby tak na podłogach rozsypać...? Hmmm...
OdpowiedzUsuńSpóźnione, ale nic nie straciły na żarliwości: życzenia wszystkiego najlepszego i ode mnie z okazji wczorajszego święta :D
Kotom rozsyp, moze sie sprawdzi lepiej niz zwirek ;)
UsuńA zyczen nigdy dosc - i nawzajem zycze, szczescia na caly nastepny rok!
I żadnych alergii, astmy, pitu pitu, życie w odchodach. I te rumiane poliki, jakich nie ma nikt na świecie...
OdpowiedzUsuńUodparnianie juz od pierwszych sekund zycia - na godzine na mrozik -15 czy -20 zaraz po narodzeniu a potem w kupy :)
UsuńOj tak, skóre to maja gladka jak jedwab, a te rumience to takie sliczne jak kropniete akwarelka na mokry papier.
Tak, dokładnie pomyślałam o Twoim diable :) jakby tam przez chwilę był :P
Usuńheh, sie bywa w swiecie, prawda. ;)
UsuńBożenka dziękuje. Jej wewnętrzne dziecko jest szalenie wzruszone, chociaż księzycowi nie będzie wstyd na pewno ;)
OdpowiedzUsuńPieknych snów zatem zycze, na caly przyszly rok!
UsuńTeraz to Bożenka już nie pośpi! Siedzi i się gapi na nową chałupkę nadmorską :D CUDO! :*****
UsuńTakich na Pomorzu nie macie, co? ;)))
UsuńCiesze sie, ze sie podoba zastosowanie bozenowego kóleczka!
Mało powiedziane, że się podoba! Cudna chałupka, po prostu cudna. Kaszmirowa by z zazdrości pewnie padła, gdyby wiedziała, co Bożena ma na kwadracie ;)P
UsuńMoże nie tak do końca (yyy np to karmienie dziecka z kołyską), ale jakoś nawet wolę taki chów, niż ten dzisiejszy wysterylizowany, eh!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za ten świetny wyrywek na dzień dziecka! Moje dzieci już powyżej piątki, a zatem pora na herbatę z sola i... fajki !
Tak, nie zapominajmy o fajce! Istnieja wszak takie rózne fajne ziólka...
Usuń:)