Co prawda losowo wybrany z kopy kartofel, posadzony (!) przy komputerze i wyposażony w telefon, wykazałby się w mig lepszą znajomością tych tematów, niż ja - ale nie będziemy wdawać się w szczegóły :D
Zacznijmy od początku. Małe Diablę było dzieckiem-dzikiem. Grzecznym w miarę, (śmiem twierdzić, z tego co pamiętam) ale dzikiem. Niewychylającym się i nielubącym zwracać na siebie uwagi.
Na przykład w przedszkolu, na szychcie Złej Pani, która mówiła, a raczej krzyczała do dzieci po nazwiskach, nie pisnęło ni słówka jak zwaliło się z krzesełka, na które wspięło się, żeby ściągnąć z wysokiej półki książeczkę, przyrżnęło nasadą nosa w kant metalowego kosza na śmieci, zobaczyło ciemność, rozbłyskującą w niej wielką gwiazdę (serio, jak w kreskówkach) a potem była już tylko ciemność, i straszliwie straszliwy strach, że tak zostanie już na zawsze. Leżało po prostu w tej ciemności i przerażeniu na podłodze tak, jak na nią padło, między koszem a przewróconym krzesełkiem, tuląc książeczkę, i tak trwało sparaliżowane jakieś dwa tysiące lat, czyli pewnie ze 3 minuty. (Pani się nie zainteresowała, ciemność w końcu minęła, Diablę wstało, siadło na krzesełku i oddało się "lekturze" ilustracji. Krwi nie było.)
[Właśnie sobie uświadomiłam, że tak: Zła Pani miała na imię Kasia, najbardziej znielubiana przeze mnie dziewczynka w grupie też miała na imię Kasia, i moja najlepsza - a właściwie jedyna - przyjaciółka z dzieciństwa też miała na imię Kasia. Hmm. Pozdrawiam wszystkie Kasie :) ]
Wysyłane regularnie do sąsiadów po gatezę czy inną szklankę mąki małe Diabelstwo najpierw stało 5 minut pod drzwiami trzęsąc się ze strachu, potem w końcu pukało z nadzieją, że nikogo nie ma w domu, ale oczywiście był, i otwierał te drzwi, i wtedy Ogoniaste musiało z zaciśniętego z przerażenia gardła wytarmosić przekaz werbalny, co powodowało jedynie totalne zacięcie się na pierwszej głosce i zacisk szczęk godny krokodyla.
I sporo mi tego zostało do dzisiaj: jeżeli da się uniknąć rozmowy z obcą osobą, to unikam. Obojętnie, osobiście czy telefonicznie. Telefonicznie to nawet jeszcze gorzej, bo nigdy nie wiem jak się mam zachować i co mówic, jeśli ta druga osoba objawia mi się tylko jako głos z pudełka. Nawet jak jest to Borsuk. Tak, nie potrafię rozmawiać przez telefon nawet z kimś, z kim przebywam codziennie od ponad 20 lat.
Przypadek beznadziejny.
Więc kiedy ostatnio zepsuł mi się telefon, a zepsuł się mimo prób reanimacji całkiem i na śmierć, i musiałam kupić nowy (do tej pory miałam zawsze jakieś "dziedziczne" po rodzinie i znajomych królika, ale teraz akurat żadnego nie było do dyspozycji) to naprawdę, naprawdę dawno nie było mi tak żal wydanych pieniędzy ;) Ile farbek mogłabym za to mieć! Ile bloków pięknego papieru!
A nie jakiegoś tam Hujawuja 8.
Chociaż w sklepie i tak było trochę zabawnie. No bo niby jak ja mam wybrać jeden telefon z tych wszystkich upchanych na półkach, skoro się na tym zupełnie nie znam. Równie dobrze mogłabym wybierać rakietę na kolejną misję Apollo.
- To którą bierzemy, pani inżynier Diabeł? Oto szczegółowe specyfikacje techniczne, kosztorysy i plany.
- Tą czerwoną, z tym fajnym okrągłym okienkiem. Tylko proszę jeszcze koniecznie namalować z boku Supermana, albo paszczę rekina!
No. To tak samo z telefonem jest u mnie. Borsuk powiedział, że skoro nie chcę wydawać za dużo pieniędzy, to mam sobie obejrzeć te tańsze Huaiweie.
No to idę wzdłuż półki i oglądam.
Hmm.
Wszystkie wyglądają identycznie.
Na jednych Android 5, na innych 5.1, albo 6. Jakieś EMUI. Aha. Mhm. Tak, tak.
"Obejrzyj W ŚRODKU, moronie" - mówi Borsuk łagodnie, jak do wariata mówić należy - "Włącz sobie i pooglądaj." I oddalił się między regały z jakimiś zabawkami dla chłopców.
Żeby zachować choć resztki dobrego wizerunku w borsuczych oczach, włączam, klikam na folder ze zdjęciami (no bo na co tu innego kliknąć?) i udaję że "oglądam".
Same zdjęcia sklepowych półek plus kilka niebanalnych autoportretów w stylu "Aparat fotograficzny pozostawiony w ramach eksperymentu w stadzie pawianów".
Jeden pawian zezujący w obiektyw nieproporcjonalnie wielkim lewym okiem i ogromnym nosem ma brązową, kosmatą czapę w kształcie wiaderka i ondulację w identycznym kolorze, optycznie stapiającą się z czapą w litą, kuriozalną całość. Ondulacja jest tak trwała, że zapewne przetrwa nie tylko najbliższe miesiące, ale i po kilkunastu stuleciach będzie jeszcze niejednego archeologa grzebiącego w cmentyrzyskach wprawiać w zdumienie i podziw dla kunsztu fryzjerskiego prymitywnych plemion XXI wieku.
Chichotam z cicha.
Nie mam pojęcia, co obejrzeć poza tą galerią.
Zezuję na faceta obok. Stoi tu odkąd weszliśmy do sklepu, czyli jakieś 10 minut, z jednym telefonem w ręku i ciągle coś w nim ogląda właśnie, ale tak profesjonalnie, wiecie, a nie amatorsko jak ja. Klika i klika, wchodzi w trzewia systemu, grzebie Androidowi we flaczkach, pomrukuje, wzdycha, chrumka. Co on tam tak długo ogląda?! Myślę sobie. Co można w ogóle oglądać w "pustym" telefonie?
Wołam panią sprzedawczynię, i wyrażam chęć kupna telefonu Huaiwei o 3 euro droższego od najtańszego (Zachowajmy choć pozory, że to świadomy wybór)
Pani szuka po szafkach, szuka, szuka - nie ma, wszystkie wyszły.
No więc wzięłam ten najtańszy. Można nim dzwonić, zainstalować whats'ap i robić zdjęcia, a mi więcej naprawdę nie trzeba.
A ostatnio akurat usłyszałam w telewizji, że trzeba młodych ludzi uświadamiać w kwestii konsekwencji, jakie niesie ze sobą branie kredytów. Bo wielu z nich nie kuma, że je spłacać trzeba, a jak nie spłacasz, to rosną odsetki. I wypowiadała się jedna studentka. Że ona, jak to studentka, taka biedna jest, i że jak musiała kupić telefon, to naprawdę musiała na raty go wziąść, bo nie była przecież w stanie jednorazowo wyciągnać z portfela 500 (!!!) euro.
Eeee.... Yhym. No tak.
Pani studentce dedykuję obrazek Barana oraz, a nawet przede wszystkim, (równo)Wagi.
(Nie mam nic przeciwko temu, że ktoś kupuje sobie telefon nawet i za milion euro - jeśli ten milion ma)
A Pies w Swetrze pragnęła ujrzeć Koziorożca - oto i on zatem:
Aha, te takie dziwne napisy naokoło to nazwy gwiazd w tych gwiazdozbiorach, a nie że rzucam na was urok, co nie :}
p.s. Rozważam: czy zainstalowanie na telefonie aplikacji Insta sprawi, że przynajmniej będę częściej odpalać ten telefon - żeby zrobić zdjęcie, a jak już go odpalę, to przy okazji niejako samo się sprawdzi, czy ktoś do mnie dzwonił / pisał i uniknę w ten sposób tego "Znowu nigdy nie odbierasz!" Czy jednak nie sprawi? Hmm. No i czy ja napewno potrzebuje Insta? Hmmm, hmmm....