środa, 8 czerwca 2016

Kto rano wstaje, ten niech lepiej milczy.


Na ognie piekielne i czarne szatany, ale bym walnęła! Borze mój szumiący... O włos mnie ominęło faux-pas sezonu, Złoty Baran za gafę stulecia...


A było tak.

Przychodzi kolega do pracy, co oczywiście odbywa się rano, kiedy czlowiek (znaczy się ja) zaspany jeszcze i nieprzytomny - jak wiadomo kto rano wstaje, ten się nie wysypia. No więc wchodzi tenże kolo do biura i oznajmia, że oto bocian mu po raz drugi pobłogosławił, pole kapusty obrodziło, i że plony w październiku.

A że ja istota prosta jestem, jak ameba czy inna euglena, i często oceniam świat "pod siebie" czyli przykładam do ludzi swoją miarę, to w mózgu zapaliła mi się momentalnie czerwona lampka, i alarm zaczął syrenim głosem wyć "O cholera jasna!!! No to przewalone! I co teraz?!"

I ust mych korale już-już chciały te słowa wykrzyknąć, ale jednak sobie przypomniałam, że jestem w Niemczech i tu trzeba po niemiecku, więc potrzebowałam tej milisekundy, żeby się lingwistycznie przestawić (rano to wcale nie takie oczywiste). I ta milisekunda uratowała mój honor, gdyż wtedy właśnie neuron jeden z drugim, skoro już obudzony i wywołany do odpowiedzi, wziął i otworzył podręcznik na stronie "Relacje w społeczeństwie, ogólnie przyjęte za poprawne, a tobie baranie, obce", skonsultował planowaną przez durnego Diabła wypowiedź i szybciutko skorygował na taką bardziej socjalnie akceptowalną. I na dużej kartce z bloku A3 napisał czerwonym markerem, wielkimi wołami (żebym nie przeoczyła) "Kobieto, weź się ocknij, przecież on się cieszy raczej, zareaguj tak, jak na DOBRĄ wiadomość. Wykonać, rozkaz!" No.


Ufff! Pot mnie normalnie oblał zimny i gorący, ale udało się! Pogratulowałam serdecznie (koledze na głos a sobie w myślach) i odetchnęłam z ulgą.

Mam nadzieję, że nie zdążył dostrzec tej paniki i przerażenia w moich oczach na początku...


Nie żebym miała coś przeciwko dzieciom, absolutnie nie! A idźcie i rozmnażajcie się, skoro chcecie. Fajne takie puci-puci, zeżre glizdę, pośmieje się z własnej czkawki, ale nowy niemowlak w tym wieku (bo kolega też w tym wieku prawie, no jakoś 3 mniej ma na liczniku niż ja) wydaje mi się kawałkiem chleba tak ciężkim, że Syzyf ze swoim kamyczkiem to śmieszny jest po prostu. Co kto lubi, jasne, ale ja nie dałabym rady. Nie teraz już, nie, nie, nie. I jeszcze raz nie.

No i dlatego ten alarm i panika. Normalnie jakiś mój diabeł-stróż chyba nade mną czuwał, i w porę opanował sytuację. Bo by było troszeczkę niezręcznie chyba, co?


 


..................................................


 

 


A w związku z opisanymi poprzednim razem niekorzystnymi okolicznościami narosłymi przez zimę w okolicach talii (bo przez tą racicę cholerną zepsutą ledwo co łaziłam przez pół roku i dalej jeszcze nie jest całkiem słodko), no więc w związku z tym nażarłam się lodów.
A nawet popełniłam ten niecny uczynek trzykrotnie, co raczej chyba wyklucza zbrodnię w afekcie. (Więc nie będzie złagodzenia wyroku)
Oraz jeszcze w piątek doprawiłam naleśnikami. (To już dożywocie)

 
Tak, to ma sens, wiem.


I pewnie nażrę się jeszcze raz tych lodów, bo jeszcze zostały. Czekoladowe Langnese. Daje się do nich borówki i pokrojone truskawki, sypie prażonych migdałów i ze 2 łyżeczki czarnego kakao (bo kupne lody czekoladowe są zawsze za mało czekoladowe). I się je.

Udając, że się nie widzi portretu Niedźwiedzia Adalberta O Wymownym Spojrzeniu leżącego obok.
 
 
 

I że urodziny Dziecka Zpiekłarodem to doskonałe usprawiedliwienie na tego rodzaju ekscesy.
(Świętuję już zatem drugi tydzień.)

Ja się chyba po prostu nie nadaję na żadnego rodzaju diety. Za słaba jest ma silna wola, słania się niebożątko na wiotkich, cienkich nóżkach i mdleje co chwila...
(Ale jak przychodzi wyjść na plażę to ja mam ochotę zemdleć, choć moje nóżki wcale a wcale nie takie wiotkie i cienkie)
Jak nie zjem tego, na co mam ochotę, to się nażrę tonę zamienników - które teoretycznie mają być zdrowsze i mniej kaloryczne i zaspokoić głód "tej" rzeczy - i bilans wychodzi jeszcze gorszy.
A na końcu I TAK zjem tego loda czy czekoladę czy tam coś. I wtedy bilans już całkiem pada, traci przytomność, sens i wiarę w Diabła. A potem wstaje i wychodzi, trzaskając drzwiami. I zostaję sama z tymi pokusami. I wiadomo, co się potem dzieje.
No i tak to.


A tak z kulinariów to absolutnie mnie opętało aktualnie curry. Taka "currynt" obsession. No to przynajmniej zdrowe, nie? Kurkuma, warzywka, te sprawy. I wiecie co, pyszne jest z kaszą pęczak, nawet lepsze niż z ryżem. Orient wchodzi pod słowiańską strzechę. Czy to jest ta kuchnia fusion? Diabeł Piast Kołodziej wkłada zwiewne sari i dzwoneczki i oddaje się ekstatycznym tańcom bollywoodu w kurnej chacie wypełnionej egzotycznych zapachami...
No i wspaniale pasuje z cieciorką to curry (u nas się zawsze mówiło cieciorka, nie ciecierzyca) a ja uwielbiam cieciorkę. Oraz zielony groszek ze słoika uwielbiam. Dlatego w niedzielę do zupy miał wejść cały słoik, ale weszła tylko połowa.
(Podwójne dożywocie)



 
 
 
Pozdrawiam słodziutko.

]:-*




*********** APDEJT ***********

A więc NALEŚNIKI Á LA DIABEŁ:

Wiecie jakie to są takie zestawy trzech plastikowych misek kuchennych? Na pewno wiecie.


No to bierzemy tą największą (2,5 litra, zdaje się) i wbijamy tam 7-8 jajców.
Miksujemy ze szczyptą soli.


Potem bierzemy mąkę, mleko i wodę i na zasadzie "trochę tego, trochę tego" robimy pełną michę rzadkiego ciasta (poziom ciasta tak 3-4 cm od krawedzi miski). Nie zapominając o oleju albo oliwie, wlewamy tak "ziuuuu" trochę do tego ciasta też.

No sorry, ale ja nigdy nic nie mierzę, wszystko robię na oko.
I to wszystko.
Smażymy cieniutkie naleśniki na suchej i bardzo gorącej patelni, dosłownie pół minutki z pierwszej strony, a z drugiej strony to nawet krócej.
Otrzymujemy sporą stertę elastycznych i mięciutkich naleśników, dobrych też na drugi dzień, jeśli zostaną (tylko owinąć folią na noc, bo wyschną).

A potem to tak:
 
- ciepłego jeszcze naleśniora smarujemy Nutellą

- nakładamy trochę rozgniecionego widelcem, dojrzałego banana

- sypiemy troszkę siekanych i uprażonych na suchej patelni migdałów - ale koniecznie już wystygniętych, inaczej nie będą chrupiące, tylko gumowate

- zwijamy w rulon albo składamy w kopertkę dowolnego kształtu

- na talerz sypiemy sobie pokrojonych truskawek, albo kiwi, albo jagód (nie pokrojonych oczywiście, no chyba że ktoś bardzo chce)
- wpychamy w siebie, ile się zmieści, a łzy wzruszenia ciekną nam po polikach. Długoletnie doświadczenie na wielu obiektach pokazuje, że w momencie, kiedy pewni jesteśmy, że zaraz pękniemy, i że więcej nie damy rady - z reguły mieścimy jeszcze jednego. Ale to już naprawdę ostatni.
- kładziemy się na kanapie i leżymy sztywni i wyprostowani jak wypchany krokodyl, bo o wszelkim ruchu można zapomnieć na przynajmniej 15 minut.



Plus dodatkowy: do wieczora w całym domu pachnie prażonymi migdałami - a to jest piękne.
 

42 komentarze:

  1. Jak ja Cię rozumiem ♥

    Ostatnio odzwyczaiłam się od jedzenia w ogóle, pewnie mam raka, bo mnie w ogóle nie ciągnie w tym kierunku. A ciągnęło przez cztery dekady z tłustym okładem. Ja chyba przechodzę etap fosylizacji (nabyłam niedawno to słówko w barterze i MUSZĘ go użyć, by się pochwalić), bo i piję mało do tego- cieczy znaczy, bo alkoholizuję się bardzo mało i sporadycznie, a może szkoda nawet. Życie może nabrałoby ciała, rumieńców i osiągnęłoby może 3D.

    Ja mam trzecie dziecko, zawsze marzyła mi się dziewczynka, więc w przypływie prolaktyny zakupiłam kota.

    Ściskam Ci kopyto, niech zdrowieje ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wez, chcesz byc suszonym skorpionem? Lepiej cos tam zjedz od czasu do czasu (Curry polecam ;) Z dynia, cieciorka i szpinakiem. Pyyyyycha!)

      Ale tez bym chciala sie troche ogólnie odzwyczaic. Bo przeginam normalnie.
      A na te ostatnie nalesniki to mam jeszcze taka wymówke, ze goscil u nas jeden dobry kolega córki, i doszly mnie sluchy, ze ma nadzieje, ze zrobie nalesniki. Bo wszyscy znajomi córki zapychaja sie moimi nalesnikami po kokardy i twierdza, ze takich NIGDY i NIGDZIE nie jedli.
      No wiec co, odmówic mialam chlopaczynie? On taki sympatyczny.

      Usuń
    2. Gdyby mi się chciało grzebać w tych garach jeszcze... Ale co poradzę, jak mnie to napawa odrazą? Co innego jak ktoś zrobi, poda, podsunie. Prześlesz mi takiego naleśnika dziurą Stefana? Albo się pojaw z nim najlepiej, co? Skubnęłabym. Zdradź sekret onego. Białko pewnie ubijasz!

      Usuń
    3. zdradz sekret nalesnikow do zapychania po kokardy - miewam fazy i ostatnie wlasnie taka mialam i po 2 miesiacach niemania oleju w koncu kupilam. taki z pestek z winogron i usmazylam nalesniki, tylko twarogowo nadzienie do zapychania mi srednio wyszlo bo mialam dziwny twarog i mleko i nie udalo mi sie zrobic niebienskiego nadzienia tylko taka zpachaj-dziure. Na dodatek za duzo mi jej wyszlo, wiec wbilam w to pozniej jajco, dosypalam maki i popelnilam dziwnie ni to racuszki, ni to placuszki serowe... ;) acha. z koniecznosci byly bezglutenowe bo tylko taka maka mam jeszcze na stanie... No jakos gospodarstwo domowe mi koscia w gardle nie staje... Ale koty kurzowe w niedziele w koncu pogonilam ;)
      Sympatycznych kolegow nalezy nakarmic. To jest Aksjomat Pani Domu. ;)

      Usuń
    4. PandeMonia, ja tez nie lubie gotowac. No ale ktos musi... Malzonek niestety wykazuje kompletny antytalent, wode na herbate potrafi przypalic.

      Usuń
    5. Mój jak podgrzewał kiełbasę, to solił wodę. Jak gotował jajka, też. Do tej pory nie opanował przepisu na naleśniki. Totalna porażka, do odstrzału sanitarnego.

      Usuń
    6. wiesz, z tym soleniem wody na jajka to jakas czesta przypadlosc. Borsuk to akurat nie, ale czesto to slysze / czytam, ze sie ludzie zastanawiaja czy solic, czy nie.


      DODALAM APDEJCIK - PRZEPIS NA NALESNIKI

      Usuń
    7. Mnie powiedziano ze jak sie posoli wode na jajko, to jajko nie pecnie... Ale prawde mowiac empirycznie obserwuje, ze czasem to pomaga, a czasem nie... Smoczynska mi powiedziala, ze pewne iczasem za malo sole...
      A wode na kielbase jak Dukalam to solilam bo kiebasa do dukania po ugotowaniu w nieslonej wodzie smakowala jak trociny - albowiem tracila swoja slonosc dramatycznie.

      Usuń
    8. No tak, no to ja mysle ze roznica miedzy Twoimi nalesnikami a moimi tkwi tak w ilosci jajek jak i w nadznieniu ;) Ale ulzylo mi bo nadzienie diabelskie kompletnie nie budzi mych rzadzy :D.
      Przepis jednakowoz zapisuje albowiem juz widze wszystkie nie-moje dzieci zajadajace sie tym po kokardy wlasnie ;)

      Usuń
    9. Teorii na pekanie jajek tez juz slyszalam kilka róznych (nakluwac szpilka / solic / lac oleju). I na obieranie ugotowanych (obierac gorace / zimne / studzic w lodowatej wodzie zaraz po ugotowaniu / poczekac az same wystygna / prosto od kury obieraja sie najlepiej / najgorzej)... Takze ten. Wlasciwie to chyba wszystko jedno :)

      Usuń
  2. Ja mam juz od wewnatrz czaszki wyryty napis - 'ktos sie mnozy - gratulowac, wprost i nie ironicznie', bo nie kazdy doceni gratulacje typu "congratulations on increasing carbon footprint!"... ;)
    Diable You're my sister form another Mister w temacie sklonnosci do lapsusuff i faux-pas'uff ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz tez opanowany odpowiedni wyraz twarzy i spojrzenie? Bo to wlasnie, przypuszczam, moglo mnie zdradzic... No ale nie wiem, nic nie powiedzial. Patrzyl sie co prawda trochu tak inaczej niz zawsze, ale zwalam to na emocje i treme zwiazane z ogloszeniem tego faktu publicznie.

      A statuetke Zlotego Barana juz zdobylas? Ja, jak widzisz, otarlam sie o wlos od wygranej ;)

      Usuń
    2. Czy zdobylam? Ja prawddopodobnie jeste mjej prekursorem, ale ocen sama.
      Rok 1997 lub 98, mieszkam z Ciotka Ma i Muminem. Mumin (Afro-Brytyjczyk z korzeniami z Jamajki) wyzarl nam ciasteczka dla gosci trzymane, nie po raz pierwszy. Ciotka M zrobila "scene" z pytaniem mnie przy nim i przy gosciach in inglisz czy zjadlam ciastka, na co ja uczciwie ze tych nie lubie to i nie ruszam, Mumin wystekal, ze to on i sie przyznal, ze glod go sciskal, a ja pouczylam go slowy "You should keep somethign you know, for black hour..."
      Dotarla do mnie taka przytlaczajac grobowa cisza, a Mumin poszarzal...

      Usuń
    3. To jak? ;)
      Wyraz twarzy to roznie. Czasem mam opanowany, ale czasem emocja sie ze mnie wyrywa i tryska osobliwymi grymasami. Zwykle jednak jest to obrzydzenie lub wrogie ostrzezenie lub ironiczne powatpiewanie. Inne meocje zwykle lepiej maskuje :D

      Usuń
    4. tak.... zposród zyliarda dostepnych w angielskim slów mRufa bezblednie wybrala to jedno wlasciwe :)
      Brawo!
      Ale przynajmniej napewno zadzialalo i afro-Muminek (wiesze ze Muminki na poczatku tez byly czarne?) nie wyzeral wiecej ciastek.

      Usuń
    5. Owszem ciastek nie, bo trzymalysmy ciastka dla gosci w naszych pokojach, za to wyzeral na przyklad majonez, ale juz nie cichcem tylko po wyzarciu oznaljmial ze wyzarl, ale kupil duzy i mamy z niego korzystac, co zreszta usilowalam wdrozyc, ale niestety przy otwieraniu sloik wymsknak mi sie z reki i udekorowam szklano-maziowata mozaika podloge kuchenna. Tak, ze tego...
      Nie wiedzialam ze byly czarne, ale mozliwe ze widzialam obrazek bo jakos nie czuje sie sie w sobie zdzwiniona taka rewelacja...

      Usuń
    6. oszzzz.... to fajnie sie sprzatalo ten majonez z pewnoscia.
      Borsuk z Dzieckiem ostatnio rozbili w sklepie przy kasie sos pomidorowy - od razu dwa sloiki na raz, a co. Oczywiscie ochlapana zostalam tylko ja (z ludzi, bo ze otoczenie to wiadomo).
      Nie musielismy sprzatac co prawda, przyszla pani z trzema rolkami reczników, wiaderkiem i nietega mina - ale glupio nam bylo okrutnie...

      Usuń
  3. Jak dobrze poczytac o slabej woli ;-)
    Schudlabym, ale medycyna mowi, ze jak schudne to cala nagle odzyskana homeostaze szlag trafi, wiec sie nie opieram :-)
    I nie, nigdy nie ma resztek po lodach :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczytac moze i dobrze - ale mic, to juz nie dobrze... Ale homeostaza znacznie ulatwia przetrwanie jednostki, no wiec widac rzeczywiscie nie ma co walczyc z natura? :)

      (no widzisz, naszpanie jak zwykle panikowaly!)

      Usuń
    2. Nie, nie i jeszcze raz nie! Nie wolno chuść, bo odpływ tłuszczu odkrywa wszystkie zmarszczki, zagłębienia i rowy na twarzy oraz szyi, a poza tym zwiększa grawitację, działającą na biust i uda! Nie chuść! Trzymać się tłuszczyku jak tonący opony!

      Usuń
    3. opony.... tak, to bardzo trafne slowo ;)

      Usuń
  4. Rozumiem wszystko co napisąłaś, centymetr po centymetrze :) a kolega szybko się w tej ciąży zorientował, w szóstym miesiącu :) haha, relaks z trybieniem :)


    kisses moja miła diablo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, no zorientowal to sie chyba wczesniej - talk mysle :)) - tylko teraz nam dopiero powiedzial, no bo kiedys trzeba, wszak bysmy zauwazyli chyba, ze nagle na scianie zdjecia z dwoma dzieckami a nie z jednym (bo obwiesil córką pól sciany).
      A ze on z tych niezbyt wylewnych, to zwlekal dlugo.

      Usuń
    2. aaaa to nie ma relaksu, jak tyle to w sobie nosił. Hehehe

      Moja przyjciółka wczoraj do mnie napisała, że przytyła, ale przynajmniej nie widać u niej zmarszczek, zawsze jest jakiś plus w sytuacji :)

      Usuń
    3. jak mówi moja szwagierka: "Przynajmniej i cycki wieksze" :)

      Usuń
  5. Niestety, na nic diabelskie krygowanie się napomykanie o oponach złożonych z trzęsącego się tłuszczu i cukru, wyznałaś onegdaj że mieścisz się w dżinsy nr.38 a nawet przy dobrej pogodzie 34.

    Ha, ha, ha- nędzna podpucha.

    Jeśli chodzi konkurs na największego gafiarza, wprowadziłam się kiedyś do fajowskiego hotelu, z widokiem na morze, pokojówkę która mię do pokoju wprowadziła, z euforii cmoknełam w policzek. Ona biedna zbaraniała, popatrzyła uważnie, postała,postała, po czym uciekła. Po chwili do mnie dotarło, że daje się napiwek nie całusa. Mądrzejsza o ten wniosek wróciłam do recepcji popodpisywać jakieś papiury i wziąć walizkę. Hotel kilkupiętrowy bez windy. I oto ciepły barytonik: Może pomogę z walizką? Wdzięczna, że boy w tak cudownym momencie się objawił , ochoczo że tak, troszkę mię dziwiła swobodna i dowcipna konwersacja kiedyśmy szli na 3 piętro, ale piniądz ha, ha świadoma i światowa miałam już przyszykowany. Ja mu wciskam napiwek w rękę, a on biedny płonie na licu i mówi, że jest gościem tego hotelu, ma pokój piętro niżej.
    Chciałam iść do sosnowego lasu i przykryć się gałęziami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, to-to-to z tymi rozmiarami i spodniami i resztą :D
      Bożena też miała wytykać, nie podając przy tym swego rozmiaru, żeby Diabeł nie chciał sobie z Bożenowych spodni zrobić od razu dwóch spódnic.
      Ale .. mając swoje piekielniaki dwa ORAZ czasem na podorędziu cudze lokalne, ręcyma i nogami się Bożena zapiera przed jakimkolwiek następnym oraz myśli ma zbliżone, gdy się objawia podobna nowina. A tu wokół akurat baby boom i wszycho w ciąży łazi. Nawet na piwo by nie było z kim się wybrać, gdybyż akurat nadejszła jakaś okazja.

      Usuń
    2. Po pierwsze: Ela, przepiekne, moje uszanowanie! :)))) Taki double-faux-pas, to juz skomplikowana figura baletowa i nie kazdy daje rade! Dlugo zostalas w tym hotelu? Spotykalas ich potem jeszcze?

      Po drugie: wyobrazcie sobie istote wzrostu mikrego, z równie mikrym cycem, która mimo to po tym pólrocznym siedzeniu na zadku wrzuca na wage 57,5 kilograma. I wszystko to siedzi w talii (talii, ha, ha, gdzie ta talia?) tylku i udach.
      No to jest prosze panstwa opona, i to spora.
      Pierwszy raz mam tak, ze sobie po prostu ide, a tu mi sie trzesie wszystko. No ale co. Pewnie przyjdzie przywyknac, bo diety - patrz notka :)

      Usuń
  6. Chciałabym chociaz poczuć rasowe wyrzuty sumienia. Nic z tego. Patrzę w lustro i myślę - fajny ten hipcio, taki słodki...niech sobie nałoży jeszcze jedną porcyjkę kluchów. Należy mu się, bo taki rozkoszny.
    Ja rozmnożyłam się jedynie raz, z roztargnienia i lenistwa, na szczęście już za pierwszym razem odnieśliśmy sukces i nie musieliśmy sprowadzać na ten świat wersji poprawionej. Ale ja jestem bardzo empatyczna, jeśli ktoś się cieszy to ja natychmiast do-cieszam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A na cholere Ci wyrzuty sumienia, Wieprzu drogi?! A kysz, a kysz! Oby nigdy!

      Ja tez sie ciesze, jak sie ludzie ciesza - bo lubie ucieszonych ludzi. Ale akurat TAKA nowina z powodów opisanych wyzej dziala na mnie tak, jakny koles powiedzial "Kurde, wypadek mielismy, zona i dzieci w szpitalu, nowe auto do kasacji, chomik nie zyje."
      No. Dostrzegasz problem? :)

      Usuń
  7. Swego czasu nauczyłam się pytać ludzi, którzy informują o ciążach wszelakich: "Cieszysz się z tego?" i w zależności od odpowiedzi też wiem, co robić :) Innej rady nie było, bo jako jednostka wysoce aspołeczna nie jestem w stanie wyczytać ze spanikowanej mordy przyszłego rodzica, czy to panika pozytywna czy też w senisie negatywnym. Jeszcze teraz z tym pińcset plus, weź się człowieku połap...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niby dobry sposób - ale nie na ludzi, z którymi tu pracuje. Oni wszyscy Maja silne, niemieckie korzeni, czyli wiesz. Ordnung przesiaka KAZDA dziedzine ich zycia.
      Ja sie zaloze, ze juz 5 lat temu zaplanowali ten pazdziernik 2016.
      Czasem mnie przeraza, jak oni potrafia planowac to zycie. Na przyklad kazdy, kto wstepuje w zwiazek malzenski, natychmiast ma dokladnie zaplanowane nastepne 10-15 lat, i ochoczo dziela sie tymi planami. Serio. Nie wiem jak oni to robia.

      Usuń
    2. Jezusmaria.................
      Słyszałam o takich ludziach. Gdzieś, kiedyś. I myślałam, ze to żart, wiesz?


      Ps. Najbliższe naleśniki będą a la Diabeł :))) Tylko wcześniej muszę schudnąc ze dwa kilo, żeby je zrobić ;)

      Usuń
    3. Nie, to nie żart. Najwiekszy szok przezylam kiedys jadac samochodem z jedna dziewczyna z dzialu zakupów. Wlasnie dopiero co sie zareczyla (tak! takie cos tez jeszcze istnieje, a ja myslalm ze umarlo jakies 100 lat temu)
      No wiec jedziemy a ona opowiada szczególowo o tym jak i kiedy slub - za rok, ale ona WSZYSTKO juz wiedziala, czyli ze planowala juz dawno - kiedy dzieci (za 2-3 lata) i jakiej plci, gdzie kupia dom o metrazu dokladnie xx i jaki ma miec ogródek (oczekiwalam szczególów zbioru ogórka i truskawki - ale, o dziwo, nie ujawnila!), gdzie beda chodzic do szkól te dzieci za 10 lat (!!!) i takie inne rewelacje. TYDZIEN PO ZARECZYNACH. Wyobraz sobie tego faceta, w co on wdepnal. No ale chyba slepy nie jest, z drugiej strony.

      Usuń
    4. A nalesniki bierz! Te naslesniki to wielkie, wcielone dobro, a dobrem nalezy sie dzielic.

      Usuń
  8. Diable za sam tytuł cię cmokam siarczyście, bo cały świat jest ustawiony do góry nogami, powinno się zaczynać robotę od 10 najwcześniej i ja tak zaczynam ))))
    jesooooo doczytałam apdejt... no nie masz sumienia wiesz!!
    a z tymi niemieckimi palanami to tak, powiem Ci, że bym sobie 5 lat temu nie zaplanowała takiego maja i czerwca i wakacji!!oraz mam pytanie, czy z ich planów panbog się nie śmieje??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy sie nie smieje, to nie wiem - dawno nie rozmawiali my tu z "górą" ;))) Samolotów tyle teraz lata, rakiety, panie, kosmiczne promy, lącznosc sie rwie strasznie....
      Ale na powaznie - na przyklad taki mój Borsuk to tez by sobie NIGDY nie zaplanowal takich dwóch lat jak poprzedni i ten, bo pechowe okrutnie - i moze to jest wlasnie blad, moze trzeba planowac i wtedy sie sprawdza?
      Tym ludziom tutaj sprawdza sie NAPEWNO. Co do dnia i godziny. Zobaczysz, skoro dziecko ma sie urodzic dnia tego i tego, o godzinie 12 (zeby zdazyc na obiad) i parametrach ciala takich i takich - TO TAK BEDZIE.
      Ordnung zarodek bowiem pobiera juz w czasie ciazy od matki. I tak mu zostaje.

      A nalesniki? Sumienie?! Ja przepraszam, ale diabel to niby nie od kuszenia jest przypadkiem?! No.
      Ale uwierz, warto ;)))))

      Usuń
    2. Anonimowy9.6.16

      no to prześciebie dziś rano Matkajadwiga wysmażyła mi naleśniory...co prawda bez nutelli i bez banana ale też pyszne i so? i waga mi się teraz nie zgadza..buuu

      teatralna

      Usuń
    3. Anonimowy9.6.16

      oraz rany boskie jakich ja mam przodków?? bez rdnungu zapewne

      teatralna

      Usuń
    4. Co do przodków - to ja chyba tez - ledwo co ogarniam, co jutro na obiad, a gdzie tu mówic o planach piecio- czy dziesiecioletnich...

      Waga sie nie zgadza, bo nalesniki to jest taka rzecz, co wzbogaca cialo i dusze ;)

      Usuń
  9. No właśnie chciałam poprosić o jakiś przepis na tę ciecierzycę, ale gdy przeczytałam apdejt, zalana śliną zapomniałam o co mi chodziło...

    OdpowiedzUsuń
  10. :)
    I tak jestes pierwsza osoba, która o tym pisze, wszystkich zaslepily nalesniki i cukier - i cieciorke i curry kompletnie zignorowali hi hi hi :))))
    Ale to uzpelnie zrozumiale, prawda.


    A do curry ciecierzanego zawsze biore ten przepis jako baze:
    http://www.kwestiasmaku.com/przepis/curry-indyjskie-z-dynia-ciecierzyca-i-szpinakiem
    (tylko tego szpinaku to spokojnie 2x wiecej mozna dac. A jak za malo sosu, to wiecej koko-mleka i przypraw. Aha, i nie kupuje wsyzstkich przypraw oddzielnie, tylko gotowa mieszanke, wzbogacam ja tylko ostra papryka)

    I zmieniam dowolnie skladniki (poza cieciorka). Ostatnio na przyklad nie bylo szpinaku, tylko duzo kalafiora - tez bylo pyszne. Albo cukinia.

    Z reszta "Kwestia smaku" ma tez multum innych przepisów na curry i na cieciorke, i wszystkie fajne i takie dosyc "ludzkie" - w sensie i takie beztalencie kulinarne jak ja potrafi to ugotowac i nawet jest dobre :)

    OdpowiedzUsuń

Dawaj.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...