Z wiersza "Chwilę zatrzymane w porę" (Chciałam dać link do całego wiersza na blogu, Margo, ale nie mogłam znaleźć! Dlatego tak tylko niereprezentacyjnie ołówkiem wypisany Fragment)
Edit: Link do wiersza >>TUTAJ<<
Edit: Link do wiersza >>TUTAJ<<
I tak sobie człowiek (czyli ja) maluje i się upaja. Dobrze mieć taką Małgosię w zanadrzu! ;)
Tutaj wiosna i srebrni ptacy niby się pokazali na chwilę, nawet był jeden taki dzień, w którym było mi za ciepło w moim zimowym outficie (2 podkoszulki, 2 bluzki, sweter z poczwórnej warstwy sierści yaka, kurtka pozwalającą na zdobycie Antarktydy). Ale teraz świat znowu spleśniał i zszarzał, mózg też od tego pleśnieje. Chlupie mi w czaszce. Miasto jest brzydkie i śmierdzące.
Padam na ryj, ledwo jarzę o co kaman, gdyż oprócz tej nastrajającej do samobójstwa przez nieobudzenie się aury, to komunikacja miejska zorganizowała nam taką miejską grę - codzienną zabawę w "gorące krzesełka" czyli: zrobili mi na trasie praca-dom 2 remonty, i muszę się 6 razy po drodze przesiadać, czyli jadę SIEDMIOMA środkami transportu w każdą stronę (z krzesełka na krzesełko, hop hop).
I jeszcze kawał z buta muszę - rano wypada to na samym końcu tej podróży, co jest istnym strzałem w kolano od losu, mam ochotę położyć się gdzieś w krzakach i już nie wstać, ale za zimno jest. Trwa owa podróż 2 bite godziny. Jak docieram wreszcie do biurka, to siadam i na nic nie mam siły, a tu pracować trzeba, myszką machać, magiczne zaklęcia na klawiaturze wystukiwać.
A dziś rano w pewnym momencie tej Odyseji to stanęłam na środku jakiegoś placyku przed stacją i się zacukałam wielce, bo nagle kompletnie nie wiedziałam, gdzie ja właściwie jestem, na którym etapie, na co ja się mam teraz przesiąść i w którym to coś ma jechać kierunku. (Czy te syreny już były dziś? Czy mam linę żeby przywiązać się do masztu krzesełka ? Beczkę wina do upojenia złego cyklopa?)
Kalina twierdzi, że taka wyprawa w ramach pracy to właściwie delegacja, i ja myślę, że ma rację.
Jeden objazd ma trwać (planowo) do 19.03. a drugi do 26.03. A jak znam tutejszych Mistrzów Planowania, to będzie obsuwa.
Ostatnia rozbudowa jednej stacji na mojej trasie trwała 3 lata. Rozbudowa polegała na tym, żeby połączyć 2 perony, na które przedtem z jednego na drugi trzeba było latać schodami i na około. Żeby je połączyć, trzeba było przebić się przez jedną ścianę, która bezczelnie stała między nimi. A jak wiadomo, jest to wielce skomplikowane przedsięwzięcie, zburzenie takiej ściany, co nie. 3 lata to pewnie pestka, powinniśmy się cieszyć.
Więc nie robię sobie wielkich nadzieji na te terminy teraz. Byleby obsuwa nie była taka, jak przy berlińskim lotnisku albo hamburskiej filharmonii...
.......... a tu wypunktujemy 8 godzin pracy, polegającej na niezapadnięciu w katatonię .............
Po robocie, wraz z wkurw... radosnym tłumem znowu uczestniczę w partyjce "gorących krzesełek", potem szybkie zakupy, obiad, i jest godzina 19 i nareszcie mogę.... no? Odpocząć? (Przypominam że wstaję o 4.55) ??? Aaaahaha, gdzie tam, wtedy zaczynam ćwiczenia racicy, których mam już zadane dosyć dużo - bo jest lepiej, więc mam robić dużo ćwiczeń żeby było jeszcze lepiej, a kiedyś w końcu może i w miarę dobrze nawet.
To są takie różne ciekawe czynności, że np. zakłada się na stopy worki na śmieci (tyle że lepiej wziąć takie bez śmieci) i tymi ofoliowanymi kończynami wykonuje się po dywanie dalekosiężne ruchy ślizgowo-posuwiste. Coś jak te wczesne tańce disco, co to tyle śmiesznych filmików w internetach jest.
Albo rzucam się na ścianę z wyskoku, i to całymi seriami! Ale hamuję rękami i się odbijam, spokojnie, nie walę jej z barana, chodzi o ten wyskok. Ciekawe czy któryś z sąsiadów znaprzeciwka już to widział przez okno wieczorem.
No i jeszcze są figury baletowe na drewnianej skrzynce po winie, obciążonej po jednej stronie Borsukiem. Takie Jezioro Łabędzie, gdzie ja jestem OCZYWIŚCIE zaklętą Odettą w pląsach, skrzynka jest malowniczym kamerdolcem na brzegu, a Borsuk statystą, anonimowym mieszkańcem przybrzeżnych szuwarów.
Niby mógłby być księciem Zygfrydem, ale jakoś nijak nie jest mną tak oczarowany, jak oryginalny Zygfryd oryginalną Odettą. Może dlatego, że Zygfryd nie miał laptopa, a Borsuk ma, i są w nim takie różne gry o czołgach, i bojowych robotach z laserami, i zombich, a wiadomo że chłopcy bardziej lubią strzelać robotami niż patrzeć na pląsające łabądki.
W sumie ta Odetta to szczęście miała, że nie było wtedy laptopów i inych plejstejszynów, i znudzeni kawalerowie wałęsali się po lasach i ugorach chlastając mieczem krzaczory, bo inaczej to do końca życia znosiłaby jajka w kupie patyków, żarła wodorosty oraz iskała małżonka dziobem.
Niby mógłby być księciem Zygfrydem, ale jakoś nijak nie jest mną tak oczarowany, jak oryginalny Zygfryd oryginalną Odettą. Może dlatego, że Zygfryd nie miał laptopa, a Borsuk ma, i są w nim takie różne gry o czołgach, i bojowych robotach z laserami, i zombich, a wiadomo że chłopcy bardziej lubią strzelać robotami niż patrzeć na pląsające łabądki.
W sumie ta Odetta to szczęście miała, że nie było wtedy laptopów i inych plejstejszynów, i znudzeni kawalerowie wałęsali się po lasach i ugorach chlastając mieczem krzaczory, bo inaczej to do końca życia znosiłaby jajka w kupie patyków, żarła wodorosty oraz iskała małżonka dziobem.
Romantyzm tego naszego domowego baletu też trochę psuje fakt, że skrzynka robiąca za malowniczy głaz ma wielki napis "Chateau Siaurac", i ja nie jestem pewna jak to czytać, ale wychodzi mi że "Szato Siurak".
No także ten...
Są też jaskółki z ciężarkiem w rękach - to znaczy nie jako kolejni statyści nad jeziorem, takie ćwiczenie - rozwiązałam więc niejako przy okazji problem, czy jaskółka potrafi unieść orzech kokosowy. (Jak myślicie, napisać do Monty Pythonów?)
I jest czatowanie na smażącego się na patelni kotleta jak bocian na żabę - na jednej nodze. Tutaj można łączyć dwa w jednym i płynnie przechodzić z bociana w jaskółke. Boli jeszcze bardziej, z czego wnoszę, że działa.
No to z grubsza tyle ze składowych mojego planu dnia.
(Hmmm... gry miejskie, balet, disco, ornitologia - wychodzi na to, że nic tylko się dobrze bawię cały dzień. To i nie dziwne, żem potem wykończona, co nie)
Złóż strudzoną głowę na piersi mej mizernej i wklęsłej pogłaszczę Cię. Po racicy też. Ćwiczyć musisz, ja też muszę. W końcu ten wspólny neuron zobowiązuje.Ja też budzę się, bo mi tu szklanki fruwają nad głową i światło świeci w oczy, ale potem mogę jeszcze dospać do 7. Dasz radę, kobiety są silne. :*
OdpowiedzUsuńDamy radę, pewnie. Tulę też, i głaskam! :*
UsuńZacznij planować, co zrobisz z czasem, gdy Ci już te objazdy pousuwają i nie będziesz musiała kopytem machać... O około 5 godzin doba Ci się wydłuży! Góry przeniesiesz albo inne co zrobisz jak nic!
OdpowiedzUsuńOjojoj! Wtedy to przebuduje cały kosmos!
UsuńPoprzestawiam trochę, żeby było ładniej :)
Co chcesz, mów, widok na jakąś kolorową mgławicė? Dodatkowy księżyc?
UsuńPodobno nic w przyrodzie nie ginie.
UsuńSkoro Ty tracisz dziennie te 4 godziny, to gdzie one teraz są?!
Zagubione wsród "goracych krzeselek" kraza gdzies po miescie... Moga byc wszedzie!
UsuńEhkhem. To, pardą, ale gdzie są te zagubione godziny Bożeny, która co prawda skróciła sobie dojazd do Kopalni, wybierając ostatnio drogę nie rowerową, ale na przełaj, gdzie rower mdleje, Bożena mdleje, ale dojazd jest skandalicznie krótki, TYLKO tych godzin brak! Niedoczas to już pojęcie passe, teraz jest potrzebne silniejsze pojęcie, co ogarnie Bożenowy bajzel. Jakieś opcje?
UsuńP.S. Pozdrowienia dla Małgosi, co to cudnej jest urody.
P.S. 2. Pozdrowienia dla powiadamiacza mailowego o nowych sadzonkach na buraczanym polu, co to ma opóźnienia niczym polinische PKP. ;)
Uściski Bożeny Sektretarko :*
UsuńTłok w tych internetach, Bożeno, zbyt dużo kilobajtów na centymetr kabla, korki, opóźnienia, XXI wiek!
UsuńZanim przeczytam podpowiem tytul
OdpowiedzUsuń20 stopien zasilania... ;)
Ulzylo mi, ze nie walisz w sciane baranem bo przeciez ten baran moglby tego nie wytrzymac nerwowo i dac noge, a biorac pod uwage, ze czesto tym mianem okreslam rozne pozornie ludzkie jednostki to tym bardziej...
UsuńA Szato Siurak zrobilo mi dzien... ;)
O wlaśnie, bardzo dobry tytuł :)))
UsuńA Szato Siurak też wprawia mnie w dobry nastrój, inaczej nie da sie przejść koło tej nazwy.
Ćwiczę balet w zamku Siurak! Ja, księżniczka Odetta von Burak!
:D
A to, Margarithes moze, ale nie musi kojarzyc, przypomniala mi sie restauracja o malowniczej nazwie Chalet, na wyspie Achill, na ktora polowalysmy z Wiedzminka odkad rzucil sie na nas szyld z reklama, jeszcze na "stalym ladzie", bo nas rajcowala mysl, ze zjemy obiad w Szalecie i ktora znalazlysmy, a jakze, po dlugim jezdzeniu trasa widokowa, ale byla godzina moze 15ta moze blizej 14tej, a Chalet otwierali od 18tej, co nas tak zdegustowalo, ze zjadlysmy prawdopodobnie najpozniejszy lunch jaki serwowano w jakims podrzednie wygladajacym mlecznym barze w bliskim sasiedztwie. Z perspektywy czasu oceniam, ze to nawet lepiej ze Szalet byl niedysponowany, bo Wiedzminka jak Wiedzminka - ona lubi morskie robale i ryby wszelakie, ale ja nie dosc, ze ryb nie cierpie, a z innych potraw wodnych to wylacznie kawior jadam ;), to na dodatek bylam wtedy totalnie wege ;).
UsuńChalet nazywaja sie czesto takie drewnine domki na campingach :-)
UsuńWiec w szalecie to mozesz nawet nocować i spedzić piekny urlop! Szalet z widokiem na morze na przykład, no czy nie brzmi zachęcająco?
Dla mnie szalet w pierwszym uderzeniu kojazy sie wylacznei z tzw wygódka aka wychodkiem publicznego uzytku, wiec zruzumialy chyba ubaw na mysl o posilku z szalecie ;) dopiero pozniej mam swiadomosc, ze to taka chatka :)
UsuńSkojarzenie jako i u mnie, szalet miejski! I tez mnie te szalety na campingach dlatego wzruszaja :) Wakacje w szalecie, ah, az sie lezka w oku kreci!
UsuńMR, to było na Achill? Dziwna nazwa jak na Irlandię, serio. Ale na Achill nie ma takiego miejsca, albo już nie ma
Usuńhttp://www.loveachill.com/en/achill-island/coming-to-achill/pubs-and-bars
Może wioseczka Cashel pomerdała Ci się z Chalet :) to maleńka wyspa, nic tam więcej nie ma, oprócz domu pracy twórczej niemieckiego noblisty :P
Bary zazwyczaj otwierane są od rana i działają do północy. Jedzenie można zamówić napóźniej do 18:30. ALe byłam tam zaledwie kilka razy, mogę się mylić.
Będę tam w maju, to się przyjrzę uważniej, hehe.
Jest! Jest!
Usuńhttp://www.loveachill.com/en/achill-island/coming-to-achill/eating/287-chalet-seafood-restaurant
pójdę tam :) ależ mnie to rozweseliło od rana, a tak mi już źle było :) kiss MR i sorry :)
Kolektyw blogowy zyczy niezapomnianych wrazen :D
UsuńNo ba :) charakter lokalu juz doprecyzowany :) Sama bylam ciekawa, czy jeszcze jest.
UsuńW dzikim Szale zdemolowac miejski Szalet, to by dopiero bylo...
A w okolicy wioski Cashel, zlapal mnei jak wiesz straszliwy Kaszel ;)
UsuńW miedzy czasie bylam tam jeszcze ze 3 razy, ale na Rock of Cashel jeszcze nie dotarlam kurcze.
a wiesz, że ja tam też jeszcze nie weszłam? Zawsze gdzies obok, jakoś tak.
Usuńskonsultowałam się ze znajomymi, co do restauracji - nie idź tą drogą. Hehehe
az tak? ;) no to nie bede :)
Usuńlepiej nie, bo moze bys potem z chaletu prosto do szaletu...
Usuń:) a tutaj na nieżyt żołądka dostaniesz do picia rozgazowany sprite :P
UsuńO, to jak w Norwegii, tez tak robia!
Usuńja jestem 'oldskulowa' i nosze ze soba rapacholin z przemytu ;)
UsuńO_O !!! Farmako-mafia!!!
Usuń(co masz fajnego jeszcze? moge prosic na priv liste bestsellerów?)
Wszystko na R... "Rapacholin, Ranigast, Rutinoscorbin, wszysto na R oprocz Relanium..." I teraz uwazaj - prosilam Fadera o zrobienie mi zapasu, bo bede krotko i moge nie zdazyc do apteki, i wlasnie tymi slowami wyrailam zapotrzebawnie
Usuń"Rapacholin, Ranigast, Rutinoscorbin, wszysto na R oprocz Relanium..."
Na drugi dzien Fader dzwoni poptwierdzic ze ma pelna liste i zaczyan czytac:
Relanium...
posmarkalam sie ze smiechu, bo akurat to jest jedyne znane mi na R ktorego nie potrzebuje hahaha :D
A na priv zaraz napisze bo lista jest dluuuuga, a na niektore nazwy pewnie sie zdziwisz ze musze przemycac :D
Nie zapominaj w jakich nerwowych czasach żyjemy, może się przydać! :)
Usuńo raju, ja przemycam ranigast i acc :)
UsuńTo ja jestem z całkiem innego obozu, bo przewoże głównie ruskie pierogi :-)
UsuńO pardom unizenie... ja przemycam wszelkie bezmiesne pierogi jakie mi w rece wpadna tuz przed powrotem z Planety Ojhczystej ;). Ostatnio nawet brokulowo szpinakowe ...uszka?? chyba tak, sadzac bo nikczemnym rozmiarze ;)
UsuńUszka / Tortellini u nas dobre, tylko ze ja nie lubie za bardzo. Pierogi to u mnie w Jedynym Slusznym Rodzaju - czyli ruskie wlasnie! Z cebulka smazona! Kocham! (a robic sie nie chce, gdyz jestem zbyt leniwa)
UsuńDobrze Cię mieć blisko, podnoszę wzrok i mam, na szczęście, bo mogę sobie podładować bateryjkę, a teraz jeszcze jabłonka. Co ty mi pięknoto robisz w głowie, to moje :)
OdpowiedzUsuńa tu masz linkę i dobrze się przyjrzyj, bo tak już zostanie
https://wcieniuskrzydel.blogspot.ie/2017/01/chwile-zatrzymane-w-pore.html
No to ładujemy sobie nawzajem, pięknie! Świadczymy sobie korzyści energetyczne z ekologicznych źródeł odnawialnych :)))
UsuńI tak nic nie przebije skrzynki, aż poleciałam obejrzeć nasze, bo kiedyś wytargaliśmy z Lidla, trzymam w nich teraz orzechy, a to jednak nie to samo, chociaż te nasze, to ewidentnie były siurki :P
UsuńTo fakt, trafilo sie nam z ta skrzynka jak szóstka w totka, leprzej sobie nie wyobrazam :D Szato Siurak rządzi!
Usuńdziękuję Diable za ten dzień, kisses
UsuńKlaniam sie w plynnym przejsciu z bociana do jaskólki! (ufffff. dzisiaj bez ciezarka, nie mam sily.)
Usuńi tak Cię podziwiam :*
UsuńJa sama w szoku :D
UsuńPrzemyślałam tytuł i zmieniłam, wybacz :) ale ja tak już mam, wciąż dłubię...
UsuńA zmieniaj, toz to Twój wiersz :)))
UsuńPodoba mi sie tak skrócone, jest bardziej "margowate"!
:*
UsuńŚliczny malunek! Widać na nim zachwyt nad światem i więź z naturą, taki optymistyczny "odbiór" wiersza Małgosi.
OdpowiedzUsuńDobrze, że mimo przygód komunikacyjnych masz takie pastelowe wizje.
Jeśli chodzi o rehabilitację kopytka, to za kilka tygodni ja będę musiała na takiej skrzynce jako przeciwwaga występować i tu mogą być problemy. Skąd wziąć skrzynkę po Szato Siurku? Czy może być skrzynka po zwykłym sikaczu? - jakoś tak podobnie się kojarzy...
No i męska rola baletowa, coś odpowiedniego dla primabalerona?
Ratuj, pomysłowy Diabłomirze!
A tak, pamiętam pisałaś gdzieś o troszkę popsutym małżonku, chyba u Kanionka.
UsuńSkrzynke po Siuraku znaleźliśmy porzuconą koło śmietnika :-) więc niewiele tu mogę doradzić, ale w sumie możnaby zapytac w jakims sklepie takim z dobrymi alkoholami, może by mieli coś na zbyciu? Zakładając oczywiscie, ze pracownicy posiadają ludzką stronę osobowości i będą chętni do pomocy...
Natomist rola, hmmm, moze cos ze snu nocy letniej? Skoczny, wesoly Faun? ;)
Faun przejdzie na pewno, wesoły raczej też. Ale skoczny? Jak osiągnąć skoczność u męża z wieloletnim stażem?
UsuńMoze za pomoca wina! Kupcie pelna skrzynke, wypijcie, a skrzynka zostanie jako pomoc fizjoterapeutyczna.
UsuńTaka ilość to na ostry melanż(kojarzysz?):D
UsuńZastanawiam się też nad seksowną bielizną i szpilkami ;)
Tez opcja! Ale ta bielizna i szpilki to dla malzonka? :))
UsuńW założeniu tak.
UsuńA myślisz, że byłby bardziej skoczny, gdyby dla kogoś innego? Ale chyba mniej wesoły:P
ekhhem... na temat niemoich malzonków w tak skocznych sytuacjach to akurat wolalabym nie spekulowac ;)
UsuńJa chyba także zrezygnuję z tych dywagacji, bo poczucie humoru w pewnych sprawach panowie mają bardzo ograniczone.
UsuńMoże chociaż szpilki na tę skoczność zostawię. Takie dziabnięcie znienacka może zadziałać :)
A to fakt. Nawet moze sie zdarzyc, ze podskoczy wyzej, niz ja na widok pajonka! A to juz jest cos, wielki skok na drodze terapii!
UsuńTroszkę Cię odpompowało... choć siła do trzymania narzędzia rysującego jest, więc pacjent żyć będzie! Przyjdzie wiosna, zrzucisz swetry, mysz stanie się lżejsza, a po ćwiczeniach będziesz wyczyniać balety na siuraku jak Barysznikow. Ściskam w pół.
OdpowiedzUsuńTak, wola zycia jest :) Tli sie jeszcze! Tylko sil malo. Ale bedzie lepiej, bedzie. Czego i Tobie Lisie drogi zycze, odsciskujac w lisie futrzaste pól :*
UsuńA kto wie, kto wie, moze i do Balszoja zaaplikuje, jak najbardziej.
Usuńbym umarła...natentychmiast w mgnieniu oka, w takim rytmie dnia ...
OdpowiedzUsuńnormalnie nie żartuję serio serio
a wiosna w Twoim wydaniu pienkna )))
No to tez jest jakies wyjscie z sytuacji! Ale takie troche ostateczne, bez powrotu :)))
UsuńDziewcze pod jablonka pojawilo mi sie w glowie OD RAZU jak czytalam te slowa w wierszu Margo. Po prostu momentalnie "klik" i byla. Takie, pani droga, cuda wianki.
Piękne dziewcze pod jabłonką:)
OdpowiedzUsuńPodziwiam.
Dziekuje :) Tez ja lubie!
UsuńDiable:-))) a jakby tak u Ciebie zamówić monidlo nad łóżko? Tak mi się zamarzyło. ...na wiosnę.
OdpowiedzUsuńtakie monidlo z bohaterami umiejscowionymi pod jablonka - sielskie i blogie! Fajne :D
UsuńJa tylko jęknę: Ależ ten tekst MP piękny. I ilustracja. Przymknięte oczy.
OdpowiedzUsuńI chce się przytulić caly swiat. Moze to cos zmieni.
W najblizszym otoczeniu przytulajacego - na pewno!
Usuń(Klaniam sie w imieniu swoim i MP :)
Uśmiechy posyłam i dziękuję za Waszą uwagę, bardzo. Kisses
UsuńDiabel niech nie grzeszy, bo przynajmniej z pogoda to Diabel mnie nie przebije. Wczoraj i dzis (sroda, czwarte) 16-18 stopni C a od jutra snieg i znow zima az do nastepnego piatku, czyli caly tydzien. A tu krzewy kwitna, drzewa co niektore juz listki wypuscily i dupa... nawrot zimy:((
OdpowiedzUsuńTak ze bardzo Diabla prosze niech sobie Diabel uraga ile moze, bo mu sie to prawnie nalezy na te krzeselka, bo one musza byc wielce wkurwiajace:)
O rany, ale skoki! Termometry wam popekaja!
UsuńA krzeselka - ooooj, tak, nawet nie wiesz jak WIELCE. Pomijajac ilosc przesiadek - ja jestem czlowiekiem bez cienia orientacji w terenie, i sie po prostu gubie. Szczescie, ze przewaznie starczy zwyczajnie isc za stadem, jak baran :D
1. Od samego czytania o diabelskiej podróży na szychtę i nazad zmęczyłam się okrutnie! Czy Diabeł przypadkiem nie jest spokrewniony (może być daleko) z rodziną Stachanowów?
OdpowiedzUsuń2. Włażę też tu sobie co i rusz pogapić się na diabelską wiosnę. U nas nic nie wskazuje... Tzn. wskazuje na konieczność zorganizowania sobie przytulnej arki, a chociażby czółna, bo fale potopu walą mi o okna i parapety :(
1. Nic mi o tym nie wiadomo, ale bohaterem jestem napewno :P
Usuń2. Mimo wszystko wierze, ze KIEDYS musi przyjsc! Ta prawdziwa, nie tylko na obrazku...
A samochdem byłoby duzo szybciej? Po za tym, że kosztowniej ale oszczędniej oczywiscie.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci by oba remonty skończyli przed czasem.
Tulę remotely.
Byloby tak z godzine (czyli o polowe) szybciej. Tylko trzeba miec takie dwa drobiazgi jak samochód i prawo jazdy :D
UsuńNo tak, takich drobnych przeszkód nie da się przeskoczyć ot tak. Niestety. Skutrek? Ja akurat sie boję, ale jak sobie przypomnę moje dojezdzanie z zaledwie 3 przesiadkami w tłoku + spacer, to nie wiem jak ty to wytrzymujesz.
UsuńNo te objazdo-remonty sie skoncza, w tym moja nadzieja!
UsuńA na skuterku o 5.30 rano jechac godzine, to tez niezla przeprawa by byla. Nie wiem czy by mnie potem jeszcze mozna bylo odmrozić...
bo ech te tytuły, purpury, zaszczyty... :D
OdpowiedzUsuńsiurak siurakiem ,ale i tak nie ma, jak dobre nieprzewiewne szato!
Nie pogardziłabym... Skromne szato z kucharką, personalem sprzątającym i masażystą! A ja oddawałabym się moim hobby i innym przyjemnościom...
UsuńA wiesz, że jak pierwszy raz zobaczyłam ten obrazek, to myślałam, że jest to uczłowieczone drzewo? Dopiero jak na laptopie obejrzałam, a nie w telefonie, to się przekonałam, że jednak dziewczynka stoi pod drzewem;) Ale ta wizja była równie fajna, a obrazek jest po prostu cudny! Mógłby mi taki wisieć nad łóżkiem, czemu nie...
OdpowiedzUsuńOoo! No, tez fajnie z takim uczlowieczonym drzewem :D
Usuńchwilowo dużo nie powiem, bo zajęta jestem czytaniem tego bloga właśnie ... może tylko tyle, ze taki dwugodzinny dojazd to miałam zez centrum Frankfurta na lotnisko, z trzema przesiadkami i bez placów boju w postaci budowy, kilka ładnych lat tak miałam i był to okres, w którym przeczytałam najwięcej książek ;) o dziwo wstawałam o tej samej godzinie, o której teraz wstaje czyli o 04:10, we wsi robotniczo-przemysłowej, skąd mam Smartkiem osiem minut do roboty, widać na starość czas przeżyty sie skraca, a doroboczy wydłuża ;)
OdpowiedzUsuńMarga na buraczanym zagonie, jeeee! :)))
UsuńJa tez mialam przed przeprowadzka 2 godziny - teraz mam 1,5. No a z tymi objazdami znowu 2.
I tez czytam, inaczej bym kwikla z nudów w tych pociagach!
a se tak czytam tu z przyjemnością :)
UsuńZapraszam, zapraszam, wszystkie buraczki swieze i jedrne, pelne witamin! Sie prosze czestowac!
UsuńTwój post uświadomił mi, jak wielkie mam braki w wykształceniu. Jedyny Zygfryd, jakiego znam, to Zygfryd, co miał Linię Zygfryda. Odety nie znam żadnej. Jedynie Kozetę, ale to z powieści o nędznikach, autora, który miał dwa imiona, za to żadnego nazwiska. Będę musiał przeczytać jakiś bryk dla gimnazjalistów.
OdpowiedzUsuńWspółczuję dojazdów. 19 marca już bardzo niedaleko. Nie będzie obsuwy o długości trzech lat. A jeśli... to proponuję rozważyć przeprowadzkę moją okolicę. Jadę do pracy 12 minut.
Ja z koleji nie znam tego Zygfryda z linia. Mógl byc konduktorem! Albo matematykiem. Choc przypuszczam oczywiscie, ze chodzi o polityke i Linie na mapie.
UsuńWiec mozemy sie tak tutaj wymienic Zygfrydami :)
A te 12 minut to podejrzewam, no istny Sherlock ze mnie, jest do TWOJEJ pracy. Do mojej bylo by o te kilka dluzej chyba, ale jakby co, to rozwaze ta opcje!
Zygfryda, to mam wujka, a i znam Ode oraz Odette ... znaczy wykształconam dobrze jest ;)))))))
UsuńOde to ja znam do radosci - liczy sie?
Usuńjasne :D
Usuń~(*o*)~
UsuńA Zygfryd de Löwe z "Krzyżaków"?
UsuńZ Krzyzaków to ja pmietm tylko Jagienke i Juranda. NO I oczywiscie Ulricha!
UsuńZygfryd to ten komtur, który okaleczył Juranda. Negatywna postać.
UsuńNo to mamy jednego zlego, jednego dobrego, a ten od Linii Zygfryda to nie wiem jaki. Moze neutralny, do kompletu, jak neutron przy protonie i elektronie.
UsuńTe linie to jakaś wojenna infrastruktura. Pamiętam z historii - mgliście, ale jednak. I coś tam jeszcze o Mażinocie była mowa. Google na pewno zna szczegóły.
UsuńTo na pewno nie neutralny - skoro polityk.
Usuń