Żeby nie było, że nie ostrzegałam. No. To teraz do rzeczy. W sobotę, korzystając z faktu, ze małżonek wybył z kolegami, postanowiłam się kopnąć w miasto i poszukać spodni - no przecież mam litość i nie będę w wolną sobotę ciągąć go ze sobą po sklepach, sama tego nie cierpię, więc co dopiero on. A z racji tego właśnie, że sama tego nie cierpię, ilość spodni zdatnych do noszenia osiagnęła u mnie dolną granicę jednej pary. Dość ryzykowna sprawa. Mam jeszcze 2 inne pary, ale za duże, więc noszę je tylko w razie ostatecznym, jak te jedne dobre są w praniu.
No. Się więc uzbroiłam w optymizm i rzuciłam w wir przymiarek. Przymierzyłam tych spodni tak na oko z milionpińćset, wykazując cierpliwość na poziomie Zen master-wymiatacz, naprawdę anioł, kwiat lotosu na niezmąconej tafli kryształowego jeziora, ani brewka nie pykła. No i co? Czy zostałam nagrodzona? NIE. Bo wszędzie coś odstawało, wisiało albo uwierało, albo się nie mieściło.
Jak pasowało na zadzie, to w pasie mogłam sobie jeszcze wsadzić 10-ciokilowy worek kartoflów. Czasem te 10 kilo można też było wepchnąć w pasie z tyłu, bo tam tak dziwnie dużo miejsca było, nie wiem na kogo to szyte, na dromadera? (Nie żebym dromaderom tekstyliów żałowała, skąd.)
Jak widziałam, że mogą być dobre w pasie (na zasadzie przytknięcia do korpusu) to podczas przymiarki stwierdzałam, iż zad-rebeliant nie zamierza podporządkować się systemowi i nie wchodzi w ten układ.
Jak pasowały w talii, to uda miałam tak ściśnięte, ze wyglądam jak próba pobicia rekordu świata na największego kabanosa.
O długości nogawek już w ogóle nie wspomnę, bo zawsze wloką się za mną smutno, jak jakiś jeansowy kilwater.
I za każdym razem, jak szukam spodni, to jest tak samo. No i w związku z tym, mam takie pytanie: DLACZEGO?!!! CO JEST NIE TAK Z TYM DIABELNEJ URODY ZADEM???!!!
A oto i ów zad, do którego nie da się przyłożyc zwykłej miarki! (Ale obczajcie to wylakierowane kopyto, no wypas przecież)
Zad specjalnej troski?
Nieszablonowy, czy może wadliwy?
Zły zad. Nikczemny zad!
Zad buntownik.
Zad out of control.
Dysydent, wywrotowiec, destruktor moich jeansowych planów.
Niwelator tekstylnej równowagi w szafie.
Opozycjonista, zawsze i z reguły przeciwny. (Czy dąży do przejęcia władzy??!! Aaaaa!!!)
Wieczny oponent w dyskusji góry z dołem.
Wróg czający sie na tyłach.
Wielki Mściciel odkładanego z roku na rok fitnessu?
Zad szyderca, odbijający się w lustrze w sposób nad wyraz złośliwy i bezczelnie drwiący.
Prawdziwa żmija wśród zadów.