Za siódmą dziką chmurą burzową, za siódmą ponurą zasłoną z szarego deszczu, i za siódmym pastelowym obłoczkiem delikatnym jest już tylko rześkie, kryształowo-niebieskie powietrze krążące w korytach prądów wschodzących i w żyłach wiatrów.
Te puste niebieskie przestworza przetnie czasem tylko ostrymi skrzydłami jakaś zagubiona jaskółka, co w porę nie zeszła z linii wiatru, i przez chwilę - choć i tak nie potrafi tego docenić - dany jest jej widok, jakiego nie doświadcza żaden inny mieszkaniec ziemi. Bo na tych ukrytych przed naszym wzrokiem wysokościach dryfuje przez powietrzne sfery coś, czego nikt się nie spodziewa - maleńka wysepka porośnięta mchem. Na niej stoi dziwacznych kształtów domek z obłażącą farbą i kilkoma innymi mankamentami, mocno już tknięty zębem czasu i kornika.
W domku tym mieszka Leprechaun, skrzat z drugiej strony tęczy.
Na środkowej części swojej cudacznej chatki zamontowany ma skomplikowany mechanizm napędzany ręczną korbką. To właśnie dystrybutor tęczy, a konkretnie tęczowego mostu - Leprechaun schodzi nim na ziemię w celu płatania ludziom złośliwych figli, które starannie i pieczołowicie obmyśla siedząc w domu przez długie okresy deszczowe i ulewne, kiedy to nijak nie da się rozwinąć tęczowego mostu i trzeba jakoś przetrwać (bez internetu!) tą mokrą szarówę. Doszedł w tym rzemiośle do takiej wprawy, że my, ludzie, zwykliśmy nazywać te zdarzenia "złośliwością losu" i nawet nie przypuszczamy, iż ktoś za nimi stoi i chichra się w kułak do rozpuku.
Do świata ludzi nasz krnąbrny gagatek schodzi też aby pozyskać złoto. Pozyskiwanie nie zawsze przebiega w sposób całkiem zgodny z prawem pisanym przez człowieka. Właściwie to bardzo rzadko nawet, a w sumie to chyba nigdy. No ale w końcu to jest LUDZKIE prawo, prawda?
Złoto, jak wiadomo z podań i leged, Leprechaun gromadzi w garncu po swojej stronie tęczy. Czego z kolei powszechnie nie wiadomo, więc teraz czytajcie uważnie, to że garniec trzyma w skrytce - a skrytka znajduje się w komórce z pomarańczowymi drzwiczkami zamykanej na wielki, ciężki klucz odziedziczony po praprapradziadku lubującym się w grze na kobzie i hafcie krzyżykowym (głównie wyszywał jelonki na rykowisku, choć to akurat nie jest istotne dla naszej historii).
Klucz do komórki zawieszony jest na sznurku pod urwiskiem. Dla bezpieczeństwa. Niby nikt po tęczowym moście oprócz Leprechauna nie chodzi, bo jest on niewidzialny i tylko w trakcie rozwijania błyska na chwilę fontanną kolorów - ale przezorny zawsze ubezpieczony. A przezorny skąpiec zabezpiecza swój skarb po wielokroć.
Po co całe to złoto właściwie gromadzi, Leprechaun nie wie. Ale który skąpiec wie? Gromadzi się, żeby mieć. Ma się, żeby na nie patrzeć i sycić się jego blaskiem a to przy świetle księżyca, a to kaganka, a to w pełni dnia przy blasku słońca. No napewno nie gromadzi się po to, żeby wydawać! Nie-nie-nie, taka myśl perwersyjna nawet przez moment skrzatowi przez głowę nie przemknęła!
No więc tylko gromadzi, i gromadzi, moneta do monety, dokłada do garnca, a jak pełny to do drugiego, a jak garnców nie starczy, to układa w słupkach na podłodze komórki. Czasem jednak nieostrożnie stąpnie przy otwieraniu drzwi, i jedna z drugą sztuka złota przetoczy się przez próg i spadnie w dół przez niebieskie otchłanie, błyszcząc pięknie po drodze. W bezchmurne noce, kiedy spojrzy się w odpowiednim momencie, można czasem zobaczyć ten błysk na niebie - ziuuuuu.... leci sobie po ciemnym niebskłonie.
Chociaż tyle mamy spowrotem z niecnych numerów wycinanych nam przez tego ananaska!