wtorek, 31 lipca 2018

Zasady dynamiki Newtona w walce o godność osobistą.

Nigdy w życiu nie udało mi się zrozumieć żadnego wzoru na fizyce i chemii w szkole. NIGDY.
 
Ale raz, raz jedyny, jak chyba w trzeciej klasie liceum wisiała nade mną jedynka na półrocze, no i coś musiałam na to zaradzić, zmobilizowałam całą swoją odwagę cywilną, ruchem posuwistym i zdecydowanym siadłam przy biurku, rozłożyłam mądre księgi i jeżąc groźnie brwi spojrzałam wrogowi w twarz.
A twarz miał ten wróg wymalowaną w srogie wojenne wzory i symbole, poustawiane po obu stronach znaku równości, wymownym jak kraty w więziennym oknie. Głosem ponurym i ciężkim, głosem zprzed wieków, mamrotał pradawne zaklęcia o tym, jak porusza się ciało w jakichś tam warunkach.
Wyglądało to przerażająco.
Ale się nie poddałam. Upiorna walka przy biurku trwała kilka dni, siedziałam murem i betonem, zbrojonym. Ani o milimetr się nie cofnęłam.
 
I teraz macie tą wizję: dookoła zawierucha, pioruny, śnieg, pizga złem i zębatymi rekinami, runy magicznych wzorów świecą złym światłem, w tle słychać wypowiadane grobowym głosem zaklęcia - a ja nic. NIC! Siedzę!

Macie to?
 
No. To powiadam wam, kiedy nadszedł dzień poprawki, byłam gotowa.
Opanowałam magiczne formuły wroga, runy i symbole.
W szkole stanęłam pod tablicą, pewna siebie i zadowolona (acz pewne napięcie czułam, nie powiem)
Kredą wypisałam ciąg tajemnych znaków, wypowiedziałam formułę, a następnie na przykładzie czegoś tam objaśniłam to wszystko w sposób wyczerpujący i nie pozostawiający niczego do życzenia, nawet jakiś tam wykres walnęłam, przynależny do tego działu magii. Zasyczało, zapachniało siarką, aż iskry poszły. Gotowe.

Poczym z blaskiem triumfu w oczach spojrzałam na nauczyciela.
 
On milczał, rozgromiony.

Siedział przy biurku, obrócony do tablicy, jakoś tak dziwnie zgięty w plecach, jakby zaraz miał spaść z krzesła.
„Oho! Rozłożyłam go, na to nie liczył, bua-ha-haaa!" pomyślałam.
„No dobrze. Mierna. Możesz usiąść" - powiedział chłopina głosem cienkim i bladym niczym oddech pisklęcia, tak był porażony mym występem.
 
Dumna jak paw wróciłam na miejsce, unosząc się jakieś 10 cm nad podłogą, bo poziom magii w tym momencie to czułam taki, że żadne tam prawa o ruchu ciał się mnie nie imały, mogłam robić, co chciałam.
 
Do tablicy poszedł następny poprawkowicz, a ja zapuściłam żurawia w moje księgi i kajety, żeby jeszcze tak do końca sprawdzić, że wszystko było dobrze, żeby się upewnić w tym moim wielkim zwycięstwie, żeby móc z czołem jasnem i podniesionem wyjść z placu boju i święcić należne mi triumfy.

Ale nim obmyśliłam plan tych bajecznych bachanaliów o bezprecedensowym, bizantyjskim rozmachu, o których jeszcze za 50 lat całe miasto miało opowiadać barwne historie, to okazało się, że wzór owszem, sam w sobie był dobry, ale z kompletnie innej bajki, do definicji nijak nie przynależący, samą definicję podparłam wyjaśnieniami z jeszcze innego rozdziału, a ten cholerny wykres to już w ogóle nie wiadomo skąd wzięłam. Czyli żaden element mojego wystąpienia nie pasował do drugiego, a do tematu pasowała jedynie sama goła regółka, wykuta na blachę...
 
W tym momencie ten mój różowy rumak prowadzący korowód zwycięstwa trochę okulał, wyliniał, i zanotował w pamięci żeby koniecznie kupić farbę do sierści, bo róż w tej sytuacji raczej już nie przystoi.
Skończyło się rumakowanie.
 

Ale w sumie, tak z ręką na sercu, to mnie to wcale nie zdziwiło.
Raczej to było jak to uczucie kiedyś na urlopie, jak porwała mnie figlarna morska fala i przeczołgała po dnie, kręcąc mną salta i piruety z mistrzowskim opanowaniem reguł ruchu ciał, i w końcu, ostatni raz przeorawszy mi zadek o kamieniste dno, wyrzuciła litościwie na stały, pewny grunt plaży, gdzie znowu stanęłam na własnych dwóch nogach i sama decydowałam o wszelkich ruchach. 
[jak już wytrzepałam żwir z uszu i gaci i odzyskałam równowagę tudzież oddech]

I tak to wróciłam do punktu wyjścia, że wiem, że nic nie wiem.
A na miejscu nauczyciela też bym dała mi tą mierną, no bo przecież to był ostateczny i niepodbijalny dowód na to, że lepiej ze mną już nie będzie.
A to, że uwielbiam czytać książki o fizyce i chemii, to tylko dowodzi smutnego faktu o nieskuteczności szkolnej edukacji. Przynajmniej tak to sobie tłumaczę ;)



...............................


Jak tam krwawy, zaćmiony księżyc w tamtym tygodniu? Widzieli? U nas był dopiero po północy, już spałam snem niewiniątka.



 
 

 
 

 
 

61 komentarzy:

  1. Piękne, Diable! Zaiste piękne! Popiszczałam sobie ze śmiechu od rana ;)
    Jako umysł taki bardziej ściśnięty nie potrafię się wczuć jakoś bardzo w Twoją sytuację, ale jako ciało pedagogiczne (z przewagą ciała) doskonale rozumiem tego nieszczęśnika za katedra i wiem, jak skrajne emocje nim szarpały. Otarłaś się o śmierć Diable - swoją lub jego. Bo facet miał taki poziom frustracji, że mógł zabić albo Ciebie albo siebie.
    Ponieważ cały czas było u nas pogodnie a w dniu zaćmienia niebo pokryło się gęstą pierzyną chmur, poszłam spać i spałam aż miło :)
    I coś całkiem z innej beczki. Czy może wiesz, co mogła oznaczać przedwojenna nazwa Bittner-Bahner Haus?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, bylo o krok od tragedii :))) i napewno nie chcial mnie widziec drugi raz przy tablicy. Byc moze nie chcial mnie widziec juz nigdy w zyciu, no ale jeszcze rok do matury musial sie przemeczyc jakos. A na koniec nawet mialam dostateczny! Tak sie biedak obawial mojego ewentualnego ponownego zaliczania na mierna.

      Eeeh, czas leczy rany, mam nadzieje ze juz doszedl do siebie, mial wszak na to 2,5 dekady.

      Co do tego domu, to pojecia nie mam. Nawet internet nic mi na ten temat nie chcial powiedziec.

      Usuń
  2. no, no, chemii mi proszę nie tykać! Ja według nauczycieli i asystentów byłam dziwadłem: świetna z chemii i matematyki, a z fizyki dno. I jest constans.
    A studia to chemiczne robiłam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alez ja nic nie mam do chemii! Do fizyki tez nie - tylko te wszystkie znaczki, wzory, formuly magiczne to absolutnie nie jest to, co w chemii i fizyce lubie. Lubie teksty opisowe, tak bardziej epicko o zyciu atomu, rozumiesz, o jego problemach codziennych, o relacjach miedzy kwantami itd. ("Interferowac, czy nie interferowac? Oto jest pytanie!")

      Usuń
    2. A to polecam równania redoks, jakież tam są uczucia,oceny jak na konkursie na miss, tu trzy plusy, a tam pięć, tłusty tlen O jest zawsze na minusie, a taki biuściasty fosfor P dostał 5 z plusem.

      Usuń
    3. Ale fizyka..proszę Cię! Kto wierzy w te bzdury o blokach i równiach:)

      Usuń
    4. Nie, nie, nie, ZADNE równania, zadne wzory i symbole. Wzorki to ja sobie moge na wazoniku wymalowac, ale zadnych innych nie ogarniam. To sie juz nie zmieni, porzuccie wszelkie nadzieje Zyrafo.

      Ostatni program popularnonaukowy jaki ogladalam byl o wlasciwosciach czasoprzestrzeni i jeden pan naukowiec, wielce zaaferowany i szczesliwy na granicy wypeku, ciagle uzywal slów "Ukazmy opisany tu proces przy pomocy tego niezwykle prostego wzoru" I pokazywal. Niezwykle prosty wzór, maaatko jeza, to ja sobie nawet nie wyobrazam tych skomplikowanych.

      Usuń
    5. Repciu - jestem Twoja siostra! Bylam w klasie mat-fiz, matematyke mialam codziennie (polski tez), chemie i matme uwielbialam, i mialam Piatke ( te dawna), za to z fizy? Maryjo Jozefie i wszyscy Swieci zlitujcie sie nade mna. Pojac tego swinstwa nie moglam, nie bylam w stanie i nigdy nie pojme. Pojal to tez moj pan od fizyki - wychodzilam na Troje tylko dlatego, ze pisalam swietne referaty np: O Einsteinie i dlatego, ze moja cudowna starsza kuzynka z Polibudy umiala mnie douczyc pogladowo w razie potrzeby.
      Po lekcji u niej w domu dostalam z klasowki 4- i to bylo moje najwyzsze osiagniecie w liceum ( nie liczac Einsteina). I nigdy nie zapomne, ze jak dwa pociagi jada z naprzeciwka to jak sie stukna ich predkosci sie dodaja, a jak jada rownolegle kolo siebie , to sie odejmuja! Mialam to pokazane namacalnie bo Renatka latala po pokoju ze swoja kolezanka Elka i obie robily za pociag ! :)

      Usuń
    6. Nie musze dodawac,ze jak wyliczylam cos z rownania, to wynik byl, tylko nikt nie mial pojecia w jakich jednostkach. Moj pan z fizyki cierpliwie dopisywal na koncu : Dolary na Ponczochy i stawial piekna pale !

      Usuń
    7. Pisaliście referaty na fizyce?! To ci kosmos, u nas tylko zadania pisemne że wzorami i obliczanie... Referatem też bym pewnie coś ugrala na moją korzyść wszystko jest łatwiejsze niż te ampery i newtony.

      Usuń
    8. Diable, napisalas przepiekny post , genialny - ubawilam sie po pachy!:)

      Jasne, bez referatow to malo kto zdalby do nastepnej klasy, a klasa byla mat-fiz i fizyka byla prawie ze tez codziennie, zakala jedna. Mialam nieslychanie zdolna klase, same geniusze matematyczne ( no beze mnie), ale nawet oni nie pokonali naszego pana od fizyki. Facet byl myslicielem, teoretykiem, marzycielem , ale uczyc to on nie umial wcale. On pokazywal, a nie uczyl. Jechal sobie na przyklad tramwajem i wymyslal zadania. Potem przychodzil , pisal cos na tablicy i mowil :
      to jest wzor na to i na to , Kazmierczak chodz do tablicy i rozwiaz.
      I tak wygladala lekcja - nawet najwiekszy geniusz nie byl w stanie pojac co on maluje nam przed oczami.
      Do historii przeszla pierwsza i druga klasowka, zrobiono spotkanie z rodzicami, wezwano dyrektora, bo cala, ale to absolutnie cala klasa dostala z fizyki pale! Czyli dwoje - system stopni byl 2,3,4,5 i koniec.
      No i sie zrobilo zamieszanie, ze cos jest nie tego, bo z reszty przedmiotow byly prawie same piatki!
      Po tej aferze Pan od fizyki zmienil metode : po prostu Kazmierczak przygotowywal sie w domu, tlumaczyl nam o co chodzi, a potem dalej rozwiazywal te zadania...
      I tak zesmy dobrneli do trzeciej klasowki.
      Pan przychodzi kladzie te papiery na biurku i mowi: Kazmierczak, Daleszczyk - trzy minus ( nasi absolutni geniusze ), reszta gorzej napisala...
      Rozpetalo sie pieklo, bo rodzice sie w koncu wkurwili - no niemozliwe, ze klasa z czerwonym paskiem zostala klasa debili!
      No jakos pozniej przy pomocy referatow , wypraw astronomicznych po nocach i innych oryginalnych metod, pan zdolal nas przepchnac do matury :))
      Dzisiaj rzewnie to wspominam, ale co przez te zakale przeszlam do chyba tylko Ty wiesz ( sadzac po tym pieknym poscie ) .


      Usuń
    9. U mnie w liceum, klasa biol- chem, bo wszyscy na medyczne studia szli, x fizyki stopnie zostawi się tylko z klasowek z zadań. Gdzie mnie do takich zadań, totez zajmowałam pole position przy stoliku( pisaliśmy w stołówce, każdy przy innym stoliku) obok stolika Kasi. Niecierpliwie czytałam na rozwiązania i po którymś monicie z mojej strony Kasia dobrym szeptem kazała mi się pocalowac w dupe. Ale zadania mi podrzuciła:)

      Usuń
    10. I nie zostawi, proszę słownika, tylko dostawalo się.

      Usuń
    11. Kitty, do geniuszu i czerwonych pasków w liceum to ja nawet nigdy nie aspirowalam :))) Ale to tym bardziej was rozumiem, i waszych rodziców, pewnie im zylka pekla w pewnym momencie.

      Nasz uczyciel nie byl zly, cos tam jakos tlumaczyl i niektórzy nawet pojmowali - ale ja najbardziej rozumiem rzeczy, które robie wlasnymi rekami, no ewentualnie jezyków obcych moge sie uczyc, a jakies tam niewidzialne sily magiczne oznaczane runami to jest po prostu czarna magia (a moze biala, fioletowa, jeden pies) i tak juz zostanie.

      Z chemii udalo mi sie przemknac przez liceum na dostatecznych i dobrych. Jak nie bylo wzorów, to mialam na luzie 4, bo to bylo interesujace i samo sie zapamietywalo.
      Ale jak przyszly te mole i inne owady, no to klapa. Ale nasza nauczycielka byla glównie zainteresowana tym, zeby na lekcji dac jej spokój - dawala nam cos do czytania czy rozwiazywania i zapadala w stan zomboidalny za ciemnymi okularami. I jakkolwiek zle by sie nie napisalo to byla 3, byleby byl spokój :)

      Usuń
    12. Podziwiam wszystkich ludzi,ktorzy sa manualni i umieja zrobic cos wlasnymi rekami! Dla mnie guru jest np. krawcowa, bo jak ona umie pociac kawalek szmaty, zlozyc to do kupy i jeszcze z tego wychodzi piekny ciuch, to przerasta moja percepcje:) Tym bardziej podziwiam Twoje rysunki i to "cos" czego ja nie mam.
      Z manualnych rzeczy to moge jedynie upiec ciasto - i to mi owszem wychodzi, nawet niezle - ale jak bys mi dala dwie deseczki to i odebralabys ....dwie deseczki, ewentualnie cztery :)) Ni cholery nic bym z nich nie wyczarowala!

      Przypomniala mi sie wiewiorka! Na ZPT mielismy za zadanie uszyc samodzielnie i recznie jakies zwierzatko sciegiem "stebnowanym" z kawalka szmatki. Dumalam, dumalam, dumalam, a ze bylam piatkowa uczennica, to strasznie zalezalo mi na dobrym stopniu. Ojciec widzac, ze sie mecze okrutnie zrobil mi szablon z papieru, wycielam dwa kawalki wiewiorki - ale zszyc tego prosto i rowno za nic sie nie dalo, wiec mama zasiosla wiewiore do sasiadki z maszyna. No i prosze - wyszlo piekne zwierzatko. I cos jak ty z ta fizyka, poszlam z nia dumna do szkoly, wylozylam na biuro, a pani obejrzala, obejrzala i rzekla : Trzy minus!
      O Jezu gula mi w gardle urosla i o malo co sie poplakalam! Jak to trzy minus? A pani mi wyjasnila, ze to miala byc praca samodzielna i RECZNA i tyle. No to juz mnie w ogole skutecznie zniechecilo do szycia i robotek recznych na zawsze :)) Ale guziki umiem przyszywac, i nawet czasem sobie spodnice podloze, tyle ze tego nie cierpie !

      A chemie uwielbialam : te mole to faktycznie czasem za gesto lataly, ale chemia byla fajna, taka tajemnicza, ciekawa, i mozna ja bylo zastosowac w praktyce ! Do dzis wiem co nalezy zrobic, aby nie plakac nad krojona cebula!

      Usuń
    13. No tak w sumie to pani miala racje z ta wiewiórka - ale powinna wam dac do zrozumienia, ze cokolwiek wam z tego szycia wyjdzie, wazne jest wlasnie zeby zrobic to samodzielnie, a niekoniecznie ladnie. Tak mi sie wydaje. (z reszta uwielbiam te krzywe dzieciece prace plastyczne, to jest boskie!)

      Na krojona cebule najlepszy jest siekator do cebuli - male, zamkniete urzadzonko z pokretlem. Wrzucasz cebulaka, krecisz pokretlme pare razy i masz poszatkowana :D
      To znaczy ja wiem co masz na mysli, smarowanie noza olejem czy co tam, ale to jednak nadal trzeba kroic, a mi sie nie chce. Mialam wrazenie, ze ta cebula nigdy sie nie skonczy, kroje, kroje, a ona sie nie zmniejsza. Siekator mnie wybawil!

      Usuń
    14. Eeee tam, jaki siekator, przeciez to ustrojstwo trzeba potem myc!
      Mam takich roznych gadzecikow w kuchni na tony, leza nieuzywane!
      A cebule inaczej kroje do jajecznicy, inaczej do miesa, a jeszcze inaczej do salatki greckiej, musza byc cienkie pasemeczka listki, to jak tym siekatorem to zrobic ?

      Zaden olej - cebule wystarczy po obraniu z lisci przekroic na pol i obie polowki splukac przez chwile pod kranem z zimna woda.
      Ten parszywy gaz, ktory ona wydziela i ktory wlazi w oczy (siarkowodor) laczy sie natychmiast z woda i tworzy ...kwas siarkowy.
      W powietrzu juz nic nie lata i lzy nie leca !
      Polecam jakby ci siekator sie zepsul :)




      Usuń
    15. A to ja nie mam takich wymagan, siekam ja popadnie, znaczy jak siekator umie. Potem go do zmywarki siup i juz.

      (mam nadzieje ze nie mi bedzie potrzeba ta wiedza, ale jakby co, to bede pamietac o tej wodzie :) bo ja wlasnie z tych, co rzewne lzy leja jak tylko widza cebulaka)

      Usuń
    16. Cebula musi mi pasowac do dania - wiec np. do jajowki jest w kostke, ale do miesa np. w duze platki, a do salatki greckiej tylko w cieniutkie piorka, bo taki sie robi oryginalnie i inaczej byc nie moze:)
      No kazdy ma swojego fijola, ja widac mam na cebule - ale dzieki pani od chemii obierania cebuli juz od dawna sie nie boje, wiec od lat siekam sama az wiory leca! :)

      O, jeszcze jedna wazna rzecz zapamietalam : nie wolno nigdy polykac aspiryny w calosci, zawsze ale to zawsze trzeba ja najpierw rozpuscic w lyce wody. Tak zesmy rozpuszczali na chemii - po prostu aspiryna idac przez przelyk lapie po drodze czasteczki wody ( jak w lyzce ) , rozpuszcza sie, ale przy okazji tworzy w przelyku grozne nadzerki. Bezpiecznie mozna ja spuscic do zoladka tylko rozpuszczona...

      Usuń
    17. ufff... to dobrze ze pije tylko rozpuszczalna! A najlepiej to wcale, no ale niekiedy trzeba.

      Ja z chemii pamietam jeden jedyny eksperyment, chyba nasza chemiczka miala lepszy dzien, bo sciagnela sloneczne okulary za którymi sie zazwyczaj chowala i pokazala nam jak sie pali potas w wodzie. Fajnie bylo, szkoda ze wiecej takich rzeczy nie robila.
      Tylko siedziala za tymi ogromnymi okularami i spala, albo co. Bo sie w ogóle nie odzywala poza sprawdzeniem obecnosci i zadaniem czegos do samodzielnej pracy.

      Usuń
    18. W ogole liceum to byly najfajniejsze czasy!
      Czlowiek zyl w ciaglym zastraszeniu, zeby nie powiedziec stresie, a to grozny profesor, a to klasowa, a to z zachowania mi grozili obnizeniem , a to w ubikacji zlapali na wypisywaniu zwolnien i usprawiedliwien kolegom (dobrze mi wychodzilo "dorosle" pismo i podpisy - ale pisalismy sobie nawzajem, coby sie nauczyciele nie zorientowali ), a to sie czlowiek spoznil i znowu mial stres - ale bylo fajowo :)
      Klase mielismy zzyta, inteligentna i z poczuciem humoru - na lekcji historii nie sprawdzano obecnosci, ale jak kogos wyrwala do odpowiedzi to Boze zmiluj sie. Wiec zeby przypadkiem sie nie napatoczyc chlopcy z tylnej lawy wlazili do zasuwanego regalu na dolna polke i kimali sobie w bezpiecznym miejscu.
      Miejsca bylo tylko na dwoch, wiec mieli grafik rotacyjny :)
      A my dziewczyny musialysmy za nich odwalac czarna robote ...


      Usuń
    19. No tak, w tym wieku czlowiek ma duzo fantazji, teraz niektórych rzeczy juz bym nie zrobila, które robilam wtedy bez pykniecia brewka :)
      (nie dlatego ze "nie wypada" tyklo dlatego ze durne bylo po prostu. Bo co wypada a co nie, to jest mi dalej tak samo obojetne)

      Ale niektórym tej fantazji starcza do póznego wieku, to z ta szafa przypomnialo mi o tym, ze u nas w robo kiedys wywalili jednego faceta bo przylapali go na spaniu w magazynie, schowanego na pólce z kartonami, gdzie uwil sobie calkiem przyjemne gniazdko :)

      Usuń
    20. To byl pewnie jeden z tej tylnej lawy :) Zostalo mu :)


      Usuń
    21. No, na 100% :)))
      Taki typ, co to daje znak zycia tylko jak nauczycielawyjdzie na moment z klasy i np. postanowia w tym wlasnie momencie ku krotochwili wyjsc na zewnetrzny parapet okna, które niechcaco sie zatrzaskuje i nie da otworzyc... (true story)
      W koncu sie udalo otworzyc i wpuscic nieszczesnika spowrotem do srodka (juz z nauczycielka oczywiscie, bo zaraz wrócila) ale troche sobie tam posiedzial.

      Usuń
  3. O rajusku, ja tak mialam z geografia przed matura.
    Jak wszyscy wiedzac my sie z geografia nie lubimy i to raczej ja sie przytrafiam jej niz on mnie. Wcale nie, ze jakas jestem domatorka z lasu itp, ale tak jakos jest.
    I z tej geografii chocbym nie wiem ile ryla zawsxe jakiegos babola psotawilam w klasówce i np raz wyliczylam tymi tam dlugosciami geograficznymi, ze sumatra jakis tam inny madagaskar otula kule ziemska ja kolnierz futrzany czyli totalnie odwrotnie, co uswiadomilam sobie dopiero godzine po oddaniu klasówki...
    No i moja nauczycielka od geografii uparla sie mi poprawic ocene na dobry, totalnie nie wiem czemu, tzn teraz juz wiem, ale wtedy nie wiedzialam. Kazala stawic sie na dopytke poprawkawa, czego wcale nie chcialam robic bo miala dosc uczenia sie czegos co ma na mnie reakcje anafilaktyczna. Wcale bym nie poszla ale RO tajemniczo mnie namówila, twierdzac, ze przeciez gorzej nie bedzie, a co mi szkodzi spróbowac.
    No to sie stawilam. Pytania byly dziwnie symboliczne i nijak sie mialy do realiów, az w koncu padlo pytanie konkursowe: gdzie sie n studia wybieram. No na Polibude. a na jaki kierunek, a na takie. A z geografia to bedzie mialo jakikolwiek zwiazek? tylko instnkt samozachowawczy mnei powstrzymal przed okrzykiem z glebi serca "po moim trupie". odparlam ze nie.
    No to masz 4 odparla Jaszczurka, która byla moim Nemezis prawie cala srednia szkole.
    Kompletnie oslupialam podziekowalam i poszlam.
    W stuporze wrócilam do domu i wydalo sie, ze Jaszczurka "dlug" splacala. Otóz moja RO przed laty uczyla jej córka, tepa technicznie i dzieweczce wychodzila dostateczna (wtedy nie bylo miernych) na maturalnym swiadectwie na okolicznosc ZPT. Jaszczurka po kumotersku moja RO zaatakowala, RO sie nie ugiela ot tak, ale zadala dziewczce jakies dodatkowe zalcizenie i na jego postawie z ocen wyszla jej naciagana 4ka.
    Jak wyznalam RO ze mnie Jaszczurka do poprawki wzywa, wbrew mojej woli to zaswitala jej mysl, ze moze cos w tym jest.
    I tak o. wbrew woli mam na swaidectwie dobry z geografii z której dobry to tylko wytrój sali w szkole byl ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mialas szczescie, a do RO wrócila dobra karma (no, do Ciebie, ale to jedno)
      A u nas z geografii bylo latwiej. Wystarczylo na klasówce zamiast odpowiedzi na pytanie wpisac "Pani profesor L. jest najlepsza nauczycielka geografii w miescie" i namalowac kwiatki (kolorowe). I czwórka murowana.
      Serio.

      Z ZPT problemów raczej nie mialam, bo tam sie robilo wszystko rekami, no wiec halo. Zadnych wzorów i liczb. Ale jedno wydarzenie utkwilo mi we wspomnieniach: karmnik dla ptaszat, który to mielismy wykonac.
      Mój tato starannie przygotowal deseczki i listewki, pociete juz na wymiar (nie bez satysfakcji i odrobiny radosci zapewne, bo on lubi majsterkowac) Nawet ponumerowal te kawalki, w co po kolei mam walic mlotkiem.
      Czyli ja mialam "tylko" polaczyc je w calosc - znaczy w karmnik, w karmnik. Bo w calosc to ja je owszem, polaczylam, z tymze stylem mocno dowolnym. I ani zaden w miare rozsadny szpak ni wróbel, ani nawet gluptak nie odwazylby sie do tego cudu architektury wejsc, z reszta i tak sie rozlecialo zanim donioslam to do domu.
      Tata zachowal sie wychowawczo - milczal :)))

      Usuń
    2. oooo, uweilbiam laczyc róznosci w calosci, tylko szwankuje mi jeden aspekt mianowic gwozdzie krzywo wbijam i wylaza mi na boki chocbym nie wiem jak sie starala. Mysmy robili budki legowe a ni karmniki i w moja obawiam sie tylko ptasi fakir by wlazl i z blogoscia tarzal sie w tych szpikulcach gwozdzi które tak od srodka wystawaly (bo jakby wystawaly na zewnatrz to bym musiala podprawiac albo i nowy montowac ;)

      Usuń
    3. a co do magii to czytalam kiedys taka ksiazke gdzie matematyka a konretnie algebra to byla wlasnei forma magii w jaims tam swiecei i nasz ziemski czlowiek mozliwe ze mlody slaby z matmy byl i tak lepszym magikiem niz nie jeden lokalny mocno wyksztalcony. poza tym ksiazka mnie nie rzucila na rzadne kolana ani nic mi nie urwala wiece nie zapamietalam nic a nic. A co do runów to ja sie tak czuje przy woazaniach chemicznych których mój skad innad dosyc technicznie inklinowany umysl nijak nie ogarnia. ;)

      Usuń
    4. Fakira na gwozdziach kiedyś widziałam na żywo na ulicy, ale był stanowczo za duzy na budkę lęgową. No chyba że miał może ptaka-fakira (w sensie papuge czy innego kanarka, nie w sensie anatomiczny) to ewentualnie.

      Teraz też lubię prace drzewne, ale wtedy jeszcze byłam na etapie kredek i plakatówek tylko. Chociaż nawet dziś to wiertarki zostawiam Borsukowi, ja się tego nie tykam, bo by przecież zaraz była tragedia.

      Algebra to to gdzie się dodaje i mnozy? To tak do trzeciej klasy podstawowej ogarniam :)

      Usuń
    5. ZPT było moja kolejna trauma, bo moja mama nie umiała uszyć, wyszydelkowac itp. niczego, tato gwóźdź mógłby sobie wbić w oko. I tak jechałam na samych dworach, bo gdzie moje toporne produkcyjniaki mogły się równać z dziełami rak innych rodziców. W końcu mama nie wytrzymala( 2 na okres z ZOT, no bajka) i kupiła mi śliczny fartuszek na ocenę z zużytego fartuszek. Pech chciał, że fartuszek z lewej strony tzw. piersi miał pieczątkę Zakłady Odzieżowe w Strzegomiu. Moja swoją na semestr była jedyną w historii podstawówki.

      Usuń
    6. Uszytego nie zużytego, cholera. I swoją nie swoją. DOBRANOC

      Usuń
    7. DZIEN DOBRY. Wyspana?
      To u was rodzice wykonywali prace za dzieci? Znam ten trend, ale u nas zaczal sie znacznie pózniej. My jeszcze robilismy wszystko sami. U mamy do tej pory lezy pomaranczowa chusteczka do nosa z zebra, obszyta przeze mnie czyms, co mialo przypominac koronke.

      Usuń
    8. U nas w latach mojej podstawówki, czyli 74-82, trend był.

      Usuń
    9. No,no! Awangarda! :D

      Usuń
  4. Diable, współczuję fizycznego bólu.
    Nieomal nie miałam fizyki w liceum, więc nie cierpiałam z powodów pochylni, hamowania i zmiany toru. Natomiast uwielbiam książki o fizyce. I o fizykach. I innych takich ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wlasnie, to tak jak ja! Czytanie takich ksiazek wcale nie stoi w sprzecznosci z nierozumieniem wzoru na ped czy inna dlugosc fali (czy co oni tam obliczaja tymi runami) A jak juz nawet w ksiazce jest jakis wzór, to go ostentacyjnie ignoruje :D

      Usuń
    2. Fizyka byłaby bardzo łatwa i przyjemna, gdyby nie te wzory... ;-)

      Usuń
    3. Tak. To tak jak zima byłaby całkiem znosna gdyby nie zimno, śnieg i chlapa.

      Usuń
    4. O! Bardzo słuszna uwaga! Zima jest cudowna bez tych trzech rzeczy. Dodałabym jeszcze katar, ciemność i konieczność chodzenia w rajtuzach "pod spodnie". Wiem, że to ostatnie jest nieco połączone z zimnem, ale jednak uważam, że należy mu się wyszczególnienie...

      Usuń
    5. Rajtuzy pod sodniami to jedna z tych rzeczy, której nie zycze nawet wrogowi.
      Przez ostatnich kilka lat udalo mi sie przetrwac bez nich, ale kto wie jak to bedzie w tym roku - skoro jest mega-lato to moze i mega-zima bedzie :(
      Tfu, tfu, przez lewe ramie czy jak tam to bylo. Odpukac w niemalowane!!!

      Usuń
  5. Ja się tu tylko podpiszę, co więcej pozostaje ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cale szczescie, to juz przeszlosc. No, przynajmniej jesli o nas chodzi, bo wszak jeszcze latorosle...

      Usuń
  6. Pamiętam mój egzamin z psychologii, wykułam na blachę kilka stron A4 regułek w języku angielskim i wypisałam je na egzaminie jak leci, każda z regułek musiała być opisana na 1,5 strony a4, tak sobie wymyśliła lektorka, więc później, jak wyszłam już z egzaminu i odczytałam ponownie pytania, zrozumiałam, że napisałam, to co się nauczyłam, a nie, to co było w pytaniach, ale o dziwo i tak mi zaliczyła, więc wiary nie traćmy w wykładowców.

    zaćmienie zaćmiły chmury :( diabelko piękne rysunki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki Malgo, tez lubie ten rysunek bardzo. To jeden z tych nielicznych kiedy mi przychodzi do glowy, ze moze naprawde cos tam czasem umiem ;)
      (kto nie zna tego stanu mysli, ze sie do niczego nie nadaje i nic nie umie, niechaj pierwszy rzuci kamieniem)

      Nie, wiary nie trace (to znaczy w niektórych to tak, bo i tacy sa). Nasza jedna nauczycielka biologi mnie wszak na pisemnej maturze z biologii udajac, ze nie widzi jak sciagam. Jak sciagaja wszyscy, bo jak okazali nam tematy, to az nauczycielom buty spadly i dym poszedl uszami, takie byly odjechane. Nie mialy NIC wspólnego z wiedza z zakresu liceum, nic.
      Ta Twoja z psychologii tez dobra kobieta byla :)

      Usuń
  7. Diable, ja cię podczytuję od niedawna :-) Ale teraz mnię zabiłaś. Nigdy w całym moim życiu nie zrozumiałam żadnego wzoru...ŻADNEGO. Matma, fiza, chemia zmory szkolne. Same tróje, bo ja przebieg mam większy niż ty. Tylko geometria na cztery. Cud jakiś, widzę przestrzenie. A teraz czytam książki o fizyce kwantowej...i nawet część tego co czytam ROZUMIEM. I czytam sama dla siebie. Ot szkoły...mój fizyk złapałby się za głowę :-) Pozdrawiam ciepło, rysunki przecudne, zostaję na zawsze :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooooch, fizyka kwantowa jest fascynujaca! Tez czytam namietnie.
      Szesciostopniowy system ocen wszedl bodajze wlasnie w tym roku w którym grozila mi ta jedynka, czyli to bylo takie moje entrèe w ten nowy swiat, z przytupem i cekinami :)

      Geometria byla latwiejsza, tez stwierdzam ten fakt! W koncu boki prostokota sie widzi, promien kola tez, pole trójkata, wszystko namacalne i realne.
      OK, wysiadam jak dochodzi do zadan typu "Oblicz szerokosc klina, który Halina musi wszyc w spódnice, jesli dolny obwód spódnicy wynosi 249 cm, a obwód górny jest kwadratem powierzchni jej buta podzielonego przez trzy i za ciasny o 15 cm"
      Ale prostsze zadania ogarnialam :)

      Dziekuje niezmiernie za deklaracje pozostania ze mna na zawsze, to bardzo mile :))) Kop sobie w archiwum, rysunków tu pod dostatkiem, to jedno co mi w zyciu w miare wychodzi, hy hy.

      Usuń
  8. kurde czemu sama wcześniej nie wpadłam na to, że wzory chemiczno fizyczne to są runy magiczne (rym niezamierzony). Miałam to samo ! jakbym o sobie czytała. Poza jedną różnicą ja nie wiedzieć dlaczego po ogólniaku ledwie z wyciągniętą za uszy tróją z chemii poszłam do szkoły chemicznej ...

    Kurtyna

    Co do księżyca nie widzielim !! w Portugalii zaciągnięte niebo było guzik z imprezki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubisz wyzwania, z tego wynika :) I jak Ci tam było w tej szkole?
      (księżyc podobno nie był wcale taki spektakularny)

      Usuń
    2. w szkole było ciężko i nudno. W zasadzie to chyba ze 2 przedmioty mnie kręciły. Ale takich wyborów od tzw. dupy strony to jeszcze miałam potem kilka ha ha ha

      Usuń
    3. Przynajmniej opanowalas troche te runy.
      Czy nie?

      Usuń
    4. coś Ty wcale ... uznałam, że jakoś przetrwam bo tylko 2 lata i potem pójdę do innej szkoły dalej :D

      Usuń
    5. Jedna z ksiazek powszechnie znanych ludzkosci twierdzi, ze zawsze powinno sie wybierc droge ciernista i trudna, a nie ta latwa i przyjemna, wiec wedlug tej filozofii duzo zyskalas. Np. wiedze, ze nie nadajesz sie do chemii ;)

      Usuń
  9. Nigdy nie bylam "scisla" ale bajdy opowiadac umialam wiec rozumiem Twoj bol Diable i tym bardziej podziwiam poswiecenie i stupor z jakim zabralas sie do tych magicznych znakow.
    Matematyczke mialam kiedys swietna i to byl czas kiedy nawet kumalam, moze nie na poziomie geniusza, ale wiedzialam nie tylko ze dzwonia, ale gdzie dzwonia i po kiego grzyba.
    A potem trafil mi sie taki co to pewnego pieknego dnia zapytal "czy ty masz kiedys w planie zaczac sie uczyc matematyki?" na co ja jak zawsze szczerze odpowiedzialam "alez ja kiedys juz umialam matematyke, ale pan mnie skutecznie oduczyl":)) Klasie bardzo sie ta moja odpowiedz podobala, matematykowi mniej i zazyczyl sobie zebym przyszla z Mama.
    Co w tym smieszne, moja Mama byla jeszcze gorsza z matematyki niz ja, wiec do dzis nie kumam na co on liczyl:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach Star, chcialabym miec choc 10% tego wygadania co Ty, serio!
      A wiesz, w tym momencie przy tablicy, jak prezentowlam te magiczne formuly, to tez bylam przekonana ze wiem gdzie dzwoni i po co itd. Bylam PEWNA! I to bylo calkiem mile uczucie, przyznam. Fajnie tak kumac o co chodzi!
      No ale w moim przypadku okazalo sie ze to jedynie fata morgana, uluda i sen zloty :D

      Usuń
    2. Aleś mnie ubawiła rano, kota oprychałam kawą....ja tak miałam z geografią :-) Kochałam w podstawówce, znienawidziłam w LO. Faktycznie, ciekawe na co facet liczył :-))))

      Usuń
    3. Diabel nie wie co mowi:)) takie wygadanie duzo kosztuje zwlaszcza jak sie jest uczniem:) Mnie z liceum 4 razy wyrzucano a raz mialam 3 (troje czy jak to sie mowilo dostateczny) na swiadectwie z zachowania:)))
      To nie jest tak mile widziane:)) a pysk swierzbi ze hej i czlek sie powstrzymac nie moze:)

      Anno dziekuje i do uslug, anytime:))

      Usuń
    4. Star, dlatego mysle ze starczyloby mi te 10%, góra 20%. Nie wiecej ;)))

      Usuń
  10. a ja miałam z matmy i z chemii ale tylko matma mi nie leżała i chemie i fizykę zwłaszcza jakoś przyswajałam...hmmm zwłaszcza wzory ))))))
    zaćmienie nie widziałam za to widziałam 50kę dzieci które zapragnęły widzieć zaćmienie ale były chmury...buuu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I serio rozumiesz jak dzialaja te ampery, newtony i inne omy?!!! Wow!
      Umiesz tez dowolnie zaginac czasoprzestrzen? (bo to dla mnie prawie to samo)

      Musialas potem pocieszac 50 rozczarowanych serc? :)

      Usuń
  11. Wyobraź sobie Diabolu, że na koniec 3 klasy liceum również miałem poprawkę z fizyki. Nauczyłem się wszystkich wzorów, wyjaśnień itd. na pamięć i zdałem. Liceum kończyłem z oceną dobrą z fizyki, bo nauczyciel (człowiek z ogromnym poczuciem humoru) docenił mój wysiłek wkładany w uczenie się fizyki na pamięć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, no to gratuluje! Ja tez sie nauczylam na pamiec, tylko ta pamiec pociela wiedze w kawalki i zrobila z nich barwny collage :) Nauczyciel widac nie artysta, nie docenil. Ale mierna dal, to najwazniejsze bylo w tym momencie.

      Usuń

Dawaj.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...