Dziś jeszcze raz głos oddajmy wiedźmie Irenie.
Sponsorem dzisiejszego odcinka był mój własny talent do wypieków, ekhem, ekhem.
Albowiem ja takie wypasione ciacha jak na OSTATNIM obrazku produkuję bez żadnego zaklęcia. Takam zdolna. Raz na parę miesięcy mnie tak nachodzi coś i zaczynam piec. Ale nieważne jak bardzo autorzy przepisów starają się sprawę ułatwić i upraszczają przepisy jak tylko się da ‒ ja zawsze wyprodukuję dziwna, tajemniczą masę przypominającą beton.
Pamiętam jak raz - nie mam pojęcia dlaczego - udały mi się mufinki cytrynowe (naprawdę się udały, były przepyszne, mięciutkie i pachnące). Zeżarlismy je w iście nabożnym skupieniu i ciszy. Natychmiast. Wszystkie. Do dziś na wspomnienie tej chwili kręci mi się łezka w oku i czuję zapach cytryn i swieżego ciasta.
Potem zrobiłam je drugi raz, ale oczywiscie już nie wyszły, był cytrynowy beton w tych fikuśnych plisowanych spódniczkach mufinkowych.
Ja natomiast chciałam zrobić pizzę. Taką kruchą, z salami, szynką, pomidorami i całym tym tałatajstwem lubieżnie skąpanym w tonie sera. Wszystko szło jak po maśle (tzn Małż zagniótł ciasto, dzieciary wrzuciły na wierzch, co tam miały, ja włożyłam do pieca).
OdpowiedzUsuńPo wyjęciu stwierdziłam, że pizza nie urosła ani odrobinę (tak, dałam drożdże), a nawet wstydliwie zapadła się w sobie i skurczyła. Nikt nie chciał tego jeść, więc wzięłam młotek i zżarłam sama. Klnąc.
A wniosek z tego idzie taki:
Nigdy, przenigdy nie dawaj do pizzy mąki żytniej.
Ha! Ale przynajmniej jest wniosek! Ja z mojego betonu nie potrafię wysnuć żadnego...
OdpowiedzUsuńKtos się tu może zna na wróżeniu z betonu?
A włączyłaś piekarnik?
UsuńTak! WSZYTKO robie tak, jak jest napisane, kropka w kropke. Jak kujonek w pierwszej lawce.
UsuńI beton.
Diagnoza zatem jest prosta - za bardzo się przykładasz :)
Usuńdo pizzy lepsza orkiszowa ;)
OdpowiedzUsuńa poza tym- to wina piekarnika
no przeciez NIE TWOJA :)
O! I tego sie trzymajmy! =D
Usuńa ja jestem antytalentem kuchennym. Wpuść mnie do kuchni, a do końca życia tego nie zapomnisz. Jeśli coś mi się uda, to przez przypadek - drugi raz tego nie powtórzę. Nawet kiedy gotuje rosół to korzystam z przepisu, bo nie potrafię zapamiętać co najpierw - kura czy włoszczyzna. A makaron zawsze jak dla pólku wojska. No. Przyznałam się. Ufff.
OdpowiedzUsuńWejdźmy w jakąś współpracę, bo mi z kolei jeśli już coś wyjdzie w kuchni, to najprędzej wypiek cukierniczy. Z resztą jest jako tako, zdecydowanie Małżonek gotuje lepiej ode mnie ;)
OdpowiedzUsuńOj, dziewuchy, cos kiepsko wypadamy w ogólnym tescie zdolnosci kulinarnych... Ale jak pisze J. TO WINA PIEKARNIKA!!! (kuchenki/nie chcacej wspólpracowac kury rosolowej itp) a z reszta my mamy inne liczne zalety i talenty, którymi zachwycamy otoczenie. No.
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńCo zrobić gdy nie uda nam się ciasto? Polecieć kurcgalopkiem do najbliższej zaprzyjaźnionej cukierni . Pozdrawiam