Dzisiejszy dzień zaczniemy od zagadki.
Otóż jest taki supermarket, średniej wielkości ale z dobrym asortymentem, do którego od ponad sześciu lat codziennie po pracy chodzę po rzeczy potrzebne do obiadu i po bułki. I od ponad sześciu lat stwierdzam uporczywe braki pewnego artykułu, no, może nie pierwszej potrzeby, ale też i nie luksusowego. Całkiem codziennego, zwykłego i zgrzebnego. Do warzyw się zalicza. A trzeba powiedzieć, że warzyw u nich wybór duży. I to zarówno w wersjii "bio" jak i w standardzie nowoczesnym, z dopalaczami nawozowymi. Cukinie na przykład, moja wielka miłość, są żółte, zielone, podłużne i okrągłe. Trzy rodzaje avokado. Bar sałatkowy. Marchewkę nawet czasem rzucą żóltą albo fioletową. No ogólnie czego dusza zapragnie. Jest nawet "korytko" z kiszonymi ogórkami, a to już jest, w tej części Niemiec przynajmniej, absolutny rarytas i kuriozum, albowiem jakiekolwiek warzywo przetworzone pływa tutaj w skoncentrowanym occie. Skutkiem czego wszystkie smakują tak samo, więc nie wiem jaki tego sens, no ale co kraj, to obyczaj, prawda. W końcu Rosjanie marynują nawet arbuzy. Stoją u nich w sklepie w wielkich słojach, pokrojone w trójkąty, części czerwone tak przeżarte octem, że gołym okiem dostrzec można pojedyńcze atomy. W zaciszu słoja, ostatkiem sił trzymają jeszcze rozmyte kształty, ale wystarczyłoby słojem potrząsnąć, żeby obróciły się w czerwoną, jednolitą masę poprzetykaną kawałkami zielonej skórki. Jak to się w ogóle je?
Ale wróćmy do naszego zagadkowego warzywa. We wtorek akurat chciałam nabyć. Podchodzę więc pełna obaw, z sercem pikającem trwożnie, do skrzyneczki. A tam... A tam!!! Chyba z 15 sztuk! O szczęście niepojęte! Porwałam z tej radości aż cztery i pokroiłam do obiadu na dwa dni. Na drugi dzień chciałam jednak dokupić jeszcze jedną sztukę, gdyż zeżarlim za dużo i na drugi obiad troszkę brakło. No i co? No i nic. Nie było. W końcu cuda nie zdarzają się codziennie.
Kto zgadnie, o jakie warzywo chodzi? Czego brakuje, prócz ptasiego mleka, klientom tego zacnego sklepu?
A na koniec Piesu, który Kocha, przez duże "K". Bo całym sercem.
Albowiem ponieważ kupiłam sobie taki malutki bloczek papieru akwarelkowego, takie fajne male karteczki, akurat na jedno zwierzątko, no i wczoraj wieczorem wyskoczył Piesu.
(A przedwczoraj wyskoczyły Stefany obiecane Bili i pandeMoni, więc wypatrujcie rudej kity na horyzoncie.)
Przy kupowaniu bloczka zawiesiłam się jeszcze przy półce z kredkami, bo wydawało mi się, że potrzebuję jasnoróżową. Chyba często mi się tak wydaje, bo w domu okazało się, że to już piąta różowa kredka. Może tym razem w końcu zapamiętam?
O tym, że do pracy znowu się chodzi w jesiennych kurtkach, nawet nie chce mi się pisać. A ulewy i wicher taki, że od trzech dni nie widziałam żadnego ptaka. Siedzą biedaczki głęboko w gąszczu, pazury zaciśnięte na gałęzi, dziób wbity w pień dla lepszego zakotwiczenia, i karmią dzieci korą i igliwiem...
Piesu śliczne :) I jak każde piesu kocha całym sercem, na zawsze, na zabój i bezwarunkowo ;)
OdpowiedzUsuńA z tym warzywkiem... hm... codzienne i zgrzebne powiadasz? Czyżby seler korzeniowy? Ceniony ze względu na smak, w wielu krajach jednak niedoceniany z powodu swej brzydoty...
Nie, nie seler. Tego mamy pod dostatkiem, nieraz nawet ze wzgledu na spore rozmiary, jedna bulwa jest przewidujaco pocieta na cwiartki owiniete folia. W temacie selera wiec mucha nie siada.
UsuńToś mi ćwieka zabiła. Warzywnego. Jak nie seler to por może? Stawiałam na kalafiora przez chwilkę, ale po cóż miałabyś kupować 4? Z papryką chyba też tam nie powinno u Cię być problemu...
UsuńRóżowego nigdy dość - jestem w fanklubie Braci Plankton :)
Karafiołów mamy pod dostatkiem, takoz porów. Porów to nawet za duzo, to znaczy za duzo pora w jednym porze - przewaznie sa takie wielkosci kilkuletniej brzózki.
UsuńPapryki tez do wyboru, do koloru.
Piesu z grubsza taki jak lisu. Ładny. A piesa z nieostrym nosem umiesz?
OdpowiedzUsuńJa wiem, skąd to parcie na różowe kredki. To podszepty braci Plankton :)
No tak, zarówno piesu jak i lisu sa kwadratowi i ostronosi. Ale cóz ja na to poradze, skoro wewnetrzny imperatyw nakazuje? Z nieostrym nosem tez umiem. Ale na przyklad fikolka tez umiem, ale nie robie, bo nie lubie (to taka analogia miala byc, ale nie jestem pewna, czy wyszla ;)
UsuńA bracia Plankton na pewno nie sa tacy niewinni, na jakich wygladaja, to jasne! Czy za moimi plecami zawiazuja rózowe lobby?
Wewnętrzny imperatyw jest "częścią tej siły, co wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro". Kwadratowe dobro! I ja na Twoim miejscu też bym tej siły słuchała, a fikołków NIE CIERPIĘ, nie robię, na wuefie też odmawiałam robienia, nawet za cenę dwójki na świadectwie. Człowiek nie koło, żeby się po ziemi toczył, prawda.
UsuńPiesu oczywiście szarpnął mnie za mięsień pompujący, ale warzywa chyba nie odgadnę (a specjalnie nie czytam komentarzy, żeby JESZCZE się nie dowiedzieć). Skoro kupiłaś cztery, pokroiłaś, i zbyt dużo zjedliście, to pomyślałam - mizeria do obiadu była. No ale ogórki? Skoro kiszone macie, to żywe pewnie też. Cebuli garściami chybaście nie żarli... No to kurde nie wiem!
Kapusta - bez sensu, całkiem jak ogórki. Marchewka?!
A kuku - jesli nadal nie przeczytalas mRufczego rozwiazania zagadki - a wlasnie, ze cebula!!! Kupilam 4 do omaszczenia ruskich pierogasów, na dwa dni. Patrzylam znowu w sklepie dzisiaj specjalnie - znowu pustki w rzeczonej skrzyneczce. Ktos w tym sklepie bardzo musi nie lubic cebuli.
UsuńA wewnetrznego glosu nalezy sluchac, masz racje. Toz to resztki naszego pierwotnego instynktu, czy tam inna intuicja (choc wlasciwie to to samo chyba). Widocznie moi przodkowie polowali na tygrysy ostronose.
Doczytałam, doczytałam :) Już jak doszłam do etapu, w którym wyjawiłaś, że okrągłe, wiedziałam, że marchewka odpada, choć na przykład rzodkiewki już wymyślili długie i szpiczaste, to może okrągła marchewka też jest tylko kwestią czasu? Na pewno łatwiej by się taką obierało :)
UsuńAha, jeszcze zagadka. Kartoffeln?
OdpowiedzUsuńNEIN
UsuńA może to...SELER? Którego ja lubię osobiście. Piesu wygląda na entuzjastycznego- no wiecie, z tych, co to łapkami z miłości poplamią ci białą spódnicę i wytarzają w pościeli (czyli tak, jak robi to moja suczka, która ostatnio ma manię kopania dołów).
OdpowiedzUsuńPiesu, Karmelcia pozdrawia!
Aha, lubię różowe, np róże różowe są cudnie banalne i je kocham. Kupiłam dwie róże sztamowe(czyli pienne) z zaznaczeniem, że mają być różowe. No i teraz sobie kwitną- jedna na żółto, a druga na czerwono. Uuuuu...
Ja tez lubie seler. W surówce i w zupie (jak sie wygotuje to polowe rozgniatam widelcem i siup zpowroten do gara)
UsuńAle co do zagadki - to nie seler.
Piesu prosi przekazac Karmelci, ze chetnie sie przylaczy do kopania dolów. Slyszal bowiem, ze na antypodach ludzie chodza do góry nogami, i ze wszystko jest do góry nogami w ogóle - a to oznacza, ze kielbasa i inne smakolyki same spadaja ze stolu. Tylko paszcze wystarczy w odpowiednim miejscu podstawic! Moznaby wiec sie przekopac i sprawdzic te pogloski naocznie i dopaszczowo.
No wlasnie! Jak sie je takie arbuzy zamarynowane? Bo kupilabym, ale te sloje takie na piec litrow. Mozliwe, ze wkladaja tam calego arbuza w taki sloj, potem wrzucaja zyletki i tanczac kozaczoka potrzasaja slojem i voila... ostre plastry!
OdpowiedzUsuńKusi, ale wolalabym zeby ktos pierwszy...
A teraz przymykam oczy i inwentaryzuje warzywa... kalarepa? rzepa? ze slodkimi ziemniakami byl zawsze problem, ale sa w rosyjskim magazynie (w rozmiarze arbuzow)... to co? ogorkow wam nie dowoza? (zaraz przyjdzie Bebe to sie ja przepyta!)
to pisalam ja, kaczka
Tak, te sloje wlasnie takie mega wielkie... Musi, przysmak to przeznakomity. Jednak nie jestem pewna czy kompatybilny z naszymi podniebieniami. I tez sie troche boje sprawdzic. Jeszcze zeby na sztuki sprzedawali (w plastikowym woreczku, jak zlota rybke), to tak, ale 5 litrów?
UsuńCo do zagadki - niestety nie, nie, nie i nie!
Pietruszka? Gdyz taka na Wyspach Bry nie wystepowala wcale wysylajac w zastepstwie pasternak... ale czy tutaj brakloby pietruszki?
UsuńZagadka okrutnie podchwytliwa, bo skoro warzyw ow nie wystepuje w sklepach to skadze mi wiedziec, czego nie jest mi dane spozywac.
O! a moze zielony groszek! Ekscentrycznie kupilas cztery straczki? (tak to nadal ja, kaczka, ale Bebe sie mi zalogowala, wiec niech leci w jej profil :-)
A wiec droga BebeKaczko :) Nie nie nie, OGÓLNIE to warzywo w sklepach bywa. A nawet jest stale i niezmiennie w asortymencie, w sporych ilosciach. Jak pisalam, naprawde calałkiem codzienne, zwykłe i zgrzebne. Tylko w tym naszym takie dziwne braki... Kosmici, czy co.
UsuńPasternak tez mamy! W naci i w korzeniu (tego z kolei w Polsce nie bylo, przynajmniej u nas) . Ale mamy i pietruche.
Kosmici wyzeraja wam pomidory!
UsuńA dzietam! Pomidory kwasne i niedojrzale! Nikt ich nie wyzera, nawet kosmici.
UsuńBebe krzyczy: BURAKI!
UsuńNie. Ale tez jest okragle!
UsuńDiable, włączyłem sobie tłumaczenie Twojego bloga na angielski. Ale fajnie! Nawet nie jest źle z sensem, ogólnie zachowany. A są fajne miejsca, gdzie automat się wykłada: I go so fearful heart pikającem fearfully, ... because zeżarlim too much. Ładne, prawda? :)))
OdpowiedzUsuń"because zeżarlim too much" :) to powinnam sobie zawiesic jako motto nad kuchennym stolem - po obiedzie zawsze mi sie od razu chce spac i nie chce mi sie wstawac. Wiec nie dosc ze prawdziwe, to jeszcze taka piekna forma!
UsuńOgórki. Howk.
OdpowiedzUsuńRien
I znów niestety musze zaprzeczyc...
UsuńPodpowiedzialam juz Kaczce i Bebe - warzywo jest (mniej wiecej) okragle.
cebulka? chociaz 4 do jednego obiadu i nie jako glowne danie obiadowe to nie wiem.
OdpowiedzUsuńNo chyba, ze na sztandarowe danie Fadera mego - cebulka duszona i wtedy na 2 slabe watroby 4 srednie mozna pozrec dosc latwo (a pozniej odcierpiec).
Por? Sekretariat donosil nie tak dawno, ze Bozenka miala faze na duszone pory w duzych ilosciach to moze i Diabel?
Ja mam faze na Bob, ktory tu stanowi marzenie senne bo sie go kupuje mlodego w strakach i z 2 kg tego towaru da sie wyluskac jadno sredniawa mieseczke bobkow do gotowania. Dramat!
TAAAAK! TO CEBULA! Sklep cierpi na ciagly brak cebuli. Pojecia nie mam dlaczego, przeciez to tak pospolity towar, ze bardziej byc nie moze. A mimo to w skrzyneczce lezy tylko na ogól górka zlotych cebulowych łupinek - jesli jest duza, to nalezy zanurkowac reką i wtedy sie moze trafi na jakiegos niedobitka. Ale na ogól nie ma szans. No chyba ze ktos potrzebuje barwnika do jajek, to sobie tych łupinekgratis nabrac moze.
UsuńA 4 wzielam, bo usmazylam je do polania pierogów ruskich, przywiezionych z ojczyzny. Malzonek wchlania kazda ilosc smazonej cebulki.
Jednak ciagle pozostaje jeszcze pytanie DLACZEGO wystepuja te chroniczne niedobory cebuli. Na to juz chyba odpowiedzi nie znajdziemy.
Moze wrecz przeciwnie, cebula jest codziennie i idzie jak burza wiec do 'po pracy' o'clock juz nie ma? Ja tam mam z pomidorkami 'staroswieckimi' na ulubionej farmie, ja sie nie wybiore z rana to juz nie ma z czego wybrac
UsuńNo ale Kartoffeln tez sa codziennie i ida jak burza. Albo sezonowe, jak truskawki czy szparagi (pojecia nie masz, ile tu dziennie schodzi szparagów). A mimo to "po pracy o'clock" sa tego jeszcze cale góry. Wszystkiego sa cale góry. Oprócz cebuli!
UsuńJest tylko tak zwana Gemüsezwiebel, czyli "cebula warzywna" - wielkie, twarde i ciezkie jak armatnie kule, które nie miekna nawet po 40 minutach duszenia. Jakby sie jadlo odpady z tartaku...
Alternatywnie sa jeszcze szalotki wielkosci mlodych rzodkiewek, choc tez nie zawsze. Ale wez to czlowieku obierz.
Przychodzi mi do glowy tylko jedno zatem - osobista niechec wlascicieli/kierownictwa to tej wlasciwej cebulki. Personalnie im nie lezy wiec zamowia bo musza, ale tyle co kot naplakal.
UsuńKule armatnie znam. U nas sprzedaja taka hiszpanska cebule. Raz kupilam jedna i nakarmila dwie slabe watroby do wypeku, ale fakt ze trzeba bylo dusic duzo dluzej niz zwykle cebulki.
Albo kompleks rozmiaru? skoro szalotki nie zawsze, moze nie uznaja jak cos takie male ze da sie w garsc wziac wiecej niz 2 sztuki? ;)
Moze to jedna z tych ekstremalnych róznic kulturowych, których nigdy nie mozna tak do konca zrozumiec? Chociz w innych sklepach przeciez cebula jest... No to chyba rzeczywiscie ta osobista niechec kierownika dzialu warzywnego. Dobrze ze nie jem duzo cebuli!
UsuńJeżu brodaty! Naprawdę cebuli nie ma? Wszystko idzie na import widać tutaj, do Cebulandii. No sory, taki klimat. Jeszcze żeby porów brakło, to by było na Bożenę - jak już mRuffczy donoszą, Bożena wyżera.
UsuńAle te arbuzy to Bożenie ćwieka zabiły. Przerasta to jej wyobraźnię tak jednak odrobinkę. Bożena nic nie mówi, ale może Piesu jadł? Taką ma tą radość na pysku z lekka może na jakimś dopingu? Tak się zdaje w każdym razie, a poza tym gadzina przesympatyczna.
P.S. Karolek został takim Twoim fanem, że oka oderwać nie może i rechocze przy tych ilustracjach jakby zanarkotyzowany na amen :D Kazał też sobie tłomaczyć, czemu Konstatny, czemu Przyścierwek i czemu Wydłubek, co wprawiło Bożenę w pewien supeł językowy. ;)
Mój najmlodszy oglądacz w takim razie :) Bardzo mi milo!
UsuńI tak sie sklada, ze sie Karolek za kilka dni moze milo zdziwic (no mam nadzieje, ze milo). Wiecej na razie nie zdradze :} Niespodzianka!
O rany! Karolek się wyszczerzył tak, że prawie zęby pogubił ;)
UsuńPies nad psy;-) Ale, że cebulowy nihilista i sceptyk taki zdrowy sklep prowadzi to zagadkowa sprawa.
OdpowiedzUsuńBardzo. Moze jakies przykre doswiadczenia z dziecinstwa?
UsuńTo co, przysłać paczkę z cebulom? Bo my to kraj cebulom i wąsami stojący przecież!
OdpowiedzUsuńA w ogóle to melduję, że jestem, ale w nowej robocie nie mam jak Cię czytać :( Muszę zakombinować jakiś nowy blogowy system wieczorno-weekendowy. Póki co jeszcze nie ogarniam za bardzo. Toteż tęsknie z oddali i z doskoku.
Wpadaj wieczorem na herbatke, nie ma sprawy. Albo w weekend na wino ;)
UsuńPierwsza rzecz, która przyszła mi do głowy w sensie tych zagadkowych warzyw, to BURAKI - w sam raz dla diabła. Diabeł mógłby je wtrząchnąć i na surowo, no ale reszta familii to już chyba kręciłaby nosem. A tu okazuje się, że cebuli żałują w tych Landach - niesłychane!
OdpowiedzUsuńPiesu koch-hhh-hh-hh-hhh-any!
Piesowi milosc wyziera z oczu!
UsuńA ta cebula to powoli taka lokalna zagadka. Moze jesliby to naglosnic, to nawet turysta jaki by zajrzal?
O, nie tylko! Ta miłość (wraz z oczami) zawiera się w wyważonym kącie pomiędzy czubkami - nosa i jęzora.
UsuńTy przestań lepiej chodzić do ten sklep. Jak oni w niego nie mają cebuli, to ja tak sobie myślę, że jego prowadzi jakiś antysemita!
OdpowiedzUsuńA moze Polak? Majacy dosc Cebulandii? (Choc to nie wyklucza antysemityzmu.)
UsuńJuż wiem, że cebula:)
OdpowiedzUsuńZ czym Wy tam jecie jajecznicę, się pytam?
A psiak świetny, w najwyższych amorach:)))
Ze szczypiorkiem! Ten, o dziwo, jest. Kiedys jak w miesnym lezala tylko slonina, to sie ludzie zastanawiali co sie stalo z reszta swini. Tutaj mamy podobna zagadke z cebula ;)
UsuńAch, kusi rozpętać skandal międzynarodowy, wysłać skrzyneczkę do pani w Berlinie, podpisać 'bo koleżanka pisała, że za biedni na to jesteście!'.
OdpowiedzUsuńA czy inne sklepy oferują więcej możliwości we wiadomym temacie?
Tak, naokolo mozliwosci sa nieprzebrane. Ten sklep to taka bezcebulowa wyspa. Co czyni to zagadnienie jeszcze bardziej zastanawiajacym.
Usuń