Państwo pozwolą, oto lord Foxly.
Proszę uchylić kapeluszu lub zasalutować szpadą od munduru galowego. Co?! Nie macie szpady?!! Pffff! O tempora, o mores... Chociaż kapelusz? No to proszę się przynajmniej ukłonić, bo jest przed kim!
Ekscentryczny ten przodek naszego znajomego Stefana, sportretowany został tu w cylindru i monoklu wraz ze swoim przyjacielem, karpiem Wigiliuszem (Wigiliusz nie nosi cylindru i monoklu ze względów alergicznych) i wisi w norze Stefana w komorze paradnej stanowiąc cenną pamiątkę rodzinną. Portret wisi oczywiście, nie sam Lord.
Lord Foxly był za życia słynny w całym Foxshire. Był idolem (i często wybawicielem) wszelkiej zwierzyny łownej w okolicy – i wrzodem na wypudrowanym tyłku polującej arystokracji. Wystrychnął na dudka niejednego szczwanego myśliwego podczas polowań na lisa, zmylił tropy niezliczonym sforom gończych psów, wyprowadził w pole najwytrawniejszych tropicieli. Z powodzeniem latami wodził za nos najlepsze ogary, lekką łapką przemykając bezszelstnie ostępami dzikich krzaczorów, lisim sprytem myląc trop na zamglonych wrzosowiskach i gubiąc ślady w leśnych ruczajach.
A wszystko to, nawet nie ściągnąwszy cylinderka.
Był nieuchwytny. Polujących lordów, hrabiów i grafów z kraju i zagranicy doprowadzał do szewskiej pasji.
Mówi się, że książę DuPą, dziko rozjuszony kolejną porażką, zerwał z głowy najpierw swój fikuśny kapelutek, potem białą peruczkę tkaną z najdelikatniejszej wełny z brzuszków angorowych zajęców, cisnął je pod nogi i z siarczystą wściekłością rozdeptał.
Następnie zzuł myśliwskie buty i zębami rozszarpywał je na kawałki, które pożerał, wyjąc upiornie jak cmentarna strzyga i tocząc dokoła przekrwionymi oczami, z których nawet niepiśmienna służba z łatwością i przerażeniem wyczytała, iż ich pan udał się na najbardziej odległy skraj szaleństwa i prędko nie wróci. Buty były wysokie do kolan, więc ich obróbka zajęła księciu chwilkę, a że nie przestawał ani na moment wyć, wypłoszył wszystkie okoliczne bażanty i kuropatwy, jeszcze bardziej uszczuplając w ten sposób pulę zwierzyny łownej.
Kiedy już się zmęczył i nie był w stanie dłużej wyć obłąkańczo, książę ruszył boso i łyso - wszak ni kapelutka, ni peruczki - w stronę swojego konia, skowycząc tylko cichutko ostatkiem sił, ze zwisającym z ust niedojedzonym strzępem lewej cholewki. Przygarbiony, z przymkniętymi z wyczerpania oczami i rękami zwisającymi bezwładnie wzdłuż ciała, został odwieziony do zamku, gdzie podobno do końca życia wegetował zdruzgotany, głównie siedząc w fotelu w stanie przygnębienia i melancholii. Mówi się, że książę DuPą, dziko rozjuszony kolejną porażką, zerwał z głowy najpierw swój fikuśny kapelutek, potem białą peruczkę tkaną z najdelikatniejszej wełny z brzuszków angorowych zajęców, cisnął je pod nogi i z siarczystą wściekłością rozdeptał.
Następnie zzuł myśliwskie buty i zębami rozszarpywał je na kawałki, które pożerał, wyjąc upiornie jak cmentarna strzyga i tocząc dokoła przekrwionymi oczami, z których nawet niepiśmienna służba z łatwością i przerażeniem wyczytała, iż ich pan udał się na najbardziej odległy skraj szaleństwa i prędko nie wróci. Buty były wysokie do kolan, więc ich obróbka zajęła księciu chwilkę, a że nie przestawał ani na moment wyć, wypłoszył wszystkie okoliczne bażanty i kuropatwy, jeszcze bardziej uszczuplając w ten sposób pulę zwierzyny łownej.
Zamkowy lokaj odźwierny miał wydany przez księżną małżonkę nakaz rekwirowania gościom przy wejściu wszelkich artykułów galanteryjnych z lisiego futra, gdyż na ich widok książę wpadał w szał, zaczynał toczyć pianę, i rzucał się na niewinny kołnierz lub etolę niczym wściekła fretka, co kończyło się szramami na twarzach gości i oziębieniem stosunków towarzyskich. A na to księżna nie mogła wszak pozwolić.
Nawet najdoskonalsi królewscy tropiciele przegrywali sromotnie z Lordem Foxly i regularnie wyprowadzani w pole, strzelali tam buraka ze wstydu, że jeden lis robi tylu ludzi w konia. (Koniom jednakowoż było wszystko jedno, gdyż są to zwierzęta prostego i ograniczonego pomyśluknu, mieszczącego się akurat między "wio" a "prrr")
Nic więc dziwnego, że Foxly szybko zyskał wśród mieszkańców lasu rangę idola, i nawet dumne, zimnookie wilki kłaniały mu się na dzień dobry. Wiewiórki przynosiły mu czasem orzechy z ludzkich sadów, borsuki częstowały go jagodami a niedźwiedzie miodem, słodkim i pachnącym, lecz tu akurat nasz lis starał się zachować umiar ze względu na oczywistą konieczność utrzymywania stale doskonałej formy i figury.
Co do karpia Wigiliusza natomiast - niecodzienne jego imię pochodzi od tego, że Lord wykradł go pewnej grudniowej nocy z drewnianej balii stojącej w zamkowej kuchni, gdzie biedak zczezł byłby niechybnie, przerobiony na świąteczne filety. Foxly zawitał do owej kuchni w celu zwędzenia kawałka słoninki.
Ujrzawszy nieboraka ledwo żywego ze strachu, w balii ustawionej z widokiem na pieniek i sierierkę, poczuł momentalnie ogromny gniew oraz braterstwo dusz zwierzyny łownej, zawinął rybę w swój ciepły, wyszczotkowany na puszysto ogon i uprowadził. Nie zapominając oczywiście o słonince. W jednej z komór swej eleganckiej nory wpuścił karpia do małej, cynowej wanienki w kształcie pałacyku, którą z komnaty książęcego infanta świsnęły kiedyś szopy pracze.
Ujrzawszy nieboraka ledwo żywego ze strachu, w balii ustawionej z widokiem na pieniek i sierierkę, poczuł momentalnie ogromny gniew oraz braterstwo dusz zwierzyny łownej, zawinął rybę w swój ciepły, wyszczotkowany na puszysto ogon i uprowadził. Nie zapominając oczywiście o słonince. W jednej z komór swej eleganckiej nory wpuścił karpia do małej, cynowej wanienki w kształcie pałacyku, którą z komnaty książęcego infanta świsnęły kiedyś szopy pracze.
Karmił go i pielęgnował, a gdy u Wigiliusza minął największy stres, zaczęli wieczorami snuć tak interesujące rozmowy przy kominku, że na wiosnę, gdy Lord chciał zwrócić mu wolność i wypuścić do odmarzniętego jeziora, Wigiliusz wcale nie chciał. Twierdził, że zima spędzona w lisiej norze była najpiękniejszym czasem w jego życiu, gdyż w jeziorze co prawda posiada liczną rodzinę, ale przy wszelkich próbach podejmowania inteligentnej dyskusji bądź nawet zwykłej, towarzyskiej rozmowy, wszyscy nabierają wody w usta, udają Greka, albo po prostu spływają. A jako że Lordowi też żal było się rozstawac z tak rozgarniętym przedstawicielem rodziny Cyprinidae, ucieszył się bardzo i zaraz zabrał się za organizowanie większego baseniku dla swojego przyjaciela, żeby mieszkać mógł wygodniej i swobodniej.
I tak oto zostali w norze razem, lis i karp, złączeni więzami pięknej, ponadgatunkowej przyjaźni, gawędząc wieczorami przy wesoło trzaskającym ogniu, i obmyślając razem nowe taktyki wywodzenia w pole i ucierania nosa. A Wigiliusz okazał się nie tylko doskonałym kompanem do rozmowy, ale też i wyśmienitym strategiem, gdyż był z niego zaprawiony w bojach, szpakami karmiony basałyk, który podczas swego życia w jeziorze umknął był już niejednej zębatej, szczupaczej kłapaszczy.
I żyli tak długo i szczęśliwie, a historia ta pochodzi z pamiętników samego Lorda, które oprawne w piękne, jesienne liście bukowe, znajdują się także w norze Stefana i zostały nam przez niego uprzejmie użyczone.
.......................................................................................................
APDEJT SPOWODOWANY SKLEROZĄ AŁTORKI
Bo całkiem mi ze łba rogatego wyleciało, że mam do państwa prośbę!
Otóż jakby ktoś przypadkiem miał kilka starych, niepotrzebnych gwoździ, takich na 3-5 cm, mogą być zardzewiałe, pokrzywione, wszystko jedno (a nawet lepiej, wszak wiecie, że ja lubię wszystko, co krzywe) ważne, żeby stare, nie srebrno błyszczące nowością.
Mogą też być wkręcane haczyki bez tej takiej plastikowej części co to się ją do ściany / sufitu wkręca, a więc już może też niepotrzebne.
Albo na przykład inną drobicę metalową jak kółeczka - ale nie takie do kluczy, tylko wycięte w metalu małe kółeczka (to są chyba jakieś podkładki, ale nie wiem po co). Co leżą bo szkoda wyrzucić, a do niczego nie potrzebne. Co?
I jakby ten ktoś przypadkiem miał ochotę wsadzić je w kopertę i mi wysłać - to byłabym straszliwie wdzięczna! Znajdzie się ktoś na ochotnika wsparcia buraczanej tfórczości? Taki mecenat, powiedzmy ;)
:*
Nie wiem, czy to będzie komplement, ale czytając to piękne opowiadanie, pomyślałem sobie, że mogłoby być przeznaczone dla dzieci. Kilka takich plus rysunki i mamy bestseller :) Rzadki przypadek kiedy autor sam ilustruje. Dla dorosłych też by mogło być. Rysunki są Ok, trzeba tylko dodać nieco seksu i przemocy :)
OdpowiedzUsuńA pewnie, ze komplement, klaniam nisko i kitą zamiatam!
UsuńAle z tym seksem i przemoca to wtedy juz nie bylo by dla dzieci chyba :) No i nie wiem, czy kradniecie sloninek i wanienek jest wychowawczo dopuszczalne? A wypudrowane tylki to juz pewnie absolutne "no go" ...
Komplement komplementem, ale Ove prawdę szczerą pisze! Poza oczywista seksem i przemocą ;)
UsuńŚliczne, cudne, boskie!
A ponieważ nadrabiam czytelniczo, to gratuluję dwóch par jeansów :)
No i Diable kochany DZIĘKUJĘ! Już Ty wiesz za co!
No to jeszcze raz dygam i kłaniam :)
UsuńA te jeansy to był łup stulecia!
(zebys Ty wiedziala, jakie scenariusze najrózniejsze mi sie przez ten leb rogaty przewinely. A jeden "lepszy" od drugiego. No. Takze ten, dobrze, ze wylazlaz spod mebli i moge nareszcie z tym skonczyc)
Cudeńko. Czekam na więcej seksu i trochę wieprzowiny, może być dzika!
OdpowiedzUsuńZa dzika wieprzowina trzeba gonic. Ja nie mam sily gonic, gdyz ma racica prawa nadal niedomaga. Wiec swininka tylko oswojona i nienarowista. Najlepiej to zostanmy przy tej slonince, ona nigdzie nie ucieka.
UsuńJeśli już będzie i seks i wieprzowina, to ja poproszę wszystko umieścić pod krzakiem kaliny... :-)
OdpowiedzUsuńW kalinowym chrusniaku? :-)
UsuńMasz punkt za znajomość poezji i flory krajowej.
UsuńDzięks! Wykorzystam, jesli kiedys będę aplikowac o posadę lokalnego barda :)
UsuńA wiesz, ze ja nadal - no przepraszam - nadal i niezmiennie widzę Krecika? Naprawdę nic na to nie umiem poradzic...
Łahaha! Zapomniałam o tym! Pozdrawiamy, Krecik z Kaliną ;-)
UsuńJa nie potrafie o tym zapomniec. Krecik i koniec, kropka. Siedzi mi on w podswiadomosci chyba, wykopal sobie tam zgrabny dolek i nie chce wyjsc...
UsuńLudzie, to chyba JA jestem od seksu, nie? Czekajcie, czekajcie, zwyrodnialcy!
OdpowiedzUsuńTo było do ludzi, zwierząt i roślin. A teraz do Diabła: i pomyśleć, że jego potomek ma u mnie wylot nory! Piękna opowieść, piękna, całuję końcówkę ogona (to już zajawka seksu, taka gra wstępna).
Widzisz? Wszyscy chca tylko jednego rodzaju emocji, zwyrodnialcy. A sie tak niby nasmiewaja z niezliczonych twarzy niejakiego Greya.
UsuńWyszlo szydlo z worka, rozpustnicy!!!
Oni to u mnie zdradzili, że łakną seksu i widzisz jakie efekty? Łażą po blogosferze i szukają okazji w erzacu.
UsuńMuszę poślinić moje pióro języczkiem uwagi i stworzyć jakąś Pieśń nad pieśniami.
To szybko, bo sie calkiem rozbisurmanią, a wiesz że niezaspokojone rządze są niebezpieczne!
UsuńBożena wcale nie jest pewna, czy tam jakieś grubsze układy nie wchodzą w grę pomiędzy Wigiliuszem i Lordem F. Tak to jakoś wygląda, że Wigiliusz ma swoją tajemnicę i nie może puścić pary z gęby, bo się zrobi bardzo niebezpiecznie, może nawet sam Lord F. położy życie na szali - a jak widać, zupełnie jest tego nieświadom!
OdpowiedzUsuńKryminał tu jest jakiś, a nie erotyk, Publiko Droga!
Wiesz ze ja tez tak mysle, patrzac na wyraz ich pysków? A kto wie, moze ta cala historia to sciema i chodzi o jakis niecny szantarz? (zwróc uwage na mine Lorda F. - niby z pozoru dumna i dostojna, ale jak sie przyjzec, to moze raczej zacieta i zdecydowana? No i ten przestrach w oczach Wigiliusza...)
UsuńCZYLI JEDNAK!
UsuńMoze, moze? Kto wie? ....
UsuńTak paczę i paczę i paczę - oniemiana - jak ty potrafisz tak kaligrafować?!
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, racicą nie jest latwo. Dlatego tez raczej dosyc krzywo to wyszlo. Ale chęci byly dobre - choc nimi podobno pieklo wybrukowane ;)
Usuńpierwszy komentarz dotyczy fizjonomii lisa eh ech Diable lis jest piękny a w ogóle kreskę masz przecudną...a drugi dotyczy opowiadania )) i ja tez myślę, że dla dzieci, bo wiesz dzieci w kraju tutejszym powinny dostawać jak najwięcej dobrych opowiadań, bajek i dobrej kreski )) bo to bardzo wymagająca publika i byle czym jej nie zadowolisz ani nie przekupisz )))
OdpowiedzUsuńDziekuje bardzo! A i Stefan wzruszony, ze historia Przodka znalazla taka poczytnosc.
Usuń:*
Oj, nie wydaje mi się, żeby to było opowiadanie dla dzieci. Chyba że dla dorosłych dzieci.
OdpowiedzUsuńA Buraczany Diabeł to taki trochę Antoine...
Bajki dla dorosłych dzieci zawsze lubiłam! Chłonę to jak kania dżedż ;)
UsuńMam gdzieś w domu skrzynkę jakiegoś zardzewiałego żelastwa i jeśli ten APDEJT jest wciąż aktualny (Ałtorka ma może sklerozę, ja zaś jestem ślepa :D), to poszukam i poślę w świat :)
OdpowiedzUsuńMitenki kochana, naprawde?! :D
UsuńApdejt jak najbardziej aktualny, gdyz z wczoraj jest. No bo na poczatku zapomnialam.
Dasz maila do Ciebie? na: aryatara_a@yahoo.de
Buziaków tysiac!!! :*
No tak, co mogły buchnąć szopy pracze, jak nie wanienkę :D
OdpowiedzUsuńHistoria hrabiego DüPą - miodzio! (ach, widzę właśnie, że on się pisze przez "u" ale zostawię już te krociopki bo jakoś spasowały)
O tempora, o mores, nie mam szpady! Ach, ta dzisiejsza młodzież!!! (Młodzież, buhahhhaha, tjaaaa...) Ale mam za to dwa szpadle i szpagat - sznurek taki. Nie mylić ze szpagatem figurą gimnastyczną z którym nie mam i nigdy nie miałam nic wspólnego!
Mozesz zasalutowac szpadlem, liczy sie gest ;)
UsuńA szpagat wiesz ze umialam? W podstawówce to bylo, jako szczuple, gibkie i niezwykle rozciagliwe dziewcze. Teraz oczywiscie nie umiem ani pól - ale jeszcze dotkne calymi dlonmi podlogi przy prostych nogach, wiec nie jest tak zle!
Jakby ten mecenat byl potrzebny jeszcze w czerwcu, tak powiedzmy drugiej polowie, to pisz Diable, wiesz gdzie. na Planecie Oljczystej mam tego multum, tzn w zasadzie Fader ma ale w MOIM garazu, wiec sie podzieli.
OdpowiedzUsuńNa Wyspie to ja minimalistka jestem bo nawet ten mlotek w kwiatki *ze zintegrowanym zestawem srubokrecikow) uzywam i w domu i zagrodzie, tfu, chcialam powiedziec i w kuchni to lupania czekolady i ziaren siemienia, i do naparzania gwozdzikow i zamykania opornych szczelin.
---------------------
Lis jak lis ale ja zawsze patrze na obrazki zanim zaczne czytac i pierwsza mysl byla ze Stefan zostal Nobsem, a ze "noblesse oblige" to prezentuje do portertu swoje trofeum... ;) zatem, jakby za Bozenowym tokiem myslenia podazam moj pokrzywiony umysl ;)
Stefan Nobsem :DDDDDDD AAAAaaaaaa!! matkobosko, padlam !!!!! :D
UsuńCóz za piekna idea - nadaje sie, co nie? Celebryt bylby z niego ze ho ho! Na pewno ma "to cos" w genach po szanownym Przodku!
(Dobra, zobaczymy czy Mitenki odnajdzie ta skrzynie ze skarbami. Moze jeszcze gdzies ma mape :) Jakby co, dam znac, dzieki mRufo!!!)