wtorek, 26 kwietnia 2016

Just another brick in the wall?


Dyrektor szkoły mojego dziecka to człowiek miły, sympatyczny, inteligentny - gada czterema językami na przykład, na poziomie wyższym niż wielu nativów - tylko tak trochę naiwny jest i łatwowierny. Nieobecny duchem. Niski człowieczek będący wiecznie w pośpiechu, z dziecięcym tornisterkiem, powiewającym szalikiem i krzywo zapiętą kurtką. Biegnie przez szkolny korytarz albo podwórko rozrzucając naokoło uśmiechnięte "dzień dobry" wszystkim bez wyjątku i całkowicie na oślep, żeby przypadkiem nie urazić kogoś znajomego, bo przecież i tak nie widzi, kogo mija (czy w ogóle kogoś akurat mija), bo głowa w chmurach.

I przez tą naiwną wiarę w to, że wszyscy reformatorzy edukacji i oświaty chcą dla uczniów dobrze (więc widzicie, jaki łatwowierny człowiek), dał sobie wcisnąć pewien projekt, taki eksperyment. I niestety nie ma od niego odwrotu. Uczniów ani rodziców projektodawcy oczywiście nie pytali, czy owemu eksperymentowi w ogóle chcą się poddać. Spryciarze. Pewnie spora kasa za wdrożenie była w grze, bo jestem pewna że wiedzieli, jaka byłaby nasza odpowiedź. A dyrcia urobili pewnie raz-dwa.


A oto i ów projekt służący... eee, no właśnie, czemu właściwie służący? Otóż:

Obiera się temat przewodni, który będzie omawiany na każdym adekwatnym do tegoż tematu przedmiocie codziennie przez trzy miesiące (!) Czyli tu akurat na niemieckim, angielskim/hiszpańskim, geografii, historii z polityką i bodajże plastyce. Biologia, matematyka i chemia są na szczęście nieadekwatne. Czy muzyka też, nie pamiętam, szczerze mówiąc - albowiem szczegóły tego projektu zalały mi mózg krwią, która z hukiem wodospadu wpadła między neurony i troszku je poobijała, skutkiem czego odmawiają teraz współpracy ilekroć zaczynam o tym projekcie myśleć.

Tematem są - oczywiście - imigranci. No bo co by innego. Toż przecież nie ma tematów, które potrafiłyby bardziej zainteresować młodych ludzi nauką. Ja wiem, że to aktualne, że ważny temat, że kształtujemy przyszłość (nie tylko) Europy. Ale litości, codziennie po 3-6 godzin prze trzy miechy to odrobinkę jednak za dużo chyba. Plus godziny poświęcone na pisanie w domu niezliczonych elaboratów na jeden i ten sam temat... Wątpie, czy politycy aż tyle czasu siedzą nad tym zagadnieniem.

Ale teraz jeszcze wisienka na torciku, trzymajcie się: każdy uczeń ma przez ferie (jest tydzień w maju) ZNALEŹĆ SOBIE JEDNEGO IMIGRANTA z Bliskiego Wschodu, Afryki lub Ameryki Południowej, przeprowadzić z nim wywiad, a pod koniec eksperymentu przyprowadzić ze sobą do szkoły - jak jakiegoś chomika - na event, imprezkę, szkolną wystawę chomików. Miło widziane jest, jak chomik zatańczy lub zaśpiewa, przygotuje potrawę ze swojego kraju lub zaprezentuje inne narodowe ciekawostki lub walory.
 

_(°~°)_

Nosz kur*#§*!!°'!!!mać.


No i teraz nie wiemy za bardzo, jak ten torcik ugryźć. (Kwestię uchomiczenia imigranta pomijam, nie mam siły.) Od tygodnia myślimy, i nic. Jak i połowa klasy i rocznika w szkole zresztą. Druga połowa kogoś tam znalazła, bo dysponują okolicznością zwaną "krewni i znajomi Królika". Ale my nie. W robocie też wszyscy made in Germany. I co teraz? Chodzić po mieście i nagabywać obcych ludzi o wywiady, gotowanie i szkolna imprezę? W akcie desperacji samemu ubrać karnawałowe pióra i brokaty i udawać dla dziecka na evencie niemą i głuchą (z racji nieznania języka) Królową Samby? Niejednym idiotycznym projektem już nas tutejsze szkolnictwo obdarzyło, uparcie stawiając na drodze edukacji wysokie mury w bezsensownych całkiem miejscach i sadząc kolczaste żywopłoty ukryte niespodziewanie za zakrętem, i widać dalej pragnie kultywować tą tradycję.

Na przykład zlikwidowali sobie kiedyś nagle jeden taki rodzaj szkół nikomu o tym nie mówiąc. Po ukończeniu pewnego poziomu ludzie mieli plany na następny, właśnie wielu z nich w szkole tego zlikwidowanego typu, i kiedy zaczynali się rozglądać za konkretną placówką - to a kuku, level canceled, ale co masz teraz zrobić, to ci nie powiemy, gdyż nie mamy pojęcia. Nawet poszłyśmy się poradzić do takiego specjalnego centrum edukacyjno-zawodowego dla młodzieży, że psze pani, co teraz, jakie alternatywy - a pani nawet nie wiedziała, ze te szkoły po wakacjach zostaną zlikwidowane. Dopiero przy nas obdzwoniła kilka i się przekonała. Ale żebyście widzieli jej twarz, jej wyraz i kolory. Przeszła przez tęczę kobieta.

Jednak jakoś w trudzie i znoju wyjście się zawsze znajdowało, ale teraz, przyznam że nawet nie wiem, w którą stronę...

Smutne to. Smutne, że szkoła nie potrafi zachęcać do nauki. Że nie rozwija, tylko dusi i przygniata wrodzoną przecież każdemu ciekawość. Tak jakby chciano z premedytacją odsunąć ludzi od nauki, zniechęcić do szkoły. Naprawdę, ludzie narzekają na szkoły w Polsce, ale tu jest tak samo. Więcej przykładów? Proszsz:

 
Poprzednia szkoła:

- Nauczycielka chemii po prostu i bez powodu nienawidzi i gnębi niektóre osoby. Na przykład na każdej lekcji omija wzrokiem rękę takiej osoby, wyciągniętą do odpowiedzi, a pod koniec półrocza wystawia 6 z aktywności na lekcji ze złośliwym uśmieszkiem mówiąc "Ja coś nie widziałam, żebyś się zgłaszał(a) na lekcjach". A to bardzo zaniża tutaj ocenę końcową. Albo za prawidłową odpowiedź daje różnym osobom skrajnie inną ilość punktów. (Skargi nic nie dają)

- Na przerwie, także tej długiej, godzinnej, klasy 5-9 muszą opuszczać budynek szkoły (zostać mogą tylko starsi, 10-13). Mróz, śnieg, ulewa, wszystko jedno, raus. Stój se 15 minut na deszczu na podwórku (zadaszenia nie ma żadnego nigdzie) a nawet i godzinę, bo tam nie bardzo jest gdzie pójść, z resztą przecież cała (duża) szkoła nie pójdzie na godzinę do tych dwóch-trzech mikrych  kawiarnio-piekarni w pobliżu. Pada godzinę deszcz - stoisz godzinę na deszczu i jesz mokrą kanapkę. (Skargi nic nie dają)

- Nauczyciel historii całą lekcję szepcze coś cichutko odwrócony do okna albo wtulony w kołnierzyk, nawet w pierwszym rzędzie słabo go słychać. Każe coś pisać - ale co? Jak zapytasz się kolegi z przodu - masz pozamiatane, zapomnij o zaliczeniu ćwiczenia. Uczniowie usiłują więc czytać z ruchu warg kolegów w pierwszym rzędzie. (Skargi nic nie dają)

- Szkolna "pani od problemów" no czyli taka etatowa Ciocia Dobra Rada dla uczniów, uczniów tych nienawidzi ogólnie, wszystkich. Przeważnie jej i tak nie ma w biurze, a jak się już uda ją złapać, to mówi (a raczej drze ryja) wprost, że są tępi i głupi i że będą zamiatać ulice, bo do szkoły się nie nadają i że ona im nic nie pomoże, bo są tępi i głupi. (Skargi nic nie dają)



Aktualna szkoła:

- Nauczyciel angielskiego nie oddaje klasówek przez 2 miesiące, a teczek z ćwiczeniami przez 4 miesiące, i przekupuje klasę wyjściem na lody, żeby go nie podkablowali u dyra. JESZCZE nie podkablowai, ale cierpliwość im się kończy.

- Nauczycielka biologii jest tak niezorganizowana, że (jeżeli w ogóle przyjdzie na lekcje) przez pierwszą połowę lekcji usiłuje nieporadnie zakumać o co tu kurna chodzi, co ja tu robię i co to za jaszczurka sie na mnie paczy z tego słoika na półce (siedzi i grzebie w swoich papierkach, od czasu do czasu toczy wokół przerażonym wzrokiem), a przez drugą połowę gada kompletnie od rzeczy i bez sensu sprawiając wrażenie mocno "wczorajszej", i potem na klasówce jest wiele nieprzyjemnych niespodzianek, bo wielka większość pytań dotyczy nieprzerabianego materiału - choć ludzie uczą się sami "na czuja" to jednak ciężko jest tak dobrze trafić. (Skargi nic nie dają)

- Dla nauczyciela matematyki ważniejszy jest format zeszytu (ma być A4) niż to, że uczeń się stara. Oczywiście wyjawia to dopiero po jakimś czasie, i jeśli masz zeszyt A5, to masz pecha, nie masz już co liczyć na łaskę.

- Nauczycielka informatyki nie umie wytłumaczyć i przekazać wiedzy, bo jej znajomość niemieckiego jest niewystarczająca. (Skargi nic nie dają). Do tego pani ta jest jedną z dwóch wychowawczyń klasy. Na wszelkie pytania i problemy odpowiada "Tak, tak, w przyszłym tygodniu, dobrze". [Ja, ja, nächste Woche, ok."]

To tylko kilka przykładów z naszego bogatego życia szkolnego. O, jeszcze ostatnio jakiś siedemnastolatek walnął dziesięciolatka w głowę młotkiem na przerwie, znaleziono też przy nim duży nóż kuchenny. Ale to też w tej poprzedniej szkole, opowiadała to koleżanka, która tam została.



My też mieliśmy nauczycieli-świrów, łojezu i to jakich, ale jednak było inaczej - ocenę można było poprawić, material nadrobić (jeśli komuś zależalo oczywiście) żeby na koniec wyjść z jedynek czy tam z czego kto chciał wyjść. Tu najważniejsza jest praca końcowa, pod koniec semestru, czyli niepoprawialna - ona w 80%-ach wpływa na ocenę semestralną. I jak przez pół roku nic konkretnego się na lekcjach nie działo (patrz: biologia, historia, informatyka) to choćbyś się sam uczył nie wiem ile, ciężko jest utrafić w tematy, bo podstawą nauczania nie jest książka, tylko różne takie ksera przynoszone przez nauczycieli. A pytania na pracy semestralnej są definiowane przez materiał obowiązkowy - którego zakresu uczniowie nie znają. Mają wszak tylko te ksera.

Ooooj, no to wylało się ze mnie. Dobra, już nie będę. Ale kurczę, quo vadis, edukacjo.

 
O, nawet ryby jakieś takie smutne, i zamyślone nad losem rodzaju człowieczego: 
 
 

 
 
( Można sobie przy kawie poszukać szczegółów różniących łoba łobrazki )
 
 


...................................................................................................................................
 


 
A teraz z całkiem innej beczki, gdyż dość tego smucenia :)

Ale ale, jeszcze jedno jednak - bo, cholera jasna, od czterech dni pada ŚNIEG. A nawet grad. Oraz deszcz. Naraz lub w dowolnych kombinacjach. Jeszcze trochę, i będę gotowa uwierzyć w chemtrails. Była ostatnio gdzieś manifestacja na ten temat, i pokazywali jedną panią, która twierdziła, że Prince tuż przed śmiercią wypowiedział się o chemtrails. I że ona niczego nie sugeruje ALE jednakowoż zaraz potem znaleziono go umartego. Inna pani pokazywała natomiast jakiś kamień, który przetwarza złą atmosferę z chemtrails w dobrą. Taki jakiś pozytronit, pewnie sobie przywiozła z tej samej planety, na której spotkać można pajtrakały symforowe i końdzioła w trykrętnych pordeljansach*

 
No to teraz bohater pozytywny dzisiejszego odcinka: otóż namalowałam pegazowi Herozjuszowi brata bliźniaka, bo czasem tak mam, że jak coś skończę to chcę od razu jeszcze raz, bo tak fajnie jest (patrz ryby powyżej ;) No więc mam teraz dwóch bohaterów na kwadracie - czyli dużo za dużo testosteronu i adrenaliny jak na mój metraż. Kopytami się tłuczą od rana do nocy o wieniec zwycięzcy, wszystkie liście laurowe z półki z przyprawami kradną, pozbawiając moje zupy aromatu. (Uwielbiam zupy, jestem nieuleczalnym zupocholikiem)

W związku z czym Herozjusz I z poprzedniej notki jest do wzięcia po niezwykle atrakcyjnej cenie 15 ełro łącznie z przesyłką - choćby do sąsiedniej galaktyki! Jak ktoś byłby zainteresowany, to pisać tu: aryatara_a@yahoo.de to mu wystawie na DaWande czy cóś.
 


 

(rysunek oczywiście bez dziurów i napisów, format A4)



Oraz mam na guziku moich spodni - ja namiętnie czytam guziki, taka słabostka niegroźna - napis "Crazy Lover" :) No? Ma ktoś lepszy, no?
 
 
Sincerely yours, Crazy Lover From Hell.



 
.........................................................
* Hasło bardzo popularne swego czasu, ale jakby kto nie znał:

"Zwracam uwagę, że pod wpływem peyotlu ma się ochotę na neologizmy językowe. Pewien mój przyjaciel, pod względem mowy najnormalniejszy w świecie człowiek, tak określił w transie swoje widzenia, nie mogąc dać sobie rady z ich przekraczającą wszelkie normalne kombinacje słów dziwnością: „Pajtrakały symforowe i końdzioł w trykrętnych pordeljansach". Takich sformułowań stworzył wiele pewnej nocy, gdy sam leżał otoczony widziadłami. Pamiętam to jedno tylko." (Witkacy, "Narkotyki")

72 komentarze:

  1. Wybierz mnie! Wybierz mnie! Ja jestem IMIGRANTEM! I moge zatanczyc zonglujac pierogami.
    A poza tym, to odcielam dzieciom dostep do KIKA, bo ilosc programow o uchodzcach i odmienianie slowa 'tolerancja' przez wszystkie dostepne przypadki wywolywala we mnie reakcje odmienne niz te (chyba?) zamierzone. Takoz samo, ogladam magazyn kolorowy dla dzieci. Magazyn ze zdjeciami kotkow, szczeniaczkow i porodowki u wiewiorek. Przynajmniej dotychczas o tym byl ow magazyn. Teraz nagle, poczucie misji nakazalo wydawcy wkleic miedzy kotki i szczeniaczki fotoreportaz o uchodzcach. Zgrzytam zebem madrosci! Bo ja mam! I uzywam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaczko droga! Ale nie jestes wszak z bliskiego wschodu, afryki ani ameryki pld! Nie jestes nawet kaczka po pekinsku - moze by wtedy od biedy jeszcze zaakceptowali ;)

      Ja zdarlam z lodówki przyklejona przez Borsuka nalepke "Kein Mensch ist illegal". Nie z powodu konfliktu pogladów, tylko po prostu nie moge juz na to patrzec.

      Usuń
  2. Łooo! Tym razem Angela GRUBO przesadziła. Ale w sumie - bo to pierwszy raz?
    Najbardziej podobał mi się pomysł z przydziałem imigrantów per kraj, jak jakieś kwoty mleczne, *urwa. Z tymi kwotami zresztą też grubo przesadziła, bo najpierw rolnicy płacili karę za nadwyżkę mleka (a weź tej krowie, w sensie krowie, nie Angeli, przetłumacz, żeby dawała mniej, jak ona akurat ma melodię na produkcję), a teraz te kwoty znieśli, mleko za bezcen, rolnicy w kredytach i idź pan fchuj z taką polityką.
    No, to też sobie ulżyłam.

    Looking on the bright side, though... Na imigranta WEŹ MNIE! Wywiadu udzielę listownie, nie ma problemu, nikt nie udowodni, a gdy przyjdzie czas na bibę, chętnie przyjadę z kozą Bożeną. Ja się nawpycham niemieckiego wurstu (w ramach biedakuchni polskiej przywiozę sianokiszonkę z podagrycznika, szczawiu, mirabelek i kurdybanka), a koza Bożena zaśpiewa i zatańczy. Można przeklinać? Bo Bożena ostatnio dużo... Ale przecież i tak nikt nie zrozumie, więc jesteśmy na bezpiecznym, c'nie?
    Mówię Ci - WEŹ MNIE. Byłam pierwsza, jakby co.

    (rysunki jak zwykle całuśne. Kocham Twoje ryby, a ten Pegaz wygląda zupełnie, jakby się w mojej koziarni stołował :D)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O żesz Kaczka! Się mie wślizgnęła, gdy ja udowadniałam, że nie jestem robotem, tylko RO-BO-LEM! No weź, WEŹ MNIE.

      Usuń
    2. I jeszcze może dodam, że prawdziwy imigrant MUSI mieć kozę. Kaczka, masz kozę? No to z czym Ty do ludzi, ja się pytam? Dynia się nie liczy. O imigrantach z dyniami nikt dowcipów nie opowiada!

      Usuń
    3. Fakt (albo FAK!) ale ja Biskwita mam! Zje i kurdybanka, i mirabelki, i koza Bozena niech sie tez nie czuje bezpiecznie!

      (Poza tym, ja nic Diablu nie musze udowadniac. Znac wierzy mi na slowo, ha!)

      Usuń
    4. Przeczuwam, ze wyciagniesz tu zaraz Kanionek, ze imigrant musi tez miec KOMORKE. Mam! Jedna szara!

      Usuń
    5. Kanionek - jak przeklinanie bedzie odbywalo sie w niezrozumialym dla ludnosci lokalnej narzeczu - to hulaj dusza, ile fabryka dala. No limits :)
      Imigrant z koza jest ok, ale nie powinien byc z Turcji, gdyz nie jest to emigracja z powodów politycznych. Bo oni tak jak my, do pracy przyjechali. To znaczy wlasciwie jest to tez zwiazane z polityka, jak najbardziej, ale nie ma przesladowania -> nie nadaje sie do projektu.

      Usuń
    6. Niedobra Ty kaczko, imigranta do komórki chcesz wsadzac?

      Usuń
  3. Ach, jak dobrze, że edukację szkolną mam już za sobą. Niedawno zastanawiałam się czy nie urodziłam się za wcześnie, ale chyba nie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez sie przy kazdym swiezym njusie od córki ciesze, ze mam to za soba...

      Usuń
  4. Nie jestem emigrantką z Afryki, ale mam sąsiadów stamtąd i jedną uroczą Teherankę, ale nie wpasowuje się w kryteria, więc szkoda, bo kuchnia Perska jest obłędna. Myślę, że to ciekawy temat, ale jak jest niewielu emigrantów stamtąd w Twojej okolicy, to zadanie trudne. U nas wystarczy wejść do szkoły językowej i masz kogo chcesz :) ludzie mili i uczynni. Teherankę tak poznałam, bo mój syn potrzebował z historii opowieść tubylczą o Persji i teraz spotykamy się od czasu do czasu.

    tego pazia bliżniaka wezmę razem z noskiem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Temat moze i ciekawy z zalozenia, ale wykonanie nie za bardzo - wyobraz sobie codziennie przez kilka godzin rozprawiac o tym na prawie kazdej lekcji + elaboraty i godziny reserchu w necie, i tak 3 miesiace - nawet aniol stracilby cierpliwosc!

      a poza tym my naprawde nie mamy skad wziac tego imigranta. Powaznie rozwazam opcje sfabrykowania wywiadu z fikcyjnym osobnikiem. Niewychowawcze, wiem...

      blizniak - sold. :)

      Usuń
    2. Ojtam niewychowawcze, dacie radę, wyobraźnię masz, więc relaks :) kiss

      Usuń
    3. no ale jednak - takiego wiarygodnego imigranta? jest to pewnien stopien trudnosci...

      Usuń
  5. Umiem robić na drutach i lubię chodzić boso - jestem idealnym skrzyżowaniem ekwadorskich żon hodowców lam z republikańsko-środkowo-afrykańskimi żonami hodowców bydła rogatego. Mam też wiele innych zalet, które jako emigrantka chętnie zaprezentuję w stosowym czasie. Tylko poważne oferty współpracy proszę kierować na mojego maila. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a przyprowadzisz lame? lamy fajne takie sa!!! :D

      Usuń
    2. Jak poćwiczę, to sama kogoś opluję... ;-)

      Usuń
    3. spoko - moze byc pani od biologii. albo informatyki.

      Usuń
    4. Stwórz listę, żebyś potem o kimś ważnym nie zapomniała... ;-)

      Usuń
    5. Ha! Nastepna lista V.I.B.-ów ;)

      Usuń
  6. Bożena nie ma czasu teraz pisać, bo właśnie pakuje walizeczkę i szuka biletów tam do Was. Najpierw zostanie Waszym Imigrantem, machnie pierogi na pokaz, po niemniecku nie umi ni w ząb to się chyba nada. A potem zostanie nauczycielką dowolnego przedmiotu, skoro tam ciało pedagogiczne tak się świetnie trzymie.
    Szykuj herbatę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tee? Ja, ja, nächste Woche, ok.

      ;)

      Usuń
    2. Ale zobacz, jak to jest z tymi imigrantami .. jednego zapraszasz i leci od razu całe stado .. ;P

      Usuń
    3. I jacy zyczeniowy od razu! I wez sie tu rozerwij! Jednemu herbate, drugiemu komorke, trzeciemu koze...

      Usuń
    4. Coz... miejsce spotkania sie wielu kultur to zawsze tygiel pelen roznych ... eee ... preferencji ;)

      Usuń
  7. No i prosze, samo sie rozwiazalo. Mozesz na pokaz chomikow przyprowadzic dorodne stadko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko te chomiki wszystkie maja zbyt slowianskie rysy twarzy. Wydaloby sie...
      Niemniej jednak dziekuje serdecznie wszystkim chetnym, to naprawde milo z Waszej strony :))))
      No i humor mi sie przynajmniej poprawil troche :) :* Czasami sobie trzeba jednak zólci upuscic. Dla zdrowotnosci.
      Jakkolwiek prolemu to nie rozwiaze jednak... Ah, pora spac, tyle powiem. Gdyz wstac trzeba przed porannymi zorzami.

      Calusy dla wszystkich, karaluszki pod poduszki i zyrafy do szafy. Czy jakie tam macie insze preferencje :P

      Usuń
  8. Ale jak to? nie poszlo? :(
    No to ja w ramach buntu juz nic nie powiem.
    Tylko chlipne, ze spoznilam sie na Herozjusza... eh rzyzn podlaja...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mRufa, Ty i te Twoje rebusy - CO nie poszlo?

      Usuń
    2. a, czekaj czekaj, chyba rozwiazalam: ze nie doszlo, tak? ze napisalas?

      Usuń
    3. No.
      I mialam na tym zakonczyc, ale sobie przypomnialam ze moja malowmownosc zwykle budzi podejrzenia a wlasciwie to nic mi nie doskwiera, bo ta nowa fala G*na w Kolchozie to nawt niegodna wzmianki ;)
      Napisalam sie, napisalam, dowod przeprowadzilam dlaczego ja moge byc bo nie jestem imigrantem zarabkowym tylko politycznym i ze znam jedna australijke urodzona na Ukrainie co obecnie jest imigrantka we Francji i oferowalam ze ja bede by proxy reprezentowac na wystepach chomikow, a nawet pytalam czy jest w miescie jakis punkt informacji/wsparcia dla imigrantow, bo moze tam by pomogli znalezc kogos, ewentualnie zeby corka podpytala kolezenstwa, ktore ma krewnych i znajomych krolika a moze raczej Chomika i mogloby jej jakiegos udostepnic... I nic z tego nie przeszlo...

      Usuń
    4. W sumie to moze i dobrze, ze nie poszlo bo siadajac do pisania zamierzalam raczej odniesc sie krotochwilnie do czesci o "Pajtrakały symforowe i końdzioł w trykrętnych pordeljansach"
      Albowiem przypomniala mi sie taka jedna sytuacja kiedysmy mieli zajecia na mojej Alma Mater i zadanie grupowe polegalo na napisaniu jakiego case study przemyslowego i zilustrowanie problemow roznymi metodologiami, sama nie wiem po co, ale majaczylo nam sie ze pan prefesor chyba ksiazke pisal i potrzebowal do niej przykladow do tych metodologii. Oczywiscie fikcjowalismy jak najeci, bo raz ze skad my mamy miec case study przemyslowe, a dwa, nawet jak niektorzy mieli to za darmoche nie beda sie produkowac. (przyklad z mojej Alma Mater2, kiedy nasz opiekun grupowy tez mial podobny plan ale jawnie nam o tym powiedzial i zapytal czy mu napiszemy takiego case study i ze on nas wynagordzi. zgodzilismy sie i nawet nie chcialismy kasy, bo on byl sympatyczny i bardzo pro-studencki. I tak sie sparl i zaplacil nam tak ze nam w piety poszlo), no ale wracam do tych baranow, czyli prefesora co cwaniakowal. I dwoch kolegow z grupy poszlo p bandzie - napisali fantastyczny case study (nie chcie mi sie kombinowac jak to sie teraz po naszemu nazywa), poprawny w kazdym calu... o zakladzie produkujacym: Grebajgle do Szprycerow.
      (sprawdzilam - pisowna zgadza sie z zamierzeniami. Nic nie pokrecilam tym razem)

      Prosze ile sie nagledzilam zeby dojsc do meritum :)

      Usuń
    5. kurcze, a teraz mi sie cos prze-kliklo i omaly wlos bym usunela Twój komentarz :))))) Ale daje slowo, ze ten poprzedni, co zniknal, to nie ja!

      Za takim punktem pomocy wlasnie sie chyba przyjdzie rozejrzec, bo znajomi jakos nie maja chomika do pozyczenia (nagle sie okazuje, jak spoleczenstwo jest hermetycznie odgrodzone od ludnosci naplywowej... To tez mozna zaliczyc do pozyskania wiedzy o temacie)


      Case study - piekny :) Byly tam tez inne "fachowe" sformulowania, jakies czesci skladowe grabajgi itp?

      Usuń
    6. p.s. A fala ma to do siebie, ze przechodzi. Takze ten. Zaczerpnij tchu i bedzie dobrze ;)

      Usuń
    7. Bylo cos o stopniu kostropatosci powierzchni, ale juz teraz nie pameitam czy tych Grebajgli czy moze kulek lozyskowych do tych Grebajgli. Prefersor sie mocno wzbuzyl ze nikt mu "danych" nie kwapil sie podawac ;). Z ja zlosliwei dalam rich picture odreczny wiec nawet tego nie mogl latwo zuzytkowac bo moje bazgroly po zeskanowaniu nadaja sie tylko do przyprawiania moli ksiazkowych o zawrot glowy ;)

      Trzymam ten oddech i trzymam juz sie niebieskawa robie, ale trzymam twardo, bo te plywaki wokolo straszliwie capia... ;)

      Usuń
    8. Chciałam tylko dodać, ze to ja zawsze podejrzawam mRufę o złe samopoczucie, kiedy jest małomówna :)
      Cmok, mRufo!

      Usuń
    9. No, szczerze mówiac ja tez :)
      To cos tak jak z malym dzieckiem, nie? Jak za dlugo go nie slychac, to trzeba sie niepokoic.

      Usuń
    10. Owszem, Skorpion zwany PandeMonia prawde rzecze ;).

      Az parsknelam refluksem na klawiature, na to porownanie z cisza przy malym dziecku, bo prosze Diabla przypomina ze jestemy ten sam rocznik... no owszem jakis tam miesiac nas dzieli, no ale BEZ przesady, tak? ;)

      Usuń
    11. no, no, zadne cyferki mi nie bendom mówic ile mam lat! nie daj sie zdominowac mRufa!!!

      Usuń
    12. Oczywiscie ze zadnych cyferek.
      Monster high z zombie leniwcem zostala przyjeta z zachwytem i przemianowana z jane boolittle na... Marike El. ;)

      Usuń
  9. Tyż bym się chętnie pisała na tego imigranta. Mordę se mogę na czarno wysmarować jak zechcą, zatańczyć co prawda nie potrafię*, tylko do "zasiali górale" jakby co a i to nie za szybko ;) Jeśli trzeba być prześladowanym, to jak najbardziej, prześladują mnie bowiem ostatnio myśli takie dziwne na temat, że nie zdążę przed wiosną, sama nie wiem, z czym. Może się nada, bo prześladują okrutnie.
    Pierogów co prawda nie zapodam, ale mogę przekonująco opowiedzieć o kiszonej kapuście. Kozy także nie posiadam, ale koty owszem, nikt nie powinien zauważyć jednej literki różnicy.
    Może być?

    Co do szkoły - null komentarza, ale strach czytać. Nie mam dzieci, więc mnie cały koszmar niejako ominął, ale generalnie nie zazdroszczę.
    A te "nasiłowe" lekcje tolerancji po niemiecku to chyba trochę krzywo pomyślane... Tak jak mówisz, temat jest okej, ale wykonanie wydaje się mocno do dupy. A szkoda, bo dzieciakom tylko trauma zostanie...
    ____________________
    *-a może i potrafię, zależy jakie dodatki bufet chomiczy przewiduje.

    PS. Jako młodzianka kochałam się w Witkacym namiętnie i beznadziejnie. Do dziś mi całkiem jeszcze nie przeszło :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zdazysz przed wiosna? Oho ho, kochana, zdazysz, zdazysz. Do wiosny jeszcze kawal czasu, przeciez dopiero pazdziernik - przynajmniej tutaj tak to wyglada ;)

      Czy Stanislaw Ignacy, oprócz uprawianej sztuki, przyciagal Cie tez swoim magnetyzujacym spojrzeniem? Bo takie przenikliwe, wyposazone w ostre haczyki, to sie nieczesto spotyka. Zawiesisz sie, i koniec.
      Picasso jeszcze takie mial, chociaz moze mieksze niz Witkacy, ale jak wiertelka zrobione z magnesu.

      Usuń
    2. Tak, tak. Jeszcze dwie godziny temu czytałam o waszym śniegu ze zdumieniem. Tymczasem za oknem zrobiło się biało. Biało! W ostatnim tygodniu kwietnia! U nas!!! Coraz częściej mam wrażenie, że z tym ociepleniem to jakiś wredny żart.

      A pana W. to ja za wszystko i w ogóle. Spojrzenie swoją drogą ;) Swego czasu wisiał mi w pokoju w roli postera gwiazdorskiego :)

      Przyjrzałam się zdjęciom pana P.
      Faktycznie, bardzo nieźle mu z oczy patrzy. Nie widziałam tego wcześniej, wiesz?

      Usuń
    3. Borsuk mówil, ze w gazecie czy w necie byl artykul pod tytulem "Der Frühling ist tot"
      Ale ja licze na zmartwychwstanie, w tym temacie jestem goraca wierzaca.

      A takie oczy, to wiesz - na pewno widza cos, czego my sie dopatrzyc nie umiemy. I sa efekty w postaci sztuki!

      Usuń
  10. Nie chcę Cię martwić, ale wygląda na to, że Germania się chyli. Znaczy zafiksowanie na poprawności jest tak wielkie, że może uniemożliwić racjonalne myślenie. Tylko, że jakoś trudno w to uwierzyć. Nie. To chyba mega ściema. Dzieci muszą uprawiać miłość niemiecko-imigrancką, a politycy robią to, co jest w interesie wielkich korporacji. Żeby tylko chciwość nie doprowadziła cywilizacji białego człowieka do ruiny.

    PS. Ryby niezawodne :) Pegaz też sympatyczny. Nawet nieco rybny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyli sie chyli, Ove, od kilku lat. Od wewnatrz to sie daje we znaki (talerze ze stolu zjezdzaja, szklanki z pólek spadaja i sie tluka - dobrze ze mozna za psie pieniadze dostac nowe w Ikei)

      W którym miejscu Herozjusz jest rybny? Czyzby ten oplywowy ksztalt pyska?

      Usuń
  11. Trzeba zrobić w takim razie jak W "Kochaj albo rzuć". Musisz zapastować kabana, żeby udawał dzika. Ktoś chętny?

    A czy ja mogę kupić ten guzik? Ocień mnie on nrawitsja. Wręcz żetem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nareszcie! Ciesze sie, ze ktos nareszcie podjal ten watek!!! Z niewytlumaczalnych dla mnie przyczyn nikt jakos sie dotad nie wypowiedzial o guziku.
      Na siostre ze wspólnym neuronem to jednak zawsze moge liczyc :)))
      (jutro robie pranie, siedz spokojnie i nie trzes aksonem, bo rozwiesic musze)

      Ale guzia i tak nie oddam :) A na dokladke powiem jeszcze, ze na spodniach od wewnatrz, z tylu, tez jest metka z CRAZY LOVER (duzymi literami)
      O! Takie spodnie!

      A co do pastowania, to juz zeroerhaplus jest chetna, hy hy. Sama sie zglosila.

      Usuń
    2. No wiesz, Diabeł tkwi w szczegółach, dlatego może do tego guzika AŻ TAK zapałałam. Och, zaogniłaś mą chętkę na niego, przyczepiłabym sobie na dżinsach biodrówkach w strategicznym miejscu. Albowiem, imaginuj, okaząło się, że coś tam jednak mam, jak mi brzuch odszedł do krainy wiecznych wietrzników i eklerów.
      To chociaż daj fotę guziola, nie skąp!
      Doobra, przestaję trząść aksonem, bo Ci pranie spadnie.(powieś te portki, powieś, a ja myk myk, przeciągnę je przez granicę! MUHAHHA, takam spryciula!)

      Dobra, pastuj Zeroerhaplus, później doczytałam, że zdziczeć chce!

      Usuń
    3. Serdecznie gratuluje bioder! :) Ciesz sie nimi przez nastepne 100 lat.
      A guzik, nawet jak w strategicznym miejscu, to i tak pozostalby "nieprzeczytany" przez przypadkowego widza(niestety!) - literki sa bardzo takie powykrecane i powywijane, trzeba sie moooocno przyjzec (niestety!)

      Usuń
    4. Ale przesz to sa spodnie kupione na ten szczgolny diabelski zadek, to co sie mamy dziwic. musi byc krejzi, nie?

      Usuń
    5. Biore to za komplement :-)
      Akurat czytam Sandora Marai i on tak ladnie napisal:
      "Z pewnoscia istnieja ludzie "zdrowi". Ale bardzo nieliczni."
      (Zwracm uwage, ze wyraz "zdrowi" dal autor w cudzyslow, czyli nawet ci nieliczni nie sa tak do konca zdrowi. :-)

      Usuń
    6. Bierzesz slusznie :). Mialsm fac link do slynnego wpisu spodniach i zadkach i takich tam, ale mnie fala poniosla. Definicja "zdrowy" i "normalny" zawsze byly tendencyjne i dubieltywne... O bogowie... S U B I E K T Y W N E. Uff.

      Usuń
    7. "dubieltywne" tez w sumie dobrze oddaje sens :))) Ze wiesz, dubeltowe = podwójne = dwuznaczne. Taki neologizm mRufczany!

      Usuń
    8. Jest coraz lepiej... Tu neologizm mRufczany, u Bozeny mRufowy charakter wypowiedzi... ;) rozbradziarzam sie. Trzeba bedzie mnie odstrzelic "Rolandzie, odstrzel mnie, zanim sie rozmnoze", s.king, mroczna wieza, nie wiem ktory tom... ;)

      Usuń
    9. "mRufowy charakter wypowiedzi"? Jeny, mRufa, jestes zarazliwa! :D

      Usuń
    10. I zostaja po mnie blizny na cale zycie ;) mowie ze trzeba bedzie odstrzelic.

      Usuń
    11. e tam, ja wole do gablotki wlozyc, jako okaz pogladowy!

      Usuń
    12. Juz wiem czemu ta czkawka dzis rano nieokielznana - Diabel przybijal mnie szpila w gablotce ;)

      Usuń
  12. Krejzi seksi? i to nawet na guziku?! niektórym to dobrze!

    OdpowiedzUsuń
  13. jesooo Diable(ale to brzmi))) żeś przyłożył w mój ulubiony temat, normalnie...
    i jakby tu co by tu..normalnie, kurwa kicha jak widać na wszystkich frontach
    ale idzie ku lepszemu )) u Was szybciej, u nas bardzo powoli oraz zgadzam się z Kanionkową, że Anhel nieco przegięła pałkę, aż strach pomyśleć, co by było, gdyby w kraju tutejszym ktoś takie prace, projekty, zadania zaordynował )))))))))))))))))))))))))))))))))noż byśmy dla jednej klasy emigrantów nie nabyli normalnie, a co dopiero...matkobosko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ha! Czy idzie ku lepszemu, to nie jestem taka pewna - ale nie tracmy nadzieji :)
      A Anheli to akurat nie ma za bardzo co obciazac wina (akurat za to), bo tutaj kazdy Land pod wzgledem edukacji i oswiaty robi w duzym stopniu to, co mu sie podoba. Sam se klocki po swojemu uklada. No i u nas sie trafil akurat taki geniusz jeden z drugim... :/

      Usuń
    2. będę mało popularna, gdy powiem, że mnie sie ta niezależność landowa podoba?, nie to co u nas zarządzanie centralne, nie bacząc na możliwości małych ojczyzn...historię lokalną i indywidualne zapędy.

      Usuń
    3. nie, no to jest jak najbardziej dobre - JESLI sa odpowiedni ludzie oczywiscie.

      Usuń
  14. Gdy byłem uczniem, to uważałem, że większość nauczycieli to kretyni. Odkąd jestem jednym z nich, to już wiem, że się bardzo nie pomyliłem. Jeden z moich współpracowników zgubił uczniom testy. Wybrnął dając każdemu oceny o 10% wyższe niż z poprzednich. Przekupstwo filmami, pizzą i colą też było, ale rodzice zrobili najazd na szkołę i były sceny.
    Trochę to dziwne z projektem, bo mam odczucie, że się od nich raczej odchodzi. W mej działce hitem jest CLIL (Content and Language Integrated Learning) - czyli uczymy np. biologii i geografii w ramach uczenia angielskiego, projektów trwających dłużej niż kilka dni raczej się nie robi, właśnie po to, żeby nie zajechać pacjenta monotonią i jednym tematem.
    Hm, może podesłać Ci jakiś Rosjan? No etnicznie nie są bardzo wystrzałowi, ale mogą przyjść pijani, pobełkotać nieco, będzie ciekawiej niż kolejny 'chomik syryjski'.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rosjanin niestet sie nie kwalifikuje do konkursu. Ma byc bliki wschod toczony wojna, afryka albo ameryka pld...
      A ci "kretyni" to w moich czasach jednak jacys tacy latwiejsi do wspolzycia byli. Moze bylimniej zestresowani niz teraz?

      Usuń
    2. Nawet z bałałajką? O wiele większa atrakcja niż uchodźca, do tego jest szansa, że Rosjanin przyjdzie pijany, a uchodźca raczej nie.
      Sytuacji na rynku uczenia w Niemczech dobrze nie znam, ale w każdym systemie jaki znam, nauczycielskie zmory to:
      - pisanie raportów, ocen opisowych, ewidencje godzin pracy - są dni, że spędzam oceany czasu nad takimi cudami
      - wyniki testów - dyrekcja nie pochwali jak uwalisz połowę klasy, nawet jak nie masz wyboru, więc bywa, że siedzisz i myślisz sobie 'do nędzy ciężkiej, jak im znaleźć punkty, żeby zdali? Przecież to było łatwe, a tu taka katastrofa. Do tego takie bonusy, że np. idą na egzamin i mówisz im, że nie zdadzą, a oni wiedzą lepiej, potem uwalają, a następnie zgaduj czyja to wina,
      - kurs możesz mieć za długi (to ścieśniaj wszystko, ewentualnie wpisuj, że zrobiłeś, a nie zrobiłeś) lub za krótki (wymyślaj sobie materiały, szukaj czegoś adekwatnego po innych książkach).
      - podręcznik, którego musisz używać, jest średni/zły/taki sobie i zastanawiasz się jakim cudem ktoś uznał, że to się do czegokolwiek nadaje. Zmienić nie wolno, więc znasz o dwie długości lepszy, no ale nie, bo ma być ten.
      - nie sądzę, że w Niemczech, ale w wielu krajach (np. PL, Rosja, Chiny) nauczyciele dają prywatne lekcje i korepetycje. Na to się przygotowują poważnie, bo hajs się musi zgadzać, a etat jest po to, żeby mieć etat.

      Więc jeżeli występuje kumulacja tych zjawisk, to stresu masz powyżej uszu, a jakość pracy może nie imponować. Wielu nauczycieli rezygnuje między drugim a piątym rokiem kariery - bo to nie tak miało być. Człowiek chciał zmieniać świat na lepsze, a tu nie idzie, do tego kłody pod nogi, pensja bywa taka sobie, więc oazą szczęścia wiele osób nie jest.

      Nie jestem pewien jak w BRD/szkole głosi prawo, ale w wielu znanych mi systemach jako rodzic możesz przyjść i obserwować lekcje. Jeżeli chce Ci się zmarnować kawałek życia, to wpadnij z wizytą, ewentualnie zasugeruj innym rodzicom, żeby wpadli. Obserwacje są zawsze motywujące dla nauczyciela (i stresujące). Jedna nauczycielka, która pracowała ze mną w Gruzji, miała taką opinię, że w jednej klasie zawsze siedzieli rodzice - bo pani jak się irytowała (średnio raz na minutę), to biła dzieci, przy rodzicach się hamowała. Potem odreagowywała w następnej grupie, gdzie już rodziców nie było.

      Usuń
    3. No wlasnie - jakos nie wierze, zeby np. nasz nauczyciel historii, wariat, alkoholik i bajarz, pisal raporty, oceny opisowe czy ewidencje czegokolwiek :)
      A dzisiaj by musial - i przez to pewnie albo stracilby prace, albo sam z niej zrezygnowal, albo jeszcze bardziej pograzyl sie w alkoholu i wczesniej zszedl z tego swiata, niz to mialo miejsce. A i pewnie odreagowywalby stresy na nas jeszcze ostrzejszymi musztrami w czasie przerw i bardziej wyrafinowanym systemem kar w stolówce.

      (a co do pensji - to tutaj tez podobno taka sobie. I obcinaja godziny ostatnio)

      Usuń
  15. Tak mi jakoś te opowieści o szkole przypomniały moje lata szkolne. Z jednym wyjątkiem - wszyscy mówili świetnie w ojczystym języku. Reszta to kompletne wynaturzenie, i chociaż bardzo bym chciała, nie potrafię wymienić nawet jednego nauczyciela, który był dla nas przyjacielem czy drogowskazem. Większość tłukła nas za spóźnienia, brak tarczy na rękawie fartucha czy brak pracy domowej, wyzywała od tępaków nas i nasze matki, darła na strzępy zeszyty i poniżała do granic upodlenia. Matko, przetrwałam! Jestem pełna podziwu dla samej siebie. A to znaczy, że szkołę należy przetrwać. To jest największa lekcja życia i obóz survivalowy. Patrząc kto z moich szkolnych koleżanek postanowił zająć się edukacją niewinnych duszyczek - nie wróżę żadnych zmian na lepsze.
    Po co się denerwować? Zjedzmy lepiej rybkę. Dzieci przetrwają, moje przetrwało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pieprzu, jasne, tez mielismy dom wariatów - jak pisalam.
      Ale nigdy nie rzutowalo to jakos specjalnie negatywnie na oceny koncowe. Nikt nie udupial ze zlosliwosci albo z zaniedbania. A tutaj tak jest niestety, i to, uwazam, jest bardzo nie na miejscu.

      Usuń

Dawaj.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...