poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Sardynia odc. I - taras, temperatura i Tavolara

 
 
 
Ja wiem iż nie grzeszę intelektem, moja pamięć jest jak rzeszoto pogryzione przez myszy, a myśl moja - lotna niczym hipopotamica w ciąży bliźniaczej.

Ale nie potrafić zapamiętać nazwy wyspy, na którą chce się pojechać na urlop jest już osiągnięciem dosyć niepokojącym chyba, nie? Bo ja całe miesiące przed tym urlopem nie umiałam zapamiętać „Sardynia". I jak ktoś pytał o plany urlopowe, to potrafiłam tylko powiedzieć, że na tą wyspę zaraz za Korsyką.

Aż w końcu (W KOŃCU) skojarzyłam ją z sardynką (no geniusz panie, geniusz) i zapamiętałam.

A na tej Sardynce to ponad 2 tygodnie tkwiliśmy w szponach włoskiego antycyklonu Lucyfer, i jak się okazało, istnieją temperatury za wysokie nawet dla mnie, na przykład absolutnie bezwietrzne 45° zamienia mi mózg i ciało w roztapiająca się galaretę, i funkcjonować umiem tylko w pasie życia do dwóch metrów od brzegu morza, w ożywczym wiaterku.
Po przekroczeniu tej granicy morskiej bryzy nie miałam siły nawet się uśmiechać, a co dopiero myśleć. To była dla mnie naprawdę i dosłownie granica życia i prawie-śmierci, i sporo było przez to stresu, bo jak po tej stronie śmierci walczę o każda sekundę, to nie mam siły rozmawiać, myśleć ani nawet odpowiadać na proste pytania, co inni biorą za niechęć do współistnienia (zrozumiałe). Choć oczywiście i jak zwykle, stresowałam się głównie ja, bo jestem mistrzem olimpijskim w samobiczowaniu się.

Na tubylcach te piekielne temperatury nie robiły wrażenia, sekcja męska na przykład uparcie chodziła w dżinsach i adidasach.



Ale i tak było pięknie! Kolory, woda, niebo, rośliny, góry w tle (na wchodzenie na nie nie starczyło mi sił w tym piekarniku). Lubię, lubię.

I w końcu tym razem udało mi się nie zapomnieć cienkich markerów do malowania po plażowych kamykach - ja widać na zdjęciu powyżej. Na Instagramie wstawiam ich więcej (w ogóle częściej tam coś wstawiam, niż tu), więc walcie śmiało >> klik


No ale do rzeczy.
Wsród oleandrów, opuncji i innych krzaczorów dziskiej machii.....

 

 

 



... jakieś 5 km na południe od San Teodoro i hord drapieżnych turystów, stał sobie domek...
 



...zwrócony do morza frontem z milutkim tarasem. Jak się patrzyło w prawo i prosto, to było tak:
 
 
 
(To NIE JA, no co wy, to młodsze pokolenie jest)


 

 

 

 

 




...a jak w lewo - to miało się widok na górę-wyspę Tavolara. Czyli podstawę dobrego urlopu już mamy: piękny widok z tarasu, o każdej porze dnia prezentujący się niby tak samo, a jednak inaczej. Cicho, czyste powietrze pachnące morzem i upałem, cykady sobie cykają, woda się błyszczy, niebo niebieści...
 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 





Tavolara z bliska wyglądała tak (po uiszczeniu sporej opłaty za przewóz stateczkiem - 16 € za osobę dorosłą w obie strony)

To widok od strony jej "czoła", dlatego nagle nie jest taka długa:
 
 

 

 

 

 

 

 

 

 
 
 

 
 
 

Tu było takie miejsce, na czubku cypelka, gdzie fale dochodziły z obu stron i zderzały się ze sobą, i po linii tego zderzenia można było łazić.

Wiatru nie było prawie wcale (bo ten Lucyfer), więc i fale nieduże, ale jak od czasu do czasu przyszły większe i się zderzyły, a człowiek w środku, to było jakby się dostało z liścia od morza, z obu stron na raz. So much fun!!! Tylko nie mogłam zrobić zdjęcia, bo to się działo znienacka.


 

 

 

 
 
 


 

A jak komuś za mało wrażeń, to może się na Tavolarę wspiąć po via ferrata (czyli te takie żelazne liny, haki i uprzęże na pionowej skale) Via degli Angeli. Tavolara ma tylko 560 m n.p.m. ale jak się jest bezpośrednio nad morzem, na poziomie zero, to te 560 m to jest naprawdę sporo. A dodajmy do tego te 45°C i mamy proszę państwa piekło.

Co bynajmniej nie przelękło Borsuka że Szwagrem, więc teraz mogę zaprezentować zdjęcia z góry:
 
 

 

 

 



A jak komu dalej mało, to tu sobie kliknie >> Via degli Angeli <<
 
 
A w pourlopowy poniedziałek rano obudziłam Borsuka i wyciągnęłam go z ciepłych pieleszy, mówiąc że czas do pracy. Wstał grzecznie, poszedł się napić wody i zapytał czemu on też ma wstawać, skoro dziś jeszcze ma wolne. Oh well, zapomniałam ;) To naprawdę nie było specjalnie, mam po prostu dziurawy łeb, i morze mi w tych dziurach szumi.
 
I to na razie tyle. But stay tuned!
 
 
 

 

 
 

85 komentarzy:

  1. paczpani, prawie jak w mojej Portugalii, prawie, bo tam wszystko będzie moje ... :D

    na diabla, a już w buraczkach, to mi tu panna wcale nie wyglądasz, sexynimfa powiedziałabym jesteś, a temu domu, tarasu i okolicy jest z Tobą bardzo do twarzy :D

    tym budzeniem, to miałam kilka razy, z Miśkiem, znaczy dzwoniłam z pracy tak kole dziesiątej, będąc przekonana, ze ma wolne, no bo miał, tyle ze po nocce ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marga, toc to nie ja, tylko mlodsze pokolenie :))) Tak to ja 20 lat temu wygladalam ostatnio ;)
      Ale taras i okolice, ooooj tak, bardzo bardzo mi pasowaly.

      (wszystko bedzie Twoje, no :))) wytrwaj jeszcze troche, a potem hulaj dusza!!!)

      Usuń
    2. wytrzymam pod warunkiem, ze będziesz cały czas spakowana walizeczkę na okazje mieć :D

      Usuń
    3. Lezy pod lózkiem, lezy ;)
      Z reszta, ja jestem mistrzem pakowania sie w 10 minut!
      Tylko ta okazja to jest takie rzadkie zwierze, pod ochrona i na wyginieciu... ;)

      Usuń
  2. Oczu cud zdjęcia. Przyssałabym się obiektywem do kwiatów, ale skoro piekielne klimaty, do nie dla mnie, zdechłabym była. Już się kiedyś mocowałam z takim upałem we Włoszech. Chociaż ze zdjęć jest jak w raju, szczególnie jak woda jest i leżak blisko. Ten styk dwóch fali fajny jest, poszukałam sobie. Pamięć mogła Ci się bardziej zjarać w takim upale i nie dziwię się, że postawiłaś Borsuka na nogi. Jesteś usprawiedliwiona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa malowane kamienie kocham :P śledziłam na insta

      Usuń
    2. No wlasnie tez zdychalam, zdjecia robilam tak bardziej z obowiazju, zeby "ku pamieci" bylo. Jak sie chcialam gdzies na dluzej nachylic nad jakims kwiateczkiem, muszelkiem czy cós - to zaczynalam sie roztapiac jak lody!!!
      Kamienie na ogól malowalam sobie w domu wieczorem, albo rano przy kawie. A jeszcze mam sporo "pustych", przywiozlam oczywiscie, nie moglam dac im sie zmarnowac ;)

      Usuń
    3. czekaj czekaj Ty sobie to piekło zagwarantowałaś, Twój brat Lucek jednak chyba lekko przesadził? Czy tak miało być?

      Usuń
    4. Lucjan przesadzil. Takie upaly byly tam ostatnio 50 lat temu :P I trafilo akurat równiutko na nasz pobyt.

      Usuń
    5. I tak to właśnie jest z rodziną, dogadzasz, przypiekasz, żeby tylko ciepełko było dzień i w nocy, nie spuszczasz z oka, na każdy grymas twarzy podnosisz te dwa trzy stopnie, bo to chyba z zimna, a tu proszę, przesadził. :P

      Usuń
    6. No nie dogodzisz, ZAWSZE zle. I jeszcze w internetach potem obsmaruja!

      Usuń
    7. ale na Grenlandię nie jedź, albo się dobrze zamaskuj. Bo nam Lucjusz rozpuści wyspę i tyle tego będzie :P

      Usuń
    8. Diable, ostrzegano nas, że z Sardynii nie wolno wywozić żadnych bogactw naturalnych (kamieni, muszli ani piasku też). Podobno można za to zarobić spory mandacik na lotnisku. Zrób teraz wielkie oczy, wypuść powietrze z płuc i pomyśl, że Twoje wakacje mogły być droższe nawet o kilka tysięcy euro. Serio! :-)

      Usuń
    9. Margarithes, jeszcze sie taki nie urodzil, co by mnie przekonal do wyjazdu na Grenlandie, wiec mozesz spac spokojnie ;)))

      Kalina, a mnie ostrzegano, ze to dotyczy tylko plaz, gdzie jest wyrazny zakaz, napisany na tabliczce! Ale mozesz miec racje w sumie, no bo skad celnik na lotnisku ma wiedziec, z jakiej plazy pochodzi patyk... My co prawda bylismy autem (prom z Livorno) do którego pies z kulawa noga nie zajrzal, ale przyznam, ze troche o tym myslalam.

      Usuń
    10. Mojej młodszej córce wypadł na Sardynii ząb. Spytała nas, czy celnik nie pomyśli, że to jakiś mały kamień, który próbuje wywieźć na kontynent. Mieliśmy niezły ubaw, bo uznaliśmy, że w razie czego będzie musiała zademonstrować dziurę po mleczaku w paszczy ;-)

      Usuń
    11. Mysl,e ze nie ma na swiecie celnika, którego nie zmiękczyłaby taka prezentacja :)

      Usuń
    12. Pamiętacie scenę w Dzienników Brigitte Jones, nie pamiętam z której części, ale jak wracała z Tajlandii i miała w walizce muszlę płodności, którą podrzuciła jej przyjaciółka, a przyjaciółce koleś, którego poznała na wyspie, a muszla wypełniona kokainą rozsypała się na celników... jak mąka w piekarni. Nooo to jest ekscytujące, przewozić w czymś zakazanym, coś kryminalnego. Mały biały ząbek to jednak relaks, zawsze można opowiedzieć bajkę o wróżce zębuszce :P

      Usuń
    13. No to z pewnoscia jest sporo wyzszy poziom dreszczyku niz mleczak, a nawet moje kilka nielegalnych kamerdolców i patyków :)

      Usuń
    14. Czasami jednak można spotkać tak piękne muszle... i nie wiem, jak je przedostać do domu :( na moich plażach z zimnego oceanu jednak nie ma takich barwnych i kształtnych :(

      Usuń
    15. No wlasnie. Niby jest tego pelno w sklepach, juz w domu - ale jaka to radosc, kupic muszle w sklepie?

      Usuń
    16. Sklepowe nie działa, znalezione daje ogrom możliwości. Wyobraźnia aż kipi.

      Usuń
    17. Nie dziala absolutnie.
      A w znalezionym tyle wspomnien, tyle slonca i obrazów! Mam takimi znajdami muszlowo-kamiennymi oblozone parapety i doniczki, leza w kilku miseczkach, pare wiekszych kamerdolców wystepuje solo na pólkach. Bardzo je lubie.

      Usuń
    18. Ha! Jestem zatem trzecią do pary! Ostatnio robiłam porządki i znalazłam cały kosz kamieni... ;-)

      Usuń
    19. No to piekna z nas potrójna para ;)
      Osadzona na mocnym, kamiennym cokole.

      Usuń
  3. Te 45C plus brak wiatru to brzmi jak nowojorskie lato. Chociaz w tym roku jest jakby znosniej, przynajmniej sierpien nie dawal do dekla jak zwykle, wiec nie narzekam.
    Widoki przecudne z tej Sardynki, lubie tak z jednej strony woda a z drugiej gory, przy widokach na sama wode mi sie nudzi:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wlasnie tak musi byc, miedzy morzem a górami :)
      Ale ej, ja wiedzialam ze w NY sa skrajne upalne lata i sniezne zimy - ale ze macie az 45° to nie wiedzialam... Taka temperatura w miescie jest okropna, tylko przy morzu da sie zyc!

      Usuń
    2. 45C to w pelnym sloncu bywa, a nawet czasem przekracza. problem w tym, ze nawet jak jest 38-40 srednia to przy wysokiej wilgotnosci odczuwalna juz przekracza 40 i czlowiek sie klei sam do siebie:)
      No i najwiekszym problemem jest brak wiartu, a tu ani nawet jeden listek nie drgnie. Na szczescie mieszkamy w dzielnicy blisko zatoki, wiec jest jakas delikatna bryza w ciagu dnia. No i na szczescie juz nie pracuje i nie musze sie szwedac z butelka zamrozonej wody po stacjach metra i z wiatraczkiem na baterie:))) Serio tak robilam, bo tam pod ziemnia to juz jest 70 stopni i z czlowieka pot splywa strumieniami. A ja cale zycie mam bardzo niskie cisnienie, ktore jeszcze spada przy takiej pogodzie wiec mdlalam jak kawka. Ilez to razy ratowalam sie wlazeniem do miejskiej fontanny zeby tylko nie zemdlec, ilez razy siadalam obok bezdomnego na lawce, zeby nie pasc na morde... ech wspomnienia. Na szczescie tegoroczne lato jest lagodniejsze a i moje cisnienie troche podskoczylo z wiekiem i teraz mam np. 100/70 bo wczesniej to nigdy nie dochodzilo do setki. Swieze nieboszczyki maja wyzsze cisnienie, mowil moj ojciec:)))

      Usuń
    3. MA-SAK-RA. I to jeszcze w miescie, w betonie i spalinach... az sie slabo robi od samego czytania tego...

      A co do bezwietrznosci jeszcze - nie wiem jak NY, ale Hamburg, jak jest bezwietrzny dzien, to tak potwornie smierdzi spalinami, ze wystarczy 25° a czujesz sie jak w rurze wydechowej. Blee.

      Usuń
    4. Dziwne to ale w NYC nie czuc spalin, nie ma zadnego smogu, nie wiem, moze lepsze paliwo uzywaja ludzie. Owszem pamietam jak moj znajomy przylecial z Polski i wyszlismy z lotniska a on mowi do mnie "o matko ale dlaczego te samochody maja wydech wlaczony" bo tam oczywiscie rzad samochodow, taksowek, autobusow itp. A ja mowie do niego "nic tu nie jest wlaczone, po prostu wyszedles na swieze nowojorskie powietrze w pelni lata":)))

      Usuń
    5. Podobno niemieccy producenci samochodów teraz straszliwie oszukuja co do emisji spalin. I niby teoretycznie jest super, rózowiutko i w pyteczke - a wpraktyce smierdzi.
      Natomiast produkcja aut elektrycznych nie sa zainteresowani. Bo dobrze im sie zarabia na tym, co jest teraz i nie widza potrzeby zmian.

      Dobrze, ze masz bryzke z zatoki, nawet jesli nie musi rozwiewac smogu.

      Usuń
    6. Czy Diabel dostal kluczyk? bo wisialo u mnie w ustawieniach, ze owszem, ale Diabel nie odebral, to wyslalam dzisiaj jeszcze raz. Prosze sie zameldowac, bo zaraz zglupieje do reszty, a juz mi niewiele brakuje:)))

      Usuń
    7. Juz odebrałam, dziękuję!!! I trzym się mocno! :*

      Usuń
  4. Diable, bądź mi siostrą! Kiedy dokładnie tam byłaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokladnie to 22.7. - 11.08. Tez tam byliscie?!

      Usuń
    2. Tak. W tym samym czasie, tylko krócej, od 31 lipca... Opis upałów wydał mi się niezmiernie trafny. Tylko że dla mnie były one wprost cudowne! Przy takiej temperaturze dopiero zaczynam się rozmrażać (dwukrotnie sprawdziłam, czy nie napisałam pomyłkowo "rozmnażać..." ;-) )

      Usuń
    3. :)
      No wlasnie ja myslalam, ze tez jest niemozliwe, zeby mi bylo za goraco. A te 45° jednak mnie rozlozylo (w rekordowy dzien bylo 47°)
      Z tym ze na plazy bylo super, nad woda mi pasowalo. Tylko w miescie, z dala od morza roztapialam sie jak lody.
      No i do tego w nocy temperatura wcale nie schodzila, wiec spac bylo ciezko.

      Usuń
    4. Ciężko w nocy, ciężko... No wiesz?! Czy to nie jest urocze, gdy budzisz się rano z ciepłymi stopami? ;-)

      Usuń
    5. Aaaa, no i po pierwsze, musze z ciekawosci zapytac: byliscie tez w tym rejonie dokladnie? pólnocny wschód?
      I po drugie: jakby tak sie rozmnazac dopiero przy 45°, to jakze inaczej ksztaltowalyby sie populacje tego swiata!

      Usuń
    6. Północny wschód. A jakże. Jak tylko Alzheimer pójdzie na spacer, to napiszę Ci nazwę miejscowości. :-)

      Usuń
    7. O, już sprawdziłam. Byliśmy obok Orosei. Troszkę to może nie sam północno-północny wschód. Dziwne. Chyba przesunęli to miasteczko nieco na południe od lipca... :-)

      Usuń
    8. To tam wlasnie my tez chcielismy jechac :D
      Ale za dlugo zwlekalismy z szukaniem i rezerwowaniem domku, no i pózniej juz nic nie bylo (nic za ludzka cene). Wiec padlo nam troche bardziej na pólnoc.
      To co, mam zalowac bardzo zem taka leniwa byla?

      Usuń
    9. My trochę żałujemy, że nie zwiedziliśmy samej północy. :-)

      Usuń
    10. :)
      Ale tam w sumie wszedzie pieknie, a calej wyspy za jednym razem i tak sie nie da, przyznasz ze ilosc cudnych zakatków jest tam ogromna!
      Mi zal tylko gór, ze w takim upale nie dalam rady.

      Usuń
    11. Piękna i taka spokojna... Niespieszna... Nawet na autostradach nikt nie szarżuje...

      Usuń
  5. Sardynia jak Sardynia, ale kimże, ach, jest ta z gracją wyluzowana niewiasta w prążkowiu????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ja, droga Zyrafo, nie ja :))) To mlodsze pokolenie.

      Usuń
    2. Errata:
      Powyżej napisano: "młodsze pokolenie", a powinno być: "siostra" ;-)

      Usuń
    3. No, mlodsza o ponad 20 lat ;-P

      Usuń
    4. phi, genetyka mi podpowiada, że to młodsze ma geny wspólne ze starszym;p

      Usuń
    5. No właśnie (na szczęście dla tego młodszego) nie. Poszło ukosem, po pięknych borsuczych siostrach, jeśli chodzi o figurę. Po mnie ma tylko krzywe zęby i kolor oczu :)

      Usuń
    6. Ha, wszak oczy sa zwierciadłem duszy!
      W sumie nie wiem , czy to dobrze.....😛

      Usuń
  6. Diable diable ech...piekne sa wyspy, dostałam korby na ich punkcie jeszcze Korsyka i Sardynia własnie i ...ach zostało sporo do przerobienia. wiem, że piekło i szatani powyżej 45 aleee teraz jak tu siedzę a ustrojstwa elektroniczne pokazuja 19 stopni w sypialni, 17 w dolnej łazience i 9 na zewnątrz, to doprawdy z miłą chęcią wiesz co...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piekne, naprawde. Obie, i Korsyka i Sardynia. A ta temperatura to byla rekordowa - od 50 lat tak goraco nie bylo, mialo byc 30-35° góra (a to róznica, przyznasz)

      Usuń
    2. Nie marudzić! Doceniać! Zaraz u nas będzie plus trzy, wiatr i kapiące z nieba zamarzające ohydztwo! I co wtedy? ;-)

      Usuń
    3. Nie no W ZYCIU, nie narzekam, przebóg! I tak to lepsze milion razy od naszego szarego nieba i szarego deszczu!!!

      Usuń
    4. I do tego ciśnienie atmosferyczne, które trzeba zbierać miotełką z podłogi i dokładać sobie do kawy, żeby wstać z łóżka...

      Usuń
    5. Ja wstaje bez tego, gdyz o poranku dzialam jak automat. Ale potem, jak juz budze sie przy biurku w pracy, to bez tej kawy z zamiecionym cisnieniem - to ani rusz.
      Akurat wczoraj przeprowadzilismy biuro do innego pokoju, i dzis pierwsze co zrobilam, to zainstalowanie na podlodze w kacie ekspresu oczywiscie. Wszystko inne moze poczekac :D

      Usuń
    6. Mój mąż rano zachowuje się jak zombi. Wstaje, idzie do toalety, nastawia sobie kawiarkę i dopiero wtedy jego ciało astralne wstaje z łóżka. A, jeszcze przed kawiarką daje jedzenie śwince, bo jej pisk wwierca mu się w płaty czołowe ;-)

      Usuń
    7. o wlasnie, wlasnie, dokladnie tak to mozna opisac - najpierw wstaje cialo materialne, a jakis czas pózniej dolacza do niego astralne.
      Mówi sie na to "dojsc do siebie". To czasami bardzo dluga droga jest!

      Usuń
    8. a ja, wyobraźcie sobie, dwucielnie wstaję ochoczo o świcie.Za to o 16....kocyk, kanapa i tak 2 godziny.

      Usuń
    9. No, no, słowiczek poranny! Wstaje skoro świt i pierwszą rosę z różowego kwiecia aksamitu spija :-)

      Usuń
    10. Z ta rosa to tego...mimo szybkiego tempa rozruchu i tak mój pies zdąży nasikac mi z rozpryskiem na nogi w trakcie szaleńczego zbiegu z piętra.

      Usuń
    11. On tak siusia ze smutku.
      No bo kto to zmusza biednego psa, żeby wstawał tak wcześnie? ;-)

      Usuń
    12. Moze niech pies sie wypowie, bo widze ze osądy jego zachowania są skrajnie rózne :P

      Usuń
    13. Pies jest wiekowy i nie trzymie😃
      A skoro tak nie lubi wstawać to po kiego grzyba w weekend piszczy o 5????
      Drugi trzyma i śpi.

      Usuń
    14. To cos jak male dzieci. Do przedszkola za Chiny takiego z lózka zwlec nie mozna - za to w sobote juz o 5 wstaje radosne, poranne sloneczko i zada posilku, kredek, bajki, spaceru i jeszcze kilku rzeczy.

      Usuń
  7. "Mam kota na gorącym dachu mojej głowy..."
    Koty na kamieniach tak mi się od razu skojarzyły ( https://www.youtube.com/watch?v=XpYwMlKKUDU )

    Sardynia, mniam, mniam... I ja się w tym roku nachapałam widoków i ciepełka. Może mniej spektakularnych niż Twoje (a na pewno bez takiego tarasu! no i temp do 40°) ale też fajnie było a Młody oznajmił, że teraz w mieście klaustrofobii się nabawi :)

    Diable, pamiętam o obietnicy, skarby zbieram do kupy (oczywiście jak przyszło co do czego, to się okazało, że tak wiele to ich nie zostało :( ) tylko brakuje mi spotkania trzech elementów: mnie w domu + czasu + światła do zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooo, jak ja dawno nie sluchalam Peszek. Od "Jezus Maria" konkretnie.

      Tych 45°C to akurat nie ma co zazdroscic, chetnie bym tak z 10° wtedy komus odstapila :)
      Miasto, ehhh... nic nie mów, mi tez sie robi zle w glowie od siedzenia w cywilizacji stloczonej ciasno na skapym metrazu.

      A skarby i tak na pewno mi sie spodobaja, ja sie rzucam na kazde male, zardzewiale zelastwo ze lzami szczescia w oczetach, wiec spokojnie :D

      Usuń
    2. "Kota" uwielbiam.

      Czy są na sali jacyś naukowcy? Zgłaszam zapotrzebowanie na technologię do łapania tych 45 w słoiczki, żeby dało się potem dozować małymi porcjami w smutne zimowe wieczory. Panele słoneczne nie rozwiązują problemu.

      Zardzewiałe gwoździe też? A kawałek pnia agawy (nie zardzewiały, ale ładnie szary)?
      Kilka dni temu widziałam jak sąsiad wnosił do domu przywiezione z wakacji pięknie pokręcone, wygładzone przez morze konary sosny (taka pokręcona to tylko sosna, chyba). Nie omieszkałam głośno się zachwycić, a po cichu skręcić się z zazdrości :)

      Usuń
    3. Jakby ktos w koncu wymyslil sposób na zawekowanie lata, to bylby najwiekszym bohaterem ludzkosci. No, przynajmniej sporej jej czesci. Miejmy nadzieje, ze stanie sie to rychlo :)

      Zardzewiale gwozdzie OCZYWISCIE!!! agawe tez, jasne, jak nie potrzebujesz i jak w rozsadny sposób da sie wsadzic w koperte nie wymagajaca miljona piniendzy oplaty pocztowej...

      A jeeeju, jakbym miala dom, to bym takie wielkie kamerdolce i drewna plazowe wlasnie miala WSZEDZIE!

      Usuń
    4. Gwoździ mam jak mrówków, ale muszę na działkę się wybrać. Agawy jest mały i leciutki kawałek więc łatwiejsza niż gwoździe :)

      Sąsiad wnosił to do domu = mieszkania! Na 4 piętro bez windy. Namiastkę drewna plażowego mam na balkonie dla kota - okorowany konar śliwy umarłej ze starości i robaków. Balkon to raczej wypustka na półtorej stopy więc więcej się nie zmieści :(

      Usuń
    5. O to super, bo wlasnie zardzewialych gwozdzi mi trzeba :D
      A sasiad moze jak Muminek - lubi nocowac na drzewie. Ale ze ni domu ni ogrodu, a tym bardziej lasu wlasnego - to chociaz sobie galaz zawiesi.

      Usuń
  8. Pogrzeb Bożenki umartej z zazdrości i zabitej po prostu widokami odbędzie się w przyszłym tygodniu, o ile Bożena nie zapomni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ok, postaram sie wpasc.
      (mój juz sie odbyl 2,5 tygodnia temu, jak mnie z tych widoków brutalnie wyrwano i wrzucono spowrotem w hamburska szarówe)

      Usuń
    2. Zauważyłyście, że już się ciemno robi zdecydowanie za wcześnie? Za chwilę będzie początek września, potem od razu listopad przez pół roku...

      Usuń
    3. Koniec roku, jak dla mnie.
      Zaden tam Sylwester, czy urodziny - koniec lata to jest koniec roku.

      Usuń
  9. we niech Diabeł! ble! nie dość, że Diabeł na Sardynii, na takim tarasie, taki utalentowany, to jeszcze taki chudy! we niech Diabeł! obrażam się, sama jeszcze nie wiem na jak długo i w jakim stopniu, ale obrazam się na los! a jako przedstawiciela losu typuję Diabła, zatem! PHI!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tylko za temperaturę się nie obrazam, bo wolę klimaty polarne, co nie oznacza, ze nie umieram z zazdrości z powodu sardynii!

      Usuń
    2. Wuszko, Wuszko, toz to nie ja, taka chuda, ino mlodsze pokolenie! :) Moze ja podpisze to zdjecie w koncu, bo jestes juz chyba trzecia czy czwarta osoba, co tu focha wali ;))) ze Diabel los na loterii wygral i zachowuje wieczna mlodosc i zgrabnosc.
      Ale NIESTETY NIE...
      Ale reszty mozna spokojnie zazdroscic, tarasu, sloneczka, sukulentów, opuncji, oleandrów, plaz, morskiej wody... ahh! Moglabym zaraz dzisiaj teraz jechac tam spowrotem...

      Usuń
  10. Najważniejsze: czy nazwa nie okazała się pułapką turystyczną? Czy naprawdę były tam sardynki? Lub chociaż jakieś inne ryby?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byly! To znaczy nie wiemm, czy sardynki akurat, ale zdecydowanie byly. I szczypaly po lydkach jak sie dluzej stalo w wodzie w jednym miejscu.
      (wyglodniale jakies)

      Duze ryby wystepowaly w restauracjach w stanie spoczynku (nie szczypaly) i byc moze na pelnym morzu, ale nie sprawdzalam.

      Usuń

Dawaj.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...