Odczekać chwilę, dla pewności, a potem wymknąć się przez uchylone okno na zewnętrzny parapet, wskoczyć na grzbiet przelatującej obok wrony i dać się nieść skrzydłom, miękkim i czarnym jak mrok.
Lecieć, aż do wieczora.
Spędzić noc w szeleszczących cicho gałęziach brzozy. Zamiast pościeli - wronie pióra pachnące ziemią i dymem ognisk.
Odległe światło gwiazd nagle tak blisko, że mrowi w twarz, brzęczy w głowie echem dawno przebrzmiałych eksplozji.
Krople porannej rosy na trawie. Z mgły, jak z mlecznej, skłębionej nicości wyłania się las. Wyrasta powoli z mchów i paproci, mruga tysiącem jagodowych oczu. Leśny strumień spłukuje resztki nocy, znika pod drzewami, zostawiając w ich korzeniach kilka gwiazd.
Wronie skrzydła otrząsają się z nocnego chłodu. Nad dziobem oko jak czarne lusterko, w którym widzę swoje odbicie, jakby innej takiej, może tej prawdziwej właśnie?
Wejdę w las, taka zmniejszona, nie większa od kota. W szepty jesiennych paproci, labirynty sosnowych korzeni. W opadłe, złociste liście, w czarcie kręgi grzybów wyrastające ze szmaragdowego mroku miękkich mchów. Zmienię skalę, rzeczy drobne staną się wielkimi; kropla wody zawieszona na źdźble trawy, taniec świetlików, lot sowy. Kolor wrzosów.
Milczenie ciemnego jeziora, fosforyzujący mech.
Wejdę w las, taka lekka nie zostawię za sobą żadnych śladów. Będę tylko małą, ulotną częścią całości. Odcinkiem w czasie, który przemija jak szum traw, bez uciążliwego szukania celu i sensu. Bez balastu oczekiwań.
Wejdę w las, a pożółkła trawa i jagodowe krzewy zamkną się za mną jak gdyby nigdy nic.
............................................
Ten wpis i obrazki, gdzie jak widzicie zaszalałam cyfrowo, to wynik fascynacji norweskim lasem. Kto raz w niego wejdzie, jest stracony - zawsze będzie chciał wrócić. Teraz właśnie zaliczyłam go w wersji lekko jesiennej, z zyliardem różnorakich grzybów, krzaczkami jagód w jesiennych kolorach, bujnymi porostami zwisającymi z drzew, i tak, był fosforyzujący mech! :)
............................................
A teraz przepis na curry, bo obiecałam Adamowi, a przy okazji może i ktoś jeszcze skorzysta.
Wszystkie składniki są w ilościach "mniej więcej" bo ja zawsze raczej improwizuję i podążam za fantazją niż za przepisem. Wychodzi tego curry DUŻO - my w trójkę mamy na dwa obiady, i to tak na bogato.
No i przyprawy do curry to jest historia sama w sobie oczywiście, ja biorę po prostu gotową pastę średnio ostrą, więc niczym tu nie zabłysnę ani nie zaskoczę. Do zrobienia mieszanki samodzielnie to jeszcze nie dorosłam.
Ogólnie to chodzi o to, że curry jest na bazie soczewicy + chrupiące warzywka, lekko ostre, a kontrastem są kostki dyni o rozkosznie kremowej konsystencji i łagodnym smaku. No mega po prostu.
- 1 puszka mleka kokosowego
- przyprawa do curry (ostra raczej, 3-4 łyżki)
- 2 średnie cebule
- 1 ząbek czosnku
- 350 gram dyni Hokkaido pokrojonej w kostkę (o boku powiedzmy niecałego 1 cm) I pamiętamy, Hokkaido jako jedynej dyni nie trzeba obierać ze skórki.
- 1,5 - 2 szklanki suchej soczewicy czerwonej albo żółtej (takiej co się gotuje w 20 minut)
- 0,75 litra bulionu warzywnego
- trochę (1-2 szklanki, powiedzmy) kalafiora w małych różyczkach
- 3/4 szklanki passaty pomidorowej
- 300 gram pieczarek albo cukinii albo innego warzywa, follow your belly, let your dreams run.
- nać pietruszki
Mleko kokosowe siup do dużego garnka, na to posiekaną cebulkę. Smażymy kilka minut, dodajemy zgnieciony czosnek i przyprawę do curry. Smażymy jeszcze parę minut, aż zacznie tak ładnie pachnieć że żołądek zaczyna krzyczeć "szybciej, szybciej!!!"
Wrzucamy opłukaną soczewicę, pokrojona dynię, wlewamy bulion i passatę. Jak się zagotuje to na małym ogniu niech sobie pyka jakieś 10 minut.
W tym czasie bierzemy pokrojone pieczarki czy tam cukinię i przysmażamy na patelni (+ sól, pieprz).
Jak minęło w naszym garnku już te 10 minut, to wrzucamy kalafior (surowy) i pieczarki z patelni. Dodajemy soli do smaku i ewentualnie jeszcze przypraw, i niech se pyka następne 10-15 minut. Po drodze kontrolujemy poziom wody, bo może być że trzeba dolać, soczewica dużo pije.
UWAGA, pod koniec łatwo się przypala, więc lepiej czuwać niż siedzieć w internetach.
Jeśli wybraliśmy opcję z cukinią, to ją wrzucamy do garnka na samym końcu, bo inaczej się rozmemła.
Pod koniec gotowania wrzucamy pietruszkową nać, mieszamy, upewniamy się czy soczewica naprawdę jest miękka.
Nakładamy na talerz z ryżem, popadamy w obłęd, przez następny kwadrans świat składa się wyłącznie z dyni, taki dyniowy Minecraft.
No to smacznego.
Uwielbiam curry, ale z dynią i kalafiorem nie jadłam, więc dzięki za przepis :)
OdpowiedzUsuńA na zdrowie i obwód pasa ;)))
UsuńNo i teraz chciałabym zobaczyć ten las i poczuć jego magię. :) Te obrazki są super genialne, a magia to się z nich wylewa. Uwielbiam dzieła przesiąknięte magią. <3 Pozdrawiam serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńDzieki :) Byl naprawde piekny, ten las. Tyle rodzajów mchów i porostów, do tego te grzyby (muchomory oczywiscie najpiekniejsze), zlote paprocie. Cudo.
UsuńPodoba mi się to gotowanie:))
OdpowiedzUsuńA jedzenie jeszcze lepsze jest :D
Usuńtrudno będzie zjeść jak się nie ugotuje:pp
UsuńNo troche. Tylko ja stanowczo wole ta druga czesc wlasnie ;) Gotowanie to tak nie za bardzo.
UsuńOj, jakby halloweenowo :-) W sumie taki czas: magiczny; i elfy na kotach jeżdżą. Cudne :-)
OdpowiedzUsuńOj tak, popadlam w Helloween już całą duszą - patrz Instagram :) Uwielbiam ten klimat!
UsuńRozmarzyłam się... Zarówno w temacie lasu magicznego jak i curry :-). Ale gotować dla samej siebie...to mi się nie chce. U mnie podaję innego rodzaju przepis... ;-)
OdpowiedzUsuńAle targac meble Ci sie chce? :)
UsuńNio,... raz na kilka miesięcy muszę, (bo się uduszę?), taki "interior junki" ze mnie ;-).
UsuńJa ostatnio w koncu wywalilam zepsuta lampke, która stala (taka zepsuta) na szafce jakis prawie rok :) Patrze na to mimo to jako na postęp - wolny, ale postęp!
UsuńDiable, jestem zachwycona!
OdpowiedzUsuńJak zrobiłaś to, że na listkach odbija się światło??
Czary fotoszopa ;) Animacja poklatkowa w wersji cyfrowej - rysujesz to swiatlo kilka razy, zawsze troszeczke inne i potem puszczasz w ruch.
UsuńNo dzięki...
UsuńMyślałam, że napiszesz tak, że coś zrozumiem.
Animacja poklatkowa w wersji cyfrowej?!? Czy to mnie nie obraża? ;-)
Alez w zyciu! ;) Gdziezbym smiala obrazac, i to poklatkowo!
UsuńNo to tak: kilka takich samych obrazków tylko na kazdym te swiatelka troszke przesuniete i o innym natezeniu. Jak w czasach Reksia i myszki Mickey.
No a potem fotoszop i jego funkcja animacji: najpierw widzimy pierwszy obrazek przez sekunde, potem drugi, potem trzeci... itd. Lepiej?
Jakiś Diabeł nie w sosie w tym wpisie. A to norweski las zima zamiast szalonego?, letniego chichot. A to curry- przecież to potrawa na zimę! Przynajmniej u mnie na zimę. Czyżby nostalgią jesienna już orzycisnela szanownego Diabla?
OdpowiedzUsuńA kto by byl w sosie jak wraca z urlopu do roboty... A curry, fakt, nie nadaje sie na cieple dni - ale teraz juz tak :) Przynajmniej jedna dobra strona zimniejszych pór roku!
UsuńZima tez bylam w norweskim lesie. Tez pieknie, ale stanowczo za zimno jak na istote piekielna, cieplo milujaca. Chyba juz nie powtórze tego zimowego podejscia wiecej ;)
Wszystkie ostre dania sa dopiero wtedy dobre (moim zdaniem) jak pieka kiedy wchodza i jak pieka kiedy wychodza (z czlowieka). Ugotowalam ostatnio chili jest BARDZO dobre :))
OdpowiedzUsuńAaaa, milosniczka mocnych doznan! No ja nie musze miec AZ TAK, wystarczy mi lekko pikantne. Zreszta inaczej zabija sie ta biedna dynie calkowicie, chili to wiadomo juz inna sprawa. Chyba nie ma czegos takiego jak lagodne chili? To by bylo bez sensu, jak pikantne ciastko z kremem :)
UsuńOczywiście, że jest łagodne chili i łagodny ajvar, ja takie robię, bo lubię słono i mało pikantno:)
UsuńEch... lagodny ajvar to u mnie jak to pikantne ciastko z kremem - nie przejdzie! Ajvar musi byc dla mnie ostry, przynajmniej lekko - tak jak i curry wlasnie.
UsuńW ogóle wszystko co w pomidorach plywa albo w papryce - koniecznie pikantne.
I bez smietany.
Ale za to duzo naci pietruszkowej, tak naprawde duzo - do 1 garnka to 2 peczki kroje. UWIELBIAM. Chyba jestem uzalezniona od pietruszki...
Piękny opis przyrody i obrazy też. Co prawda lot na grzbiecie wrony kojarzy mi się z zimnem, a nocleg w brzozie z zimnem i wilgocią, ale i tak mi się podoba. W norweskim lesie byłem tylko w dzień, co za strata :)
OdpowiedzUsuńDzieki, Ove!
UsuńLubie wrony. Ladne sa i madre. [ciagnie swój do swego, prawda, ekhemm ;))) ]
A dzien ma jednak swoje zalety w lesie - np. widac gdzie sie idzie. No i w ogóle widac :)
W nocy wyłażą pająki... Brrr...
UsuńA w dzien nie wylaza? Wylaza i to jeszcze jak! W nocy przynajmniej ich nie widac ;)))
UsuńNo własnie! W dzień chociaż je widać! 😉
UsuńOoo jakie piękne i odmienne malowidła, świecące :* za przepis dziękuję :)
OdpowiedzUsuńNo, normalnie czary ;)
UsuńI prosze bardzo, smacznego!
Diabolu bardzo dziękuję za przepis- brzmi pysznie, wiec zrobie na pewno. Opis lasu tak sugestywny, ze poczułem się tak, jakbym etiude filmowa ogladal. Ty to potrafisz pisac, no, no...
OdpowiedzUsuńSmacznego :)
UsuńA las norweski jest jak z bajki, uwielbiam. Lesne jeziora, mech po którym chodzi sie jak po poduszkach, skaly i glazy zarosniete porostami. Cudo!
a ja kcem takiego, zlotego kota, o!
OdpowiedzUsuńMalo to sie "dokocilas" ostatnio?! ;)
Usuńdokocenia nigdy nie za duzo jest :D popaczaj doanielenia http://margasobczakk.blox.pl/resource/IMG_5872side.jpg
UsuńTaaak, skądś znam to lico przystojne ;)
UsuńW Norwegii są robaczki świętojańskie, czy to jakieś inne migaczki?
OdpowiedzUsuńJakie by nie były, razem z resztą flory i fauny tworzą zjawiskową całość.
Bo! Jak fajnie że znów tu zajrzałas :)
UsuńŚwietliki tutaj to mój kaprys akurat, ale ogólnie pewnie Norwedzy mają jakieś na stanie :D
:)
UsuńOpisy przyrody w Twoim wykonaniu są... tak ujmujące i czarowne, że człowiek natychmiast jest tam z Tobą na miejscu. Wrony ciekawe ptasiory, dobre latem jako budzik,chociaż wolę kruki bardziej tajemnicze po za tym całe czarne. Marudzisz iż zimno ale jesień moim zdaniem ma najpiękniejszą gamę kolorów . Jak zimno na wycieczce w lesie, zabrać termosik z curry do tego takie coś jak łyżka z widelcem w jednym. Drugi termosik herbatka z imbirem i prądem. I można wędrować.
OdpowiedzUsuńDziękuję, tam po prostu tak było, ja to tylko spisała, serio. Piękny to był las...
UsuńI jak najbardziej można chodzić, toż wlóczylismy się ile się dało ! Jak gdzieś chodzę to mi cieplej niż w domu. Tylko zimy nie lubię, wtedy już raczej wolę kaloryfer / kominek :)
Taka jesień słoneczna jak przez ten tydzień była to jest istne cudo. Never enough.